Ojciec Pio: 101. rocznica święceń

Polska pisarka, Maria Winowska, napisała książkę zatytułowaną: Prawdziwe oblicze Ojca Pio, w której stwierdza: “W kościelnych rocznikach o. Pio jest pierwszym kapłanem stygmatykiem, lecz był on kapłanem, przede wszystkim kapłanem i łaska w nim była przede wszystkim łaską kapłańską”.
Jest to prawdziwe stwierdzenie. Podczas swego długiego życia kapłańskiego (58 lat), o. Pio w pierwszym rzędzie jest kapłanem, wypełniając swoją posługę w trzech kierunkach: celebrowanie Mszy świętej, sprawowanie sakramentu pojednania, kierownictwo duchowe. Przeanalizujmy te trzy sektory.

I. Celebrowanie świętej mszy

1. Święcenia kapłańskie (10 sierpnia 1910)

Zbiór listów o. Pio otwiera się objawieniem pragnienia autora: jak najszybciej być wyświęconym na kapłana, nawet z dyspensą dla wieku.
22 stycznia 1910, czcigodny o. Pio tak pisał do o. Benedetto, swojego prowincjała i kierownika duchowego:

"Wiele osób, którym, jak wierzę, znane są ostatnie decyzje Stolicy Apostolskiej, zapewniło mnie, że gdyby Ojciec poprosił o dyspensę dla moich święceń, przedstawiając mój obecny stan zdrowia, to otrzymałby wszystko. Jeśli więc, o Ojcze, zależy wszystko od Ojca, proszę nie kazać mi czekać na ten dzień! I tak, jeżeli Najwyższy Bóg w swoim miłosierdziu postanowił przebaczyć cierpieniom mego ciała, poprzez skrócenie mego ziemskiego wygnania, umrę wielce uradowany, taką mam nadzieję, ponieważ tu na ziemi nie mam już żadnego innego pragnienia" .

Według prawa kanonicznego aby być wyświęconym na kapłana wymagane były skończone dwadzieścia cztery lata; brat Pio, gdy pisał wyżej wspomniany, list miał około dwudziestu trzech lat, i z tego powodu konieczną była dyspensa udzielona przez kompetentne władze.

Dyspensa została przyznana przez Kongregację do spraw zakonników dnia 1 lipca 1910 i brat Pio został wyświęcony na kapłana 10 sierpnia w kaplicy kanoników katedry Benewentu przez włożenie rąk Paolo Schinosi, biskupa tytularnego Marcjanopolis. Było to we środę. Podczas świętej ceremonii obecna była mama, brat Michele, wuj Angelantonio Scocca i prałat z Pietrelciny, ksiądz Salvatore Pannullo. Ojciec w tym czasie był w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.

Następnej niedzieli, 14 sierpnia, w swojej rodzinnej miejscowości ojciec Pio odprawił pierwszą uroczystą Mszę świętą, w głównym kościele Matki Boskiej Anielskiej. Mowę okolicznościową wygłosił o. Agostino, jego kierownik duchowy, który po omówieniu trzech filarów, które stanowią istotę kapłańskiej misji, kaznodziejstwa, celebracji, spowiedzi, zakończył tymi słowy, mającymi wartość proroctwa, zwracając się do nowo wyświęconego kapłana: "Nie masz dobrego zdrowia, nie możesz być kaznodzieją. Życzę ci przeto, abyś był wielkim spowiednikiem".

Zanim przejdziemy dalej, musimy postawić pytanie: co znaczyły dla o. Pio święcenia kapłańskie?

Dwa dokumenty pomagają nam w wejrzeniu w duszę czcigodnego o. Pio i w odgadnięciu jego uczuć.

9 sierpnia 1912 roku, w dwa lata po szczęśliwym dniu święta świętego Wawrzyńca roku 1910, tak napisał do o. Agostino:

"Dokąd leci moja myśl podczas pisania? Do pięknego dnia moich święceń. Jutrzejszy dzień, święto świętego Wawrzyńca, jest także dniem mojego święta. Zacząłem na nowo przeżywać radość owego świętego dla mnie dnia. Już od dzisiejszego poranka zacząłem rozkoszować się rajem … A co będzie, gdy wiecznie będziemy się nim rozkoszować? Przyrównuję pokój serca, który odczułem owego dnia, do pokoju serca, który zacząłem odczuwać od wczorajszego wieczora i nie znajduję w nim nic odmiennego. Dzień świętego Wawrzyńca był dniem, w którym ujrzałem moje serce najbardziej rozpalonym miłością do Jezusa. Jakżeż byłem szczęśliwy, jakże radowałem się owego dnia!".

