J. Augustyn SJ: Cynizm prowadzi do patologii moralnej

U podłoża głębokich patologii moralnych  księży leżą nie pokusy, ale życie wbrew swojemu sumieniu, lekceważenie Boga, pogarda do Niego.  Cynizm moralny, za którym kryje się pycha  – ten grzech prowadzi do patologii moralnej.

Z Józefem Augustynem SJ, rozmawia Piotr Słabek (tygodnik Sieci)

W mijającym roku media ujawniły  kolejne skandale obyczajowe związane z wykorzystaniem seksualnym  przez duchownych. Co jest główną  przyczyną obecnego kryzysu moralnego księży? Jaka jest diagnoza ojca?

Józef Augustyn: Dla postawienia  diagnozy nie wystarczy odwołanie się  do analiz socjologicznych, psychologicznych. Skandale, o których mówimy, odsłaniają tajemnicę ludzkiej  nieprawości, a tę można pojąć jedynie  przez tajemnicę Boga – „moc zła wynika z naszej odmowy kochania Boga”  (Benedykt XVI). Zagubienie współczesnego człowieka ma swoje naj głębsze źródło w utracie bojaźni Bożej i radykalnego zdumienia w obliczu  tajemnicy – mówi Joshua A. Heschel.

Doświadczenie Boga ma intymny  charakter. Jest niewidoczne dla postronnych. Gołym okiem jest za to widoczne lekceważenie moralności, które zdradza brak miłości. „Jeżeli  Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” (J 14, 15).  Łatwość, z jaką setki młodych księży rezygnowało w ostatnich latach ze zobowiązań kapłańskich i zakonnych,  rzuca cień na formację oraz na klimat panujący w kapłańskiej wspólnocie.

Mam wrażenie, że jedną z najważniejszych przyczyn skandalicznego zachowania niektórych duchownych była i jest pobłażliwość dla niemoralności. Środowisko dostrzegało raniące wiernych zachowania, ale nikt nie reagował. Czułem się zszokowany po lekturze tekstu „Kościelne peregrynacje seksualnego drapieżcy”  (Tomasz Krzyżak, Piotr Litka). Jak to było możliwe? 

Ks. Krzysztof Grzywocz zwracał  uwagę na istotną rolę przyjacielskich relacji we wspólnotach kapłańskich. Czy słaba jakość takich  relacji nie jest jedną z przyczyn patologii moralnej, o której mówimy?

Brak głębszych więzi wśród duchownych bywa źródłem samotności  i cierpienia, ale nie jest bezpośrednią  przyczyną zachowań niemoralnych,  tym bardziej mających charakter patologiczny. Ból samotności równie dobrze może popychać nas w ręce Ojca  niebieskiego.

Prawdą jest jednak, że w samotności celibatariusza, która nie jest wypełniona miłością i sensem, łatwo budzą  się demony obżarstwa, nieczystości  i chciwości. Wszyscy im podlegamy w takiej czy innej formie, a bywa, że im także ulegamy. W takich chwilach  konieczna jest refleksja, zmaganie, walka. U podłoża głębokich patologii moralnych księży leżą nie pokusy, ale życie wbrew swojemu sumieniu, lekceważenie Boga, pogarda do Niego. Cynizm moralny, za którym kryje się  pycha – ten grzech prowadzi do patologii moralnej.  

Istnieją opinie, że problem tkwi  w samych założeniach funkcjonowania księży: w wymaganym celibacie, wysokim statucie materialnym,  w braku zaangażowania w pracę.

Do takich refleksji dochodzą osoby, dla których jedynym kryterium oceny  ludzkich zachowań są socjologia i psychologia. Uwarunkowania, o których pan wspomina: życie w samotności,  dobrobyt materialny, obowiązki sprowadzone do minimum, odnoszą się nie tylko do pewnej grupy księży, ale wielu osób świeckich, które świadomie i dobrowolnie wybierają taki styl  życia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi jednak, że dostatnie życie w samotności osób świeckich bez większego angażowania się w pracę  staje się przyczyną patologii moralnych. Przytoczona przez pana opinia  to wyraz uprzedzeń wobec księży.  Poza tym wielu z nich żyje naprawdę skromnie, zwłaszcza w wiejskich, małych parafiach.

Czy prawdą jest, że w obrządkach  czy wyznaniach dopuszczających małżeństwo kapłanów problem skandali seksualnych nie pojawia  się na taką skalę. Co ojciec sądzi na  ten temat?

