– Proszę Ojca, ta piąta rocznica pontyfikatu dość
niefortunnie przypada w czasie burzliwego kryzysu spowodowanego
przez skandale pedofilskie. Widzimy, że sam Papież z tego kryzysu
wychodzi dość obronną ręką...
Ks. D. Kowalczyk SJ: Tu nawet nie chodzi o to, że Papież
wychodzi obronną ręką czy też nie. Jestem przekonany, że Benedykt XVI
nie jest skoncentrowany na budowaniu jakiegoś „pijaru” wokół siebie,
tylko na rozwiązywaniu realnych problemów Kościoła. Niewątpliwie pewne
zło było i jest w Kościele. Kwintesencją tego zła, grzechu ludzi
Kościoła, są różnego rodzaju przypadki pedofilii, molestowania. To
podważyło w jakimś stopniu wiarygodność różnych podmiotów kościelnych i
Kościół musi się z tym skonfrontować, musi to w sposób skuteczny i
ewangeliczny rozwiązać. I Benedykt XVI to robi; już wcześniej robił jako
kardynał, jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Przecież Kościół
dostrzegając problem – to było jeszcze za Jana Pawła II – powierzył
mierzenie się z tymi kwestiami, ich porządkowanie, Kongregacji Nauki
Wiary, na której czele stał Joseph Ratzinger. I można pokazać, jak to
właśnie kard. Ratzinger i kierowana przezeń dykasteria zaczęła
naświetlać tego rodzaju sytuacje, rozwiązywać je i oczyszczać Kościół.
– To jest jasne, ale sięgnijmy do istoty tego
problemu. Ci, którzy występują dziś w obronie Benedykta
XVI podkreślają, że tak naprawdę celem całej tej kampanii nie jest
walka z pedofilią, lecz zdyskredytowanie Papieża. Bo, jak mówią, on
współczesnemu światu wadzi. Co w nauczaniu Benedykta XVI może budzić tak
wielką awersję?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Zgadzam z tą tezą, że wielu ośrodkom,
wielu mediom tak naprawdę nie chodzi o rozwiązywanie strasznego problemu
pedofilii we współczesnych społeczeństwach, ale o wykorzystywanie
niestety prawdziwych przypadków pedofilii wśród księży, by uderzyć w
Kościół, szczególnie w Papieża. Oczywiście niektórzy chcą na tym zbić
duże pieniądze domagając się odszkodowań, a inni generalnie wykorzystują
rzeczywiste grzechy Kościoła i w taki sposób je przedstawiają, tracąc
wszelkie proporcje i wszelki kontekst, by ten Kościół rzeczywiście na
ile to możliwe osłabić, a może i zniszczyć. Jest tak, że ci najbardziej
zaangażowani w pokazywanie grzechów Kościoła, w tym grzechu pedofilii,
to są ci, którzy z drugiej strony są najbardziej zaangażowani w
szerzenie tego, co można by nazwać „rewolucją seksualną”, w propagowanie
aborcji, eutanazji.
Niewątpliwie te środowiska, które mają własny pogląd na świat i jego
przyszłość, widzą głównego przeciwnika właśnie w Kościele katolickim.
Proszę zauważyć na przykład wielkie firmy farmaceutyczne lobbujące tu i
tam, robiące duże pieniądze na różnego rodzaju technologiach
antykoncepcji, aborcji itd.: te firmy poza Kościołem katolickim nie mają
tak naprawdę żadnego oponenta. Kościół katolicki jawi się wielu
środowiskom jako podmiot, który po pierwsze nie pozwala robić pieniędzy
tak, jak by się chciało na pewnych procederach, a po drugie sprzeciwia
się określonej wizji świata, którą środowiska feministyczno-gejowsko-
obecnie wyznają i propagują.
– Czyli, to nie jest konflikt na linii Papież i człowiek
współczesny, a raczej na linii Papież i pewne wąskie grupy
interesów?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Nie tak znowu wąskie,
a na pewno bardzo wpływowe, dysponujące potężnymi środkami
oddziaływania w postaci mediów i biznesu. Powiedziałbym, iż ataki na
Kościół są tak bardzo mocne, ponieważ zauważono, że są skuteczne w walce
nie ze złem, ale w walce z dobrem w Kościele. Ja jako kapłan też po
części podzielam pewną frustrację, smutek i zażenowanie tym, że tak się
mówi i skądinąd słusznie o grzechach niektórych księży, wręcz o ich
zbrodniach, o strasznych krzywdach, jakie wyrządzili dzieciom. Ale z
drugiej strony też widzę, że wykorzystywanie tych smutnych faktów jest
formą walki z tym, co księża katoliccy, co Kościół katolicki robi
dobrego w świecie. Jest formą walki z tym, co my nazywamy głoszeniem
Ewangelii.
