Tego roku, jak nigdy, liturgiczne święto Ofiarowania Pańskiego, właściwie „tytularne” święto życia konsekrowanego, iskrzy swoim znaczeniem, nadzieją, perspektywami i zaciekawieniem. Jedni mówią o tym szeptem, inni otwarcie, ale wszystkie zakonnice i zakonnicy, osoby konsekrowane, zadają sobie pytanie: czy ten rok życia konsekrowanego przyniesie jakieś zmiany w moim życiu, w nastawieniu ogólnym i życiu codziennym mojego instytutu?
Można zanotować wielkie pragnienie, czasami nawet tęsknotę osób konsekrowanych, aby wzrosło ich znaczenie w społeczeństwie, gdzie są obecne, w Kościele lokalnym, w którym pracują. Jest też niepokój, że nie uda się znaleźć zadowalającej odpowiedzi na problemy, które stawia przed nami rosnące ubóstwo duchowe i materialne poza i w murach naszych klasztorów. Jest zatroskanie o przyszłość naszych rodzin zakonnych: czy damy radę odwrócić tendencję spadku powołań?
Program roku jest pełen spotkań: sympozja, debaty, wymiana doświadczeń, pielgrzymki, wydarzenia liturgiczne i paraliturgiczne, mniej lub bardziej sugestywne. Czy wszystko to przyniesie jakieś widoczne rezultaty?
Trzeba mieć nadzieję, że tak. Ale jedna rzecz jest pewna: każdego dnia każdy i każda z nas, indywidualnie i wspólnotowo, otrzymuje moc, wyjątkową w całym świecie, płynącą ze słowa Bożego i Eucharystii. To są mocne punkty odniesienia w naszym roku życia konsekrowanego.
Dziś w tej pięknej katedrze nie chcemy dać się ponieść magii słowa, rozważań czy planów działania; chcemy dać się urzec słowu Boga i Jezusowi obecnemu w Eucharystii.
Światło, ogień i proroctwo, to oferuje nam słowo Boże na tej eucharystycznej uczcie: Chrystus, światło na oświecenie pogan… Jest on jak ogień złotnika… Żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon… a Duch Święty spoczywał na nim.
W tych słowach pobrzmiewa subtelna ironia Boga. Dokładnie w tym momencie, gdy ukazała się ta Światłość, król Herod knuł, jak by ją wyeliminować, jak wyzwolić się od tego Dziecka, które tę światłość przynosiło. Od tego czasu mięło dwadzieścia wieków, a ta Światłość nie zabłysła jeszcze na całym świecie, w każdym ludzkim sercu.
Dlatego jest naturalne, że pytamy się: W jakim sensie Jezus jest dziś światłem dla wszystkich narodów? Na jakim etapie znajduje się dziś ludzkość na swojej drodze do Chrystusa? Widzimy tu jakiś postęp czy raczej regres?
Byłoby błędem czy niebezpiecznym uproszczeniem mierzenie tego postępu w terminach sukcesu, zdobyczy czy narzucania go siłą. Jezus nigdy nikogo nie oślepiał swoim światłem, w taki sposób, aby pozbawić go możliwości dokonywania osobistych czy wspólnotowych wyborów. Jego stylem działania jest postawa Sługi Jahwe: Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszećkrzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zgasi knotka o nikłym płomyku… Ja, Pan… ustanowiłem Cię… światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności (Iz 42, 2-3, 6-8).
Liturgia adwentowa przypominała nam o osobach przyjmujących chrzest Janowy i pytających go, jak się mają teraz zachowywać. Pytali go też i żołnierze: ‘A my, co mamy czynić?’ On im odpowiadał: ‘Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie’” (Łk 3, 14).
Ten, kto spodziewał się, że Jezus zmieni świat z dnia na dzień przez siłę swego światła, musiał być zaskoczony normalnością jego myśli: każdy jest wezwany do życia według swego powołania, ale w ciągłym wysiłku oczyszczania swojej relacji z Bogiem i kontaktów z bliźnimi z elementów siły, panowania, posiadania czy arogancji.
