O godz. 8.00 w Centrum św. Maksymiliana w Harmężach wierni
wzięli udział w nabożeństwie „Transitus", upamiętniającym ostatnie chwile życia
o. Kolbego. Wysłuchali opisu jego męczeńskiej śmierci. Relacja ta powstała na
podstawie dokumentów, zeznań i świadectw.
O godz. 8.45 czciciele Męczennika udali się w pieszej
pielgrzymce do Auschwitz. W tym samym czasie z Oświęcimia wyszła druga
pielgrzymka – miejska. Obie spotkały się przy Bloku Śmierci. Delegacje zakonne,
kościelne, samorządowe i państwowe nawiedziły celę śmierci św. Maksymiliana i
złożyły tam kwiaty. Pątnicy modlili się równeż pod Ścianą Śmierci.
O godz. 10.30 pielgrzymi wzięli udział we mszy św. polowej
sprawowanej na Placu Apelowym pod przewodnictwem kard. Stanisława Dziwisza.
„Siedemdziesiąt lat temu pokorny franciszkanin i katolicki
kapłan, Maksymilian Maria Kolbe, po kilkunastodniowej męczarni głodu, został
dobity zastrzykiem fenolu w ponurej celi śmierci znajdującego się tutaj w
pobliżu bloku jedenastego. Najbardziej przejmującym jest fakt, że ojciec
Maksymilian wybrał dobrowolnie tę straszliwą męczarnię i okrutną śmierć" –
przymomniał w okolicznościowym kazaniu metropolita krakowski.
„Uczynił to w imię miłości. Chciał ocalić i – jak się okazało –
ocalił swoim heroicznym gestem los niewinnego człowieka, Franciszka
Gajowniczka, ojca rodziny" – dodał kard. Dziwisz.
Pasterz z Krakowa zauważył, że zakonne, kapłańskie i apostolskie
życie Maksymiliana wydało najbardziej dojrzały owoc w miejscu cierpienia i
kaźni obozu Auschwitz-Birkenau. „Cała wcześniejsza droga przygotowała go do
złożenia najwyższej ofiary. Nie była więc ona tylko spontanicznym odruchem, ale
świadomą decyzją, do której dorastał konsekwentnie przez czterdzieści siedem
lat swego życia" – przekonywał kard. Dziwisz.
Na koniec kazania Ksiądz Kardynał apelował, aby nie gasić ducha
maksymalizmu. I prosił: „Bądźmy ludźmi wielkich pragnień. Bądźmy ludźmi dla
innych. Bądźmy gotowi dawać nasze życie, dzień po dniu. Zawierzmy wszystkie
nasze sprawy Chrystusowi i Jego Niepokalanej Matce, podobnie jak uczynił to
Patron naszych trudnych czasów".
Do zebranych na modlitwie w byłym niemieckim obozie zagłady
specjalny list wystosował Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski.
Przekazał w nim serdeczne pozdrowienia i wyrazy uszanowania
organizatorom oraz uczestnikom uroczystości. Wyraził dumę i radość płynącą z faktu,
że gdziekolwiek na świecie przedstawiana jest osoba i dzieło Świętego
Maksymiliana, tam jednocześnie mówi się o Polsce i o nieujarzmionej duszy
polskiej, gotowej stawić czoła wszelkim przeciwnościom.
Prezydent pisze w liście, że „męczeńska śmierć Ojca Maksymiliana
była ukoronowaniem światobliwego życia, wypełnionego modlitwą, ascezą oraz
nadzwyczaj bogatą pracą apostolską i społeczną".
Pierwsza Osoba w Państwie przypomina, że o. Kolbe był „jedną z wybitniejszych
posyaci w dziejach Polski i polskiego Kościoła, człowiekiem wiary, ale też i
człowiekiem czynu, pionierem nowoczesnych mass mediów, mistykiem i genialnym
organizatorem, ascetą, misjonarzem, tytanem ducha i tytanem pracy".
