20 stycznia – w Zakonie św. Pawła I Pustelnika obchodzone jest wspomnienie błog. Euzebiusza, twórcy i organizatora Zakonu paulinów w XIII wieku na Węgrzech
Błogosławiony Euzebiusz jest współtwórcą i założycielem zakonu Braci św. Pawła Pierwszego Pustelnika. Z jego to bowiem inicjatywy powstał w 1250 r. Zakon Paulinów w wyniku połączenia dwóch klasztorów złożonych z pustelników zamieszkujących naddunajskie lasy: świętego Jakuba na górze Patacs i świętego Krzyża.
r. 1241 ratując swoje życie, schroniwszy się w lasach Pilisium (Pecs),
spotkał licznych świętych mężów, żyjących samotnie i w roku 1246
zgromadził ich w jednym klasztorze pod wezwaniem Świętego Krzyża, by
potem stworzyć podwaliny zjednoczeniowe pod wspólną Regułą biskupa
Bartłomieja. Stał się tym samym pierwszym prowincjałem wspólnoty
zakonnej, która już od roku 1250 przyjęła nazwę «Zakonu Braci Świętego
Pawła Pierwszego Pustelnika», by w roku 1263 na kapitule rodzącego się
zgromadzenia oficjalnie przyjąć takie określenie zatwierdzone powagą
papieża Klemensa V przez kardynała Gentilisa w 1308 r. Zabiegami o
zatwierdzenie Zakonu u Stolicy Apostolskiej i gorliwością apostolską,
popartą osobistym świadectwem życia, Euzebiusz po swojej śmierci (+
1270) zyskał powszechną aprobatę świętości życia, która zaowocowała
kultem należnym kanonizowanym Kościoła katolickiego i ukonkretnila się
w przydanej jemu kwalifikacji «błogosławionego».
Życiorys zamieszczony w: Modlitwy Zakonu Świętego Pawła Pierwszego Pustelnika. Paulinianum Wydawnictwo Zakonu Paulinów. Jasna Góra Częstochowa 1999, s.183.
*
Wyjątki z Roczników Zakonu Św. Pawła Pierwszego Pustelnika, autorstwa Ojca Andrzeja Eggerera.
Błogosławiony Euzebiusz urodził się w Ostrzychomiu na Węgrzech, ze
szlachetnych i chrześcijańskich rodziców. Od samej kolebki dawał
niemałe dowody przyszłej zacności obyczajów. Uważał za rzecz
niewłaściwą zaczynać swój młodociany wiek od zabaw, dowcipów i
ucztowania, pamiętając o słowach proroka Jeremiasza: „Dobrze jest dla
męża, gdy dźwiga jarzmo w swojej młodości" (Lm 3,27). On jednak, czy to
z wrodzonej dobroci, czy na skutek mocnej natury, zachował lilię
niewinności o nieskalanej bieli, pośród cierni tego świata. Takim
pozostał i nadal z upływem wieku, gdy już został zaliczony w poczet
kanoników metropolitalnego kościoła ostrzychomskiego. Na tym stanowisku
o tyle był gorliwszy w praktyce umartwienia, w oszczędności słów, w
pokorze i pełnieniu miłosierdzia, im bardziej okazywał się daleki od
życia świeckiego i rzetelny w praktykach pobożnych, właściwych stanowi
duchownemu. Oprócz ustawicznego oddawania się modlitwie i medytacjom,
starał się przez codzienną Ofiarę Mszy Św. uzyskiwać łaskę Boga, dla
którego chwały i upodobania oddawał całkowicie siebie samego oraz
wszystkie sprawy. Względem ubogich Chrystusowych taką stale okazywał
hojność, że zdawał się mieć z nimi wspólnotę majątku. Był przekonany,
że większe jest szczęście tego, co daje, niż tego co otrzymuje. To było
powodem, że do Euzebiusza często przybywali z puszczy eremici.
