Rozmowa z o. Zbigniewem Świerczkiem OFMConv – asystentem kościelnym Stowarzyszenia Ruch Ekologiczny św. Franciszka z Asyżu.
Św. Franciszek nie neguje, że człowiek jest koroną stworzenia, że jest najważniejszym ze stworzeń, ale nie idzie w tę skrajność, że w takim razie człowiek ma wszelkie prawa wobec stworzeń, że może wszystko, cokolwiek mu się tylko spodoba z nimi zrobić.
– Św. Franciszek jest patronem ekologów, czy gdyby żył dzisiaj kazałby braciom sortować śmiecie?
Miałbym trudności z wyszukaniem w jego pismach tego typu poleceń. Być może kazałby… Mówił na przykład, że brat, który idzie po drewno na opał, niech nie ścina całego drzewa, tylko jakąś część, tak żeby drzewo mogło dalej żyć. To jest wskazówka bardzo konkretna. To nie jest takie ogólne polecenie: "kochajcie zwierzątka, rośliny". Mówił też bratu, który uprawiał ogród, że powinien zostawić jakiś zakątek, w którym ma rosnąć to, co się samo wysieje. Żeby zostawił miejsce, w które nie będzie ingerował, ma być takie, jakim Pan Bóg je uczyni. To naturalne piękno miało przypominać piękno Nieba i przez to skierowywać myśli człowieka właśnie ku temu wiecznemu pięknu.
– We współczesnej ekologii brak tego typu odniesień do Boga, niektóre nurty sprowadzają nawet człowieka do poziomu zwierzęcia. Jak więc uczyć dzieci postawy ekologicznej, strzegąc je jednocześnie przed złą ideologią?
Oczywiście musimy trochę czuwać, z której strony przychodzi ekologia, żeby nie brać wszystkiego z całą bazą ideologiczną, filozoficzną, światopoglądem, spojrzeniem na świat, które czasami są bardzo odległe od myśli chrześcijańskiej. Ale nie, żebyśmy mieli się zajmować walką z różnymi zwariowanymi ekologami i ich ideologiami. Szkoda na to energii, lepiej całą poświęcić na tworzenie naszej, chrześcijańskiej edukacji ekologicznej.
– Na czym powinna polegać?
Można się wzorować na św. Franciszku. On to pięknie wytłumaczył. Człowiek jest postawiony na czele stworzenia, ale dla Franciszka człowiek jest bratem stworzenia. Podsumowaniem jego wizji świata jest hymn "Pochwalony bądź Panie przez brata Słońce, bo przez nie nas oświetlasz… przez brata księżyc, siostry gwiazdy…" itd. Tekst jest powszechnie znany. Franciszek nie neguje, że człowiek jest koroną stworzenia, że jest najważniejszym ze stworzeń, ale nie idzie w tę skrajność, że w takim razie człowiek ma wszelkie prawa wobec stworzeń, że może wszystko, cokolwiek mu się tylko spodoba z nimi zrobić. Ma wobec nich obowiązki, bo wszystko jest dziełem Stwórcy.
– Ale nie idzie też w drugą skrajność, że człowiek powinien się czuć winny, bo zagraża istnieniu stworzeń.
Jeżeli Franciszek pisze o wszystkich stworzeniach, wychwala Boga za nie, to dlatego, że przez te stworzenia wiele dobra przychodzi właśnie do człowieka. Ogień nas ogrzewa, słońce oświetla, siostra ziemia nas żywi… Wtedy rodzi się wdzięczność dla Stwórcy za wszystko, czym nas obdarował. A konsekwencją tego jest szacunek do wszystkiego, co stworzone. W franciszkowej wizji świata Bóg objawia się poprzez stworzenia.
Ale koroną tego stwórczego dzieła jest człowiek, bo Jezus Chrystus stał się człowiekiem. Każde stworzenie mówi jednak o swoim Stwórcy tak, jak wszystkie przedmioty, mówią o człowieku, który je zrobił. Jeżeli spojrzy się powierzchownie, nie widzi się tego. Trzeba się uczyć kontemplacyjnego widzenia świata. Jeśli patrzymy na przyrodę, ale poprzez nią widzimy dalej – dostrzegamy Stwórcę i cały ład, całą Jego dobroć – to jest to chrześcijańska wizja świata.
– Czy konsekwencją takiego spojrzenia może być wegetarianizm? Czy Franciszek był wegetarianinem?
Nie, nie był. Jadał mięso. Uważał, że człowiek ma prawo korzystać z tego, co Bóg mu dał. Zawsze jednak pamiętał o stworzeniach. Np. w Boże Narodzenie kazał porządnie karmić ptactwo, wysypywać ziarno na drogach, żeby się mogły porządnie pożywić, bo tak wielkie Święto musi spowodować radość całego stworzenia, nie tylko człowieka. On zresztą modlił się z ptakami, z rybami.