Drugim dokumentem jest myśl, jaką o. Pio napisał na odwrocie swego obrazka prymicyjnego; mówi ona tak:

"O Rex, dona mihi animam meam pro qua rogo et populum meum pro quo obsecro [O Królu, daruj mi moją duszę, o którą proszę, i mój lud, za którym błagam.] (Est 7, 5). Pamiątka mojej pierwszej mszy. Jezu | mój oddechu i moje życie | Dziś gdy z drżeniem Cię | podnoszę | W tajemnicy miłości | Z Tobą niech będę dla świata | Drogą Prawdą Życiem | I dla Ciebie Świętym Kapłanem | Doskonałą Ofiarą. Ojciec Pio, kapucyn".

2. Pobyt w Pietrelcinie (1910-1916)

Z powodu zdrowia o. Pio pozostał w Pietrelcinie, swojej rodzinnej miejscowości, od 1910 aż do lutego 1916, pomagając proboszczowi w kapłańskiej posłudze. Jego Msza święta szybko przyciągnęła uwagę rodaków z powodu zapału i pobożności z jaką ją celebrował. Jednocześnie mieszkańcy Pietrelciny uważali ją za nieco długą; musieli oni wychodzić w pole i nie mogli zbyt wiele czasu spędzać w kościele. Poskarżyli się na to proboszczowi, który z kolei skierował skargi do o. Benedetto, często przybywającego do Pietrelciny aby dowiedzieć się o zdrowiu duchowego syna. O. Benedetto dał następującą radę księdzu Salvatore Panunzio: "Gdy będzie się Księdzu zdawało, że o. Pio zbytnio się ociąga przy ołtarzu, proszę go przywołać myślą".

Rada osiągnęła zamierzony cel. Następnego poranka, proboszcz z głębi kościoła, w myślach nakazał o. Pio, który w ekstatycznym uniesieniu trwał nieruchomy przy ołtarzu, aby kontynuował celebrację. O. Pio ocknął się z głębokiego skupienia i dalej celebrował Mszę świętą.  Tak było też i następnych poranków.

Lud Pietrelciny był życzliwy o. Pio. Gdy przechodził drogą, ludzie stawali we drzwiach domów, aby go pozdrowić; wszyscy go nazywali "u santariello nuostro" (nasz mały święty).

3. Służba wojskowa (6 listopad 1915-14 marca 1918)

Od 1915 do 1918 roku o. Pio służąc ojczyźnie odbywał służbę wojskową, w przerywanych okresach czasu, gdyż często wysyłany był na przepustkę z powodu zdrowia. W tym okresie jego głównym zmartwieniem było odprawianie Mszy świętej i było mu bardzo przykro, gdy z różnych powodów nie mógł zrealizować tego swego gorącego pragnienia. 26 sierpnia 1917 pisał z Neapolu do o. Agostino: "Jestem niezmiernie niepocieszony z jedynego powodu, a mianowicie z tego, że tu nie można celebrować, gdyż brakuje kaplicy, a na zewnątrz nie wolno wychodzić. Jaki smutek bez Jezusa!". Często uciekał się do autentycznych podstępów ,aby móc złożyć świętą ofiarę ołtarza. Wreszcie 14 marca 1918 r. w wyniku obustronnego zapalenia płuc został definitywnie uznany za niezdolnego do służby wojskowej i mógł powrócić do klasztoru, gdzie znów regularnie sprawował Mszę świętą.

4. San Giovanni Rotondo (1918-1922)

Jak w Pietrelcinie tak i w San Giovanni Rotondo wierni dostrzegli Msze święte o. Pio i zaczęli współzawodniczyć w uczestniczeniu w nich. Od maja 1919 tłumy stały się bardzo liczne. Tak opisuje je przełożony z tamtego okresu, o. Paolino da Casacalenda:
"Tłum rozrastał się coraz bardziej i zalewał nasz klasztor … Kościół był przepełniony ludźmi, którzy bez przerwy chodzili, przychodzili, wchodzili, wychodzili". O. Pio spowiadał od 530 aż do 1130, później o godzinie 1200 odprawiał Mszę świętą w nieprawdopodobnie wypełnionym ludźmi kościele. Ta stała godzina i wielka rzesza wiernych sprawiły, że w sercach niektórych nieprzychylnych osób powstała myśl, iż ukryte były tu niecne ludzkie motywy: próżna chwała ze strony o. Pio i ukryta intencja ze strony braci, aby rozpropagować "świętego". O fakcie tym doniesiono Świętemu Oficjum, które dnia 2 czerwca 1922 wydało pierwszy dekret dotyczący o. Pio.

Interesuje nas tutaj tylko zarządzenie odnośnie do Mszy świętej. Brzmiało ono następująco: "Jest wolą Najprzewielebniejszych Ojców, aby o. Pio nie celebrował Mszy świętej o stałej godzinie i późną porą, lecz o jakiejkolwiek godzinie, najlepiej summo mane [wczesnym rankiem – przyp. tłum.] i prywatnie".