– Przejdźmy w takim razie do innego tematu:
powróćmy do tego, co wydarzyło się przed pięciu laty.
Mówiono wówczas: „wielki teolog został Papieżem”. Co
ten Papież wniósł przez pięć lat do nauczania Kościoła, do teologii,
jak się zaprezentował, jako Papież-teolog?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Pamiętam, że tuż przed konklawe
udzielałem wywiadu jednemu z miesięczników w Polsce. Powiedziałem wtedy,
że oczywiście nie wiem, kto będzie przyszłym Papieżem, ale bym się
wcale nie zmartwił, gdyby to był Joseph Ratzinger. I bardzo się
ucieszyłem, że to właśnie on został wybrany i że jest Papieżem po Janie
Pawle II. Rzeczywiście Joseph Ratzinger kojarzy się przede wszystkim z
subtelnym intelektualistą i trudno byłoby oczekiwać od tego Papieża, od
tego pontyfikatu jakichś działań np. na płaszczyźnie administracyjnej,
porządkowania, przemeblowywania struktury różnych dykasterii Stolicy
Apostolskiej.
– Takie oczekiwania też są...
Ks. D.
Kowalczyk SJ: Są, ale to być może już kolejny Papież czegoś takiego
dokona. Zauważmy, że Joseph Ratzinger został wybrany na stolicę Piotrową
kiedy miał 78 lat, dzisiaj ma 83.
– Czyli, daleko w wieku emerytalnym?
Ks. D.
Kowalczyk SJ: Oczywiście. Nie można od niego wymagać tego samego
dynamizmu, jaki miał na początku swego pontyfikatu
pięćdziesięciokilkuletni Jan Paweł II. I chyba słusznie Benedykt XVI
skoncentrował się na tym, co jego zdaniem ma z siebie najlepszego do
dania Kościołowi, na tym, co mówi i pisze. Ma do dania refleksję
teologiczną, duchową, pastoralną. Ja przyznam, że bardzo lubię jego
książki teologiczne, bardzo cenię encykliki Benedykta XVI, jego
rozważania, jego homilie. Często są to perełki w całości, albo można w
tych wypowiedziach znaleźć takie fragmenty, które nazwałbym perełkami.
Czasem ku zgorszeniu niektórych Polaków mówię, że bardziej mi się podoba
styl Benedykta XVI niż Jana Pawła II. Jan Paweł II był fenomenologiem,
jeżeli chodzi o sposób myślenia, miał jakąś ideę, wokół której krążył
naświetlając problem z różnych stron. Było w tym też trochę poezji,
natomiast mnie bardziej odpowiada ten styl Benedykta XVI, taki bardziej
linearny, gdzie jest pewien punkt wyjścia i punkt dojścia. Myślę, że
jest to Papież, który bywa niezrozumiany przez wiele środowisk, czy też
jego wypowiedzi są banalizowane. Tymczasem to jest człowiek wiary, który
woła o przywrócenie należytego miejsca ludzkiemu rozumowi. Bo, proszę
zauważyć, my tak naprawdę, chociaż żyjemy w świecie techniki, to nie
żyjemy – i o tym mówi na różne sposoby Benedykt XVI – w świecie, w
którym rozum jest należycie doceniany. Są modne różne idee
postmodernistyczne; właściwie każdy ma rację, wszystko jest możliwe,
poglądy sprzeczne mogą iść razem. A tymczasem Papież wierzy w prawdę,
uważa, że prawda istnieje i że można do niej dojść przez wiarę, ale
również przez ludzki rozum i tym rozumem w sposób właściwy trzeba się
posługiwać. Przecież to jego słynne przemówienie w Ratyzbonie, z którego
zapamiętano jedynie to, że coś tam było takiego, że się muzułmanie
obrazili, to było wołanie o racjonalność naszego postępowania, o
racjonalność naszej ludzkiej refleksji. No, ale ten kontekst zagubiono;
wyjęto dwa zdania i zrobiono z tego niestety wielką awanturę.
