466
Obirek zaczyna od wytłumaczenia, dlaczego on, tak jak eks-dominikanin Bartoś, czy też Tomasz Polak (dawniej ks. Tomasz Węcławski), wciąż wypowiada się na temat wiary i Kościoła. Były jezuita zauważa, że jak jego żona zadała podobne pytanie Polakowi, czyli dawnemu ks. Węcławskiemu, ten odpowiedział: „Bo się na tym znam". Przypominam, że Węcławski vel Polak oficjalnie wyrzekł się wiary katolickiej. Ale się zna. Obirek też się zna i proponuje „własny sposób przeżywania katolicyzmu". To ciekawe, że niektórym ludziom brak odwagi, aby powiedzieć po prostu, że przestali być katolikami. Nie! oni sugerują, że to Kościół błądzi trwając przy „przestarzałej" wersji katolicyzmu. Obirek nie waha się przestrzegać, że albo Kościół zda sobie sprawę z tego wszystkiego, o czym mówi on, Obirek, albo pójdzie w kierunku wyznaczonym przez Benedykta XVI, a wtedy będzie źle.
Na czym polega obirkowe „przeżywanie katolicyzmu". Redaktor Zając pyta Obirka, czy nie tęskni za Komunią świętą. A ten odpowiada:
„Zaskoczę pana, ale nie".
I wyjaśnia:
„Eucharystia pojawiła się przecież po Jezusie. Jesteśmy przywiązani do tego, że chrześcijaństwo to przede wszystkim ostatnia Wieczerza, śmierć Jezusa i Jego zmartwychwstanie. A dla mnie ważne jest też ponad 30 lat, które Jezus przeżył przed tymi wydarzeniami".
Przecieram oczy ze zdumienia. Czyżby dojrzały katolicyzm obywał się spokojnie bez ustanowionej przez Jezusa Eucharystii? Obirek brnie głębiej i stwierdza, że „eucharystia stała się elementem władzy Kościoła, który decyduje, że możesz albo nie możesz przystąpić do komunii". Rozumiem, że dojrzały katolicyzm ma polegać na tym, że ktoś łamie śluby zakonne i przyrzeczenia kapłańskie, wiąże się z zamężną kobietą, ale – jeśli chce – to do Komunii ma prawo przystąpić i wara jakimś klechom od wtrącania się w ten rodzaj „przeżywania katolicyzmu".
Redaktor Zając w pewnym momencie stwierdza:
„I tu dochodzimy do miejsca, gdzie już naprawdę muszę pana opuścić w drodze do katolicyzmu dojrzałego. Bo pan z dystansem traktuje boskość Jezusa".
Obirek tłumaczy, że on tylko postuluje „robocze zawieszenie" dogmatu, że Jezus jest Bogiem, na użytek dialogu. Bo przecież „Jezus był tolerancyjny i innych nie odrzucał". Ha! A zatem katolik dojrzały widzi w Jezusie przede wszystkim głosiciela tolerancji. Tylko skąd Obirek takiego Jezusa wyciągnął? Bo Jezus Nowego Testamentu nie był dialogistą-dyplomatą. Gdyby kimś takim był, to nie umarłby na krzyżu… Chrystus miał coś konkretnego do powiedzenia i to mówił, choć wiedział, że dla wielu Jego słowa będą zupełnie nie-dialogiczne. Kiedy uznał za stosowne, kierował do swych oponentów ostre słowa:
„Biada wam […] obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa" (Mt 23,27).
A przede wszystkim domagał się, by w Niego uwierzyć:
„Wierzcie w Boga i we mnie wierzcie!" (Jan 14,1-2).
Obirek zaś „dojrzale" proponuje „robocze zawieszenie"… Swoją drogą dla mnie dialog o wierze, to jest poważna sprawa, dlatego w żadnej mierze nie oczekiwałbym np. od Żyda, by „roboczo zawiesił" swą wiarę, że Tora jest słowem Boga. Jeśli już rozmawiam, to chcę rozmawiać o tym, w co mój rozmówca rzeczywiście wierzy i co czci.
„To będzie kolejna próba reanimacji katolicyzmu, który się ostatecznie skompromitował".
