Mówi, że pisanie tekstów i muzyki jest dla niego formą modlitwy, spotkaniem z samym sobą i nazywaniem rzeczy, które w nim pracują. Utwory lubelskiego kapucyna już są na Spotify.
Hip-hop pojawił się w życiu br. Krzysztofa Fabicha w gimnazjum. – Tej muzyki słuchali ci „źli”, a ja też byłem trochę zły – śmieje się zakonnik. – Piosenki pełne były wulgaryzmów. Dla mnie był to krzyk buntu, który w sobie przeżywałem. Później rodzice kupili mi gitarę, założyliśmy z kolegami zespół. Graliśmy rocka, punk, metal. Już wtedy pisałem dużo tekstów – wspomina zakonnik.
W technikum przyszedł czas zbliżenia się do Pana Boga. – Naczytałem się wtedy, że metal to samo zło, i zarzuciłem ten rodzaj muzyki. Później przeżyłem mocne nawrócenie i postanowiłem poodcinać się od tego wszystkiego, co uważałem za złe.
Natchnienia zewsząd
Metal wrócił, o ironio, gdy Krzysztof wstąpił do zakonu braci kapucynów. – W klasztorze działał taki zespół – Broders. Razem z kilkoma braćmi przejęliśmy go po poprzednikach. Niestety, z różnych powodów skład po jakimś czasie nam się rozsypał – opowiada kapucyn.
Teksty autorstwa młodego seminarzysty jednak nadal powstawały. – Miałem wątpliwości, czy moje pisanie nie jest pewną formą ucieczki przed życiem, przed samym sobą. Ojciec duchowny wytłumaczył mi jednak, że to pisarstwo jest sposobem nazwania pewnych rzeczy, które we mnie siedzą, i dobrze, że to robię. Wtedy po latach wrócił hip-hop.
Najpierw jedynie w zakamarkach prywatnej celi, później coraz częściej na zewnątrz. – W ciągu trzech lat udało mi się nagrać przeszło 100 utworów. Wszystkie teksty to moje rozmyślania nad słowem, ale też nad tym, co się wokół nas dzieje – opowiada.
Utwory, jak mówi br. Krzysztof, pojawiają się bardzo regularnie. – Najwięcej powstało chyba w czasie, gdy chorowałem na COVID – stwierdza ze śmiechem. – Ale generalnie natchnień mam bardzo dużo. Choćby sytuacja, która ostatnio dotyka Kościół. Sam jako człowiek Kościoła bardzo to wszystko przeżywam. Gdy był Strajk Kobiet, próbowałem jakoś odnaleźć się w tej sytuacji. Wtedy powstał utwór „Na noże”.
Nowy album
Jak sam mówi, rzadko zdarza mu się pisać utwory bez konkretnego kontekstu. – Tworzę projektami, skupiam się wokół konkretnego tematu i wokół niego się poruszam.
Młody zakonnik zaznacza, że ma dosyć ciężkie teksty, więc próbuje „ratować” je formą, a inspiracją są dla niego także książki, które czyta: filozoficzno-egzystencjalne. – Mam gotowy projekt napisany pod dramat Sartre’a „Przy drzwiach zamkniętych”, ale nie wiem, czy kiedykolwiek to opublikuję – stwierdza. Przed bratem Krzysztofem publikacja najświeższego projektu, albumu skomponowanego i stworzonego wraz z Klarą Petruk, bialską wokalistką i skrzypaczką. Porusza on problem modlitwy, próby psychologizowania życia w każdym jego aspekcie, zmagania się z własną grzesznością, a także tragedią, jaką przeżywają ludzie targający się na swoje życie. Album bogaty muzycznie, trudny, który wysłuchany w całości skłania ku refleksji.
Hip-hopowiec księdzem
W ostatnim czasie z dwoma braćmi, z których jeden przed zakonem rapował, a drugi aktualnie próbuje sił w muzyce, udało się br. Krzysztofowi stworzyć zespół pod nazwą Capsquad. – Próbujemy w te nasze działania angażować ludzi z zewnątrz, którzy z nami są trochę związani, i naprawdę cieszy nas to tworzenie. Ma to przede wszystkim walor ewangelizacyjny, ale jest to też mierzenie się z samym sobą, realizowanie swojej pasji.
W tym ostatnim nikt, jak mówi, w klasztorze mu nie przeszkadza. – Każdy z braci ma jakieś pasje. Jeśli tylko współgrają one z życiem zakonnym, to nie ma problemu – zaznacza. – Oczywiście zdarza się czasami, że bracia muszą ściągać trochę z obłoków, żeby człowiek nie chodził po krawędzi, ale zasadniczo mi kibicują. Niektórzy, szczególnie ci starsi, którzy nie korzystają z internetu, YouTube’a – gdzie wrzucam swoje utwory, to pewnie nawet nie wiedzą, że taka muzyka za murami klasztoru powstaje.
Brat Krzysztof, jeśli tylko Kościół – jak podkreśla – wyrazi na to zgodę, w tym roku zostanie wyświęcony na kapłana. O wydaniu płyty nie myśli, choć wielu go do tego zachęcało. – Nie widzę w tym żadnego sensu, bo przecież bym jej nie sprzedawał. Mnie zależy przede wszystkim na tym, by z tą muzyką i słowami trafić do ludzi, którzy poszukują Pana Boga, którzy zasadniczo są poza Kościołem. Dlatego swoje utwory publikuję w sieci, a ostatnio także udało mi się stworzyć konto na Spotify, gdzie będą pojawiały się zarówno utwory solowe, jak i te w wykonaniu Capsquad. Jeśli trafią one choć do kilku osób i coś w nich zmienią, pomogą im, to będę szczęśliwy.