„Polscy biskupi mieli do wyboru rewolucję lub święty spokój” – od takich słów swój komentarz po wyborach nowego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski rozpoczął red. Robert Mazurek na Kanale Zero. I dodał: „I wybrali święty spokój, a będą mieli rewolucję”.
Komentarz red. Mazurka był w zasadzie dobry. Zwłaszcza analiza socjologiczna polskiego katolicyzmu. Mam podobne obserwacje. Czas na katolicyzm kulturowy już się skończył. Co dalej? Mazurek twierdzi, że przychodzi rewolucja. Ja też. Ale tutaj się trochę różnimy.
Redaktor oczekuje szybkich zmian. Ja twierdzę, że to dopiero początek i potrzeba przynajmniej dwóch pokoleń. Abp Tadeusz Wojda, nowy przewodniczący Episkopatu, swoje zadania jako biskupa zdefiniował kiedyś w nawiązaniu do myśli papieża Franciszka: pasterz powinien być na początku, w środku i na końcu stada; powinien pachnieć owcami.
Cieszy mnie, że nowy przewodniczący nawiązuje do Franciszka, ponieważ mamy w Polsce poważny problem z recepcją jego nauczania. Pokazuje to komentarz Polonia Christiana (PCH24), który znalazłem na platformie społecznościowej X: „Można powiedzieć, że abp Wojda reprezentuje w pewnym sensie stanowisko większości: to spokojna kontynuacja wizji abp. Stanisława Gądeckiego, zakorzenionej w pontyfikacie św. Jana Pawła II”. Kościół w Polsce żyje bardziej przeszłością niż teraźniejszością i dlatego potrzebny jest czas na zmiany.
Redaktor Mazurek się niecierpliwi, ale przypuszczam, że nowy przewodniczący dobrze wie, że nie może za bardzo przyśpieszać i musi być także „na końcu stada”. Czy abp Wojda będzie zachowawczy? Zobaczymy. Na razie jest mała rewolucja. Po raz pierwszy przewodniczącym został zakonnik. Jest pallotynem, a to jest zgromadzenie zakonne, które za cel stawia sobie pracę wśród i razem z ludźmi świeckimi. Jest także misjologiem, który wie, że Kościół swoje misje prowadzi „nie tylko na terytoriach i wśród ludów nieznających Jezusa, ale także wśród grup społecznych. One są na wyciągniecie ręki” (Nowe przestrzenie misyjne, „Misyjne drogi”, 2024-03-14).
Na razie abp Wojdę znamy z jego pracy w Białymstoku i Gdańsku. Swoją pracę duszpasterską organizował w diecezjach, do których był posłany. W wywiadzie dla portalu Opoka po wyborach powiedział, że rolą biskupa diecezjalnego jest bezpośrednia odpowiedzialność za wspólnotę Kościoła lokalnego, natomiast funkcja przewodniczącego KEP ma inny charakter. Dzisiaj ma nowe zadanie. Co zrobi? Jakie będą jego decyzje?
Wczoraj byłem na moim pierwszym spacerze po Santiago de Chile, po którym oprowadzał mnie mój współbrat z Polski. Obserwowałem ludzi w metrze i na ulicy. Nie patrzyłem na nich jak turysta. Przyjechałem tutaj jako misjonarz ad gentes. Nie wiem do końca, na czym będzie polegać jeszcze moja praca w nowym kraju. Muszę to wszystko sobie jakoś poukładać. Potrzebuję czasu. Punktem odniesienia będzie moje wcześniejsze doświadczenie w konfrontacji z nowym światem, do którego będę powoli wchodził.
Podobna droga jest przed nowym przewodniczącym KEP. Na Kościół w Polsce patrzy teraz z innej perspektywy. Młyny Kościoła mielą powoli. Red. Mazuerk twierdzi, że za wolno. Jestem spokojny. Izraelici do Ziemi Obiecanej mogli iść kilka tygodni, a zajęło im to 40 lat.
Widzę, że szybkich zmian oczekuje także red. Tomasz Terlikowski, który krytycznie odniósł się do Listu biskupów polskich do kapłanów na Wielki Czwartek 2024. Przeczytałem tekst filozofa Tomasza Terlikowskiego (Myślenie wstecz, zamiast w głąb, „Więź”). Przeczytałem list biskupów, czyli teologów, napisany do kapłanów, czyli do mnie. Dlaczego jezuici zablokowali ten tekst na swoim portalu społecznościowo-informacyjnym Deon, gdzie Terlikowski publikował wcześniej swoje felietony? Odpowiedź jest chyba w liście biskupów: „Kardynał J. Ratzinger podpowiada, że to marketingowe rozumienie Kościoła, który bada zapotrzebowanie rynku, a potem je zaspokaja, nie jest właściwym obrazem Kościoła”.
Szybkich zmian oczekuje chyba także ks. Andrzej Draguła, który komentując ten list, napisał na platformie społecznościowej Meta: „nie dostrzegam jakiejś szczególnej erozji wiary wśród moich konfratrów, jak to się onegdaj mówiło”. Czy biskupi nie mogli napisać, że podstawową przyczyną „bolesnych dramatów kapłańskich jest przede wszystkim osłabienie i utrata wiary”? Tym razem mam inne odczucia od teologa ze Szczecina. Czytając ten list, odnosiłem jego treść do siebie. Tak czytam zazwyczaj listy biskupów na Wielki Czwartek. Poczułem się jego adresatem.
„Skoro pracujemy tak samo jak pracowaliśmy, a nie działa, to znaczy, że to oni są winni” – pisze dalej ks. Draguła. Czytałem list biskupów i nie zauważyłem, by próbowali winę zwalić na innych. Widzę coś przeciwnego. To raczej ja jestem winny, że coś nie wychodzi. Biskupi przypominają mi tylko to, co powinni w tym dniu zrobić. „(…) wasz charyzmat, życie duchowe, apostolstwo, a przede wszystkim nasza tożsamość, znajdują swoje umiejscowienie w wielkoczwartkowym Wieczerniku” – czytamy w liście.
Ks. Draguła kończy swój komentarz słowami: „A wystarczyłoby sprawdzić, czy tam w ogóle ryby biorą. Może to nie ta strona łodzi? Może z tej strony już ryb nie ma?”. Zgadza się. A dlaczego tego nie robimy? Ponieważ brakuje nam wiary…
Komunikaty SVD, Kwiecień 2024, str. 16-17.
Zdjęcie u góry: Krzyż u klarysek w Santiago de Chile – Monasterio Nuestra Señora de la Victoria. Fot. Jacek Gniadek SVD.