Z posłuszeństwa dekretowi Świętego Oficjum od tego momentu o. Pio zaczął celebrować Eucharystię summo mane, najpierw o czwartej, a później, w podeszłym wieku, o piątej rano. Lecz ta niezwykła i – po ludzku mówiąc – niemożliwa godzina nie zniechęciła wiernych, którzy wstawali bardzo wcześnie i czekali przed kościołem na otwarcie drzwi, aby spiesznie wejść do wnętrza i próbować zająć pierwsze miejsca blisko ołtarza po to, by móc lepiej uczestniczyć w tej Mszy świętej, która była autentycznym spektaklem nadprzyrodzoności, i to we wszystkich porach roku, zimą i latem, ze śniegiem i z lodem, z wiatrem i z deszczem.

5. San Giovanni Rotondo (1922-1931)

Taki stan rzeczy trwał przez następne lata, lecz 8 czerwca 1923 r. miała miejsce nowa interwencja Świętego Oficjum, która zakłóciła spokój życia cichej mieściny San Giovanni Rotondo. Pismo skierowane do ojca generała kapucynów tak mówiło: "Niech Wasza Wielebność ponownie potwierdzi ojcu Pio zakaz odprawiania Mszy świętej publicznie i o stałej godzinie, lecz niech ją celebruje w wewnętrznej kaplicy klasztoru nie pozwalając żadnej osobie na uczestniczenie w niej" .

Gdy zarządzenie to dotarło do San Giovanni Rotondo zostało natychmiast wprowadzone w życie: rankiem 25 czerwca 1923 o. Pio celebrował prywatnie w wewnętrznej kaplicy. Dekret jednak wywołał straszną reakcję społeczności: 3000 osób otoczyło klasztor grożąc odwetem z użyciem siły. Koniecznym było przywrócenie poprzedniego stanu rzeczy i o. Pio następnego dnia (26 czerwca) znów sprawował Eucharystię w kościele.

Tak było przez parę lat, lecz w 1925 roku nowe ograniczenie dotyczące odprawiania Mszy świętej dotarło do o. Pio. 8 września tegoż roku, prowincjał, o. Benedetto da Alpicella, w swojej dwumiesięcznej relacji tak napisał do ojca generała kapucynów: "Mszę świętą o. Pio odprawia, gdy zdrowie mu na to pozwala, tak jak wszyscy inni, gdy przychodzi jego kolej. Niedawno wydałem nakaz, aby w miarę możliwości odprawiał przy jakimś bocznym ołtarzu, a nie przy głównym, a to dlatego, żeby nie rzucać się ludziom w oczy" .

Wybranym bocznym ołtarzem był ołtarz świętego Franciszka, przy którym (wyłączywszy czas odosobnienia i parę innych okazji) o. Pio sprawował Eucharystię od 1926 do 1959 roku.
Jeszcze inne ograniczenie dotyczące Mszy świętej zostało narzucone o. Pio przez Święte Oficjum: musiał on ograniczyć czas celebracji do 30 – 40 minut, za wyjątkiem rozdawania komunii jak "czynią pobożni kapłani". W miarę możliwości o. Pio starał się dostosować do tego zarządzenia, lecz czynił to z największym trudem. W 1961 r. tak odpowiedział przełożonemu, który przypominał mu dyspozycję najwyższej Kongregacji: "Wie nasz Pan, że chciałbym czynić jak wszyscy inni, lecz nie potrafię. W pewnych momentach nie jestem w stanie kontynuować; czuję, że upadam i muszę się zatrzymać" .

Lecz jak celebrował o. Pio? Jakie wrażenie wywierał na wiernych? – Przytaczamy tylko jedno świadectwo, zaczerpnięte z dwumiesięcznej relacji z dnia 9 listopada 1928, podpisanej przez prowincjała, o. Bernardo da Alpicella: "Mszę świętą odprawia raczej szybko i zawsze przy bocznym ołtarzu. Odprawiając wielce buduje poprawnością, skupieniem i pobożnością, które ukazuje z całości, szczególnie z twarzy i z wypełniania różnych ceremonii".

Niedawno mówił mi pewien sławny adwokat: ‘Wystarczyło, że zobaczyłem, jak o. Pio odprawia Mszę świętą, a zrozumiałem, jak naprawdę kapłan jest pośrednikiem pomiędzy Bogiem i ludem. Nigdy wcześniej tego nie rozumiałem!’. W poprzednim miesiącu, w październiku, był w San Giovanni Rotondo także biskup z Alojnele na Kostaryce, Antonio Monestel i został, jak mówił mi po powrocie, bardzo zbudowany i zadziwiony przede wszystkim widząc go jak celebruje".
 
6. Lata odosobnienia (1931-1933)

Wieczorem 9 czerwca 1931 dotarł do o. Pio dekret zawieszający go w pełnieniu jakiejkolwiek posługi za wyjątkiem Mszy świętej, którą jednak miał odprawiać w wewnętrznej kaplicy klasztoru, jedynie w obecności posługującego. Nie była to suspensio a divinis, jak to niektórzy błędnie twierdzą, lecz dekret odosobnienia, który czcigodny Ojciec heroicznie zachował od 11 czerwca 1931 do 15 lipca 1933.

