Rodzinny portret
We wspomnieniach kuzynki o. Michała – Marii Dzieduszyckiej – zapisał się, wbrew powyższym opisom, dość humorystycznie jako bohater dwóch zabawnych historii: pierwsza opowiadała o tym, jak zbierali rodzinnie czereśnie i o. Michał powoził wozem, którym zwozili je do domu. W pewnym momencie konie wymknęły się spod kontroli, wóz się przewrócił i ten zasadniczy i poważny zakonnik nagle spadł z kozła i został przysypany stosem czereśni. Trudno podchodzić do siebie zbyt poważnie, kiedy ktoś się z trudem zbiera się z ziemi w jasnym habicie ubrudzonym ziemią i sokiem z owoców! Druga anegdota była historyjką o tym, jak siostra pani Marii przygotowywała się do I komunii i w związku z pierwszą spowiedzią przepraszała w domu wszystkich za wszelkie swoje uchybienia. Z rozpędu przeprosiła również będącego tam w gościnie o. Michała, który na te przeprosiny uprzejmie się zdziwił: „A za co?"
„Der grosser Bandit"
W zapiskach ludzi z oddziału, którego o. Czartoryski był kapelanem, ciągle powraca fraza „biały habit": „Gdziekolwiek pojawił się biały habit, ożywała otucha i powracał spokój ducha."; „Ubrany zawsze w biały habit był wszędzie." Pełna spokoju i pewności postawa dominikanina sprawiła, że jego jasny strój stał się ikoną zaufania.
I to właśnie ten charakterystyczny strój zakonny był jedną z przyczyn śmierci zakonnika. Namawiano go, aby zdjął go i ukrywszy się dzięki temu między cywilami, wyszedł z oblężenia. Ojciec Michał odmówił. Przyczyn odmowy można się domyślać: z pewnością chciał pozostać z rannymi, aby dodać im otuchy (zapewne by świadomy, jak wiele psychicznej siły od niego czerpią), ale istotne było też to, że wśród wynikających z reguły obserwancji była też ta dotycząca noszenia stale konkretnego stroju. Istotny był zwłaszcza szkaplerz (pas tkaniny z otworem na głowę nakładany na tunikę, a pod kaptur) symbolizujący zawierzenie opiece Maryi.
6 września do polowego szpitala wkroczył niemiecki oddział: sanitariuszki odesłano do szpitala polowego Wermahtu, rannych rozstrzelano serią z karabinu maszynowego. Ojciec Michał był w pierwszej trzydziestce zabitych, jako uznany za najbardziej niebezpiecznego („największy bandyta", jak określił go dowódca niemieckiego oddziału).
Tak wypełniły się w jego życiu zapisane przez niego samego słowa: „Dominikanin jest liturgiem nie tylko przy ołtarzu, ale mocą kapłaństwa, a zwłaszcza profesji zakonnej, zawsze chodzi w stroju liturgicznym, bezustannie jest na szczególnej służbie Bożej, na służbie Ciała Mistycznego Chrystusa".
Elżbieta Wiater