Problemu nie stanowi to, czy ksiądz  żyje w celibacie, czy w małżeństwie, ale kto zgłasza się do seminarium, a następnie zostaje dopuszczony do kapłaństwa. Środowiska męskie, które z założenia żyją w celibacie, mogą być atrakcyjne dla młodych mężczyzn posiadających trudności w budowaniu więzi emocjonalnych z kobietami, nie dojrzałych psychicznie czy też z zaburzeniami tożsamości psychoseksualnej. Rzecz znamienna, że połowa ofiar wykorzystania seksualnego przez duchownych w Polsce to chłopcy, najczęściej w okresie dojrzewania. Jest to wyraźna nadreprezentatywność  w stosunku do społeczeństwa.

Analiza wielu przypadków skandali seksualnych z udziałem księży  pokazuje, że przełożeni nie stanęli na wysokości zadania. Jaka zdaniem ojca powinna być ich postawa, by ograniczyć skalę zjawiska?

Tak jak kapłan jest brany z ludu, tak przełożony, biskup czy prowincjał jest wybierany ze wspólnoty księży. Jakakolwiek pobłażliwość dla niemoralnych zachowań w środowisku księży przenosi się wówczas z poziomu wspólnoty kapłańskiej na poziom wyższy – wspólnoty przełożonych.  W skali całego Kościoła Stolica Apostolska ukarała w ostatnim dziesięcioleciu setki biskupów i prowincjałów za niedopełnienie obowiązków w rozwiązywaniu problemu wykorzystywania nieletnich przez księży.

Przez lata francuskie wspólnoty  kościelne były ukazywane jako wzór odnowy. Okazało się jednak, że w niektórych z nich panował klimat zatruty moralnie. We wspólnotach św. Jana, założonych przez Marie-Dominique’a Philippe’a OP, oraz  wspólnotach L’Arche, powstałych z inspiracji Jeana Vaniera, dochodziło do przestępstw wykorzystywania seksualnego. Jak to możliwe?

I choć wymienione są tutaj dwie wspólnoty, to jednak chodzi o „ jedno zatrute źródło”: jest nim wpływ rodzonych braci Marie-Dominique’a Philippe’a i Thomasa Philippe’a, dominikanów. Marie-Dominique był założycielem Wspólnoty św. Jana. Père Thomas, jak wszyscy go  nazywali, był kapelanem w L’Arche w Trosly-Breuil, gdzie żył Jean Vanier.  Był też jego przewodnikiem duchowym. Sam zadaję sobie pytanie, jak możliwe jest łączenie przestępczego procederu na tle seksualnym, który boleśnie naznacza ofiary na całe życie, z aktami pobożności.

W latach 70. ub.w. w niektórych środowiskach kościelnych podejmowano  dyskusje na temat tzw. trzeciej drogi:  ani celibat, ani małżeństwo. Zastanawiano się też nad ideą zaangażowania w kapłaństwo czy życie zakonne jedynie na ograniczony czas, np. kilka lat – ofiarować się na służbę, ale na własnych warunkach, oddać się Bogu, ale coś zatrzymać dla siebie.

Mam wrażenie, że zatruty klimat  moralny w tych wspólnotach to owoc kontrowersyjnych, by nie powiedzieć – chorych, eksperymentów w życiu duchowym. Opis nadużyć seksualnych w obu środowiskach kościelnych robi wrażenie, jakby miał charakter  zinstytucjonalizowany.

To odważne, bezkompromisowe, rozliczanie się episkopatu francuskiego oraz wspólnot kościelnych ze skandali seksualnych dobrze świadczy o Kościele we Francji. Tylko Kościół żyjący w prawdzie, skruszony, uznający swoje grzechy, ale jednocześnie szukający Boga, ma przyszłość.

Jak ojciec rozumie patologie duchowości w kontekście skandali seksualnych księży? 

W psychologii istnieje precyzyjna typologia przestępców seksualnych, stosowana wobec wszystkich sprawców. Skandale seksualne duchownych mają w moim odczuciu swoją szczególną specyfikę ze względu na funkcje religijne, które sprawują. Na doraźne potrzeby tego wywiadu wyliczyłbym trzy typy duchownych, sprawców skandali seksualnych.

Pierwszy to typ osobowości zewnętrznej, przemocowej, w której  brak jest zakorzenienia w życiu duchowym. Moralność i duchowość są traktowane zewnętrznie i cynicznie. Swojego cynizmu nawet nie ukrywają. Przemocą biorą to, co zaspokaja ich namiętności.

Drugi typ to osób, które co prawda mają jakieś hamulce moralne, ale brak im hamulców psychicznych. Wobec kompulsji seksualnej są bezradne. W chwilach opętania namiętnością, tracą kontrolę nad sobą, by po fakcie doświadczać miażdżącego poczucia winy i upokorzenia. Spowiadają  się, modlą się, obiecują poprawę, ale nie są w stanie odmienić swojego postępowania.