Zdaniem Prezydenta Komorowskiego św. Maksymilian również dzisiaj
„może inspirować w naszych indywidualnych i zbiorowych zmaganiach z problemami
współczesności".
Oprócz Prezydenta RP, list z okazji 70. rocznicy śmierci św.
Maksymiliana napisał również Przewodniczący Konferencji Wyższych Przełożonych
Zakonów Męskich w Polsce ks. Tomasz Sielicki.
Generał Chrystusowców napisał, że „przykład życia i śmierci św.
Maksymiliana jawią się jako żywe wołanie Boga do nas, byśmy nie obojętnieli na
to, co dziś dotyczy człowieka i jego godności, byśmy nie ulegali pokusie
świętego spokoju i łatwych, doraźnych rozwiązań, ale byśmy trwali w
niewzruszonej pewności, że poprzez moc wiary każdy akt wierności Bogu, Jego
słowu, przykazaniom, każde ufne podejmowanie Jego wyzwań sprowadza na ziemię
moc, która jest w stanie ocalić nas oraz wszystkich, których Bóg poprzez nasze
świadectwo zechce ocalić".
Na zakończenie uroczystości rocznicowych w Auschwitz uczestnicy
wystosowali apel o pokój dla świata.
„Ubogi Syn Świętego Franciszka, a wraz z nim my, uczestnicy
dzisiejszej uroczystości, prosimy z apelowego placu w Auschwitz wszystkich
ludzi dobrej woli na całym świecie: wróćcie do Boga, wracajcie do źródła
prawdziwej Miłości, gdyż <<tylko Miłość jest twórcza>>. Pokój na
świecie zapanuje wówczas, gdy Miłość zagości w naszych sercach i odnajdziemy
własne człowieczeństwo" – nawoływali franciszkanie i czciciele św. Maksymiliana.
„Serdeczne pozdrowienie kieruję do Polaków. Dziś przypada siedemdziesiąta rocznica męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Kolbego, w obozie zagłady Auschwitz. Jego heroiczna miłość jest świetlanym znakiem zwycięskiej obecności Boga w ludzkim dramacie nienawiści, cierpienia i śmierci. Módlmy się, aby przez naszą miłość ludzie na całym świecie doświadczali tej obecności. Niech Bóg wam błogosławi".
tc/ rv
1. Pięć lat temu, 28 maja, nawiedzając obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, Benedykt XVI powiedział: „Mówić w tym miejscu kaźni i niezliczonych zbrodni przeciwko Bogu i człowiekowi, nie mających sobie równych w historii, jest rzeczą prawie niemożliwą (…). W miejscu takim jak to brakuje słów, a w przerażającej ciszy serce woła do Boga: Panie, dlaczego milczałeś? Dlaczego na to przyzwoliłeś? W tej ciszy chylimy czoło przed niezliczoną rzeszą ludzi, którzy tu cierpieli i zostali zamordowani. Cisza ta jednak staje się głośnym wołaniem o przebaczenie i pojednanie, modlitwą do żyjącego Boga, aby na to nie pozwolił nigdy więcej".
Przemawiając w tamtym dniu w obecności Papieża, powiedziałem: „Ojcze Święty! (…) Na tej ziemi nienawiść dosięgła zenitu. Na tej ziemi został znieważony człowiek. Na tej ziemi został znieważony Bóg, który stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Ale na tej ziemi zwyciężyła również miłość. Wystarczy jedno imię: św. Maksymilian Maria Kolbe".
2. Dzisiaj wspominamy człowieka, który nosił to imię. Zostało ono na zawsze wpisane w historię tej ziemi, w mysterium iniquitatis – w tajemnicę nieprawości, jaka tutaj się rozegrała. Ale przede wszystkim imię to wpisało się w tajemnicę miłości, która okazała się silniejsza od nienawiści i śmierci. Siedemdziesiąt lat temu pokorny franciszkanin i katolicki kapłan, Maksymilian Maria Kolbe, po kilkunastodniowej męczarni głodu, został dobity zastrzykiem fenolu w ponurej celi śmierci znajdującego się tutaj w pobliżu bloku jedenastego. Najbardziej przejmującym jest fakt, że ojciec Maksymilian wybrał dobrowolnie tę straszliwą męczarnię i okrutną śmierć. Uczynił to w imię miłości. Chciał ocalić i – jak się okazało – ocalił swoim heroicznym gestem los niewinnego człowieka, Franciszka Gajowniczka, ojca rodziny.
