Dominikanin, który zapisał się w wielu ludzkich sercach Trójmiasta. Charyzmatyczny przewodnik, dany dla wielu osób żyjących w trudnych czasach solidarnościowego przełomu i ciemności okresu stanu wojennego. Postać niezmiernie zagadkowa. Fascynująca, chociaż nie narzucająca się zbytnio. Wręcz przeciwnie, unikająca taniego rozgłosu i religijnej tandety. Sławomir miał w sobie wrażliwość dla konkretnego człowieka, na jego poszukiwania i problemy. Nie zrażał się, gdy ktoś był nieortodoksyjnym katolikiem. Przychodziło do niego wielu poszukujących albo wręcz niewierzących. W sierpniu 1980 roku, na wieść o strajkach na Wybrzeżu, przerywa wyjazd ze studentami z duszpasterstwa i wraca do Gdańska. Chce być obecnym pośród strajkujących. Chociaż nie był obecny bezpośrednio w stoczni, to jednak często pojawiał się pod bramą, gdzie duchowo przeżywał ten ważny czas.
Na jesieni 1981 roku, podczas strajków studenckich, jest obecny w Sopocie na Wydziale Prawa i na Akademii Medycznej. Odprawia msze święte i jest wśród młodych, których rozumiał i o których się troszczył. Ta wrażliwość kapłańska i ludzka poprowadziła go w grudniu 1981 roku w pobliże Pomnika Stoczniowców. Obok Biblioteki Gdańskiej PAN, bezpośrednio na środku ulicy, podczas demonstracji, będąc wśród zgromadzonego tłumu i stojąc naprzeciwko kordonu zomowców, odprawił „mszę na dłoniach”. Nie była to egzaltowana manifestacja religijności, ale cicha, kapłańska ofiara, pośród krzyku ludzi doświadczających krzywdy i upokorzenia. Duszpasterz przekazał znak pokoju otaczającym go zomowcom, stojącym w kordonie przed demonstrantami. To za tę odprawioną na ulicy mszę i późniejszą aktywną posługę, często bardzo niekonwencjonalną, otrzymuje reprymendę od ówczesnego biskupa gdańskiego Lecha Kaczmarka. Nie był rozumiany przez gdańskiego ordynariusza, domagającego się od dominikańskiego prowincjała przenosin Sławomira z Gdańska. Wykraczał w swojej posłudze poza ówczesny czas. Wystawy i Msze za Ojczyznę, literaci i plastycy, dziennikarze i naukowcy oraz studenci i absolwenci. To wszystko razem wzięte było znakiem tego czasu, a Sławomir starał się temu sprostać jako kapłan i człowiek zarazem.
Za jego posługi wydawano pismo duszpasterstwa „Dołek”. Z jego wsparciem i akceptacją literaci zainicjowali swoje spotkania, z których narodził się Akademicki Krąg Literacki „Górka”, stając się zaczynem dla wielu ważnych wydarzeń i spotkań w następnych latach. Po 1982 roku literaci określają siebie nazwą „Wiązania”, w ramach których dalej organizują spotkania.
Bazylika św. Mikołaja stała się dla wielu osób i środowisk azylem, przestrzenią powrotów do Boga oraz twórczego działania. Sławomir był katalizatorem wielu zjawisk i wydarzeń. W ramach studenckiej grupy duszpasterskiej rodzą się również inne inicjatywy, bardzo dobrze koegzystujące z środowiskiem akademickim. Jedną z takich grup są artyści plastycy, którzy skupiają się wokół o. Sławomira bardzo wcześnie, bo już na jesieni 1980 roku. To oni i wielu innych będą w stanie wojennym tworzyć środowisko przyszłej Galerii św. Jacka, która gdzieś w połowie 1984 roku zaczyna się na „Górce“ jako bardzo dynamicznie i zarazem autonomicznie działająca grupa. Przetrwała w przestrzeni dominikańskiej do przełomowej jesieni 1989 roku.
Zmiana duszpasterza dokonała się w sierpniu 1985 roku. Ojciec Sławomir Słoma OP odchodzi z Gdańska. W trybie pilnym został przeniesiony i posłany do Wrocławia, potem do Jarosławia, a następnie do Tarnobrzega, gdzie był przez wiele lat katechetą młodzieży. Nigdy później nie był już nigdzie duszpasterzem akademickim. Obecnie przebywa w klasztorze w Tarnobrzegu i pełni posługę kapelana w szpitalu.
Za całość posługi w Gdańsku został odznaczony w 2005 roku Medalem Solidarności przez Prezydenta Miasta Pawła Adamowicza.
Oprac: Marek Grubka OP
Za: www.dominikanie.pl.