I trzeci typ, to sprawcy uduchowieni, którzy wykorzystują swoje ofiary w klimacie pseudoduchowości i pseudomistyki. Zbudowali w sobie jakąś zakłamaną strukturę wewnętrzną, która pozwala im odgrywać rolę guru, specjalistów od mistyki. Wszystko jednak do czasu. Także tutaj mamy do czynienia z cynizmem, choć zupełnie innego rodzaju.

Niektórzy księża po odbyciu kary są przywracani do pełnienia posługi. Zdarza się, że proceder się powtarza.

Rzeczywiście, jeszcze do niedawna, niektórzy sprawcy skandali seksualnych w Kościele byli przenoszeni na inne parafie. Ale już nie teraz. Surowe kary nakładane przez Stolicę Apostolską na biskupów, którzy tolerowali wykorzystywanie seksualne nieletnich, to jednoznaczny sygnał. Zero tolerancji. Osobiście nie wyobrażam sobie, by w obecnym klimacie jakikolwiek przełożony dopuszczał do posługi  księdza, który został skazany za przestępstwa seksualne wobec nieletnich. Prawo kanoniczne (kan. 1398) jednoznacznie mówi  o usuwaniu z urzędu i wydalaniu ze stanu duchownego księży, którym zostało udowodnione przestępstwo wykorzystania seksualnego nieletnich.

Istnieje całe spektrum reakcji  na skandale seksualne księży, od apostazji po opinie, że jest to atak na Kościół inspirowany przez jego wrogów. Jak wierni powinni reagować?

Spokojnie, z szacunkiem, w wolności. Nie powinniśmy osądzać w sumieniu tych, którzy na kościelne skandale reagują apostazją. To ich wolny wybór. Szanując to, trzeba jednak domagać się szacunku także dla własnego wyboru. Jakiekolwiek usprawiedliwienie przestępczych zachowań księży jest zgorszeniem. Za niemoralną tolerancją dla cudzych grzechów nierzadko kryje się tolerancja dla własnych.

Wszyscy, dla których Kościół jest Matką, winni podjąć szczerą modlitwę i pokutę w tej intencji. Wielokrotnie byłem świadkiem reakcji na skandale księży, o której pan nie wspomniał. Wielu ludzi odczytuje gorszące życie księży jako osobiste zaproszenie Jezusa do dźwigania razem z Nim nie prawości Kościoła i świata. Grzech, krzywda wyrządzona nieletnim dotyka ich boleśnie. Z głębi zranionego serca rodzi się w nich potrzeba większego zaangażowania duchowego i moralnego. Uznanie grzechu, skrucha, pokora, naprawianie krzywd,  pomoc ofiarom, modlitwa ekspiacyjna – to jedyna droga wyjścia z tej bolesnej dla Kościoła sytuacji.

W tym trudnym dla Kościoła czasie konieczna jest nam wielka wiara, wiara mistyczna, że „poprzez zmaganie o moje nawrócenie, moje ofiarne życie, buduję Kościół”. Nie ma innej drogi. Bóg potrzebuje dzisiaj naszego uczciwego, dobrego,  świętego życia. To jest pierwsze i najważniejsze.

W ostatnim czasie grupa aktywistów domaga się zakazu spowiadania dzieci przed ukończeniem 16. roku życia. Zmuszanie nieletnich do wyznawania swoich grzechów przed obcymi mężczyznami to przemoc – argumentują.

W mojej pracy rekolekcyjnej rozmawiałem wiele razy z dorosłymi, którzy jako dzieci czuli się zranieni przy spowiedzi, np. kontrowersyjnymi pytaniami. Kościół oczywiście nie może się zgodzić na zakaz spowiadania dzieci  do 16. roku życia. Wszyscy mają prawo  do spowiedzi przed kapłanem, także dzieci. Ale inicjatywa ta może jednak  odegrać tę dobrą rolę, że pobudzi przełożonych i księży do uważniejszej refleksji nad sposobem sprawowania sakramentu pojednania, wyciągnięcia wniosków z popełnianych błędów w przeszłości i obecnie.

Jurysdykcja – pozwolenie biskupa  na spowiadanie – winna podlegać weryfikacji, np. przez zobowiązanie do korzystania z kierownictwa duchowego – rodzaju superwizji. Tematem rozmowy (przy całkowitym zachowaniu tajemnicy spowiedzi) nie powinien być penitent, ale sposób zachowania spowiednika wobec penitenta. Posługa w konfesjonale winna podlegać kontroli szczególnie wówczas,  gdy do przełożonych dochodzą najmniejsze choćby skargi na spowiednika. Każde zbędne pytanie w konfesjonale w materii szóstego przykazania jest nadużyciem, nie kiedy poważnym. Pouczenia w tej materii powinny być przeniesione na czas katechezy.