– Czyli, chrześcijański racjonalizm z pretensjami do
uniwersalizmu?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Rzeczywiście, bo
Papież jest teologiem i niejednokrotnie w swoich książkach, na przykład w
tej, która już wyszła za pontyfikatu Benedykta XVI, „Jezus z Nazaretu”,
pokazuje pewien kryzys teologii i postuluje jej odnowę. Przy czym
pisząc myśląc o teologii ma na uwadze zaangażowanie, które jego zdaniem
jest bardzo ważne dla Kościoła i nie jest jedynie sztuką akademicką. Bo
były i są prądy we współczesnej teologii, które jakby się przestraszyły
nacisku zlaicyzowanego świata i zaczęły ustępować pola. Weszły na pole
subiektywizmu uznając, że prawda obiektywna może gdzieś jest, ale jest
trudno uchwytna, a prawdy teologiczne, o ile mają znaczenie, to mają je
dla konkretnych osób i dla każdego być może jest ono inne. Oczywiście
ten element subiektywny jest w przeżywaniu wiary istotny, ale też jest
ważne to, by nie zatracić elementu obiektywnego i Papież przypomina o
tej obiektywności, uniwersalności chrześcijańskiego przesłania dla
współczesnego świata.
– Jedną z zasług tego Papieża-teologa jest również
to, że otworzył w Kościele debatę na temat recepcji Soboru Watykańskiego
II. Niektórzy uważają, że kluczowe wystąpienie tego pontyfikatu
to przemówienie do Kurii Rzymskiej w 2005 r., w którym Benedykt XVI wezwał
do nowej interpretacji Soboru, by nie zrywać z przeszłością, by nie
traktować Soboru jako przełomu, ale postrzegać go w
ciągłości z całą tradycją Kościoła.
Ks. D. Kowalczyk SJ: Tu, gdyby ktoś chciał poznać myślenie na
ten temat Benedykta XVI, warto sięgnąć do książek-wywiadów z Josephem
Ratzingerem np. „Sól ziemi” czy innych. To są doskonałe książki, trochę
za mało znane w Polsce i na świecie. Moim zdaniem, najzupełniej słusznie
Joseph Ratzinger i teraz Benedykt XVI zwraca uwagę na to, że dokonano
niestety dosyć dużej manipulacji Vaticanum II. Mamy jakby dwie
skrajności w Kościele w patrzeniu na Sobór. Z jednej strony są ci
uosabiani przez lefebrystów, którzy mówią, że było to jakieś wydarzenie
dziwne i chyba nie pochodzące od Ducha Świętego. Czyli mamy do czynienia
z przekreślaniem w takiej czy innej mierze Soboru Watykańskiego II. Z
drugiej strony mamy tych, których można by nazwać „progresistami” w
Kościele, którzy sprawiają wrażenie, jakby nie czytali soborowych
dokumentów, a jedynie jakąś ideę, hasło „ducha Soboru Watykańskiego II”.
I wszystko, co jest „do przodu”, nowinkarskie, zrywające z tradycją,
nazywane jest właśnie „duchem Soboru”. A jeśli ktoś wspomni, że tak nie
można, że jeszcze trzeba się trzymać tradycji, że ona nie została
przekreślona, zostaje oskarżony o niezgodność z „duchem Soboru”.
Przyznam, że gdy słyszę zbyt częste powoływanie się na „ducha Soboru”,
to zaczynam być czujny, bo to wyrażenie jest strasznie nadużywane i
Benedykt XVI chce słusznie przywrócić prawdę o Vaticanum II, co
rzeczywiście Sobór Watykański II powiedział, a czego nie powiedział. Nie
można wszystkich subiektywnych pomysłów na Kościół w świecie tłumaczyć
Soborem Watykańskim II, bo to często jest manipulacja.
– Sam Papież często do tego tematu powraca.
Ostatnio mówił o tym w przemówieniach do brazylijskich
biskupów. Ale czy te jego uwagi mają już jakieś
echo w refleksji teologów? Czy zauważono już, że rozwój Kościoła po
Soborze nie jest linearny, bo przecież nie wszystko było
dobre, więc trzeba się zastanowić, czasami może też powiedzieć „mea
culpa” i zmienić trochę kierunek?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Ja myślę, że teologom, którzy niestety
przyczynili się do upadku różnych Kościołów lokalnych, trudno się
przyznać, że się po prostu wygłupili. I pewnie będą trwać do końca życia
w przekonaniu, że mówili słusznie w imię owego mitycznego „ducha Soboru
Watykańskiego II”. Ale sądzę, że jak się patrzy na całość teologii, ale
również na pewne działania duszpasterskie, to tu i ówdzie ludzie
aktywni w różnych Kościołach lokalnych, zaangażowani w różne podmioty
kościelne, zaczynają coraz bardziej dostrzegać, że czasem z tym
reformowaniem Kościoła przesadzono, głupio to robiono, bez szacunku dla
tego, co jest Tradycją, bez szacunku dla dynamiki wiary. Myślę jednak,
że to jest wciąż duże zadanie stojące przed teologami dzisiaj, aby na
nowo podjąć Vaticanum II i pokazać, co rzeczywiście jest Soborem, a co
nim nie jest. Oczywiście takim polem zmagania się tego pontyfikatu,
zmagania się o prawdę o Soborze Watykańskim II jest też liturgia.