Jak upływało jego życie w tym okresie czasu? W skrócie możemy powiedzieć tak: mniej więcej dwie godziny na Mszę świętą, którą sprawował w wewnętrznej kaplicy klasztoru, modlitwa w chórze zakonnym aż do południa, z przerwą przez około godzinę na studium w bibliotece, popołudniu jeszcze modlitwa od nieszporów aż prawie do północy.

Ojciec Agostino w swoim Dzienniku pisze: "Mogłem asystować mszy świętej o. Pio w wewnętrznej kaplicy. Kto służy do mszy zamyka za sobą drzwi tak, aby nikt nie mógł wejść. Tak skrupulatnie ojciec zachowuje zarządzenie Świętego Oficjum. Tamtego poranka msza trwała godzinę i trzydzieści pięć minut; wspomnienie żywych 25 minut, zmarłych 15 minut. Po spożyciu świętych postaci Chleba trwała prawie 20 minut. Powiedziano mi, że msza trwa zawsze mniej więcej tyle samo czasu. Podczas mszy płakał i widać było, że był przemieniony…" .

Z dokumentacji procesu wydobywamy następujące wiadomości: w dzień Bożego Narodzenia 1931 dla odprawienia trzech Mszy świętych o. Pio pozostał przy ołtarzu przez około cztery godziny , podczas gdy w dniu Bożego Narodzenia 1932 trwał przy ołtarzu przez ponad pięć godzin ; jego życie mogło być zwane "życiem prawdziwie odosobnionego", ponieważ spędzał je pomiędzy chórem a celą, bez wychodzenia nawet "na minutę do ogrodu aby zaczerpnąć nieco powietrza".
 
7. Lata po odosobnieniu (1933-1959)

16 lipca 1933 pośród wzruszenia obecnych wiernych, o. Pio powrócił do publicznego odprawiania Mszy świętej w przyklasztornym kościele. Rozpoczyna się okres spokoju, w czasie którego czcigodny Ojciec mógł w wolny sposób oddawać się wypełnianiu swej kapłańskiej posługi. Wiadomość o "uwolnieniu" Ojca rozeszła się prędko i tłumy ludzi znów zaczęły napływać a wraz z nimi ważne osobistości religijnego, politycznego i kulturalnego świata, zmierzające do San Giovanni Rotondo aby oddać cześć pokornemu braciszkowi z Gargano.

Były dwa punkty, które przyciągały wiernych: spowiedź i Msza święta. Msza o. Pio! – stała się przysłowiowa; odprawiana, według zarządzenia Świętego Oficjum, summo mane, o czwartej z rana, stanowiła moment spotkania, którego nikt z wiernych nie chciał stracić. Dosłownie wstrząsnęła ona biegiem życia o. Pio i pobożnych chrześcijan, przyciągnęła uwagę świata i ustaliła nawet porządek rozkładu jazdy autobusów i godzin pracy hoteli. Wszyscy byli przekonani, że Msza święta o. Pio była tak wyjątkowym wydarzeniem, że należało ją uznać za niepowtarzalną .

W latach drugiej wojny światowej (1939 – 1945) nastąpiła przerwa w napływie wiernych, którzy jednak powrócili, i to w jeszcze większej liczbie, zaraz po zawieszeniu broni. Żołnierze wszystkich narodowości i pielgrzymi ze wszystkich stron Włoch i świata przybywali, aby uczestniczyć w Mszy o. Pio.

Na początku lat pięćdziesiątych rzesze wiernych stały się tak liczne, że stary szesnastowieczny kościółek nie był już w stanie ich pomieścić. Podjęto wtedy dwie decyzje: o. Pio miał celebrować na zewnątrz świątyni oraz rozpoczęto budowę nowego dużego kościoła. Czcigodny Ojciec po raz pierwszy celebrował Mszę świętą pod gołym niebem, na przedkościelnym placu, 6 czerwca 1954. Inicjatywa, mile przyjęta przez wiernych, mogła być realizowana jedynie latem, dlatego też problem nie został rozwiązany.

2 lipca 1956 położono pierwszy kamień pod budowę nowego kościoła, przy którym prace trwały przez trzy lata. 2 lipca 1959 nowy kościół został konsekrowany i o. Pio zaczął w nim odprawiać Mszę świętą.

8. Ostatnie lata życia (1959-1968)

Podczas ostatnich dziewięciu lat życia o. Pio, gdy pozwalało mu na to zdrowie, sprawował Eucharystię w nowym kościele z udziałem wiernych, zawsze licznych bez względu na porę roku. Należy tu podkreślić dwa fakty. 17 lutego 1965 czcigodny Ojciec otrzymał dyspensę, aby w dalszym ciągu przy celebracji Mszy świętej móc używać łaciny. Fakt ten dał początek fałszywej interpretacji ze strony niektórych autorów, szczególnie dziennikarzy, jakoby używanie łaciny przez o. Pio było znakiem jego niechęci do Soboru Watykańskiego II, a także do idącej za nim reformy liturgicznej. Nic bardziej fałszywego. Czcigodny Ojciec był bardzo posłuszny zarządzeniom kościelnej hierarchii, względem której miał zawsze respekt i szacunek. Używanie łaciny przy sprawowaniu Mszy świętej usprawiedliwione było stanem jego zdrowia i problemami, które miał ze wzrokiem. Miejscowy przełożony, o. Carmelo da San Giovanni in Galdo, poprosił o dyspensę bezpośrednio u Świętego Oficjum, które chętnie jej udzieliło.