Ojcu Maksymilianowi nie zabrano życia. To on ze swego życia uczynił dar i złożył je w ofierze. W ten sposób upodobnił się radykalnie do swojego Pana, Jezusa Chrystusa, któremu też nie odebrano życia, bo sam je złożył w ofierze na krzyżu. Maksymilian napisał żywy komentarz do słów Mistrza: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 12-13). I w ten sposób Maksymilian został – i to w stopniu najwyższym – przyjacielem Jezusa, który powiedział: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję" (J 15, 14). Maksymilian, człowiek prawy i sprawiedliwy, został na wieki przyjacielem Boga. Został świętym.
3. Naszą wiarę i przekonanie potwierdza Księga Mądrości, stwierdzająca jednoznacznie: „Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zgon ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju" (Mdr 3, 1-3). Zdawało się oczom nazistowskich, pogańskich oprawców, że unicestwiają człowieka, jego godność i nadzieję. Tymczasem to on odniósł zwycięstwo, które po latach przemawia z niezwykłą siłą do umysłów i serc wielkiej rzeszy uczniów Jezusa na całym świecie. Rozpadła się w pył i przeminęła obłąkana, bezbożna, nieludzka ideologia, która spowodowała cierpienie i morze przelanej krwi. Pozostało to, co autentyczne, można by powiedzieć – nieśmiertelne. Pozostało świadectwo miłości potężniejszej niż śmierć. Bóg doświadczył Maksymiliana, „wypróbował go jak złoto w tyglu i przyjął go jak całopalną ofiarę" (por. Mdr 3, 5-6). Dziś złoto jego męczeńskiej ofiary jaśnieje blaskiem. Budzi nadzieję. Ukazuje nam drogę, kierunek i sens naszego ziemskiego etapu życia.
Ofiarę ojca Maksymiliana tłumaczą w sposób wyrazisty paradoksalne słowa Jezusa, obowiązujące Jego uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je" (Mt 16, 24-26). Stracić życie w sensie ewangelicznym to znaczy uczynić z niego dar dla bliźnich i ostatecznie dla Boga. Logika pszenicznego ziarna padającego w ziemię i obumierającego, ale przynoszącego plon, wyjaśnia sens naszego życia. Zamykając się w sobie, starając się zachować życie w sensie egoistycznym, oddalamy się od ideału, jaki Stwórca wpisał w naturę człowieka, w jego godność jako istoty stworzonej na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością.
4. Takim ideałem żył Maksymilian Maria Kolbe. Żył nim od swojej wczesnej młodości. Zafascynował go Biedaczyna z Asyżu, dlatego postanowił urzeczywistniać swoją decyzję pójścia za Jezusem ubogim, czystym i posłusznym w zakonie franciszkańskim. W tej szkole uczył się naśladować Jezusa i głosić Dobrą Nowinę całemu stworzeniu. Szczególną przewodniczką na drodze jego życia duchowego stała się Niepokalana Matka Jezusa, Maryja. Postanowił zostać i został Jej rycerzem i stworzył dla Niej zastęp Rycerstwa Niepokalanej. W ten sposób zaproponował wielu ludziom konkretną formę duchowości, czyli przeżywania Ewangelii, uświęcania siebie i świata w kręgu Maryi
Maksymilian połączył powołanie franciszkańskie z powołaniem do kapłaństwa. Ono stanowiło istotny rys jego apostolskiej tożsamości. On był cały – Totus Tuus – dla Jezusa Chrystusa i Jego Matki, dlatego prowadził do Nich innych. To wyjaśnia jego niezwykły dynamizm duszpasterski. To wyjaśnia powstanie Niepokalanowa, niezwykle licznej wspólnoty zakonnej, podzielającej entuzjastycznie jego ideał służby. To wyjaśnia sięganie przez niego do nowoczesnych środków przekazu Ewangelii, jak prasa i radio, i to z niesłychanym rozmachem. To wyjaśnia również jego zapał misyjny, który zawiódł go aż do Japonii.
