Z dwóch powodów. Pierwszy powód nazwałbym medialnym. Otóż coraz większym problemem takich wydarzeń, jak Synod Biskupów, jest przekaz medialny, który koncentruje się na sprawach trzeciorzędnych, ale sensacyjnych, rozpalających emocje. Powstaje pytanie: Jak uniknąć porażki polegającej na tym, że do ponad 90 procent ludzi dotrze przekaz, iż głównym tematem Synodu była komunia dla rozwodników, i że biskupi się pokłócili? W każdym oczekiwałbym od rozsądnych mediów, że nie będą podgrzewały atmosfery, ale na odwrót, będą pomagały ukazać to, co najważniejsze w dyskusji biskupów.
Drugi powód nazwałbym teologicznym. Otóż wydaje mi się, że pytanie – jeśli już je chcemy zadać – powinno brzmieć: Czy Synod może dopuścić…?”. Słowo powinien sugeruje, iż mamy tutaj do czynienia z jakąś kwestią polityczną, i że biskupi z papieżem, jak chcą, to mogą wszystko pozmieniać. A zatem sprowadzamy sprawę do wojenki pomiędzy konserwatystami i postępowcami.
Tymczasem papież z biskupami nie są panami wiary katolickiej i jej nie tworzą od nowa. Są natomiast stróżami depozytu wiary. Pierwsze zatem pytanie brzmi: Czy Kościół w ogóle może zmienić naukę dotyczącą nierozerwalności małżeństwa i wynikającą z niej dyscyplinę w przyjmowaniu komunii. To jest problem analogiczny do święceń kapłańskich kobiet. Jan Paweł II stwierdził dobitnie, że Kościół nie ma mocy wyświęcać kobiet, i że nie jest to kwestia głosowania, czy większość chce, czy nie chce.
Dariusz Kowalczyk SJ