Pewnego dnia Jezus napomniał swoich uczniów, którzy chcieli, aby spadł ogień i gromy z nieba na tych, którzy nie chcieli go przyjąć. Nie, powiedział Jezus, nie przyszedłem po to, aby kogokolwiek niszczyć moją siłą, ale raczej po to, aby spojrzeć w twarz złu, które istnieje w świecie i zatroszczyć się o tych, którzy dali się złu opanować i przyczyniają się do tego, że zło panuje na tym świecie nad ludźmi.
Takie priorytety wyznaczył też papież Franciszek zakonnikom: być prorokami, którzy dają świadectwo, jak Jezus żył na naszej ziemi.
Wśród pięciu oczekiwań, jakie papież Franciszek zarysował w liście apostolskim na rozpoczęcie roku życia konsekrowanego jest i to: przebudźcie świat; właśnie dlatego, że obejmuje ono profetyczny wymiar życia konsekrowanego.
Budzić świat, to jedno z jego obrazowych określeń, które implikuje pielgrzymkę do samego serca tajemnicy chrześcijańskiej i do świata. Są dwa elementy proroctwa, których nie można pominąć. Trzeba kierować się do ludzi, aby opowiadać o tym, co było kontemplowane w obecności Boga.
Prorokować jak Symeon, na którym spoczywał Duch Święty; on obwieszczał zbawienie, widziane na własne oczy. Konsekracja jest procesem wzrostu; jest decyzją, którą odnawia się dzień po dniu; jest relacją, która dojrzewa przez całe życie; jest dialogiem z Bogiem, który wzywa do dania odpowiedzi miłości.
Oczekuję więc – napisał w tym liście papież Franciszek – że nie będziecie podtrzymywali utopii, ale będziecie potrafili stworzyć miejsca alternatywne, w których żyje się ewangeliczną logiką daru, braterstwa, przyjęcia różnorodności, wzajemnej miłości. Klasztory, wspólnoty, ośrodki duchowości i medytacji, szkoły, szpitale, rodzinne domy opieki i te wszystkie miejsca, jakie zrodziła miłość i charyzmatyczna kreatywność, i które jeszcze się zrodzą z nową kreatywnością, powinny być coraz bardziej zaczynem dla społeczeństwa zainspirowanego Ewangelią, miastem na górze, które mówi prawdę i wyraża moc słów Jezusa.
Czasami – kontynuuje papież – jak się to stało w przypadku Eliasza i Jonasza, może nadejść pokusa ucieczki, uniknięcia zadania proroka, ponieważ jest zbyt wymagające, bo jest się zmęczonym, rozczarowanym wynikami. Ale prorok wie, że nigdy nie jest sam. Również nas, tak jak Jeremiasza, Bóg zapewnia: „Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić”.
(02.02.2015 – Płock)
Konferencja Księdza Nuncjusza do osób konsekrowanych Płock – Opactwo 2 lutego 2015
Biskup Piotr powiedział, że Nuncjusz będzie mówił od serca. W rzeczywiści ja mówię z kartki, bo moja znajomość języka polskiego nie pozwala mi improwizować. Jednak będę czytać z serca …
Dziś to jest prawie obowiązkiem, aby treścią naszej konferencji był Rok Życia Konsekrowanego. Chociaż będzie trudno dodać cokolwiek oryginalnego do Listu Apostolskiego papieża Franciszka, który już sam z siebie jest bardzo konkretny, szczegółowy i wyczerpujący.
W ciągu pięćdziesięciu lat, jakie minęły od Soboru Watykańskiego Drugiego, często padało pytanie o tożsamość życia konsekrowanego, o jego miejsce w życiu Kościoła, sens istnienia w zsekularyzowanym świecie, znaczenie jego posłannictwa.