Zakonne, kapłańskie i apostolskie życie Maksymiliana wydało najbardziej dojrzały owoc w miejscu cierpienia i kaźni obozu Auschwitz-Birkenau. Cała wcześniejsza droga przygotowała go do złożenia najwyższej ofiary. Nie była więc ona tylko spontanicznym odruchem, ale świadomą decyzją, do której dorastał konsekwentnie przez czterdzieści siedem lat swego życia.
5. W zamierzeniach swoich twórców, obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau miał się stać narzędziem tworzenia świata bez Boga, zamkniętego w sobie świata nadludzi gardzących drugim człowiekiem z powodu odmienności jego rasy, narodowości, kultury i języka. Tutaj, na tej ziemi, unicestwiano synów i córki narodu żydowskiego, biorącego początek od Abrahama. Tutaj mordowano Polaków, Romów, Rosjan, Niemców i niewinnych ludzi z całej Europy. O tych, którzy realizowali tutaj szatański plan, św. Jan powiedział w swoim Pierwszym Liście: „kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego" (1 J 3, 15).
Św. Jan wypowiedział również słowa, ukazujące sens życia i męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana: „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci" (1 J 3, 14). A więc o naszym życiu lub śmierci decydujemy my sami, bo decyduje o tym nasza miłość lub brak miłości. Tylko miłość wprowadza nas w najgłębszy nurt życia w Bogu i z Bogiem, bo Bóg jest miłością. Nie ma innego klucza do zrozumienia sensu naszej egzystencji, naszych więzi z bliźnimi i wszystkich wydarzeń w świecie, w którym żyjemy.
6. Przybywając 7 czerwca 1979 roku do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, Jan Paweł II powiedział: „Przybywam tu dzisiaj jako pielgrzym. Wiadomo, że nieraz tutaj bywałem… bardzo wiele razy! Wiele razy schodziłem do celi śmierci Maksymiliana Kolbe, wiele razy klękałem pod murem zagłady i przechodziłem wśród rozwalonych krematoriów Brzezinki. Nie mogłem tutaj nie przybyć jako Papież. Przybywam więc do tego szczególnego sanktuarium, w którym narodził się – mogę powiedzieć – patron naszego trudnego stulecia. (…) Przybywam, ażeby razem z wami, bez względu na to, jaka jest wasza wiara, jeszcze raz popatrzeć w oczy sprawie człowieka" (n. 2).
Dzisiaj również chcemy spojrzeć na sprawy człowieka w naszej Ojczyźnie i w Europie. Pragniemy, aby w centrum tych spraw był zawsze Bóg, Stwórca i Pana. To jest fundament, na którym możemy i powinniśmy budować nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe, a także nasze więzi z braćmi i siostrami innych narodów, innych religii, innych kultur. Oby te relacje i więzi ożywiał wzajemny szacunek dla godności człowieka, dla jego niezbywalnych praw, a zwłaszcza prawa do życia. Oby imionami naszej miłości i naszych postaw była wrażliwość serca, solidarność, dialog i szacunek dla bliskich, ale i dla inaczej myślących.
