Od 1923 zaczął uczęszczać do szkoły powszechnej, którą ukończył 1929 roku. Po ukończeniu szkoły wstępuje do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w którym z oddaniem pracuje nad szerzeniem oświaty i życia religijnego młodzieży. Najpierw jako sekretarz a później jako bibliotekarz KSM.
Powołany do służby wojskowej w 1935 roku służy w miejscowości Postawy jako ułan, a następnie przechodzi sześciomiesięczne szkolenie w szkole podoficerskiej w Grodnie. Służbę wojskową kończy w 1937 roku w stopniu kaprala wojsk łączności.
Następnego roku w dniu 14 września wstępuje do Zgromadzenia Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie w charakterze brata zakonnego. Po kilkumiesięcznej aspiranturze w dniu 2 maja 1939 roku otrzymuje z rąk ówczesnego Przełożonego, a dziś świętego O. Maksymiliana Kolbe habit zakonny i przyjmuje imię brat Leokadiusz. Tym samym rozpoczął okres postulantatu podczas którego pracuje w niepokalanowskim klasztorze w drukarni.
Po wybuchu II wojny światowej w dniu 5 września 1939 roku wszyscy bracia zakonni z Niepokalanowa otrzymuja od władz zakonnych i państwowych polecenie opuszczenia klasztoru i udania się do domów rodzinnych. Po trzytygodniowej pieszej wędrówce dotarł do domu rodzinnego 27 września. Podczas wędrówki ze względu na grożące osobom zakonnym niebezpieczeństwo przywdział cywilne ubranie. Pomimo tego nie uniknął aresztowania wraz z innymi uciekinierami, których ustawiono w szeregu celem rozstrzelania. Jednak ze względu na niespodziewany sukces wojsk niemieckich, aresztowanym udzielono amnestii i wypuszczono na wolność.
Podczas lat wojny pracuje w rodzinnym gospodarstwie. W tym też czasie kwestuje, aby poprzez zebrane pieniądze wspomóc uwięzionych i potrzebujących pomocy rodaków. Jako osoba świecka organizuje nabożeństwa majowe i październikowe, ku czci Niepokalanej i Najświętszego Serca Pana Jezusa. Angażuje się również w nauczanie religii w rodzinnej wiosce. Gdy w 1949 roku nauczanie religii zostało zabronione potajemnie w sąsiednich wioskach przygotowuje dzieci przygotowuje dzieci do Pierwszej Spowiedzi i Komunii świętej.
Pomimo ciągłego pragnienia poświęcenia się Bogu w życiu zakonnym nie mógł tego uczynić z powodu nowej granicy między Polską a Związkiem Sowieckim, a także ze względu na opiekę nad chorą mamą. Kiedy w roku 1958 po długiej i ciężkiej chorobie umarła mama Pana Stanisława, rozpoczyna on starania o powtórne przyjęcie do Zakonu Ojców Franciszkanów. Nie zostaje jednak przyjęty ze względu na przekroczony wiek 35 lat życia. Sytuacja ta jednak go nie zniechęca i swoją prośbę przedkłada w innych zakonach. Pisze do OO Paulinów, Kapucynów, Bernardynów, Karmelitów, lecz wszędzie otrzymuje odpowiedź odmowną. Pisze również do Dominikanów i Kamedułów, lecz i tam nie otrzymuje pozytywnej odpowiedzi.
We wrześniu 1958 roku pisze ostatecznie do Salezjanów w Krakowie i otrzymuje zaproszenie do przyjazdu. Rozpoczyna więc starania u władz radzieckich starania o pozwolenie na wyjazd, które otrzymuje 26 stycznia 1959 roku. Ze względu na chorobę i operację wyjazd do Polski musi odłożyć do 8 sierpnia 1959 roku, w którym to dniu przybywa do Krakowa, gdzie jako aspirant pracuje na gospodarstwie na Łosiówce. Następnie pan Stanisław zostaje jako aspirant skierowany do Zakładu Salezjańskiego w Kopcu k/Częstochowy, gdzie jak pisze w swoim życiorysie z dnia 8 maja 1960: pragnę nauczyć się prawdziwej pobożności, a potem jeżeli taka będzie wola Niepokalanej poświęcić się całkowicie na Jej służbę jako wzorowy zakonnik – koadiutor w Towarzystwie Św. Franciszka Salezego. Nowicjat w Zgromadzeniu Salezjańskim rozpoczął 1 lipca 1960 roku.
