Tymczasem pozostający w Syrii franciszkanie nie wahają się mówić o współodpowiedzialności tych, którzy dostarczają rebeliantom broni. Oto świadectwo jednego z franciszkanów, który ze względów bezpieczeństwa, prosił o nie ujawnianie jego tożsamości.
„Moim zdaniem Syryjczycy w ten sposób się nie zachowują. Tak zachowują się ekstremiści, którzy przybyli z zagranicy, aby wykorzenić stąd wszystko, co nie jest muzułmańskie. I to przy poparciu Zachodu. Wspierając tak na ślepo rewolucję, nikt nie może zapewnić, że broń z Zachodu nie trafia w ręce takich właśnie ludzi. Bo różne ugrupowania przekazują sobie broń. Pewne jest natomiast to, że ci rebelianci nie tylko dążą do obalenia rządu, ale również do obalenia wszystkich ludzkich wartości. W okolicach Aleppo rebelianci wtargnęli na przykład do klasztoru sióstr i dali im 24 czy 48 godzin na opuszczenie zabudowań. Bo cały region Aleppo został ogłoszony księstwem muzułmańskim. A to oznacza, że nie może tam żyć żaden niemuzułmanin” – powiedział Radiu Watykańskiemu syryjski franciszkanin.
kb/ rv