Dziś dziękujemy Bogu za dzieło pojednania narodu polskiego i niemieckiego. Siedemdziesiąt lat temu wydawało się, że wykopana została między nami wielka przepaść. A jednak Bóg przyjął modlitwę i czyn wielu ludzi dobrej woli z obu narodów, którzy cierpliwie budowali mosty zrozumienia, wzajemnego przebaczenia, niwelowania sterylnych podziałów i niechęci, budowania mostów. Na pewno ma w tym udział św. Maksymilian. Ma w tym udział św. Teresa Benedykta od Krzyża – Edith Stein i tylu męczenników tej ziemi. Dzieło pojednania naszych narodów to stały proces, wymagający cierpliwości i pokory. Liczymy w tym dziele na młode pokolenie Niemek i Niemców, Polek i Polaków. Jestem przekonany, że to dzieło pojednania wspiera z nieba błogosławiony Jan Paweł II.
7. Św. Maksymilian Maria Kolbe jest patronem trudnych czasów. Dlatego jemu zawierzamy sprawy, z którymi przybyliśmy na dzisiejszą Eucharystię. Chcemy kierować się mądrą radą Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Nie gaście ducha ojca Maksymiliana". To hasło obecnego Roku Kolbiańskiego. Nie gaśmy więc ducha maksymalizmu. Bądźmy ludźmi wielkich pragnień. Bądźmy ludźmi dla innych. Bądźmy gotowi dawać nasze życie, dzień po dniu. Zawierzmy wszystkie nasze sprawy Chrystusowi i Jego Niepokalanej Matce, podobnie jak uczynił to Patron naszych trudnych czasów.
Amen!
niedzielę 14 sierpnia 2011 r. w 70-tą rocznicę męczeńskiej śmierci Św.
Maksymiliana Marii Kolbego
Święty Maksymilian – świadek
wiary i współdziałania z Bogiem
Drodzy Siostry i Bracia,
Przesłanie dzisiejszej, XX niedzieli zwykłego okresu
liturgicznego jest jednoznaczne: Bóg pragnie zbawić człowieka, przy czym
zbawienie to ma wymiar powszechny, uniwersalny, czyli katolicki. Dokładnie
dzisiaj przypada 70. rocznica męczeńskiej śmierci św. o. Maksymiliana Marii
Kolbego, franciszkanina z rodziny konwentualnej, patrona naszych trudnych
czasów. Cóż takiego łączy wymowę dzisiejszych czytań liturgicznych ze
wspomnianą rocznicą? W kontekście prawdy o powszechności zbawienia uświadamiamy
sobie, że również świętość ma taki uniwersalny wymiar, bo przemawia także po
latach, promieniuje blaskiem cnót, inspirując do pytań o osobiste doświadczenie
wiary. Heroiczny czyn św. Maksymiliana w obozie koncentracyjnym Auschwitz,
wieńczący całe jego życie oddane Bogu, pozostaje wciąż wymowny i przekonuje, że
słowa Jezusa w życiu jego uczniów mogą spełniać się dosłownie: „Nikt nie ma
większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J
15,13). Podobnie, jak spełniły się w jego życiu słowa z dzisiejszej Ewangelii:
„(…) wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz". A wiemy, że
o. Maksymilian już w pierwszych dniach swego kapłaństwa odprawiał Mszę Świętą z
prośbą o łaskę apostolstwa i męczeństwa, mawiając też, że dla Niepokalanej
chciałby być starty na proch.
Pobieżna lektura dzisiejszej Ewangelii może wprawiać w
zakłopotanie. Oto Jezus, wyczulony na ludzkie cierpienie, nagle wobec
kananejskiej kobiety, matki dziewczynki dręczonej przez złego ducha, zachowuje
się niezrozumiale, wydawać by się mogło szorstko, oschle, z niechęcią. Wiemy,
że Bóg w osobie Jezusa Chrystusa pragnie zbawić każdego człowieka, a tu stajemy
się świadkami takiej trudnej do zrozumienia sytuacji. Kobieta woła, prosi o
pomoc, a Jezus milczy. Odzywają się natomiast uczniowie: „Odpraw ją, bo krzyczy
za nami".Uczniowie, którzy tyle czasu spędzili z Jezusem i byli tak
blisko Niego, chcieli się jej pozbyć, żeby mieć święty spokój. Przeszkadzało im
jej wołanie o pomoc. I tu rodzi się pytanie o naszą postawę wobec krzyku
pełnego bólu, krzyku bezradności, a czasami wobec ciszy pełnej bólu człowieka,
który przychodzi niekoniecznie z daleka, który żyje tuż obok nas. Jezus nie
chciał świętego spokoju, wcale nie zamierzał się pozbyć krzyczącej kobiety,
chciał jednak, by łaska okazała całą swoją skuteczność poprzez wiarę i
stanięcie w prawdzie przed Bogiem.