Wprowadzono w życie wiele programów odnowy, nawiązujących do pierwotnego charyzmatu, opartych na ponownym odkryciu życia i świadectwa z własnych początków oraz dostosowaniu duchowości do nowych czasów i zmienionych warunków kulturowych i społecznych. Były też próby radykalnej odnowy, którą można by nazwać re-fundacją zgromadzeń. Wiele z tych programów przyniosło dobre owoce. W innych przypadkach można było zauważyć spadek zaangażowań we własne dzieła apostolskie, a nawet zamykanie klasztorów, domów, instytucji.
W tym samym czasie, patrząc jedynie na Europę, można było zauważyć nieoczekiwane ożywienie życia konsekrowanego. W ciągu ostatnich dwudziestu lat zostało założonych około trzysta nowych „fundacji”. W różnych miejscach kwitną nowe wspólnoty, ruchy kościelne, grupy charyzmatyczne.
Jednak myślę, że właśnie tu, dziś, w głowach wielu z was pojawia się pytanie: czy przyszłość należy tylko do tego, co nowe? Czy jest jeszcze nadzieja dla starszych instytucji? A może musimy pogodzić się z tym, że nasze dzieła będą upadać jedno po drugim z powodu braku powołań, tak że z czasem przestaniemy istnieć?
Wśród takich obaw i trosk, jedna rzecz jest pewna: nasze wspólnoty zakonne nie są owocem ludzkich projektów, dobrze skalkulowanych rachub, ale są owocem charyzmatów podtrzymywanych przez Ducha Świętego z wielką fantazją i w całkowitej wolności, w trosce o dobro wspólne, w Bożej trosce o całą ludzkość. Dlatego też to Duch będzie oświecał i prowadził przez lata chude, których doświadcza teraz wiele zgromadzeń zakonnych.
Takie przekonanie nie jest tanim lekarstwem ani nie jest terapią paliatywną na obawy o przyszłość; jest zdecydowanym wezwaniem do pozostawania uważnym na wskazówki, które Duch Święty daje dziś swojemu Kościołowi.
Wśród tych wskazówek jest także wybór, dwa lata temu, papieża, pochodzącego z życia zakonnego, który przybrał imię protoplasty wielkiej rodziny zakonnej; który zna dobrze wyzwania i potencjał życia zakonnego i na samym początku swojego pontyfikatu ogłosił Rok Życia Konsekrowanego.
Myślę, że będzie użyteczne wgłębienie się w jego słowa i jego dzieła, jakimi chce nadać kierunek Rokowi Życia Konsekrowanego.
W Liście Apostolskim papież Franciszek uwypuklił trzy kierunki życia: pamiętać o przeszłości z wdzięcznością, przeżywać teraźniejszość z pasją i patrzeć w przyszłość z nadzieją. Przypomniał także, czego oczekuje od życia konsekrowanego: radości, profetyzmu, komunii, misyjności i zmysłu kościelnego.Wezwał was do współpracy z wiernymi świeckimi, którym bliski jest wasz charyzmat oraz ze wspólnotami różnych wyznań chrześcijańskich i religii. I w końcu, zachęcił wiernych i biskupów do odnowienia należnej uwagi, poważania i współpracy z instytutami życia konsekrowanego i stowarzyszeniami życia apostolskiego.
Dziś chciałbym rozważyć bliżej dwa aspekty: współistnienie e misyjność.
I – Współistnienie
Wymiar hierarchiczny i wymiar charyzmatyczny, reprezentowany głównie przez życie konsekrowane, pozostają w koegzystencji; są jednakowo ważne, komplementarne, konieczne dla budowania Kościoła, jakiego chciał Chrystus.
Pięknie to brzmi, ale pokuśmy się o jakiś komentarz. Mówi się o tym wiele, ale mało przekłada się to na praktykę życiową. Rzeczywiście, tak na poziomie teologicznym, jak i w praktyce bezpośredniego duszpasterstwa, refleksja o współistnieniu życia konsekrowanego nie wydaje się jeszcze mieć pełnoprawnej roli w tekstach teologicznych. A zauważmy, że autorami wielu z tych tekstów są zakonnicy i zakonnice! W wielu regionach świata, wydaje się, że duszpasterstwo bezpośrednie skupia się wokół biskupa i duchowieństwa diecezjalnego.