Drugi fakt jest następujący: 29 marca 1968 o. Pio do przemieszczania się z celi do kościoła zaczął używać wózka inwalidzkiego. Co za tym idzie, także na siedząco celebrował Mszę świętą, będąc zwróconym twarzą do ludzi. W ten sposób wierni jeszcze łatwiej mogli podziwiać w nim ofiarę, która właśnie na ołtarzu powoli się wypełniała.

W takich warunkach o poranku 22 września 1968 odprawił, śpiewając, ostatnią mszę świętą. Czytamy w klasztornej Kronice: "22 września – Zjazd ‘Grup modlitewnych". W historii klasztoru w San Giovanni Rotondo niewiele dni może być przyrównanych do tego, który przeżyliśmy dziś, a który pozostanie jako historyczny w pamięci wszystkich. Był to dzień bardziej niepowtarzalny niż szczególny, pełen emocji i zajęć, dzień, który upłynął w następującym porządku:

Godzina 5.00 – Uroczysta Msza święta o. Pio.
O. Pio pragnął odprawić spokojną Mszę świętą jak każdego poranka, lecz ojciec gwardian musiał użyć przeciw niemu słodkiej przemocy, aby odprawił uroczystą Mszę śpiewaną dla Grup modlitewnych zebranych na Zjeździe. O. Pio był posłuszny. Gdy kościół został otwarty, dosłownie morze ludzi zalało trzy dolne nawy a także i krużganki: nie było nawet jednego wolnego kącika, co więcej, wielu ludzi pozostało na zewnątrz na placu kościelnym. O. Pio krokiem zmęczonym i ciężkim, doprowadzony przez o. Pellegrino da Sant’Elia a Pianisi, zszedł do zakrystii i po swym normalnym przygotowaniu przywdział święte szaty: poczym w towarzystwie o. Onorato da San Giovanni Rotondo i o. Valentino da San Giovanni Rotondo (diakon i subdiakon) ruszył w stronę Ołtarza aby celebrować Mszę świętą. Tłum, widząc go i ciesząc się nim, zdawał się szaleć z radości i trzeba było niemało się natrudzić, aby zaprowadzić ciszę i porządek. Żeński chór pod kierownictwem o. gwardiana wykonał Missa Jucunda dzieła F. Vittadiniego, na trzy głosy, i inne wybrane utwory muzyki liturgicznej. Msza odbyła się ze zwykłą podniosłością i pobożnością; na koniec entuzjastyczne i niekończące się aplauzy wraz ze szczerymi okrzykami: ‘Niech żyje ojciec Pio! Ojcze, wszystkiego najlepszego!’ pozdrowiły Ojca zanim powrócił do zakrystii. Jednakże wstając z fotela i przed zejściem ze stopni ołtarza zwróconego ku wiernym, o. Pio zachwiał się i pochylił się tak, jakby miał padać. Towarzyszący mu, a przede wszystkim brat Guglielmo Bill, który błyskawicznie pospieszył z pomocą, podtrzymali go i posadzili na wózku inwalidzkim, odprowadzając do zakrystii. Ojciec słaby i blady na twarzy, jakby nieobecny i zagubiony, pobłogosławił tłum stłoczony przy bocznych balaskach, powtarzając z serdecznością i zatroskaniem: ‘Dzieci moje, dzieci moje!’. Po dziękczynieniu, przechodząc pośród gromady mężczyzn i kapłanów zgromadzonych w zakrystii, wyruszył, aby spowiadać kobiety, lecz musiał zawrócić wjeżdżając windą z powrotem do pokoju. O. Pio zdawał się nie być sobą: blady na twarzy, drżący i wyczerpany fizycznie, z zimnymi dłońmi, spoglądał na wszystkich wzrokiem prawie nieobecnym i dalekim od wszystkiego, co się wokół niego działo. I tak było przez cały dzień…