– Po Papieżu Ratzingerze można się jednak było spodziewać
bardziej radykalnych decyzji w tej dziedzinie, bo wiemy, że
Joseph Ratzinger nie był w pełni zadowolony z kształtu posoborowej
liturgii, napisał o tym książkę „Duch liturgii”, która ukazała się
również w Polsce. Tymczasem w ciągu tych pięciu lat
żadnych radykalnych gestów ze strony Papieża nie było, może z wyjątkiem
przywrócenia do łask przedsoborowej Mszy św.
Ks. D. Kowalczyk SJ: Chce się czasem przylepić Benedyktowi
XVI taką łatkę „wstecznika”, który z powrotem chce odwrócić księży od
ludu, by odprawiali Mszę św. jak dawniej, w jakimś niezrozumiałym
języku, czyli po łacinie. To zupełnie nie o to chodzi Papieżowi w tych
jego pewnych gestach, konkretnych krokach otwierających z powrotem
liturgię Kościoła na łacinę, na pewne tradycyjne ryty. Ja postrzegam tę
decyzję Papieża…
– Ależ tych decyzji niemal nie ma…! Są
jedynie pewne osobiste gesty, drobne zmiany w liturgii papieskiej, jak
na przykład komunia do ust i na klęcząco. Ceremoniarz papieski mówi, że
to ma być przykład dla reszty Kościoła. Ale nic poza tym.
Ks. D. Kowalczyk SJ: Papież nie chce przekreślić tego
wszystkiego, co widzimy w różnych ruchach kościelnych, pewnego ożywienia
liturgicznego typu młodzieżowego, jaki spotykamy w ruchach
charyzmatycznych. Papież tego nie chce przekreślić, bo widzi, jakie to
jest dobro. To jest rzeczywiście „wiosna Kościoła”, o której mówił Jan
Paweł II, ale z drugiej strony obecny Papież chce przywrócić możliwość
sprawowania liturgii w sposób bardziej tradycyjny przez te środowiska,
które poczuły się w wyniku takiego gwałtownego, niemądrego wprowadzania
Soboru Watykańskiego II, jakby na obrzeżu Kościoła, poczuły się
wyśmiane, wydrwione, że to ich myślenie i wrażliwość są zupełnie passé.
Te działania Papieża, których – zgoda – nie było dużo, ale były w
sprawie liturgii, postrzegam jako takie poszerzenie spektrum. Tzn.
Papież w sumie sprawił swoimi decyzjami, że jest więcej pluralizmu w
Kościele. Przecież nie zniszczył różnych wspólnot i nie zakazał gitary w
kościele, natomiast docenił to, co było jakby spychane i wyśmiewane.
Docenił łacinę, śpiew gregoriański, liturgię sprawowaną w rycie
tradycyjnym. W ten sposób jakby docenia to, że są różne wrażliwości w
Kościele i każda z nich ma prawo się wyrażać w Kościele współczesnym.
– Przed pięciu laty spodziewano się, że pontyfikat Papieża
Ratzingera będzie przeszkodą dla ekumenizmu. Tymczasem okazało się na
przykład, że za tego pontyfikatu doszło do radykalnego zbliżenia z
Kościołem prawosławnym.
Ks. D. Kowalczyk SJ: Straszono tym, że ekumenizm zostanie
zastopowany. Pamiętamy przecież deklarację Dominus Jesus, która
została przedstawiona jako wręcz wrogie działanie wobec Kościoła
otwierającego się, dialogującego, Kościoła ekumenicznego. Tymczasem – to
też warto przypominać – treść deklaracji Dominus Jesus, która
tak oburzała tzw. katolików otwartych, to były w większości cytaty z
Soboru Watykańskiego II. To było przypomnienie soborowej nauki i trzeba
było rzeczywiście złej woli, albo pewnej ignorancji, aby twierdzić, że
tu raptem Papież cofa się w stosunku do Soboru. Mówiono, że może
literalnie to się nie cofa, ale jeśli chodzi o ducha (tego mitycznego
„ducha”!), to się cofa. Ja odrzucam takie argumenty, bo są oczywiście
niemerytoryczne. Papież, tak jak jego poprzednik Jan Paweł II, dostrzega
z całą wyrazistością skandal podziałów między chrześcijanami. W tym
duchu odczytuję m.in. gest
Papieża wobec lefebrystów. To nie było nic innego, jak wyciągnięcie
dłoni, zdjęcie ekskomuniki, którą oni zaciągnęli poprzez pewne działania
ipso facto. To było powiedzenie: „Ściągam tę ekskomunikę,
odwołuję – porozmawiajmy bez wstępnych warunków”. Niestety wydaje się,
że lefebryści z tego, póki co, nie skorzystali, nie wyciągnęli jakichś
wniosków, ale miejmy nadzieję, bo dialog trwa.