Słuchałem kiedyś wykładu dla księży wytrawnego moralisty. Doradzał, by z nieletnimi, do 16. roku życia, nie rozmawiać w konfesjonale na temat grzechów seksualnych, ale z zaufaniem przyjmować to, co wyznają, i udzielać rozgrzeszenia. Spowiednik powinien zabrać głos, pouczyć po ojcowsku, uspokoić, gdyby był świadkiem jakiejś sytuacji nadzwyczajnej: krzywdy wyrządzanej nieletniemu penitentowi lub też gdyby sam nieletni penitent krzywdził rówieśników, zwłaszcza młodszych od siebie.

Ojciec wypowiada się co jakiś czas na temat skandali seksualnych w Kościele. Dlaczego?

Z niepokoju, z żalu, z bólu. Nie potrafię wymazać z pamięci – ani nie chcę tego robić – licznych rozmów z ofiarami, rodzicami ofiar. Odczucie tego  bólu tkwi wgłębi mojej duszy. Wypowiadam się, ponieważ szczerze mi żal wiernych, którzy doświadczają wiele niepokoju, słysząc o skandalicznych zachowaniach niektórych księży, a mimo to przychodzą do spowiedzi,  słuchają kazań. Wypowiadam się, by podtrzymać zaufanie wiernych do duszpasterzy. Wypowiadam się, ponieważ bardzo żal mi księży, kleryków, którzy z sercem angażują się w swoje powołanie, a mimo to spotykają się z hejtem, wyzwiskami, poniżeniem.

Uderzył mnie wpis internetowy pewnego neoprezbitera. Najpierw pochwalił się radością przyjęcia święceń  kapłańskich. Gdy pod swoim wpisem zobaczył dziesiątki wulgaryzmów, w kolejnym poście dodał z żalem: „Co ja wam zrobiłem, że traktujecie mnie w taki sposób”.

Kryzys może być drogą przełomu. Jakie zdaniem ojca muszą być spełnione warunki, by doprowadzić do oczyszczenia Kościoła?

Termin „kryzys” wywodzi się z języka greckiego. Słowo „krisis” znaczy rozeznanie, zmaganie, walka, decydowanie. Ma wyraźnie charakter pozytywny. Obecny czas kryzysu, który przeżywa Kościół, nie jest pierwszym. Analogii Kościół powinien szukać  nie tylko w swojej własnej historii, ale także w historii Izraela. Naród wybrany, wygnany z Ziemi Obiecanej, pozbawiony świątyni i ofiar całopalnych, cierpiący i poniżony, odkrywał odwieczny zamysł Boga, jego prawdziwe upodobania: „Ty nie kochasz się w całopaleniach. Ofiarą Bogu jest duch skruszony; sercem pełnym żalu i pokory nie wzgardzisz, Boże” (Ps 50,  18–19, tł. Leopold Staff ). Pojąwszy te zamysły Pana, psalmista modli się;  „Dobrze mi, żeś mnie poniżył, bym się nauczył zakonu twego” (Ps 118, 71,  tł. Leopold Staff ).

Kościół w Polsce robi wiele dla  rozwiązywania skandali seksualnych księży. W tej części Europy jesteśmy prawdziwymi liderami w rozliczaniu sprawców, w budowaniu systemu prewencji, pomagamy sąsiednim Kościołom. Mamy też coraz więcej ludzi kompetentnych i zaangażowanych w stawianiu czoła kryzysowi, powoli narasta też świadomość powagi zaistniałej sytuacji. Są to jednak działania instytucjonalne. One są konieczne, ważne, ale nie wystarczają.

Ale bądźmy szczerzy: w znacznym stopniu robimy to – na obecnym etapie kryzysu – pod presją społeczną. Wszyscy, duchowni i wierni świeccy, jesteśmy zmęczeni tematem. Media z regularnością serwują nam opisy nowych sytuacji, które szokują brutalnością, perwersją, cynizmem. Mam wrażenie, że jesteśmy w pierwszym – ostrym – okresie kryzysu. Obym się mylił. Co nas jeszcze czeka, jakie fakty, przeżycia, cierpienia, zwycięstwa, radości – tego nie  wiemy. Ale dobrze wiemy, co obiecał nam Jezus: „Oto Ja jestem z wami  przez wszystkie dni, aż do skończenia  świata” (Mt 28, 20).  

Źródło: tygodnik Sieci

Za: www.jezuici.pl

Wpisy powiązane

Kokotek: prawie 100 uczestników Zakonnego Forum Duszpasterstwa Młodzieży

Na Jasnej Górze odbywają się rekolekcje dla biskupów

125 lat obecności naśladowców św. Franciszka w Jaśle