Bóg prowokuje człowieka do wiary.
Bóg nie chce zbawiać człowieka poza nim samym, ale we
współpracy z nim. Dlatego nie czyni łatwych gestów, by jedynie zadowolić
człowieka. Czyni znaki i cuda, by człowiek mógł stawać się świadomym
uczestnikiem Bożego zamysłu miłości i zbawienia. I robi to w taki sposób, by
człowieka uczyć, wychowywać – tak poprzez swoje słowo, jak i poprzez
wydarzenia, których człowiek staje się uczestnikiem czy świadkiem. „Jestem
posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela" – słowa, które mogłyby zniechęcić
każdego, kto do domu Izraela nie należy, nie zniechęciły proszącej Samarytanki,
wręcz przeciwnie, wzmogły jeszcze bardziej jej determinację i wiarę. Podeszła
bowiem do Jezusa, upadła wobec Niego i dalej prosiła: „Panie, dopomóż mi".
Reakcja Jezusa na te słowa może wydawać się nie do przyjęcia, powiedział
bowiem: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucić psom". Co Jezus miał
dokładnie na myśli? Podkreślał uprzywilejowane miejsce przynależących do domu
Izraela? A może w ten sposób komunikował jej coś, o czym jedynie ona sama
doskonale wiedziała? Przecież, mając ją przed sobą, chciał nie tylko jej pomóc,
ale otworzyć jej oczy na prawdę. Jezus prowokował ją do wiary większej, zdolnej
nie tylko przyjąć cud, ale również zdolnej przemienić samą kobietę. Dlatego na
jej nieustępliwe słowa: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które
spadają ze stołu ich panów" odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja
wiara; niech ci się stanie, jak chcesz". I rzeczywiście stał się cud, bo córka
została uzdrowiona.
Warto w tym wydarzeniu zwrócić uwagę na fakt, że Jezus
w odniesieniu do proszącej Go kobiety wcale nie zmienił decyzji. On nie tylko
od początku do końca wiedział, co miał robić, ale wiedział też, jaki będzie
finał. Swoją postawą i zachowaniem ujawnił jedynie charakterystyczną dla siebie
niezwykłą pedagogikę: chciał ocalić nie tylko dziecko, za którym wstawiała się
matka, ale i ją samą. Chciał, by kobieta, padając do Jego nóg, uświadamiała
sobie, że On jest nie tylko człowiekiem czyniącym cuda, ale jest Mesjaszem i
Zbawicielem, i by uświadamiała sobie również, kim ona sama z bagażem swojego
życia jest przed Nim, by uświadomiła sobie, czym jest wiara, i by spotkanie z
Nim w czas udręki i uzdrowienia przerodziło się w żywą więź na całe życie i na
wieczność. Poprzez to wydarzenie Jezus wychowywał również apostołów i zachęcał,
by porzucali pokusę świętego spokoju, a dostrzegali i podejmowali z troską
każdego, kto na ich drodze się pojawia, i by nabierali przekonania, że o każde
życie trzeba walczyć do końca, bo ze względu na Niego godne jest ocalenia.
Świadectwo św. Maksymiliana uczy.
Bóg nie przestał wychowywać i uczyć swoich uczniów.