Dla mnie dramatycznie niemądra była reakcja niektórych środowisk – w
Kościele i poza nim – które dostrzegały w tym otwarciu na lefebrystów
coś ich zdaniem strasznego. Zupełnie kuriozalne było połączenie zdjęcia
ekskomuniki z biskupów lefebrystów z tym, że jeden z nich okazał się być
niemal antysemitą. Jego wypowiedzi były dosyć karygodne z punktu
widzenia historii najnowszej i wiedzy o Holokauście, ale mówienie, że
zdjęcie ekskomuniki oznacza, iż Papież popiera antysemityzm, jest
absurdalne. Tymczasem Papież wyciągnął dłoń i ten list, w którym
biskupom tłumaczy, dlaczego i co właściwie zrobił wobec lefebrystów, to
jeden z piękniejszych, bardziej intymnych listów Papieża do biskupów, do
Kościoła.
Tu też jest ciekawa sprawa, że pewne środowiska, kiedy mówią o
dialogu, o otwarciu, to jednocześnie zakreślają ramy tego dialogu: z tym
możemy dialogować i na tego się otwierać, ale na tego już nie. A zatem
jest to jakby taki dialog wybiórczy. Ja postrzegam Benedykta XVI jako
prawdziwego człowieka dialogu, który rzeczywiście chce rozmawiać z
ludźmi z prawa, z lewa i ze środka, ze wszystkimi. Nie ogranicza tego
dialogu tylko do jakiegoś własnego środowiska, które lubi, na zasadzie:
„my tutaj, na jednej kanapie siedząc, będziemy sobie dialogować, bo się
czujemy dobrze”.
– Kolejny gest zbliżenia, który okazał się kontrowersyjny,
to anglikanie. Tam też miało być dobrze, a zrobiła się burza
medialna.
Ks. D. Kowalczyk SJ: Kościół anglikański,
jak widzimy, jest w dość dużych opałach. Wielki reformator Kościoła i
krytyk Benedykta XVI Hans Küng proponuje pewne rozwiązania dla Kościoła
katolickiego, które już zostały – jak ktoś zauważył – wprowadzone w
Kościele anglikańskim. Z jakim skutkiem? Dość opłakanym! I tak wielu
anglikanów przestało czuć się w Kościele anglikańskim jako w Kościele
Chrystusowym. Stało się tak z powodu odrzucenia etyki chrześcijańskiej i
nie tylko z tego powodu. Stąd wielu zapragnęło przejść do Kościoła
katolickiego. I myślę, że obowiązkiem Papieża, obowiązkiem Kościoła
katolickiego było w tym momencie wskazanie jakiejś konkretnej procedury,
która by tym ludziom umożliwiła przejście. Niektórzy mówią: „No tak,
ale różne środowiska anglikańskie źle to jednak postrzegają, bo to
zatrzymuje, blokuje pięknie rozwijający się dialog między naszymi
Kościołami”. Otóż ten dialog niestety już od dawna pięknie się nie
rozwija, bo są pewne granice dialogu i trudno dialogować z jakąś panią
biskupką, która jest lesbijką i chce mieć dziecko in vitro. A zatem
widać, że Kościoły protestanckie – te tradycyjne – są w coraz większym
kryzysie i dialog z nimi jest trudny. Istnieją bowiem naprawdę poważne
obawy, czy one jeszcze się mieszczą w ramach szeroko pojętego
dziedzictwa chrześcijańskiego.
– A zatem koniec ekumenizmu z braćmi oddzielonymi na Zachodzie?
Ks.
D. Kowalczyk SJ: To nie jest koniec ekumenizmu. Trwa dialog i
szukanie dalej Jezusa razem z tymi, którzy chcą być w tym głównym nurcie
dziedzictwa chrześcijańskiego. No i z drugiej strony jest jakieś
osłabienie kontaktów z tymi, którzy obiektywnie rzecz biorąc totalnie
się pogubili i zrobili z chrześcijaństwa jakąś partię, która głosuje,
jaka ma być nauka dogmatyczna, jaka ma być nauka moralna, co jest
zupełnym absurdem. Ta sytuacja kryzysu protestanckich Kościołów
tradycyjnych paradoksalnie jakby zbliżyła Kościoły katolicki i
prawosławny.
