Agonia
Pierwszy poważny kryzys nastąpił około godziny pierwszej w czwartek, 25 listopada. Było widoczne, że jest to ciężkie oskrzelowe zapalenie płuc. W pewnym momencie koniec wydawał się bliski do tego stopnia, że brat de Blasio i siostra Judyta, którzy z miłością opiekowali się Pierwszym Mistrzem podczas ostatnich lat, poczuli się w obowiązku wezwać najpierw lekarza prowadzącego, zaraz potem księdza Zanoni, a następnie najbliższych współpracowników i przełożonych, przebywających w domu w Rzymie.
Ksiądz Zanoni udzielił mu rozgrzeszenia i Sakramentu Namaszczenia Chorych, który Założyciel przyjął z żarliwością, mimo ogromnego wysiłku związanego z pracą serca i wzrastających trudności z oddychaniem. Nieco później, z tych samych rąk przełożonego generalnego, został mu udzielony po raz ostatni Sakrament Eucharystii, w którym brał udział świadomie, choć w dreszczach agonii, która miała być jeszcze długa i bolesna.
Około godziny szóstej wyszeptał, w języku zrozumiałym już tylko dla brata de Blasio i siostry Judyty:
– Umieram! Raj!
I po upływie mniej więcej godziny dodał:
– Modlę się za wszystkich.
Modlił się naprawdę, co można było poznać po ruchu jego ust i po tym, jak odpowiadał natychmiast, kiedy siostra Judyta zapraszała go do odmawiania Zdrowaś Maryjo i ucałowania Ukrzyżowanego, różańca i figurki św. Józefa. Sam powtarzał żałośnie: Zdrowaś Maryjo… Zdrowaś Maryjo…
Podczas jednego z momentów pełniejszej świadomości, Pierwszy Mistrz pożegnał się i dał ostatnie błogosławieństwo swoim dzieciom. Po Zdrowaś Maryjo ci, którzy się nim opiekowali, poprosili go o błogosławieństwo. Wspomagany przez brata de Blasio podniósł rękę i błogosławił, ale chwilę później, spontanicznie i z wielkim wysiłkiem uniósł ramię i nakreślił znak krzyża, próbując gorączkowo powiedzieć coś, czego nikt już nie mógł zrozumieć.
W ciągu dnia stan jego zdrowia pozostawał prawie bez zmian. Trudności z oddychaniem nie przechodziły ale duszność ustępowała powoli miejsca śpiączkowemu odrętwieniu. Serce jednak w niewytłumaczalny sposób wytrzymywało ten wysiłek, tak że kardiolog, prof. Italo Zecca, wczesnym popołudniem stwierdził prawie normalne krążenie.
W tym czasie, niepowstrzymanie od wczesnego rana, skupione i żarliwe jego dzieci z rzymskich domów przesuwały się powoli, jeden za drugim, by ucałować jego rękę lub zatrzymywali się na modlitwie przy jego łóżku, w korytarzu i w przyległym gabinecie w pobliżu ołtarza. Ich obecność wokół Ojca, który ich zostawiał, trwała dzień i noc, nieprzerwanie, aż do momentu zgonu.
Piątek, 26 listopada
Drugi kryzys, który zdawał się wyczerpywać niewiarygodną siłę serca, poważnie osłabionego przez nieżyt płuc i blokadę nerek, nastąpił w pierwszych godzinach piątku, 26 listopada. Około dwóch godzin trwała modlitwa wokół Założyciela. Był już w stanie śpiączkowym, z coraz słabszym oddechem i spadkami ciśnienia aż do granic całkowitej zapaści. Ale na energiczne badanie jego organizm jeszcze zareagował. Późnym rankiem wydawało się, że kryzys płucny został przezwyciężony, ale serce wycieńczyło się gwałtownym wysiłkiem. Następny spadek ciśnienia, około dwunastej, pogorszył jego stan, niemniej jednak reagował jeszcze na zabiegi lekarskie.