By jeszcze dosadniej zilustrować swoje obawy, Obirek powołuje się na autorytet Władysława Machejka (kto zacz, proszę zajrzeć do wiki…). Ów Machejek po wyborze kard. Wojtyły, przyniósł do redakcji „Życia Literackiego" wódkę i słoninę, i powiedział:
„No, wypijmy, bo teraz będziemy katolików w d… całować".
Beatyfikacja Jana Pawła II będzie – zdaniem dojrzałego katolika – próba odgrzewania tegoż właśnie całowania w d…, którego tak bał się towarzysz Machejek.
Ktoś powie, że niepotrzebnie robię reklamę książce Obirka. To jest rzeczywiście problem. Dotyczy on zresztą wszystkich skandalistów, którzy mówią, piszą, robią rzeczy tyleż głupie, co bulwersujące. Wtedy człowiek zastanawia się: zbyć milczeniem, czy jednak zareagować? I tak źle, i tak niedobrze… Mam jednak nadzieję, że nie tylko nikogo nie zachęciłem do uczenia się od Obirka dojrzałego katolicyzmu, a może nawet kogoś odwiodłem od wchodzenia na ścieżkę, która prowadzi do tego rodzaju degradacji „umysłu wyzwolonego".
A jeśli ktoś chce w Wielkim Poście zrobić coś, aby jego katolicyzm stał się lepszy, to polecam regularną lekturę Katechizmu Kościoła Katolickiego, który jest wielkim dziełem m.in. Jana Pawła II i Josepha Ratzingera, dwóch „mężów Bożych" odznaczających się umysłem wyzwolonym i wiarą dojrzałą.
Współbrat przesłał mi wywiad Marka Zająca z byłym jezuitą, Stanisławem Obirkiem. Brawo dla redaktora Zająca, który nie unikał stawiania trudnych pytań. Co prawda, nie były one bardzo trudne, ale wystarczyły, by stało się oczywiste, jak nieodpowiednią osobą jest Obirek, by wskazywać drogę ku dojrzałemu katolicyzmowi. Obirek bowiem opublikował właśnie książkę zatytułowaną „Umysł wyzwolony. W poszukiwaniu dojrzałego katolicyzmu".
Obirek zaczyna od wytłumaczenia, dlaczego on, tak jak eks-dominikanin Bartoś, czy też Tomasz Polak (dawniej ks. Tomasz Węcławski), wciąż wypowiada się na temat wiary i Kościoła. Były jezuita zauważa, że jak jego żona zadała podobne pytanie Polakowi, czyli dawnemu ks. Węcławskiemu, ten odpowiedział: „Bo się na tym znam". Przypominam, że Węcławski vel Polak oficjalnie wyrzekł się wiary katolickiej. Ale się zna. Obirek też się zna i proponuje „własny sposób przeżywania katolicyzmu". To ciekawe, że niektórym ludziom brak odwagi, aby powiedzieć po prostu, że przestali być katolikami. Nie! oni sugerują, że to Kościół błądzi trwając przy „przestarzałej" wersji katolicyzmu. Obirek nie waha się przestrzegać, że albo Kościół zda sobie sprawę z tego wszystkiego, o czym mówi on, Obirek, albo pójdzie w kierunku wyznaczonym przez Benedykta XVI, a wtedy będzie źle.
Na czym polega obirkowe „przeżywanie katolicyzmu". Redaktor Zając pyta Obirka, czy nie tęskni za Komunią świętą. A ten odpowiada:
„Zaskoczę pana, ale nie".
I wyjaśnia:
„Eucharystia pojawiła się przecież po Jezusie. Jesteśmy przywiązani do tego, że chrześcijaństwo to przede wszystkim ostatnia Wieczerza, śmierć Jezusa i Jego zmartwychwstanie. A dla mnie ważne jest też ponad 30 lat, które Jezus przeżył przed tymi wydarzeniami".
