Żałoba, pamięć, tożsamość. Felieton Dariusza Kowalczyka SJ

Rocznica katastrofy w Smoleńsku wywołała m.in. dyskusję na temat, jak długo należy obchodzić żałobę. Przypomniano, że w polskiej tradycji żałoba po śmierci najbliższych (rodziców, małżonka, dzieci) trwa rok. W Polsce żałobę okazuje się na zewnątrz czarnym ubraniem albo przynajmniej noszeniem czarnej wstążki lub opaski. Osoba będąca w żałobie unika uczestniczenia m.in. w hucznych zabawach.

 
Obok osobistej żałoby istnieje żałoba narodowa, którą mogą ogłosić
stosowne władze w przypadku jakiejś zbiorowej katastrofy i śmierci wielu
ludzi. Zewnętrznym znakiem takiej żałoby jest opuszczenie flagi
narodowej do połowy lub zawieszenie na niej kiru.
 
Czym innym niż żałoba jest pamięć o tragicznym wydarzeniu i ludziach, którzy zginęli. Pamięć ta trwa (i ma prawo trwać) tak długo, jak długo żyją ci, którzy chcą pamiętać, a ponadto wyrażać to pamiętanie na zewnątrz. Pamięć o zmarłych kultywowana jest w sposób szczególny w rocznice ich śmierci, najczęściej przy miejscach pochówku, ale niekiedy także tam, gdzie zmarli mieszkali i pracowali albo gdzie umarli. Kwestia miejsca kultywowania pamięci jest w dużej mierze sprawą uczuciową. W przypadku prezydenta Lecha Kaczyńskiego dla wielu tych, którzy go cenili i popierali jego wizję Polski w Europie, miejscem szczególnym jest Pałac Prezydencki na Krakowskim Przedmieściu, co można łatwo zrozumieć, jeśli przeżywało się pozytywnie fakt, że właśnie tam, a nie gdzie indziej tysiące rodaków zbierało się w dniach po katastrofie.
 
Warto w tym kontekście uświadomić sobie, jak pamiętamy o Janie Pawle II. Po jego śmierci obchodziliśmy czas żałoby narodowej, a był to czas, w którym ujawniło się wiele dobra i piękna. Niestety, potem to dobro gdzieś się rozpierzchło. Ale większość Polaków nadal kultywuje pamięć papieża, próbuje zaczerpnąć z jego dziedzictwa. W rocznicę jego śmierci zapalamy świece, gromadzimy się na modlitwie w różnych miejscach. Boli, że niektórzy ogłupieni antykościelną propagandą ludzie wypisują na Onecie i innych portalach chamskie uwagi na temat Jana Pawła II i drwią z jego beatyfikacji. Niestety, nie są to tylko dawni ubecy, ale także tzw. młodzi z dużych miast.
 
Wydarzenia tragiczne stają się niekiedy wydarzeniami-symbolami, swoistym lepiszczem narodowych losów. To, czy tak w konkretnym przypadku się stanie, zależy od tak wielu czynników, że trudno to przewidzieć, a tym bardziej trudno sztucznie wytworzyć. Dla polskiej tożsamości takie wydarzenia-symbole pozostają bardzo ważne, nawet jeśli od lat próbuje się z nich drwić, mówiąc z pogardą o bohaterszczyźnie i kulcie trumny. Obawiam się, że wielu z tych, którzy tak mówią, po prostu nie lubi polskości, tej konkretnej, ukształtowanej w ciągu tysiącletniej historii.
 
Tragiczne wydarzenia stają się narodowymi mitami nie bez napięć. Wiadomo na przykład, jak próbowano zniszczyć mit powstania warszawskiego. Nie wszystkim podoba się poświęcone mu muzeum. Katastrofa smoleńska dała początek nowym sporom. Jedni, zwolennicy wizji polskości Lecha Kaczyńskiego, chcieliby w niej widzieć właśnie wydarzenie-symbol polskich dziejów. Inni twierdzą, że katastrofa była wynikiem jedynie „polskiego bałaganu” i nie ma co do niej zbytnio wracać. Jedni chcą pomnika w centrum Warszawy, najlepiej na Krakowskim Przedmieściu, a innym wystarczy już dyskomfort, jakiego doznają na myśl, że wyśmiewany przez nich prezydent spoczął z małżonką na Wawelu.
 
Słychać w tym czasie wiele głosów, że rocznica katastrofy nie powinna nas dzielić, ale jednoczyć. Zgoda buduje… Chciałbym jednak, aby tym wezwaniom towarzyszył jednoznaczny głos domagający się rzetelnego śledztwa, które wyjaśniłoby okoliczności katastrofy. Jedności nie da się budować na siłę, wbrew głębokiemu poczuciu tego, co w danej sytuacji jest kwestią sprawiedliwości, ale także godności i honoru.
 
Za: www.idziemy.pl
 

Wpisy powiązane

Niepokalanów: XXX Międzynarodowy Katolicki Festiwal Filmów i Multimediów

Piknik kapucyński w Stalowej Woli

Dziękczynienie za pontyfikat u franciszkanów w Krakowie