364
Członkowie Sanhedrynu wiedzieli, że określonych granic nie mogą przekroczyć, gdyż w przeciwnym razie wzbudzą gniew potężnego okupanta. Obawiali się, że Nauczyciel z Nazaretu może spowodować jakiś niebezpieczny ferment:
„Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsca święte i nasz naród" (J 11,48).
Kajfasz, pełniący wówczas funkcję najwyższego kapłana, przekonując, że Jezusa trzeba zabić, stwierdził całkiem jasno:
„Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród" (J 11, 49-50).
Ciekawe, że słowa te padły zaraz po tym, jak Jezus wskrzesił Łazarza z grobu. Arcykapłani i faryzeusze doszli do wniosku, że wobec tego rodzaju znaków, muszą działać zdecydowanie, aby zdusić sprawę w zarodku. Dlatego też „postanowili stracić również Łazarza" (J 12,11).
Decyzja o zabiciu Jezusa zapadła. Odtąd Sanhedryn szukał sposobności, aby Go schwytać, oskarżyć i skazać na śmierć. By zrealizować ten zamiar, zastosowano pełen zestaw manipulacji politycznych. Arcykapłani i faryzeusze przekupili jednego z uczniów, aby zdradził swego Mistrza, tak by mogli pojmać Jezusa nie wszczynając jakichś rozruchów. Wymyślili fałszywe oskarżenia i podstawili fałszywych świadków. Zorganizowali nacisk „medialny" w postaci tłumu wrzeszczącego: Ukrzyżuj Go! Znaleźli sposób, by zastraszyć głównego sędziego, który mógł wydać wyrok śmierci, a mianowicie Piłata. Powiedzieli mu wyraźnie:
„Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi" (J 19,12).
W swej nikczemności arcykapłani wiernopoddańczo krzyczeli na cześć okupanta:
„Poza Cezarem nie mamy Króla" (19,15).
Piłat, który nie dopatrzył się w Jezusie żadnej winy, próbował Go uwolnić. Zestawił Jezusa z zabójcą Barabaszem, myśląc, że lud zdecyduje o ułaskawieniu Jezusa. Lecz po części przepłacony, po części podburzony cynicznie motłoch zdecydował inaczej. Piłat wobec tych wszystkich manipulacji, a przede wszystkim realnej groźby donosów do Cezara, ustąpił i wydał Jezusa na ukrzyżowanie. Wewnętrzny głos mówił mu, co jest słuszne i jak powinien postąpić, ale zewnętrzne okoliczności, naciski i szantaż, sprawiły, że zdusił w sobie ten głos sumienia. Stać go było jedynie na słynny gest umycia rąk:
„Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego" (Mt 27,24).
Iluż to polityków i wysokich urzędników w historii świata wykonywało ten sam gest, by tylko utrzymać się na stołku i nie stracić władzy!? Zabijało w sobie poczucie przyzwoitości, by nie narazić się silniejszym do siebie.
Słysząc o śmierci Jezusa Sanhedryn zapewne odetchnął – grób kończył ich zdaniem sprawę „wichrzyciela" z Nazaretu. Mogli dalej spokojnie sprawować władzę. Ale oto gruchnęła wieść, że grób jest pusty, a Jezus zmartwychwstał. Arcykapłani, słysząc o tym wszystkim, postanowili sięgnąć da znanych środków działania. Dali żołnierzom pieniądze, aby ci rozpowiadali, że
„Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali" (Mt 28,13).
Ewangelista Mateusz zauważa:
A z drugiej strony – dodajmy – do dnia dzisiejszego głoszone jest zbawienie w imię Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. A słaby, zastraszony Piłat wciąż wymieniany jest w Credo…
Jezus umarł na krzyżu nie dlatego, że okazał się bezbronny wobec ludzkiej zbrodniczej podłości, ale dlatego, że – w posłuszeństwie Ojcu – chciał objawić, jak daleko Bóg jest solidarny z grzesznym człowiekiem: umarł dla naszego zbawienia. Z krzyża modlił się za swoich prześladowców, bo „nie wiedzą, co czynią". A odpowiedzią Ojca na śmierć Syna nie było zgładzenie niegodziwców, lecz zmartwychwstanie i dar przebaczenia grzechów. I to jest fundamentalna perspektywa tych dni Triduum paschalnego. Tym niemniej śmierć Jezusa ma różne wymiary, w tym także polityczny.