– Na tym polu widać rzeczywiście postęp, bo podjęto przecież
refleksję nad kluczowym zagadnieniem Prymatu Piotra.
Ks.
D. Kowalczyk SJ: Tak, ale tu chcę powiedzieć, że i Kościół
prawosławny jakby się rozczarował własnym dialogiem z Kościołami
protestanckimi. Zauważono, że wprowadziły one święcenia kobiet,
małżeństwa gejów i lesbijek oraz kilka innych rzeczy. Trudno
prawosławnym odnaleźć się w tym wszystkim i za bardzo nie wiedzą, na
jaki temat mieliby dalej dialogować z niektórymi Kościołami
protestanckimi. Coraz więcej prawosławnych, którzy również z racji wieku
są pozbawieni antykatolickich resentymentów, widzi, że jeżeli ktoś z
chrześcijan różnych wyznań może coś robić razem, to przede wszystkim
prawosławni i katolicy, bo mamy bardzo wiele wspólnego. Tutaj z punktu
widzenia dogmatycznego, ale też psychologicznego, problemem jest
rozumienie prymatu Biskupa Rzymu. Już Jan Paweł II bardzo mocno zachęcał
do pewnej rewizji rozumienia, czym jest ten prymat? Bo rzeczywiście,
jego rozumienie trochę się zaostrzyło po Reformacji, ale być może
dzisiaj należy szukać pewnych inspiracji w tym, jak rozumiano prymat
Rzymu w pierwszych wiekach pierwszego tysiąclecia….
– I to jest aktualnie przedmiotem dialogu..
Ks. D.
Kowalczyk SJ: Tak, to jest temat, który rzeczywiście może przynieść
dobre owoce.
– Inna dziedzina papieskiej działalności,
bardzo ważna we współczesnym świecie, to kontakt z innymi religiami.
Wiemy, że Benedykt XVI dąży tutaj też do pewnej precyzji...
Ks. D. Kowalczyk SJ: Tak, tu oczywiście na pierwsze miejsce
wysuwa się dialog z muzułmanami. Islam jest coraz liczniejszy, coraz
bardziej ekspansywny, w Europie coraz bardziej się liczy. I znowu na
tych pięciu latach i na różnych wysiłkach Benedykta XVI cieniem położyła
się ta nierozumna interpretacja fragmentu jego przemówienia z
Ratyzbony, gdy tymczasem Papież mówiąc o dialogu, o spotkaniu islamu z
chrześcijaństwem, po pierwsze chce odwoływać się do rozumu, chce, żeby
ten dialog był racjonalny, oparty na pewnych racjonalnych zasadach, a
jedną z takich zasad jest wolność religijna. I na przykład, kiedy Papież
był w Turcji, to w swoich przemówieniach, które zresztą były bardzo
dobrze przyjęte, odwoływał się do wolności religijnej, która jest ważna i
dla muzułmanów w krajach niemuzułmańskich, i dla chrześcijan w krajach
muzułmańskich. Bo czasem można odnieść wrażenie, że w tym dialogu, w
spotkaniu islamu z chrześcijaństwem troszeczkę niekiedy brak
wzajemności. Tu nie chodzi o jakiś handel wymienny, ale o rzeczywiste
poszanowanie siebie nawzajem. Gdy tymczasem – trzeba powiedzieć – nie
brakuje krajów muzułmańskich, gdzie wolność chrześcijan jest bardzo
mocno ograniczona i Papież podejmuje z islamem pełen szacunku i
zrozumienia dialog, ale też dąży do prawdy i do racjonalności.
– Wróćmy jeszcze do papieskiego nauczania. Za temat
środowych katechez Benedykt XVI wybrał wielkie postacie z
historii Kościoła. Opowiada o tych, którzy Kościół kształtowali, którzy
Kościół reformowali. Co kryje się za tym wyborem? Co Papież chce nam
powiedzieć?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Myślę, że po pierwsze chce przypomnieć,
iż ostatecznie to nie tyle jakieś programy układane przy zielonym
stoliku ratują Kościół, co święci, ludzie, którzy wierzą w Jezusa,
wyciągają z tego radykalne konsekwencje, idą za Nim w Kościele, stając
się liderami, dając poprzez swoją wierność Ewangelii jakiś impuls do
odnowy Kościoła. Prezentując różne wielkie postacie z historii Kościoła
na to właśnie wskazuje, a przy okazji podejmując pewne elementy ich
nauczania prezentuje nam bardzo dobrą teologię. Te wielkie postaci to
czasami są tzw. reformatorzy.