Godzina 10.30 O. Pio błogosławi tłum zebrany na placu kościelnym
Grupy modlitewne zebrały się i ustawiły na placu kościelnym, przed podium, aby słuchać oficjalnych prelekcji w czasie Zjazdu. Na koniec – około południa – dla zebranych przewidziane było błogosławieństwo i ojcowskie pozdrowienie o. Pio. O. Pio wychylił się jednak z okna chóru zakonnego, prawie znienacka, przy rozpoczęciu spotkania i pobłogosławił i pozdrowił tłum. Trudno opisać radość, szał, oklaski, okrzyki ‘Vivat!’, machanie rąk i powiewanie chusteczek w odpowiedzi na pozdrowienie Ojca, okazujące raz jeszcze uczucie i synowskie przywiązanie tego ogromnego tłumu zebranego tu, także i z zagranicy. O. Pio chciał wcześniej pozdrowić swoje dzieci, ponieważ czuł się zmęczony, jeszcze przed udaniem się na mały odpoczynek. Ukazał się w oknie, przez które nie wyglądał już od ponad dwóch lat, blady na twarzy, potrząsając białą chusteczką i błogosławiąc dłonią. Było to zjawienie się, delikatne widzenie, jakby z innego świata; po tym Ojciec wspierany i podtrzymywany oddalił się do pokoju" .

Parę godzin później, o 23.00, 23 września 1968, powtarzając najsłodsze imiona Jezusa i Maryi, o. Pio oddał Bogu swoją piękną duszę.

9. Msza o. Pio

Na koniec tego krótkiego przedstawienia interesującej nas kwestii musimy postawić pytanie: co dla wiernych znaczyła Msza święta o. Pio i czym była ona dla niego?

a. Dla wiernych

Aby odpowiedzieć na pierwsze pytanie musielibyśmy usłyszeć świadectwa tych wszystkich, którzy uczestniczyli we Mszy celebrowanej przez o. Pio. Ale ponieważ jest to niemożliwe, ograniczyłem się do wybrania jedynie dwóch świadectw: jednego osoby świeckiej (pewien dziennikarz), drugiego pewnego kapłana (kapucyna).

15 kwietnia 1949 Ettore Bernabei w dzienniku Il domani d’Italia napisał artykuł zatytułowany: Msza Ojca Pio. Oto bardzo wymowny fragment: "Powoli zbliżył się do ołtarza i z twarzą pochyloną nad Kielichem rozpoczął ofiarę Ciała i Krwi Chrystusa. Zdjął swoje do połowy obcięte czarne rękawice, które zakrywają rany dłoni, i rozkładając ramiona w żarliwej prośbie Orate fratres, ukazał czerwień świeżej krwi błyszczącej w migoczącym świetle świec. Modliło się z nim wcale nie czując ciężaru ani ciała, ani świata, ani nawet żadnego z najbardziej dotkliwych zmartwień: modliło się z niewymownym bólem ofiary Krzyża. Tego czerwcowego poranka, tak jak przez 30 już lat, o. Pio nie odprawiał rytu, lecz doświadczał w ciele cierpień ludzkości, przeżywał w duszy karę za wszystkie grzechy ludzi. Od Konsekracji do Komunii po jego woskowej cerze spływały aż do kielicha duże łzy.

Przy spożywaniu Komunii św. jego ciało zdawało się być wzburzone nawałnicą szlochania.

Gdy o. Pio ruszył w stronę zakrystii, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że upłynęły prawie dwie godziny. Wszyscy ci, którzy byli ze mną w małym Kościele Matki Bożej Łaskawej, w modlitwie towarzyszyli mu we wchodzeniu na Kalwarię i pozostali u stóp Krzyża na nowo utwierdzając się w wierze i w nadziei.
Wiele cudów Opatrzności przekazał o. Pio ludzkim duszom i ciałom, jak opowiada Pura Delfino Sessa w swoim Ojciec Pio z Pietrelciny (wydany przez Ramos w Genui). Ale ze wszystkich, dla mnie, cud Mszy jest największy" .

6 maja 1972 kapucyn, o. Vincenzo Frezza wygłosił w San Giovanni Rotondo konferencję na temat Kapłaństwo i Eucharystia u Ojca Pio. W tej konferencji można wyczytać następujące słowa:
"Tamta Msza! Wspominamy go (szczególnie lubię go wspominać w starym kościółku, gdzie wszystko było ubogie i otwarte na oścież, jak w Betlejem i na Kalwarii) kroczącego skromnie i w skupieniu, a jednak stawiającego czoła trudnościom związanym z przejściem pomiędzy stłoczonymi ludźmi, którzy niechętnie się usuwali. Na jego obliczu żadnego wyrazu chwały lub jakiejś nadprzyrodzonej mocy, lecz raczej pewna forma bólu. Powolny w ruchach, naturalny w gestach, spokojny w czytaniu; lecz w tym wszystkim obecna była nieudawana godność, świadomość bez poczucia własnej ważności, surowość bez twardości. Nie można było zmęczyć się patrzeniem na niego: tajemnica Męki była dlań stosowną, zdawał się być zrodzonym właśnie dla celebracji.

Gdy wznosił kielich i patenę, rękawy opadały nieco i ukazywały odsłonięte rany rąk: na nich skupiał się wzruszony wzrok obecnych i wszyscy nagle czuli się ubodzy i mizerni, a jednak zdumieni wobec tego ofiarowania, które zranione dłonie składały przed kimś ponadludzkim. Po konsekracji i po podniesieniu na jego twarzy widać było coś niezwykłego. Ludzie mówili: ‘Wygląda jak Jezus’. I wszyscy byli bardziej uważni, bardziej ożywieni, bardziej autentyczni, lżejsi, jakby wyobcowani z tego świata, a pogrążeni w kontemplacji świata, którego nie widzieli.