Przyjmował ich uprzejmie w swym domu i bardzo łaskawie z nimi
rozmawiał. Nie mogło serce Euzebiusza nic doznać poruszenia i pociągu
wobec tego, co słyszał. Cały zapalony pragnieniem tego rodzaju życia,
po wielokrotnych przemyśleniach w skupieniu ducha, zamierzał się poddać
pod Chrystusowe jarzmo. Toteż, gdy minęła tatarska nawałnica, rozbudził
na nowo dawne pragnienie. Arcybiskup (Ostrzychomia) uczynił zadość
prośbie męża, którego świętość już dawniej dobrze poznał. Tak więc
Euzebiusz, rozdawszy cały swój majątek biednym, odszedł z kilkoma
towarzyszami na samotność góry Pilis, niedaleko Szanto, w pobliżu
potrójnej groty zamieszkałej niegdyś przez innych pustelników. Zdarzyło
się więc, że gdy pewnego razu Euzebiusz modlił się w porze nocnej,
ukazały się płomyki ognia, które rozbiegały się po puszczy „jak iskry
po ściernisku" (por. Mądr 3,7). Ujrzawszy to, zdumiony niezwykłością
zjawiska, zastanawiał się Błogosławiony wśród niepewności i wahań, co
by też zapowiadały te unoszące się pojedynczo, płonące samoistnie
pochodnie? Ale oto płomyki owe schodzą się w jedno ognisko i swym
spotęgowanym światłem rozpraszają ciemności nocy i eremu. Pośród nocy
zabłysnął jakby dzień jaśniejszy nad samo południe. Im bardziej
Euzebiusz zdumiewa się rzadkością faktu, tym żarliwiej błaga Boga, aby
odsłonił i ujawnił mu tę tajemnicę. Młody Euzebiusz został wysłuchany
dzięki łaskawości nieba.
Dał się bowiem słyszeć głos z góry, że owe płonące pochodnie
oznaczają rozproszonych wśród puszczy pustelników, żyjących oddzielnie
w samotności eremu. Przyniosą oni na przyszłość większe owoce duchowe,
jeżeli zrezygnują z życia samotnego, gromadząc się w jedna społeczność
klasztorną. Pod wpływem tego głosu z góry zabrał ze sobą Euzebiusz
sześciu swoich towarzyszy, wzniósł na górze Pilis skromny kościółek pod
wezwaniem Świętego Krzyża, tuż obok wspomnianej potrójnej groty. Miało
to miejsce około roku 1250. Do tego kościółka dołączył niewielki
klasztor. Czcigodny mąż Euzebiusz pełniąc wśród swoich współbraci urząd
przełożonego, świecił wszystkim zbawiennym przykładem, niby „lampa
umieszczona na świeczniku". Był zarazem pod każdym względem „żywym
wzorem dla stada", jak się wyraża Apostoł (IP 5,3). Był przykładem
pobożności, pomny na przestrogę Ewangelii: „Tak niech świeci wasze
światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki"(Mt 5,16).
Przepowiadając bliskie już złożenie do grobu swego śmiertelnego
ciała, oddalił się na samotność do (klasztoru) Świętego Krzyża. Byl
bowiem doskonale świadom tego, że w wędrówce do ojczyzny niebieskiej
nic inna powinien kroczyć drogą, jak tylko królewską drogą krzyża,
zgodnie z nauką świętych Ojców. Kiedy choroba stawała się coraz
groźniejsza, zaraz przygotowuje się do ostatniego czynu życia, prosząc
ze łzami o przebaczenie ludzkich błędów i zostaje umocniony
sakramentami. Następnie przywołuje do siebie zakonników, niby drugi
Jakub Patriarcha, udzielając swym synom błogosławieństwa. Zachęca ich
ostatnim ojcowskim słowem do kontynuacji rozpoczętej drogi powołania
zakonnego, do ćwiczeń pobożnych i do wypełniania ślubów. Wymawiając
imiona Jezusa i Maryi, z całkowitą przytomnością zmysłów, z miłym
wyrazem oblicza, z oczyma skierowanymi ku niebu, oddał niewinna duszę
Bogu, „dla którego wszystko żyje” (Łk 2038). Gdy okrutny los dopełni!
się żałobnym widokiem, popłynęły jęki bólu i łkania braci, a uczucia
miłości, jaką płonęli do Ojca, znalazło ujście w rzęsistych łzach. Z tą
jednak pociechą, że będzie on dla nich orędownikiem przed Bogiem w
niebie, tak jak byl dla nich odnowicielem i mistrzem w życiu duchowym
na ziemi.
z: „Fragmen Panis et Reliquiae Annalium Fratrum Eremitarum Sancti Pauli Primi Eremitae", Viennae 1663. Tłumaczył z języka łacińskiego o. Paweł Kosiak.