– Jak uczyć dzieci takiej chrześcijańskiej ekologii?
Można im na przykład opowiadać o św. Franciszku czy o innych świętych, którzy mieli w swoim życiorysie "ekologiczne" odniesienia. Ważne też, żeby dziecko miało kontakt z przyrodą, ze zwierzętami, żeby odkryło, że to sprawia radość. Trzeba pomóc mu odkryć aktywność, odpoczynek na łonie przyrody.
– Tego trzeba dzieci uczyć? To nie jest naturalne?
Teraz, w dobie komputerów, niestety przestało być naturalne. Bywa, że dzieci wyprowadzone na łąkę pytają: "A co my tu będziemy robić? Przecież nic tu nie ma?" Trzeba im pokazać, że są drzewa, krzewy, kwiaty, niebo, słońce… Niestety większość tego nie widzi, przyzwyczajona do oglądania świata na ekranie… Musimy im to na nowo pokazać, uczyć korzystania z dóbr natury. Trzeba stwarzać im takie pozytywne przeżycia, które zostaną w pamięci i do których później chętnie będą wracały.
– Franciszkanie to robią?
Zawsze to robili, choć wcześniej nie nazywało się to wychowaniem ekologicznym. Wychowywaliśmy do braterskiego kontaktu z przyrodą i do życzliwego kontaktu z ludźmi. Chodzi o tworzenie braterskich relacji między ludźmi i ze światem przyrody, ale także o żywą relację między człowiekiem a Stwórcą.
– Wpisuje się w to zachęta do przysłowiowego już sortowania śmieci?
Ja bym nie absolutyzował, że jak zakręcę wodę albo zbiorę makulaturę, to już uratowałem świat. To są takie drobne rzeczy, ale myślę, że też trzeba je uświadamiać. Jeżeli ja to robię i wiele innych osób, to wtedy efekt jest. Na przykład moje sortowanie śmieci może w tej chwili mieć niewielkie znaczenie z punktu widzenia zanieczyszczenia, ale być może w dłuższym czasie okaże się ważne. A na dodatek ma aspekt wychowawczy – zwraca uwagę na problem, podnosi świadomość. Ważna jest też motywacja takich działań.
– To znaczy?
To znaczy, że nie powinno się uczyć dzieci dbania o środowisko ze strachu, że nie będą miały gdzie żyć, jeśli nie będą tego robiły. Powinny to czynić z szacunku dla Pana Boga, który jest Stwórcą, który nam to dał, a właściwie wypożyczył do rozsądnego używania, a człowiek ma obowiązek używać tego, co od Boga otrzymał z umiarem. Nie wolno mu tego zniszczyć. Bo jeśli niszczy, to w ten sposób obraża Dawcę. A poza tym stworzenia, to bracia i siostry. I to jest wizja, którą trzeba dzieciom zaszczepiać. To jest ta wizja, którą miał św. Franciszek i tak żywo odczuwał. Gdyby się ją udało wprowadzić do powszechnej mentalności w procesie wychowania, to byłby wielki krok naprzód.
– To coś o wiele więcej niż wychowanie ekologiczne.
Tak, to wychowanie do wartości, do pewnych cnót. U św. Franciszka są takie wartości, które ja nazywam cnotami proekologicznymi. I do nich trzeba wychowywać. Po pierwsze jest to braterstwo z człowiekiem, po drugie braterstwo ze wszystkimi stworzeniami, po trzecie ubóstwo jako wizja nieużytkowego widzenia świata wokół. To znaczy, że świat nie jest tylko magazynem surowców, że jest obowiązek postawienia Boga jako najwyższe dobro i to jest istotą, że inne dobra nie mają zaślepić, nie mają wciągnąć, że Pan Bóg jest najwyższym dobrem.
Wszystko inne to tylko odblaski tego prawdziwego dobra. I wreszcie ostatnią cnotą proekologiczną jest prostota i pokora. To znaczy, że trzeba uważać, bo człowiek, który chce być panem popada w pychę i chce panować niezależnie od Stwórcy. Chce się postawić w Jego miejscu. I to jest straszny grzech. Pycha jest grzechem głównym, najcięższym, od niej zaczynają się wszystkie inne grzechy. Ważna jest także prostota, żeby wciąż nie chcieć więcej i więcej, żeby nie wymagać zbyt wiele, bo przyroda może nie nadążyć. Trzeba się zadowalać tym, co się ma.
– Nie wychowując do tych wartości, ponosimy odpowiedzialność w sensie moralnym?
Na pewno. Choć, żeby ponosić odpowiedzialność trzeba być świadomym problemu, a wielu chrześcijan jest jednak nieświadomych ciążącej na nich odpowiedzialności za stworzenia.
Rozmawiali: Małgorzata Tadrzak-Mazurek i ks. Andrzej Godyń SDB
Wywiad pochodzi z najnowszego numeru Magazynu salezjańskiego "Don BOSCO". (2/2009)