Przecieram oczy ze zdumienia. Czyżby dojrzały katolicyzm obywał się spokojnie bez ustanowionej przez Jezusa Eucharystii? Obirek brnie głębiej i stwierdza, że „eucharystia stała się elementem władzy Kościoła, który decyduje, że możesz albo nie możesz przystąpić do komunii". Rozumiem, że dojrzały katolicyzm ma polegać na tym, że ktoś łamie śluby zakonne i przyrzeczenia kapłańskie, wiąże się z zamężną kobietą, ale – jeśli chce – to do Komunii ma prawo przystąpić i wara jakimś klechom od wtrącania się w ten rodzaj „przeżywania katolicyzmu".
Redaktor Zając w pewnym momencie stwierdza:
„I tu dochodzimy do miejsca, gdzie już naprawdę muszę pana opuścić w drodze do katolicyzmu dojrzałego. Bo pan z dystansem traktuje boskość Jezusa".
Obirek tłumaczy, że on tylko postuluje „robocze zawieszenie" dogmatu, że Jezus jest Bogiem, na użytek dialogu. Bo przecież „Jezus był tolerancyjny i innych nie odrzucał". Ha! A zatem katolik dojrzały widzi w Jezusie przede wszystkim głosiciela tolerancji. Tylko skąd Obirek takiego Jezusa wyciągnął? Bo Jezus Nowego Testamentu nie był dialogistą-dyplomatą. Gdyby kimś takim był, to nie umarłby na krzyżu… Chrystus miał coś konkretnego do powiedzenia i to mówił, choć wiedział, że dla wielu Jego słowa będą zupełnie nie-dialogiczne. Kiedy uznał za stosowne, kierował do swych oponentów ostre słowa:
„Biada wam […] obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa" (Mt 23,27).
A przede wszystkim domagał się, by w Niego uwierzyć:
„Wierzcie w Boga i we mnie wierzcie!" (Jan 14,1-2).
Obirek zaś „dojrzale" proponuje „robocze zawieszenie"… Swoją drogą dla mnie dialog o wierze, to jest poważna sprawa, dlatego w żadnej mierze nie oczekiwałbym np. od Żyda, by „roboczo zawiesił" swą wiarę, że Tora jest słowem Boga. Jeśli już rozmawiam, to chcę rozmawiać o tym, w co mój rozmówca rzeczywiście wierzy i co czci.
A jak dojrzały katolik powinien patrzeć na beatyfikację Jana Pawła II? Obirek patrzy „z dużym niepokojem". I wyjaśnia:
„To będzie kolejna próba reanimacji katolicyzmu, który się ostatecznie skompromitował".
By jeszcze dosadniej zilustrować swoje obawy, Obirek powołuje się na autorytet Władysława Machejka (kto zacz, proszę zajrzeć do wiki…). Ów Machejek po wyborze kard. Wojtyły, przyniósł do redakcji „Życia Literackiego" wódkę i słoninę, i powiedział:
„No, wypijmy, bo teraz będziemy katolików w d… całować".
Beatyfikacja Jana Pawła II będzie – zdaniem dojrzałego katolika – próba odgrzewania tegoż właśnie całowania w d…, którego tak bał się towarzysz Machejek.
Ktoś powie, że niepotrzebnie robię reklamę książce Obirka. To jest rzeczywiście problem. Dotyczy on zresztą wszystkich skandalistów, którzy mówią, piszą, robią rzeczy tyleż głupie, co bulwersujące. Wtedy człowiek zastanawia się: zbyć milczeniem, czy jednak zareagować? I tak źle, i tak niedobrze… Mam jednak nadzieję, że nie tylko nikogo nie zachęciłem do uczenia się od Obirka dojrzałego katolicyzmu, a może nawet kogoś odwiodłem od wchodzenia na ścieżkę, która prowadzi do tego rodzaju degradacji „umysłu wyzwolonego".
A jeśli ktoś chce w Wielkim Poście zrobić coś, aby jego katolicyzm stał się lepszy, to polecam regularną lekturę Katechizmu Kościoła Katolickiego, który jest wielkim dziełem m.in. Jana Pawła II i Josepha Ratzingera, dwóch „mężów Bożych" odznaczających się umysłem wyzwolonym i wiarą dojrzałą.
Za: www.wpolityce.pl