Odwiedziny Ojca Świętego
Papież Paweł VI pojawił się około godziny siedemnastej. Wjechał przez bramę od strony ulicy Alessandro Severo. Przejechał przez podwórze, stojąc w otwartym samochodzie i błogosławiąc stłoczonych po obu stronach aspirantów i członków całej Rodziny Świętego Pawła, którzy ledwie zdążyli zgromadzić się na podwójne spotkanie: z Papieżem i z umierającym Ojcem. W sieni Domu Generalnego przywitali go Generał i Wikariusz generalny. Zaraz po wyjściu z samochodu poprowadzili oni Ojca Świętego do windy i wraz z nim udali się na korytarz drugiego piętra, po czym wprowadzili go do pokoju chorego. W trakcie drogi Paweł VI został poinformowany o stanie zdrowia Założyciela.
– Och, księże Alberione! – zawołał, zbliżając się do łóżka.
W tym momencie siostra Judyta starała się przywołać uwagę chorego:
– Pierwszy Mistrzu! Przyjechał Ojciec Święty!
Założyciel jednak był już od kilku godzin nieprzytomny i nie zareagował. Gdyby świadomy był jego duch, który zawsze miał za najwyższą instancję Piotrowa Skałę, na pewno zadrżałby z emocji, przejęty znaczeniem tego spotkania.
Ojciec Święty zdjął czerwony płaszcz, kilka chwil spędził w milczeniu, a później zapytał, od jakiego czasu Pierwszy Mistrza znajduje się w tym stanie. Odpowiedziano mu, że agonia trwa już dwa dni, z następującymi po sobie na przemian momentami krytycznymi, lekkimi poprawami i długimi fazami niezmiennymi. Później Papież zwrócił się do księdza Zanoni z pytaniem, czy chory otrzymał wszystkie sakramenty. Po jego twierdzącej odpowiedzi Ojciec Święty zaprosił obecnych, aby złączyli się z nim w modlitwie. Uklęknął przy łóżku i rozpoczął Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Potem podniósł się.
– Damy mu jeszcze rozgrzeszenie – powiedział i zaraz potem szeptem odmówił po łacinie formułę rozgrzeszenia, kończąc ją błogosławieństwem. Potem z czułością i czcią oparł rękę na głowie umierającego i poruszał ustami w cichej modlitwie.
Uśmiechnął się jeszcze do pielęgniarek i skierował się do wyjścia, przechodząc obok starego biurka, które towarzyszyło naszemu Założycielowi we wszystkich jego przeprowadzkach od 1936 roku, kiedy to na stałe zamieszkał w Rzymie. Na nim podczas długich, nocnych czuwań rozkładał najważniejsze dokumenty z ostatnich dziesięcioleci. Na blacie leżały jego ulubione książki, z których czerpał dokumentację i inspiracje.
To jego gabinet? – zapytał Papież.
Tak – ktoś odpowiedział.
Gdy Ojciec Święty zauważył biurko, napisał na czystej stronie jednego z otwartych tam rejestrów: In nomine Domini. Paulus PP.VI.26-XI-1971. Była 17.30, kiedy samochód papieski odjechał do Watykanu.
W tym czasie stan zdrowia Pierwszego Mistrza ciągle się pogarszał. W ostatnich minutach przed śmiercią wydawał się jeszcze powtarzać tak drogie mu wezwania: Jezu, Józefie, Maryjo…". Jego życie było już tylko słabym płomykiem, który dogasł 26 listopada 1971 roku dokładnie o 18.25.
ksiądz Renato Perino SSP (tłumaczenie s. Ewa Głowińska FSP)
Oto on: pokorny, cichy, niestrudzony, zawsze uważny, zawsze skupiony na myślach biegnących od modlitwy do dzieła (według tradycyjnej formuły „ora et labora"), zawsze gotów podążać za znakami czasu, czyli najnowszymi sposobami docierania do ludzkich dusz. Nasz ksiądz Alberione dał Kościołowi nowe formy wypowiedzi, nowe środki dające siłę i zasięg jego apostolstwu, nowe możliwości i nową świadomość ważności i skuteczności jego misji we współczesnym świecie i przy użyciu nowoczesnych środków.
Papież Paweł VI
Rodzina Świętego Pawła nr 3/2002