Przypominam sobie fragment z książki-wywiadu z Josephem Ratzingerem,
w którym rozróżnia on jakby dwa podstawowe typy reformowania Kościoła.
Pierwszy z nich, to jest takie reformowanie Kościoła pod hasłem:
„Uczyńmy życie wiernych łatwiejszym!”. Wtedy ci, co odeszli wrócą do
nas, bo chodzi o to, żeby przyjemnie było, nie stawiajmy więc jakichś
tam wymagań, bo one utrudniają życie, ale, jeśli zrobimy z Kościoła
wspólnotę, gdzie właściwie się niczego nie wymaga, to wtedy wszystkim
będzie dobrze i przyjemnie. I troszeczkę coś z tego jest na przykład w
tym reformowaniu Kościoła anglikańskiego czy innych wspólnot
protestanckich. Joseph Ratzinger, Benedykt XVI mówi, że absolutnie to
nie jest ta droga, że to prowadzi do kryzysu, do rozmycia. Kościół,
który tak robi, nikomu po pewnym czasie nie jest potrzebny. Lepiej iść
na piwo niż do takiego Kościoła. Kościół, który rzeczywiście może
przyciągnąć z powrotem tych, co odeszli albo się wahają, to jest Kościół
wyrazisty, jednoznaczny, ewangeliczny, Chrystusowy również z tym
wszystkim, co jest trudne w Ewangelii, co jest wymagające, ale co może
rzeczywiście przyciągnąć. Stąd Kościołowi nie potrzeba cynicznych
teologów, którzy będą się zastanawiali, jak wszystko można wytłumaczyć i
usprawiedliwić, żeby nie było żadnych wymagań. Potrzeba natomiast ludzi
świętych, którzy owszem będą głosili Miłosierdzie Boże, ale też będą
świadczyli o tym, że pewien radykalizm ewangeliczny się opłaca, jest
dobry, przynosi szczęście, że daje smak życiu.
– Wśród postaci, o których Papież mówi, było zaledwie
kilku papieży, niewielu więcej biskupów. Czy
znaczy to, że Kościół nie reformuje się od
góry, od głowy? Bo dzisiaj oczekujemy na ogół, żeby
Papież i biskupi coś zrobili, aby było nam lepiej. A tu
Papież podpowiada: „Popatrzcie: dzieje Kościoła były trochę inne”.
Ks. D. Kowalczyk SJ: Rzeczywiście, dużo się mówi o
klerykalizmie Kościoła i że po Soborze Watykańskim II powinno być
inaczej, mówi się o roli świeckich w Kościele, o roli ruchów, których
liderami często są właśnie osoby świeckie. I to wszystko jest prawda,
tyle, że ten klerykalizm tkwi nie tylko w księżach. Na przykład w Polsce
widać go też w postawach niektórych ludzi świeckich. Bo niejednokrotnie
jest tak, że to świeccy nie mają poczucia, że to ja jestem w Kościele,
że ode mnie też zależy, czy ten Kościół jest lepszy czy gorszy. Tylko,
jak przyjdzie co do czego, to właśnie: „księża, Papież, biskupi nie
robią czegoś, a powinni zrobić”. Wciąż musimy się uczyć tego, co
rzeczywiście chciał nam powiedzieć Sobór Watykański II, że wspólnie
razem, bez pomieszania ról i odpowiedzialności, tworzymy ten Kościół i
od nas zależy – od świeckich, od biskupów – jaki on będzie.
Dzisiaj się mówi o jakimś kryzysie Kościoła, a ja myślę, że ten
kryzys trwa właściwie od dwóch tysięcy lat. Co jest najważniejsze, od
czego zacząć tę reformę? Mnie się wydaje, że takim miejscem jest
rodzina, bo bez katolickich, trwałych rodzin bardzo trudno jest księżom i
katechezy uczyć i w ogóle coś robić w Kościele. Oczywiście, trzeba
wychodzić do tych, którym się jakoś życie pokomplikowało, ale jednak
trzonem życia kościelnego są te rodziny, którym się nie do końca
pokomplikowało, które jednak są rodzinami pełnymi, katolickimi. Benedykt
XVI – myślę – chce na różne sposoby przywrócić pewną równowagę w naszym
myśleniu o Kościele i obudzić odpowiedzialność we wszystkich, od
biskupów począwszy, a na każdym wiernym skończywszy.
– Główne dokumenty tego pontyfikatu to trzy encykliki…?
Ks.
D. Kowalczyk SJ: Trzy encykliki, z których ja bym chciał wspomnieć
te dwie pierwsze tzn.: Deus Caritas est (o miłości) i Spe
salvi (o nadziei). Ktoś by powiedział: a kiedy będziemy mieli –
skoro było o miłości i nadziei – trzecią encyklikę o wierze?
