Home WiadomościZ kraju Abp Tomasz Grysa: zaproszenie ambasadora Rosji, to nie był błąd

Abp Tomasz Grysa: zaproszenie ambasadora Rosji, to nie był błąd

Redakcja

Pierwszym zadaniem nuncjusza jest dzielenie się wiarą, ewangelizacja. Dyplomacja się przydaje, bo daje możliwość współdziałania i docierania do ludzi, którzy sami z siebie być może by do kościoła nie przyszli, ale są zaangażowani w troskę o dobro wspólne – mówi abp Tomasz Grysa w rozmowie z Marcinem Wrzosem OMI i Michałem Jóźwiakiem.

Marcin Wrzos OMI: Czy Ewangelii potrzebna jest dyplomacja? Jaka jest rola dyplomacji watykańskiej?

Abp Tomasz Grysa (nowy nuncjusz na Madagaskarze): – O tym mówi Sobór Watykański II w konstytucji Gaudium et spes. W kontekście budowania pokoju Sobór zachęca, aby katolicy łączyli wysiłki z ludźmi pokojowo nastawionymi. Razem powinniśmy ponad podziałami religijnymi starać się o pokój. Można to sparafrazować i powiedzieć, że tak samo jest z Ewangelią. Pierwszym zadaniem nuncjusza jest dzielenie się wiarą, ewangelizacja. Dyplomacja się przydaje, bo daje możliwość współdziałania i docierania do ludzi, którzy sami z siebie być może by do kościoła nie przyszli, ale są zaangażowani w troskę o dobro wspólne – choćby w organizacjach pozarządowych czy w organizacjach międzynarodowych. Oni pracują w obszarach, które nam są pokrewne i jeśli uda się nam nawiązać dobrą współpracę, to skorzysta na tym również Ewangelia. 

Marcin Wrzos OMI: Dyplomacja watykańska nie ma ostatnio najlepszej prasy, głównie za sprawą wojny w Ukrainie. Niektórzy oceniają, że Stolicy Apostolskiej zbyt długo zajęło nazwanie Rosji wprost agresorem. Jak powinniśmy patrzeć na to, czasem niejasne, stanowisko Watykanu?

– Na koniec każdej audiencji generalnej czy modlitwy Anioł Pański papież Franciszek wzywa do modlitwy za uciemiężoną Ukrainę. Dzisiaj nie ma już wątpliwości, kogo Ojciec Święty uważa za ofiarę, a kogo za agresora. Perspektywa, z jakiej Stolica Apostolska patrzy na tę wojnę jest trochę inna niż pozostałych państw. Papieżowi najbardziej zależy na tym, aby ocalić ludzkie życie i aby skończyły się bombardowania bezbronnych cywili. Nikt nie ma dobrej recepty na zakończenie tego konfliktu. Stolica Apostolska stara się zachowywać choć minimalne szanse na dialog z Rosją. Jeśli to ma pomóc w ratowaniu życia, to Watykan jest gotów utrzymać te uchylone drzwi.

Marcin Wrzos OMI: Kilka tygodni temu nuncjusz apostolski w Polsce spotkał się z ambasadorem Rosji. Zostało to bardzo negatywnie odebrane. A należy to chyba odczytywać jako sygnał gotowości do rozmów i do mediacji na rzecz pokoju.

– To nie był błąd. Nuncjusz Apostolski w Polsce jest dziekanem korpusu dyplomatycznego, a każde spotkanie związane z tą funkcją to także próba budowania mostów, przyczynek do rozmów o pokoju. Zresztą, takie rozmowy, jak twierdzi wielu komentatorów, mają miejsce na wielu płaszczyznach.

Michał Jóźwiak: Niecodzienną decyzją była również wizyta papieża Franciszka w ambasadzie rosyjskiej w samym dniu inwazji na Ukrainę. Ten ruch pokazał chyba, że Watykan, jeśli tylko będzie widział choćby cień szansy na pokój, to będzie próbował to wykorzystywać.