Uczy również nas – tak poprzez ewangeliczne słowo, jak i poprzez przykład życia
i śmierci św. Ojca Maksymiliana, który jest również patronem 2011 roku,
ogłoszonym przez Senat Rzeczpospolitej Polskiej. Rajmund Kolbe urodził się 8
stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli w niezamożnej, religijnej rodzinie tkaczy.
W dzieciństwie – jak wyznał matce – miał wizję
Matki Bożej, która pytała go, czy chce korony, które trzymała w ręce:
białą, symbol czystości, i czerwoną, symbol męczeństwa; na co odpowiedział
twierdząco. W 1907 roku rozpoczął naukę w małym franciszkańskim seminarium we
Lwowie, gdzie po trzech latach wstąpił do zakonu, otrzymując imię Maksymilian.
Filozofię i teologię studiował w Rzymie. Tam w 1917 roku założył Rycerstwo
Niepokalanej dla bardziej świadomego i gorliwszego szerzenia Królestwa Bożego,
a także dla podjęcia modlitwy za nieprzyjaciół Kościoła. W roku 1918 przyjął
święcenia kapłańskie. Realizując założenia stowarzyszenia, w roku 1922 wydał w
Krakowie pierwszy numer ogólnopolskiego miesięcznika „Rycerz Niepokalanej".
Pięć lat później założył największy w świecie
katolickim klasztor – Niepokalanów, który w 1939 roku liczył 700 zakonników.
Mimo poważnej choroby płuc w roku 1930 rozpoczął pracę misyjną w Japonii, gdzie
wydawał podobne pismo w języku japońskim i gdzie założył japoński odpowiednik
Niepokalanowa. W 1936 roku został przełożonym polskiego Niepokalanowa, znanego
już ze swej działalności wydawniczej. Trzy lata później miała miejsce pierwsza
próbna audycja niepokalanowskiego radia. Od wybuchu wojny w sposób szczególny
pomagał okolicznej ludności. Był dwukrotnie aresztowany przez hitlerowskich
okupantów. Ostatecznie przewieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz, po
dwóch miesiącach heroicznego świadectwa wiary, cierpliwości i miłości, 30 lipca
1941 dla ratowania życia ojca rodziny zgłosił się na śmierć w bunkrze głodowym.
Jako ostatni z więźniów, dobity śmiercionośnym zastrzykiem, zginął 14 sierpnia.
W Rzymie 17 października 1971 został beatyfikowany, kanonizowany zaś 10
października 1982.
Spoglądając na św. Maksymiliana, którego życie
zwieńczył heroiczny gest oddania życia za drugiego człowieka, trzeba być
uważnym, by nie zapomnieć o Maksymilianie-człowieku: żywym, zmagającym się z
codziennością, by we wszystkim pozostawać wiernym Bogu i szerzyć Jego
królestwo. Łaska heroicznego świadectwa miłości nie spada na człowieka
przypadkowo; otrzymują ją ci, którzy są gotowi do jej przyjęcia. Św.
Maksymilian był święty nie tylko w chwili śmierci, ale był taki przez całe
swoje życie, uwieńczone, ukoronowane heroicznym czynem. Był wierny w
codziennych rzeczach i dlatego też okazał się wierny w chwili najwyższego
wyzwania. Życie za drugiego człowieka oddał bowiem nie tylko w obozie
Auschwitz, ale wcześniej oddawał je dzień po dniu, służąc niezmordowanie dla
Bożej sprawy, wrażliwy na każdego człowieka, który mógł potrzebować jego
pomocy.
Warto uświadomić sobie, że i w przypadku wydarzenia z
życia św. Maksymiliana Bóg potwierdził swą troskę o zbawienie każdego
człowieka. I tak jak w przypadku wydarzenia ewangelicznego chodziło nie tylko o
ocalenie dziewczynki nękanej przez złego ducha, tak też i w wydarzeniu z Auschwitz
chodziło nie tylko o ocalenie Franciszka Gajowniczka, ojca rodziny, którego o.