Jest ciekawe, że w dziejach Kościoła społeczność świecka zawsze patrzyła na życie konsekrowane jako na kwintesencję działalności użytecznej społecznie. Były postrzegane jako użyteczne te zgromadzenia, które całkowicie poświęcały się edukacji, ochronie zdrowia, formacji ludzi młodych, wrażliwości na prawa człowieka we wszystkich ich przejawach. Inne wspólnoty zakonne – poświęcające się świadectwu ewangelicznemu, życiu kontemplacyjnemu, liturgii albo pomagające instytucjom kościelnym – były odrzucane jako nieużyteczne.
Problem współistnienia przyniesie widzialne rezultaty, jeśli zacznie się dokładnie w tym miejscu, to znaczy od tego, co czasami społeczność świecka widzi jako nieużyteczność, anachronizm życia konsekrowanego. Gdy Maria wylała flakon cennego wonnego olejku na stopy Jezusa, już wtedy pojawiły się komentarze, że to bezużyteczne! I nikt, albo tylko nieliczni, potrafili zrozumieć odpowiedź Jezusa: Dobry uczynek spełniła względem Mnie.
Tak jest i dzisiaj, gdy w świecie opanowanym przez kult utylitaryzmu i pożytku, ludzie nie mają już poczucia bezinteresowności, czegoś, co darmowe. Życie konsekrowane wystawione jest na ryzyko, że będzie uznane za społecznie nieprzydatne.
Będzie jednak miało przyszłość, jeśli będzie umiało na nowo odkryć znaczenie swojej „bezużyteczności”, czyli wartość darmowości. Cechą specyficzną współistnienia dla życia konsekrowanego jest właśnie to: dawać świadectwo i pozwalać na rozkwitnięcie darmowości.
Także w Kościele współistnienie będzie lepiej rozumiane i bardziej cenione, jeśli osoby konsekrowane będą same zadawać dogłębne pytania o głęboki sens ich życia, jeśli będą szły do korzeni ich racji bytu i jeśli wrócą do swojej prawdziwej przydatności, a jest nią pozostawanie znakiem darmowości i wolności – wartości mocno już zagubionych – i dlatego tak wielu tęskni, aby je znów odkryć.
II – Misyjność
Niektóre wspólnoty zakonne skupiają się na sobie samych; ciągle się analizują, weryfikują, opatrują własne, bolące rany, takie jak starzenie się, brak powołań, zmniejszające się znaczenie własnego charyzmatu w nowych czasach.
W rzeczywistości one pochylają się nad samym sobą, podczas gdy – jak lubi przypominać papież Franciszek – Kościół, we wszystkich swoich ekspresjach, nie może być skoncentrowany na sobie.
Wszyscy pamiętamy wywiad papieża Franciszka, jakiego rok temu udzielił redaktorowi naczelnemu „Civiltà Cattolica”. Opisując wizerunek swojej rodziny zakonnej, Towarzystwa Jezusowego, tak mówił: „Jezuita nie jest skupiony na sobie. Towarzystwo samo w sobie jest zde-koncentrowane: jego centrum to Chrystus i Jego Kościół. Dlatego też, skoro Towarzystwo stawia Chrystusa i Kościół w centrum, ma wtedy dwa podstawowe punkty odniesienia; pozwalają one na zachowanie równowagi, podczas gdy ono samo żyje na peryferiach. Jeśli natomiast za bardzo spogląda się na siebie samego, stawia siebie w centrum jako solidną, dobrze wyposażoną instytucję, w konsekwencji ściąga na siebie niebezpieczeństwo pewności siebie i samowystarczalności”.
Czego Kościół najbardziej potrzebuje?