– To prawda. Wobec Jezusa również pojawiały się oskarżenia faryzeuszy, że spotyka się z grzesznikami i jada z nimi. Nuncjusze mniej więcej to właśnie robią (śmiech). To często jedyna droga, aby dyplomata czy przywódca miał kontakt z przedstawicielem Kościoła i trochę inną wizją świata, czy też inną propozycją rozwiązania konfliktu. Stolica Apostolska wierzy, że przemoc nie ma ostatniego słowa. Lepszy jest kiepski pokój niż dobra wojna, więc każda próba zatrzymania agresji jest warta tego, aby ją podjąć. Na marginesie. Było to nie tylko spotkanie w ambasadzie, ale i rozmowy telefoniczne.

Marcin Wrzos OMI: Madagaskar to jeden z najbiedniejszych krajów świata. Jakie zadania widzi przed sobą Ksiądz Arcybiskup jako nowy nuncjusz na Czerwonej Wyspie?

– To się okaże jak tam przyjadę (śmiech). Na pewno trzeba dbać o to, aby impuls ewangelizacyjny nie osłabł. Na Madagaskarze Kościół się rozwija i można czasem popaść w samozadowolenie, a tymczasem trzeba ciągle iść naprzód, kontynuować pracę misyjną. Ważne jest też oczywiście wspieranie wszystkich systemowych inicjatyw, które wyciągają ludzi z ubóstwa czy przeciwstawiają się degradacji przyrody. Będę się starał w to angażować, a przynajmniej sprzyjać temu, żeby międzynarodowa pomoc mogła trafić na Madagaskar.

Michał Jóźwiak: Obecność misjonarzy w tych najbiedniejszych regionach jest dowodem na to, że Kościół troszczy się o całego człowieka – o jego zdrowie, edukację, środowisko. Taki Kościół na misjach jest dla ludzi wiarygodny. Czasem nie tylko w przenośni, ale dosłownie jest szpitalem polowym i punktem niesienia wszelkiej pomocy. Może taki Kościół powinien być inspiracją dla uśpionego Kościoła w Europie?

– Sytuacja na misjach jest taka, że tam Kościół często pełni te role, których państwo nie jest w stanie spełnić. W tym sensie jego rola jest kluczowa – ludzie mogą otrzymać jakąkolwiek opiekę zdrowotną czy zdobyć wykształcenie. W Europie teoretycznie tego problemu nie ma. Kościół raczej wspomaga dobrze radzące sobie systemy państwowe. Warto się jednak wzorować na zapale ewangelizacyjnym, którego nie brakuje na misjach, a który przechodzi kryzys na Starym Kontynencie. Musimy pamiętać, że pierwszym zadaniem Kościoła jest głoszenie słowa Bożego. Od tego się zaczyna i z tego wynikają wszystkie działania pomocowe. One są raczej rezultatem i praktycznym zastosowaniem Ewangelii, a nie jakimś charytatywnym planem. My w Europie mamy problem z fundamentalną misją Kościoła i to w tym zakresie jest przed nami najwięcej pracy.

Michał Jóźwiak: Pracował Ksiądz Arcybiskup na placówkach w Brazylii, Meksyku, Indiach, Nepalu, Rosji czy w Ziemi Świętej. Jak te wcześniejsze doświadczenia przygotowały Księdza do pracy jako nuncjusz na Madagaskarze?

– Mam nadzieję, że dobrze (śmiech). Wiele mogłem się nauczyć, bo każdy kraj jest inny. To moje doświadczenie dało mi pogląd na to, jak wygląda praca dyplomatyczna w krajach misyjnych, a z drugiej strony pokazała, jak nuncjatura może wspierać niektóre działania, żeby dzieło ewangelizacji wciąż się rozwijało. Chodzi przecież o to, żeby Ewangelia i jej „skutki” docierały do jak najszerszego grona ludzi.

Marcin Wrzos OMI: Papież Franciszek nazwał kiedyś Europę starą, bezpłodną babcią. Może właśnie ta radość przeżywania wiary na misjach powinna być dla nas inspiracją? Wydaje się, że bardzo potrzebujemy dzisiaj impulsu do zaangażowania się w sprawy Kościoła.

– To mocne papieskie określenie. Społeczeństwa europejskie są nastawione dość egoistycznie, zależy im głównie na własnym dobrobycie. Dobrze byłoby, abyśmy na nowo odkryli radość z dzielenia się. Ważne jest też doświadczenie miłosierdzia. Ono otwiera nas nie tylko na Boga, ale też na drugiego człowieka. To energia, która sprzyja kreatywności i dostrzeganiu potrzebujących wokół nas.

Za: www.misyjne.pl

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda