NAUCZYCIEL,
KTÓRY NIE OPUŚCIŁ DZIECI
powieść biograficzna
Wydawnictwo
eSPe, Kraków 2010
(31-457 Kraków, ul. Meissnera 20, tel./fax (12)
413 19 21, e-mail: espe@espe.pl, www.espe.pl)
Polsce, a nawet poza jej granicami znana jest postać o. Stanisława
Konarskiego, pijara, reformatora szkolnictwa w XVIII wieku, natomiast
znacznie mniej jest obeznane społeczeństwo z samym założycielem Zakonu
Pijarów. Nie byłoby wielkiego Konarskiego, gdyby przedtem nie pojawił
się w Europie jeszcze większy Józef de Calasanz, zwany też
Kalasancjuszem, Hiszpan, o którym współczesny nam historyk pijarski,
najlepszy ze wszystkich dotychczasowych, Severino Giner Guerri, napisał:
„Kalasancjusz
był założycielem pierwszej bezpłatnej szkoły powszechnej w Europie,
której nieodzownymi elementami były: kształcenie, czyli formacja
intelektualna, i wychowanie, czyli formacja ludzka, moralna i religijna;
absolutna bezpłatność nauczania i otwarcie się na dzieci wszystkich
klas społecznych, szczególnie jednak na dzieci ubogie. Przez to
stworzył Kalasancjusz podstawową zasadę nowego społeczeństwa
współczesnego, w którym wszystkie dzieci, a szczególnie ubogie i
pozbawione majątku, mają prawo do kształcenia się i kultury. Mówiąc o
bezpłatnej szkole powszechnej, myśli się, być może, jedynie o jej cyklu
elementarnym. Jednak słusznie trzeba przyznać, że Kalasancjusz był
założycielem nie tylko pierwszej bezpłatnej szkoły elementarnej, lecz
również pierwszej powszechnej i bezpłatnej szkoły średniej”.
O.
Stefan Denkiewicz, pijar, dotychczas autor książki anegdot o swoim
zakonie i pięciu powieści, laureat nagrody literackiej Miasta Rzeszowa,
wydaje teraz powieść o świętym Józefie Kalasancjuszu, jednym z
najwybitniejszych pedagogów w historii Zachodu i założycielu Zakonu
Pijarów. Powieść ta nosi tytuł: NAUCZYCIEL, KTÓRY NIE OPUŚCIŁ DZIECI.
Autor przedstawia w niej trudną, wprost dramatyczną drogę tego Świętego
do kapłaństwa, następnie przejście, też niełatwe, od urzędniczych
czynności kościelnych, a nawet wspomagania dorosłych chorych, ubogich i
nędzarzy do służenia ubogim dzieciom poprzez założoną przez siebie
szkołę. Szczytem tego dramatu są próby, na szczęście, nieudane,
zniszczenia jego dzieła wychowawczego przez możnych tego świata i
innych, zalęknionych rewolucją społeczną, otwierającą ubogim i
plebejuszom dostęp, poprzez wykształcenie, do zawodów intelektualnych i
kultury.
Ale nie tylko dramat tego Wychowawcy i jego Dzieła
występuje w tej powieści. Są w niej i nadzieja, pogoda ducha, radość,
sceny wprost humorystyczne. No i czuje się w tej powieści mocno miłość
wychowawcy do wychowanków i miłość wychowanków do wychowawcy, tę piękną i
budującą charaktery więź, o której marzy każdy nauczyciel i każdy
uczeń.
Dla kogo jest ta powieść? Dla dzieci, młodzieży, dorosłych i
starszych. Tak, gdyż została napisana językiem zrozumiałym dla
wszystkich, innymi słowy, ma adresata uniwersalnego, co rzadko się
zdarza w powieściopisarstwie. Tak mówią recenzenci o języku wszystkich
powieści o. Stefana Denkiewicza, jeden nawet przyrównuje jego styl do
tego, którym się posługuje w swych bajkach Andersen, bajkach, jak
wiemy, skierowanych do dzieci, młodzieży, dorosłych i starszych. Powieść
„Nauczyciel, który nie opuścił dzieci” napisał o. Denkiewicz w podobny
sposób. Dla zainteresowanych historią pedagogiki umieszczono na końcu
tej książki naukowe dociekania Seweryna Giner Guerri: „System
kształcenia i wychowania w szkołach Kalasancjusza”.
Fragment powieści
Wszystkie te głosy tak były mocne i tak
gwałtowne, że ksiądz Józef nie mógł nawet ust otworzyć, i tylko patrzył
na swych młodych przyjaciół z wielkim zdziwieniem, dopiero po chwili
zaczął machać rękami i mówić – Cisza! Cisza… – uśmiechając się,
wreszcie zawołał na cały głos:
– Ależ chłopcy, kto tu może myśleć o moim
odejściu, gdy ja tego nie chcę!
Uczniowie uciszyli się nagle, a jeden
zapytał powoli, z obawą w głosie:
– To… naprawdę… nie odejdziecie od nas…
ojcze Józefie?… Naprawdę?…
Ksiądz Józef de Calasanz nie odpowiedział
mu wprost, tylko uśmiechnął się do niego lekko i spytał cicho:
– A ty
jak uważasz? Kiedy bym mógł odejść od was?
Chłopiec otworzył usta,
zdziwiony takim pytaniem, zaczął zastanawiać się nad nim, ale zaraz
uśmiechnął się też lekko do ojca Józefa i rzekł w spokojnym szczęściu:
– Wtedy…
kiedy byście nas… przestali lubić, ojcze – i uśmiechnął się jeszcze
wyraźniej, a wszyscy inni wrzasnęli z radości.