Pod osłoną nocy, w deszczu i śniegu… Z mogileńskiego klasztoru wyruszyła po raz pierwszy Ekstremalna Droga Krzyżowa.
Ponad 160 uczestników udało się z Mogilna, w bardzo trudnych warunkach, do odległej o 42 km katedry gnieźnieńskiej. Szlak wiódł przeważnie przez drogi asfaltowe, ale nie brakowało również leśnych dróżek, które pod wpływem padającego deszczu stały się naprawdę trudne do przebycia.
Zmaganiom fizycznym towarzyszyły duchowe. Zapraszamy do lektury świadectwa Szymona:
5 tygodni temu
Spokojny wieczór. Przeglądam internet, tym razem bez jakiegoś celu. Na FB jeden ze znajomych księży udostępnia wydarzenie EDK Mogilno–Gniezno, no i się zaczęło…Pierwszy telefon do Krzycha (szedł w zeszłym roku); odebrał i jakby wiedział, po co dzwonię — już wypełniał formularz; po rozmowie zrobiłem to samo.
Przygotowania
Bieganie i długie dystanse rowerem nie są mi obce, mimo to postanawiam zwiększyć liczbę treningów. Każdy z nich kończył się tym samym pytaniem: „Co z przygotowaniem duchowym, przecież to nie maraton” – odpowiedź jest zawsze taka sama: „Jutro sobie odpowiesz…”
Praca
Prawie dwa tygodnie jestem sam w biurze. Pozostali zmagają się z chorobą swoją lub swoich dzieci. Zaczynam słuchać wykładów i programów TV związanych z wiarą, cierpieniem, przemijaniem. Wpływa to nawet pozytywnie na moją pracę i przygotowuje mnie duchowo na to, czego chcę się podjąć.
Weekend przed EDK
IV szkolenie wolontariuszy ŚDM. Prowadzę warsztaty. Po zakończeniu — sporo rozmów. Dużo dobrych informacji. Postanawiam, że na EDK będę odmawiał różaniec, to na pewno mi pomoże iść.
2 dni przed EDK
Choroba młodszego syna. Mały trafia do szpitala. Ogólnie jakoś ten rok nie rozpieszcza mojej rodziny. Iść? Organizuję wszystko tak, żeby miało ręce i nogi i każdy czuł się bezpiecznie, dobrze. Odpowiedź: „Nawet się nie zastanawiaj – idź”.
Pociąg do Mogilna
Dużo znajomych twarzy. Pojawia się drobna niepewność…
Spowiedź
Przed mszą podano komunikat o możliwości przystąpienia do spowiedzi. Ustawiam się w kolejce z myślą, że nie ogarnę tej trasy, zanim nie przystąpię do sakramentu pokuty.
Wyjście
Ruszamy – pierwsza stacja. Nerwowo szukam rozważania w przygotowanej przez organizatorów książeczce. Nie skupiam się. Grupa, z którą idę formuje się do pójścia dalej. Pojawia się niezadowolenie, idziemy. Dochodzimy do stacji drugiej. Czytam już spokojniej, ale chyba jeszcze bez głębszego zrozumienia… Idziemy.
Wyjście z Mogilna. Coraz mniej latarni. Coraz większa ciemność. Zapalamy latarki. Tempo szybkie. Pojawia się ucisk w klatce. Dziwne, bo nigdy nie miałem z tym problemu. Dociera do mnie, na co się zdecydowałem.
Strach. Idziemy polem, zaczyna wiać i pada. Myślę sobie ironicznie – „Świetnie”. W głowie pojawia się niepewność i bezradność. Głupio się cofać.
Przełom. Stacja trzecia. Pierwszy upadek. Zaczynam czytać. To, co śledzę oczami, rozpoznaję, jakbym sam pisał. Postanawiam się z NIM dogadać. W zasadzie nie zadaję pytań. Stwierdzam fakty. Ja pomagam nieść Twój krzyż, ale Ty łap się też za mój i na pewno damy radę do końca. Po drugie – musimy rozmawiać.
Przygotowane przez różne osoby rozważania do kolejnych stacji wyglądają tak, jakbym to ja je pisał na podstawie własnego życia. Kończąc czytać, zaczynam czasami do Niego mówić. I tak kroczymy. Czasami chwytam za różaniec, intencje sypią się jak z rękawa, idzie się jakby lżej.
3:40. Ruszamy ze stacji dziesiątej. Robię zdjęcie i wysyłam do kolegi z informacją, że w zasadzie zaraz koniec. Podchodzimy pod górkę. W oddali widać os. Winiary. W głowie przemyka myśl o tym, że zaraz się położę, że to rzeczywiście pomału koniec.
Ludzie idący przede mną zaczynają skręcać w lewo. Myślę: „O co chodzi? Przecież cel przed nami”. Wczytuję się w plan i widzę, że osoby przede mną idą dobrze. Pojawia się gniew i osłabienie. Kolejna stacja. Spada mi motywacja. Idę dalej. Jakoś tak na własne życzenie podążam sam…
Docieramy do stacji dwunastej. W głowie pojawiają się myśli, żeby odpuścić. Dalszy przebieg trasy znam bardzo dobrze. Szukam rozwiązania, którędy najszybciej byłoby do domu. Pojawia się jednocześnie wołanie. Coraz głośniejsze. Proszę Go, żeby dał mi swoją dłoń, przecież umawialiśmy się, że idziemy razem do końca.
Mijamy jezioro. Dzień budzi się do życia. Świergot ptaków i jakby zapach wiosny. Zastanawiam się, czy organizatorzy mogli zaplanować takie namacalne odczuwanie tego, co się zaraz z Nim stanie, po złożeniu do grobu…
Katedra. Ogarnia mnie spokój.
Teraz już wiem, po co był mi ten czas. Na co dzień prowadzę ekstremalne życie. Kalendarz wypchany po brzegi, każdego dnia. Jak inaczej mógłbym z Tobą przeżyć ten czas drogi krzyżowej, jak nie ekstremalnie!?
Świadectwo Szymona Drzewieckiego za: www.wyd.ddmgniezno.pl
Fotografie Krzysztof Witczak
Za: Sekretariat Informacji – Prowincja Warszawska