W czasach Jezusa władzę religijną i sądowniczą w Jerozolimie stanowił Sanhedryn, czyli swego rodzaju senat narodu żydowskiego. Składał się on z 70 członków, którymi byli arcykapłani, przedstawiciele możnych rodów oraz tzw. uczeni w Piśmie, czyli przede wszystkim faryzeusze. Oczywiście Sanhedryn był ograniczony przez władzę rzymską, ale z drugiej strony Rzymianie uznawali pewną autonomię Sanhedrynu, który w gruncie rzeczy pomagał im zachować spokój i porządek w okupowanym narodzie.
Członkowie Sanhedrynu wiedzieli, że określonych granic nie mogą przekroczyć, gdyż w przeciwnym razie wzbudzą gniew potężnego okupanta. Obawiali się, że Nauczyciel z Nazaretu może spowodować jakiś niebezpieczny ferment:
„Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsca święte i nasz naród" (J 11,48).
Kajfasz, pełniący wówczas funkcję najwyższego kapłana, przekonując, że Jezusa trzeba zabić, stwierdził całkiem jasno:
„Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród" (J 11, 49-50).
Ciekawe, że słowa te padły zaraz po tym, jak Jezus wskrzesił Łazarza z grobu. Arcykapłani i faryzeusze doszli do wniosku, że wobec tego rodzaju znaków, muszą działać zdecydowanie, aby zdusić sprawę w zarodku. Dlatego też „postanowili stracić również Łazarza" (J 12,11).
Decyzja o zabiciu Jezusa zapadła. Odtąd Sanhedryn szukał sposobności, aby Go schwytać, oskarżyć i skazać na śmierć. By zrealizować ten zamiar, zastosowano pełen zestaw manipulacji politycznych. Arcykapłani i faryzeusze przekupili jednego z uczniów, aby zdradził swego Mistrza, tak by mogli pojmać Jezusa nie wszczynając jakichś rozruchów. Wymyślili fałszywe oskarżenia i podstawili fałszywych świadków. Zorganizowali nacisk „medialny" w postaci tłumu wrzeszczącego: Ukrzyżuj Go! Znaleźli sposób, by zastraszyć głównego sędziego, który mógł wydać wyrok śmierci, a mianowicie Piłata. Powiedzieli mu wyraźnie:
„Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi" (J 19,12).
W swej nikczemności arcykapłani wiernopoddańczo krzyczeli na cześć okupanta:
„Poza Cezarem nie mamy Króla" (19,15).
Piłat, który nie dopatrzył się w Jezusie żadnej winy, próbował Go uwolnić. Zestawił Jezusa z zabójcą Barabaszem, myśląc, że lud zdecyduje o ułaskawieniu Jezusa. Lecz po części przepłacony, po części podburzony cynicznie motłoch zdecydował inaczej. Piłat wobec tych wszystkich manipulacji, a przede wszystkim realnej groźby donosów do Cezara, ustąpił i wydał Jezusa na ukrzyżowanie. Wewnętrzny głos mówił mu, co jest słuszne i jak powinien postąpić, ale zewnętrzne okoliczności, naciski i szantaż, sprawiły, że zdusił w sobie ten głos sumienia. Stać go było jedynie na słynny gest umycia rąk:
„Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego" (Mt 27,24).
Iluż to polityków i wysokich urzędników w historii świata wykonywało ten sam gest, by tylko utrzymać się na stołku i nie stracić władzy!? Zabijało w sobie poczucie przyzwoitości, by nie narazić się silniejszym do siebie.
Słysząc o śmierci Jezusa Sanhedryn zapewne odetchnął – grób kończył ich zdaniem sprawę „wichrzyciela" z Nazaretu. Mogli dalej spokojnie sprawować władzę. Ale oto gruchnęła wieść, że grób jest pusty, a Jezus zmartwychwstał. Arcykapłani, słysząc o tym wszystkim, postanowili sięgnąć da znanych środków działania. Dali żołnierzom pieniądze, aby ci rozpowiadali, że
„Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali" (Mt 28,13).
Ewangelista Mateusz zauważa:
„I tak rozniosła się ta pogłoska, między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego" (Mt 28,15).
A z drugiej strony – dodajmy – do dnia dzisiejszego głoszone jest zbawienie w imię Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. A słaby, zastraszony Piłat wciąż wymieniany jest w Credo…
Za: www.wpolityce.pl