A któż może zapomnieć ów głośny krzyk: ‘Domine, non sum dignus’? Uderzał się prawą ręką w piersi i tak mocne były te uderzenia, że wprawiały w wielkie zadziwienie; nie sposób było przypuszczać, że te poranione ręce były aż tak silne, że zraniona klatka piersiowa mogła wytrzymać tak twarde i mocne uderzenia. W czasie Komunii tłum wstrzymywał oddech: Boży Ukrzyżowany łączył się z ubogim bratem, także ukrzyżowanym.

Tak wiele pośpiechu było w przybywaniu na tę Mszę, że ludzie wstawali jeszcze w nocy, po krótkim rozgoszczeniu się w domu, jakby niechcący, a później… nie dało się zauważyć nikogo, kto by odchodził! Zdawało się, że ta Msza jednała dusze, pozwalała zapomnieć zło, dawała odczuć radość z bycia braćmi i pielgrzymami i że życie ma wartość, ponieważ każdego dnia może się odnawiać w przeobfitej miłości Jezusa".

Sprawowanie Mszy świętej było najskuteczniejszym środkiem kapłańskiego apostolatu o. Pio. Największe i najgłośniejsze nawrócenia miały miejsce właśnie podczas składania ofiary na ołtarzu. Lecz cóż znaczyła Msza święta dla samego o. Pio?

b. Dla o. Pio

Jak już wcześniej wspomniano, o. Pio został wyświęcony na kapłana 10 sierpnia 1910. Od tego dnia uczynił ze Mszy świętej serce swojego kapłaństwa, "źródło i szczyt, fundament i centrum całego swego życia i całego swego dzieła" . Wszystkie największe fenomeny mistyczne miały miejsce podczas celebracji Mszy świętej albo były z nią związane. Zjednoczenie serc miało miejsce rankiem 16 kwietnia 1912, "po skończeniu Mszy, podczas dziękczynienia" . Dotknięcie substancjalne i niewola duchowa przydarzyły się podczas ofiarowania w czasie Mszy świętej celebrowanej na Boże Ciało 30 maja 1918 . Stygmatyzacja dokonała się rankiem 20 września 1918 podczas dziękczynienia, po odprawieniu Mszy .

Zaprawdę ofiara Ołtarza była sercem i źródłem całej jego duchowości, całego jego życia i całego jego dzieła. Stąd jego sposób celebrowania, jedyny i niepowtarzalny, który przyciągnął uwagę tysięcy i milionów wiernych. Lecz cóż działo się w czasie celebracji Mszy świętej? W ubogich i prostych słowach można stwierdzić, że gdy o. Pio był przy ołtarzu, dogłębnie uczestniczył w męce Chrystusa. W znakomitej książce "Padre Pio visto dall’interno" autorstwa o. Giovanni da Baggio  znajdujemy następujący dialog:

"Pytam jeszcze [pyta o. Giovanni – przyp. tłum.]:
– Podczas Mszy doświadczasz bardziej intensywnych cierpień? – Głową daje znak, że tak.
– Przeżywasz całą mękę Jezusa? Obejmuje głowę dłońmi, łokcie opiera na ławce i z wyrazem głęboko duchowo bolesnej koncentracji mówi: – Ach! Gdybym wiedział!
– Czym więc jest dla ciebie Msza?
– Mówi ci o tym ołtarz: wystarczy myśleć o tym, co dzieje się na ołtarzu" .

Na ołtarzu sakramentalnie odnawia się ofiara Jezusa. Wszyscy byli przekonani, że o Pio był obrazem Jezusa Ukrzyżowanego i że intensywniej uczestniczył w cierpieniach Zbawiciela właśnie w czasie Mszy świętej. W dokumentacji zgromadzonej przez Komisję historyczną można znaleźć potwierdzenie dla powyższego stwierdzenia. Chciałbym tu przytoczyć wypowiedź jednego z biskupów, Antonio Valbonesi , który w liście z 21.10.1922, skierowanym właśnie do o. Pio, pisze tak: "Widzę, że Jezusa uczyni Ojca jeszcze bardziej podobnym do siebie, poszerzając Ojca serce aby móc w nie wlać więcej swoich cierpień i tak uczynić go bardziej podobnym do swego. Zdaje mi się, że widzę, powtarzam, że Jezus chce Ojca, jak powiedziałem, poprzez ból doprowadzić do bycia swoją żyjącą kopią. Czy już On Ojca zewnętrznie nie uformował na swój wzór poprzez wyciśnięcie swoich świętych stygmatów? Lecz temu co na zewnątrz musi odpowiadać to, co jest wewnątrz, a dzieła Jezusa są doskonałe, nie zatrzymują się w połowie. Jezus teraz obrabia wewnątrz swojego Pio, w sercu, w duszy i normalną jest rzeczą, że Ojciec słyszy uderzenia tego boskiego młotka i dłuta, lecz Jezus jest zadowolony, widząc jak powoli pod wpływem tych uderzeń zarysowuje się Jego własny wizerunek. Ja będę się bardzo, bardzo modlił za mojego Pio, aby Jezus wypełnił to zadanie możliwie najszybciej i z najbardziej delikatną doskonałością, aby mój Pio stał się wielkim świętym, najdoskonalszym obrazem Jezusa, jaki kiedykolwiek był widziany» .

