13 października 2009 r. zmarł w Gdańsku Marian Kołodziej, artysta plastyk, scenograf teatralny i filmowy, jeden z pierwszych więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz (numer obozowy 432). Pozostawił po sobie niezwykłe artystyczne świadectwo o obozowym świecie i swoim współwięźniu, św. Maksymilianie Kolbe. Zapraszamy do zapoznania się z historią tego dzieła zatytułowanego „Klisze pamięci. Labirynty”, obok którego nie można przejść obojętnie.
Słowa zamknięte w rysunku
Kiedy w 1982 r. Ojciec Święty Jan Paweł II kanonizował w Rzymie św. Maksymiliana Kolbego, franciszkanie z krakowskiej prowincji podjęli starania, aby osiedlić się blisko miejsca męczeńskiej śmierci swojego współbrata. W 1987 r. udało się nabyć pierwszy kawałek ziemi we wsi Harmęże oddalonej 6 km od Oświęcimia. Przychodząc do Harmęż w 1989 r., franciszkanie nie zdawali sobie jednak sprawy, że podczas II wojny światowej w wiosce funkcjonował podobóz pracy KL Auschwitz. Tu więźniowie pracowali przy stawach hodowlanych, na fermach kurzych i króliczych. Nie wiedzieli również, że na pola Harmęż do grudnia 1941 r. hitlerowcy wysypywali prochy z krematoriów. W komando Harmense pracował wówczas więzień pierwszego transportu nr 432, Marian Kołodziej. On również nie przypuszczał, że los zwiąże go z Harmężami na zawsze, choć w zgoła inny sposób.
Kiedy po pięciu latach przebywania w kolejnych obozach koncentracyjnych: Auschwitz, Gross Rosen, Breslau-Lisa, Buchenwald, Sachsenhausen, Mauthausen-Ebensee, Kołodziej wrócił do Polski, podjął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, które ukończył na Wydziale Scenografii u prof. Frycza. Następnie wyjechał do Gdańska, by tam związać się z teatrem „Wybrzeże”. Pracował w tatrze i filmie jako scenograf, kostiumolog z największymi reżyserami: Wajdą, Hanuszkiewiczem, Kutzem, Różewiczem. Był autorem dwóch monumentalnych ołtarzy papieskich w 1987 i 1999 r.
Przez 50 lat jednak milczał o obozie. Nikomu nie opowiadał o tym, co przeżył podczas długich pięciu lat w piekle na ziemi. Niespodziewanie, wspomnienia sprowokowała choroba. W 1992 r. Kołodziej przeszedł udar. Rysowanie wspomnień z obozów stało się dla niego formą autoterapii. Wyrzucał z siebie kolejne obrazy, niczym klisze zapisane w pamięci i zachowane od zapomnienia przez lata.
Jako franciszkanie nigdy nie przypuszczaliśmy, że dostaniemy od Kołodzieja ten niezwykły prezent. W 1997 r. przywiózł swoją wystawę do Harmęż. Oprócz osobistych wspomnień z pracy w komando Harmense był jeszcze jeden powód, dla którego Kołodziej zdecydował się pozostawić wystawę franciszkanom. Osoba o. Maksymiliana Kolbego. Jak wspomina Kołodziej, w obozie poznał o. Maksymiliana. Stał z nim na jednym apelu. Był świadkiem heroicznego czynu franciszkanina z Niepokalanowa.
W filmie Amerykanina Jasona A. Schmidt’a „The labyrinth”, Numer 432 wyznaje, że dopiero sytuacja wojny, obozu pokazuje w pełni kto jest kim. Polaryzuje postawy. Rodzi świętych, bądź kanalie. „O. Maksymilian Kolbe, odkładając na bok jego świętość i jego kapłaństwo, był przede wszystkim człowiekiem. Stuprocentowym człowiekiem”.
„Czyn numeru 16670 – oddanie życia za życie współwięźnia w ziemskim piekle lagrów, pomógł ocalić człowieczeństwo numerowi 432. Franciszkanin, o. Maksymilian, stworzył brata Mariana”.
Kto chce zrozumieć Auschwitz powinien odwiedzić Centrum św. Maksymiliana w Harmężach i „Klisze pamięci. Labirynty” Mariana Kołodzieja. „To nie wystawa, nie sztuka, nie obrazy, a słowa zamknięte w rysunku. Nie było zresztą moim zamiarem spełnienie obowiązku pamięci i dania świadectwa poprzez sztukę. Sztuka jest bezradna wobec tego, co człowiek zgotował człowiekowi. Jak mówi Andre Malraux: największa tajemnica nie jest w tym, że przypadkiem zostaliśmy wrzuceni pomiędzy ziemię i gwiazdy, ale w tym, że w naszym więzieniu potrafimy z siebie samych dobyć obrazy dostatecznie potężne, aby zaprzeczyły naszej nicości”.
Piotr Cuber OFMConv
Klisze pamięci można zobaczyć pod tym linkiem: [KLISZE]
Za: www.isf.edu.pl