Pozdrowienia misyjne z Meksyku

W tym roku po raz 83., 18 października, Kościół w Polsce będzie obchodził Światowy Dzień Misyjny. Jest on wezwaniem do udzielenia misjonarzom i Młodym Kościołom na świecie różnorodnego wsparcia, ale przede wszystkim do wytrwałej modlitwy w intencji misji, do której nawołuje Benedykt XVI w orędziu misyjnym 2009. Wyprzedzając nieco to wydarzenie zamieszczamy w naszym portalu list polskiego oblata, ojca Marcina Łąckiego OMI, który od dwóch miesięcy jest na misji w Meksyku. Ojciec Marcin wspólnie z ojcem Tomaszem Szfarańskim OMI są pierwszymi oblatami w Meksyku.


"Gorąco
pozdrawiam wszystkich z dalekiego Meksyku. Tak gorąco, jak gorąco jest
tutaj w San Mateo del Mar, gdzie się obecnie znajduję. Teraz, kiedy
piszę ten list w moim pokoju słupek rtęci sięga 33˚C. Chłodniej jest
nad ranem, bo temperatura spada o całe 2 stopnie Celsjusza. Więc,
jeżeli komuś jest zimno w Polsce to zapraszam do San Mateo del Mar.  

Nie
ma dnia bez słońca, a kiedy pada deszcz, jest on zazwyczaj obfity i
krótkotrwały. Misyjne Drogi są różne, mnie zaprowadziły razem z ojcem
Tomaszem Szafrańskim OMI do Meksyku. Od ponad 2 miesięcy pełnimy tutaj
posługę. Po miesięcznym pobycie wraz z 11 prenowicjuszami w Guadalajara
ojciec Prowincjał skierował nas na tymczasowe placówki. Ojciec Tomasz
pracuje w stolicy, największym mieście na świecie i równocześnie, myślę
że największej na świcie parafii oblackiej liczącej około 150 tysięcy
parafian. Ma dużo pracy, szczególnie z ludźmi biednymi, bo przedmieścia
Meksyku są naprawdę ubogie. 

Ja
obecnie mieszkam w południowo-zachodniej części Meksyku, zaledwie 15
min od Pacyfiku. Jesteśmy tutaj we dwójkę z ojcem Roberto Torentino
OMI. Praca jest piękna, choć niełatwa, przeszkadza wysoka temperatura,
czasami sobie myślę o misjonarzach na Madagaskarze lub w Kamerunie i
wszechobecne komary. Nie wiem ile ich zabiłem w ostatnim czasie, ale na
pewno więcej niż przez całe moje życie. Ludzie, którzy tutaj mieszkają
należą do plemienia Huave. Mają swój język, którym się posługują w
rozmowie między sobą. Ze mną rozmawiają w języku hiszpańskim, chociaż
starsi ludzie nie znają hiszpańskiego, wtedy rozmawiamy przez tłumacza.
Mają swoje tradycyjne stroje, które używają na co dzień. Swoją kulturę,
swoje święta.

 

Oprócz
San Mateo del Mar mamy również 9 kaplic dojazdowych, w których jesteśmy
w każdym tygodniu przynajmniej raz, aby sprawować Eucharystie i
udzielać innych potrzebnych sakramentów. Niektóre kaplice są oddalone o
kilkadziesiąt kilometrów, inne bliżej. Jeżdżę zawsze razem z ojcem
Roberto. W niedziele mamy Mszę w 5 różnych wioskach. W tygodniu
natomiast jedziemy do ludzi, aby błogosławić ich rodziny, domy i całe
obejście z kurami, świniami i kozami również, jeśli je mają. Nie jest
to łatwe w tym upale, poza tym odległości, które trzeba także przejść.
Jednak zawsze w każdym domu na chwile zatrzymuję się, by porozmawiać i
odpocząć.  Ludzie
ogólnie są tutaj biedni, żyją z rybołówstwa i z tego co sami sobie
wyhodują. Mieszkają w domach krytych strzechą. Nie mają kont w banku,
nie mają internetu, telewizji, a mimo to są bardzo szczęśliwi.
Młodzieży brakuje perspektyw na przyszłość. Do miasta daleko, aby się
kształcić. Żeby pójść na studia potrzebują pieniędzy, których nie ma.
Nie znają też dobrze języka hiszpańskiego stąd pewna nieśmiałość, żeby
wyjeżdżać. Na koniec, dziś dowiedziałem się, że w Polsce ma spaść
pierwszy śnieg. Jeśli komuś w Polsce brakuje ciepła raz jeszcze
zapraszam. Pozdrawiam jeszcze raz gorąco i proszę o modlitwę w naszej
intencji, mojej i ojca Tomasza Szafrańskiego OMI oraz wszystkich
misjonarzy pracujących w Meksyku i innych krajach świata z dala od
Polski i swoich rodzin. 

 

O. Marcin Łącki OMI  

14.10.2009, San Mateo del Mar"

Za: www.oblaci.pl.

Wpisy powiązane

Niepokalanów: XXX Międzynarodowy Katolicki Festiwal Filmów i Multimediów

Piknik kapucyński w Stalowej Woli

Dziękczynienie za pontyfikat u franciszkanów w Krakowie