Maksymilian zastąpił w bunkrze głodowym. Ratował on bowiem nie tylko tego
człowieka, ale również dziewięciu towarzyszy agonii w bunkrze, których swoją
postawą, dobrym i szlachetnym słowem, pokojem serca zjednoczonego z Bogiem i
ludźmi, mocą wiary i kapłaństwa, przygotowywał na godne spotkanie ze śmiercią.
Poprzez jego świadectwo Bóg uczył i wychowywał świadków zdarzenia tak spośród
ofiar, jak i katów, przekonując, że w samym centrum zwyrodnienia i pogardy dla
życia możliwe jest pozostać człowiekiem, człowiekiem wrażliwym i odważnym,
zachowującym rycerskie serce i wiarę. Przez to świadectwo franciszkańskiego
zakonnika, nowego herolda Wielkiego Króla, rycerza Niepokalanej, Bóg uczy i
wychowuje również nas.
Bóg wzywa do udziału w dziele zbawienia.
Bóg nie przeprowadza swojego dzieła poza człowiekiem,
ale we współpracy z nim. Zsyłając na ziemię swojego Syna, wezwał do
współuczestnictwa ubogą Miriam z Nazaretu, którą – szczególnie w tajemnicy
Niepokalanego Poczęcia – ukochał o. Maksymilian. W głoszeniu Królestwa w życiu
ziemskim Jezus wezwał do współuczestnictwa apostołów. Również Samarytankę
wezwał do współuczestnictwa w dziele ocalenia jej córki – poprzez akt wiary, pokorę
i moc żarliwej, wytrwałej modlitwy. Podobnie też wezwał o. Maksymiliana do
współuczestnictwa w dziele ewangelizacji, w szerzeniu ideałów franciszkańskich
i szczególnej miłości i oddania Matce Bożej, by ostatecznie wezwać go do
współuczestnictwa w dziele ocalenia człowieka uwięzionego w strukturach
nieprawości, która także w obozie Auschwitz ujawniła swą niszczącą siłę. Tam
jednak Bóg ujawnił też w osobie o. Maksymiliana i jemu podobnych wyzwalającą
moc miłości, zdolną pokonać ludzką złość, ból, strach, lęk.
Dzieło Boga jeszcze się nie kończy. Bóg wciąż wzywa
człowieka do udziału w dziele zbawienia, w dziele Jego zwycięskiej miłości.
Dzisiejsze ewangeliczne słowo oraz przykład życia i śmierci św. Maksymiliana
jawią się jako żywe wołanie Boga do nas, byśmy nie obojętnieli na to, co dziś
dotyczy człowieka i jego godności, byśmy nie ulegali pokusie świętego spokoju i
łatwych, doraźnych rozwiązań, ale byśmy trwali w niewzruszonej pewności, że
poprzez moc wiary każdy akt wierności Bogu, Jego słowu, przykazaniom, każde ufne
podejmowanie Jego wyzwań sprowadza na ziemię moc, która jest w stanie ocalić
nas oraz wszystkich, których Bóg poprzez nasze świadectwo zechce ocalić. Z
jakąż wdzięcznością wobec Boga trzeba nam myśleć o tym świętym, który nie ma
nawet swojego grobu, bo jego prochy rozwiał wiatr nad oświęcimską ziemią. Z
jakąż wdzięcznością wobec Boga trzeba nam myśleć o świętym, w którego życiu
spełniły się słowa św. Pawła: „Będąc apostołem pogan, przez cały czas chlubię
się posługiwaniem swoim w tej nadziei, że może pobudzę do współzawodnictwa
swoich rodaków i przynajmniej niektórych z nich doprowadzę do zbawienia". Z
jakąż żarliwością i wytrwałością trzeba nam prosić Pana, byśmy wśród naszych
codziennych doświadczeń dawali się Panu doprowadzać do zbawienia, a naszym
życiem pomagali do zbawienia doprowadzać innych.
Z
Bożym błogosławieństwem dla Słuchaczy tego list,
Ks.
Tomasz Sielicki TChr
przewodniczący Konferencjii