Według papieża Franciszka Kościół potrzebuje re-ewangelizacji siebie samego. Od pewnego czasu wiele mówi się o nowej ewangelizacji, czym jest, czym nie jest… Papież Franciszek nie mówi o niej prawie wcale. To znaczy: bardzo rzadko używa pojęcia „nowa ewangelizacja”, ale podejmuje ją w bardzo radykalny sposób.
Już od pierwszych chwil po wyborze na biskupa Rzymu, papież Franciszek mówi nam o misyjności Kościoła, który wychodzi opłotków, aby iść aż na egzystencjalne peryferia; porównał Kościół do szpitala polowego.
“Chodzi o zdolność leczenia ran i rozgrzewania serc wiernych. Kościół potrzebuje bliskości…. Trzeba to rozpocząć od podstaw… Wyobrażam sobie Kościół jako szpital polowy po bitwie. Nie ma sensu pytać ciężko rannego, czy ma wysoki poziom cukru czy cholesterolu! Trzeba leczyć jego rany. Potem możemy mówić o całej reszcie… Reformy organizacyjne i strukturalne są wtórne, to znaczy następują później. Pierwsza reforma powinna dotyczyć nastawienia. Głosiciele Ewangelii powinni być osobami zdolnymi do ogrzania serc ludzi, do wchodzenia w ich noc, by móc z nimi rozmawiać, ale także by wejść w ich noc, ciemność, nie zatracając samych siebie. Lub Boży chce pasterzy, a nie funkcjonariuszy czy urzędników państwowych”.
Co więcej, papież Franciszek proponuje nową ewangelizację w nowym wydaniu. Święty Jan Paweł Drugi streścił swoją koncepcję nowej ewangelizacji w dewizie: „otwórzcie drzwi Chrystusowi” w sensie ogólnym – było to wezwanie skierowane do świata polityki, do społeczeństwa, do instytucji ekonomicznych, do świata, którzy zmierza w kierunku globalizacji. Benedykt Szesnasty lubił koncepcję mniejszości kreatywnych, to znaczy, że należy kultywować i potwierdzać intelektualnie i duchowo życie chrześcijańskie w tych, którzy są rzeczywiście chrześcijanami z przekonania i w ten sposób budować wspólnoty promieniujące. Papież Franciszek proponuje, aby przez miłosierdzie zdobywać nominalnych tylko chrześcijan, którzy żyją najczęściej poza Kościołem i poza moralnością chrześcijańską. Wzywa do przekonywania wierzących, zdobywania peryferii egzystencjalnych, zwłaszcza przez spotkanie i postawę głęboko ludzką, która w końcu otwiera drzwi dialogu.
Swoimi codziennymi homiliami, papież Franciszek ma zwyczaj prowokować sprawiedliwych, szlachetnych, duchownych, prawomyślnych, pobożnych: pobudza ich do ewangelicznego radykalizmu, bez którego ryzykuje się popadnięcie w faryzeizm.
Taki bezpośredni styl, otwarty sposób mówienia, czasami ostry, radykalny, jest nośny i wzmacnia przesłanie, bo płynie z przekonania, że reforma w rękawiczkach, miękko przeprowadzana, aluzyjna, bez mówienia wprost o punktach newralgicznych, nie może przynieść realnych owoców. Z drugiej strony, czy tak samo nie postępował Jezus, wybijając z głowy swoich uczniów przekonanie, że przyszedł na ziemię, aby zbudować światowe królestwo? Przypomnijmy sobie Jezusowe przepowiadanie: słyszeliście, ale ja wam mówię… Przyszedłem ogień rzucić na ziemię… Ojciec powstanie przeciw synowi, a matka przeciw córce… Przepędził handlujących w świątyni, prowokował prawomyślnych dobrze odnosząc się do Magdaleny.
Jedność i komunia chrześcijan, a dodałbym także, jedność i komunia wewnątrz wspólnot zakonnych, nie są owocem kurtuazji, akademickich dysput, ale bazują na solidnych założeniach, na ewangelicznym radykalizmie.