Jedno skrajne środowisko – nowi ateiści uważają, że Darwin wbił ostatni gwóźdź dla poglądów religijnych, że od tego momentu nie ma miejsca dla teologii, że staje się ona niepotrzebna, zaś drugie skrajne środowisko – religijni konserwatyści odmawiają darwinizmowi bycia nauką i uznają go za materialistyczną ideologię.
wobec ewolucji – pośrednich, które istniały już od czasów Darwina.
Jedno mówiło o ułomności ludzkiej, niedostateczności naszej wiedzy,
ograniczoności naszego umysłu, która nie pozwala wystarczająco zgłębić,
zrozumieć zachodzącej przypadkowości. Drugie stanowisko dostrzegało
w ewolucji boską pedagogikę, program dydaktyczny uczenia się i dojrzewania.
Profesor ze Stanów Zjednoczonych
zauważył, że choć Kościół na przełomie XIX i XX w.
był zdecydowanym oponentem Darwina, to jednak nigdy go nie potępił.
Teoria ewolucji umiarkowanej z punktu widzenia teologii jest do przyjęcia.
(W Encyklice „Humani Genesis”
z 1950 roku czytamy: „Urząd nauczycielski Kościoła nie zabrania
uczonym przyrodnikom i teologom odpowiednio do dzisiejszego stanu nauk
świeckich i teologicznych zajmować się w swoich badaniach i dyskusjach
teorią ewolucji, mianowicie o ile ona bada początki ciała ludzkiego,
powstałego z już istniejącej i żyjącej materii” – przyp. red.).
Na pytanie naszego serwisu, za
kogo uważał się sam Darwin – czy za człowieka wierzącego, czy jednak
za ateistę, prof. Haught bez cienia wątpliwości odpowiedział: „Darwin
nigdy by się nie nazwał ateistą. Odrzucił Boga Miłość, ale nie
z powodu głoszonej teorii, tylko z powodu śmierci jego dziesięcioletniej,
ukochanej córeczki, po którym to wydarzeniu nigdy się już nie pozbierał.
Ale nie porzucił jednak idei Boga – odległego Stwórcy”.
jms
Za: Redakcja.