Po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych pracował w Marszałkach, Lublinie, Krakowie, a od 1969 roku w Oświęcimiu jako portier (kościelny). Jeden ze współbraci tak napisał o panu Stanisławie: człowiek głębokiej modlitwy i duchowości, bardzo pracowity, obowiązkowy i oddany Zgromadzeniu. Skromny i ascetyczny. Ukochał Zgromadzenie, młodzież i przełożonych. Nigdy nie słyszałem, aby kiedykolwiek źle o innych się wyrażał. Postawa jego życia to modlitwa, praca, poświęcenie i ubóstwo. Miał bardzo znaczący wpływ na mój wybór życia i powołania salezjańskiego. Jestem przekonany o jego świętości już za życia. Wszyscy pamiętamy jak przez długie lata mieszkał przy portierni Zakładu Salezjańskiego w Oświęcimiu w pomieszczeniu, które nazywane było „tramwajem’.
Pan Stanisław to człowiek pełen radości i optymizmu salezjańskiego, obecny wśród młodzieży do ostatnich miesięcy swojego życia, kiedy to chętnie grywał z chłopcami w szachy i … z reguły wygrywał!
Jego życie duchowe to modlitwa, częsta spowiedź i ukochanie Eucharystii, a gdy pozwalały na to siły fizyczne – praca.
Na koniec niech przemówi sam Pan Stanisław jednym ze swoich listów:
Przewielebny Księże! Przesyłam serdeczne „Bóg zapłać” za pamięć i życzenia Imieninowe a najwięcej za modlitwy – abym zbawił duszę swoją.
W przeddzień 13 listopada przywędrowała do mnie i złożyła życzenia pani grypa obdarowując pigułkami, termometrem i przymusowym wypoczynkiem. Ale dzięki P. Bogu wszystko przeminęło szczęśliwie i znów wróciłem do pracy. Wstaję codziennie o 4.30, o 5.15 otwieram Kościół, zostaję na Mszy św. o 6.00, potem na Jutrznię i Rozmyślanie do kaplicy. O 7.15 do jadalni i na pocztę.
Przed wojną ani razu w życiu nie widziałem jednego tysiąca złotych – teraz co dzień obracam milionami.
Moi dziadkowie uprawiali pole sochami, żyli w kurnych chatach – mój ojciec wybudował dom i postawił piec z kominem, kupił pierwszy pług żelazny – nowość na wsi! Teraz ja mieszkam w pięknym pokoju z podłogą parkietową, meblościankami, własną łazienką i prysznicem.
Przed wojną słuchałem radia własnego pomysłu na kryształka (który sam wyrabiałem i słuchawki. Teraz mogę słuchać radia z całego świata na rozmaite zakresy fal.
Do lekarza udawało się w bardzo ciężkim stanie a do szpitala w stanie beznadziejnym. Najczęściej na wsi ludzie umierali własną śmiercią, bez pomocy lekarzy – bo „przyszedł czas” na śmierć. Tu mam lekarzy na zawołanie o każdej porze dnia i nocy, zapewnione miejsce w najlepszych szpitalach.
A więc spełniło się jak powiedziano w Ewangelii: „Kto opuści wszystko i pójdzie za Mną stokroć tyle otrzyma” i Żywot Wieczny odziedziczy.
Pierwszą zapłatę już otrzymałem tu na ziemi, bardzo proszę o modlitwę za mnie abym stał się godnym obietnic Chrystusowych.
Stanisław Żukowski, Oświęcim, 19 XI 1993 r.
Jesteśmy przekonani, że Pan Stanisław otrzymał już i tę drugą zapłatę w niebie i stał się godnym obietnic Chrystusowych.
Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Mu świeci.
Ks. Adam Paszek SDB