– Może jeszcze będzie, bo encyklika społeczna była w
pewnym sensie nadprogramowa?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Rzeczywiście
może będzie, ale warto tutaj zauważyć, że my Polacy mamy już poniekąd
coś w rodzaju encykliki o wierze. Myślę o homiliach, o przemówieniach
Benedykta XVI wygłoszonych podczas jego wizyty w Polsce. To są wspaniałe
teksty, które nabierają nowego znaczenia. Odczytywałem je sobie
ostatnio na nowo, trochę w kontekście tragedii pod Smoleńskiem i pewnej
roli Polaków w Europie i w świecie. Papież dał nam w tych przemówieniach
i homiliach wspaniały wykład, czym jest wiara chrześcijańska. Mówił np.
o trzech aspektach wiary. Wiara jest wyznawaniem dogmatów, pewnych
stwierdzeń, które Kościół daje do wierzenia. Potem wiara jest
zachowywaniem przykazań, jest rozumiana jako życie moralne. Ale Benedykt
XVI podkreślał, że ostatecznie najważniejszym elementem jest wiara
rozumiana jako spotkanie z Jezusem, jako żywa z Nim relacja. Ktoś może
powie, że to jest mało konkretne, ale to jest rzeczywiście podstawa.
Przecież na modlitwie czy w życiu czuję obecność Jezusa, albo nie. Albo
On jest tym Panem, który jest obecny we mnie, wokół mnie, w mojej
historii, albo nie. I tu widać, że Benedykt XVI nie jest takim
kostycznym teologiem, który ogranicza się do dogmatów. On mówi o żywej
relacji z Jezusem, bo z niej wyrasta również i dobre postępowanie, i
prawdziwa teologia, prawdziwa refleksja o Bogu.
– Skoro już o Polsce mowa, nam Polakom trudno nie porównywać
Benedykta XVI z Janem Pawłem II. Czy Ksiądz Profesor też się na tym
przyłapuje?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Dla mnie to nie jest
żaden problem, bo dostrzegając oczywiste różnice osobowości i osobistych
dziejów między Benedyktem XVI a Janem Pawłem II, od początku bardzo się
cieszyłem, że to właśnie Joseph Ratzinger został Papieżem. Ja się nie
musiałem przekonywać. Po pierwsze Benedykt XVI został Papieżem, kiedy
był już w podeszłym wieku, a Jan Paweł II nie miał jeszcze skończonych
60 lat. To już wyznacza różnicę w postępowaniu. Ale są to też ludzie o
innych mentalnościach i osobowościach. Niewątpliwie Joseph Ratzinger to
człowiek bardziej kameralny, z większym dystansem. Jest też taki
nieśmiały, ale tą nieśmiałością pewnie wielu ujmuje, co widać jak kamera
go przybliża. Tymczasem Jan Paweł II to był człowiek – w dobrym
znaczeniu tego słowa – o talentach aktorskich, teatralnych i potrafił to
w dobrej sprawie wykorzystywać. Joseph Ratzinger taki nie jest. Jan
Paweł II był bardziej filozofem, poetą; Joseph Ratzinger to rasowy
teolog, a zatem różnice są. Natomiast tak przedziwnie się dzieje, że
podczas pontyfikatu Jana Pawła II Joseph Ratzinger go wspaniale
uzupełniał, a teraz wspaniale kontynuuje to, co najlepsze w pontyfikacie
Jana Pawła II. Sądzę, że na pewno wielkim bogactwem tego pontyfikatu
jest to, co obecny Papież powiedział, co napisał: i wcześniej, i teraz.
To, co Papież mówi, co pisze, jego homilie, rozważania, encykliki – moim
zdaniem – to jest świetne i oby to przez długie dziesięciolecia jakoś
ożywiało myśl w Kościele.
– A zatem gdybyśmy chcieli podsumować ten pontyfikat: pontyfikat
Papieża-teologa?
Ks. D. Kowalczyk SJ: Pontyfikat
Papieża-teologa, ale teologa, który daje autentyczne świadectwo, że ma
żywą więź z Panem Jezusem, rzeczywiście szuka Go w swoim życiu i
znajduje. Ja osobiście czuję i dostrzegam to świadectwo człowieka wiary,
człowieka, który ma żywą relację z Jezusem Chrystusem i dopiero na tym
buduje swoje bycie teologiem, refleksję, która tłumaczy na różne sposoby
tę żywą relację z Jezusem. I tego możemy się od Papieża Benedykta XVI
uczyć.
Rozm. K. Bronk/rv