Ten obraz realizował się przede wszystkim w czasie celebracji Mszy świętej. Zechciejmy zamknąć te krótkie uwagi słowami dwóch Papieży. Paweł VI w prostocie słów powiedział: "O. Pio odprawiał Mszę pokornie" . Jan Paweł II 23 maja 1987 w Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w San Giovanni Rotondo wypowiedział te słowa: "Któż nie wspomina zapału z jakim o. Pio przeżywał we Mszy mękę Chrystusa? Stąd szacunek jaki miał dla Mszy świętej – zwanej przez niego misterium tremendum – jako ostatecznego elementu zbawienia i uświęcenia człowieka poprzez uczestnictwo w cierpieniach Chrystusa. ‘We Mszy jest – mówił – cała Kalwaria’. Msza była dla niego ‘źródłem i szczytem’, fundamentem i centrum całego jego życia i całego jego dzieła" .
Angielski pisarz Graham Green napisał, że nigdy nie zapomni dwóch Mszy: jednej odprawianej przez papieża w Rzymie, pod kopułą kościoła Świętego Piotra i drugiej celebrowanej o wpół do szóstej z rana przy drugorzędnym ołtarzu małego franciszkańskiego klasztoru w San Giovanni Rotondo, w nagiej śródziemnomorskiej prowincji Apulii: Hostia została wzniesiona rękoma o. Pio .
Celebracja Mszy świętej stałą się elementem charakteryzującym czcigodnego Ojca: Msza Ojca Pio! To jakby powiedzieć, że o. Pio był wszystkim we Mszy! Msza była wszystkim dla o. Pio!

II. Sprawowanie sakramentu pojednania

Całe kapłańskie życie o. Pio zawiera się pomiędzy dwoma jaśniejącymi biegunami, pomiędzy ołtarzem i konfesjonałem i nie ma innych miejsc dla tych, którzy chcieliby spotkać Stygmatyka z Gargano. O. Pio albo znajduje się przy ołtarzu, gdzie wraz z Jezusem składa się w ofierze niebieskiemu Ojcu, albo spotyka się go w konfesjonale, jako sługę i szafarza Bożego przebaczenia dla grzesznych braci.

Ofiara Mszy świętej i sakrament Bożego miłosierdzia są istotnymi składnikami całej bardzo płodnej kapłańskiej misji o. Pio. Po omówieniu celebrowania Mszy świętej zajmijmy się teraz sprawowaniem Sakramentu pojednania. Przyjrzymy się najpierw wezwaniu lub powołaniu o. Pio do kapłańskiej posługi spowiednika. Nakreślimy potem historyczny profil spowiedniczej posługi wypełnianej przez czcigodnego Ojca. Na koniec wreszcie, spróbujemy ukazać przesłanie dane nam przez heroicznie wypełnianą, przez ponad pół wieku, spowiedniczą posługę o. Pio.

1. Powołanie o. Pio do sakramentu pokuty

O. Pio okazywał od pierwszych miesięcy swego kapłańskiego życia, szczególne powołanie do konfesjonału. Jednakże u początków, temu jego powołaniu, które wraz z Ofiarą Mszy świętej, miał uczynić sensem swego życia, stawiane były przeszkody.

Osiemnaście listów w korespondencji o. Pio z okresu dwóch lat (kwiecień 1911 – kwiecień 1913), zawiera, ze strony o. Pio, przynaglające prośby skierowane do o. Benedetto da San Marco in Lamis o przyznanie mu władzy spowiadania, a ze strony tego drugiego zdecydowane i różnie motywowane odmowy.

Na początku, o. Pio chce wyprosić pozwolenie na spowiadanie mężczyzn, jedynie na okres obejmujący wielkanocne przykazanie, popychają go ku temu względy miłosierdzia. Proboszcz nie mając wątpliwości co do pozwolenia, już wcześniej poinformował o tym wiernych .

O. Benedetto najpierw milczy, później zbolałemu brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi uczniowi, wyjaśnia powód swego sposobu postępowania: "Nie myśl o przyznaniu ci władzy spowiadania ponieważ przypuszczam, iż byłaby z pewnością bardzo szkodliwa dla twego zdrowia fizycznego a może nawet dla spokoju duszy" . Ponadto prowincjał, o. Benedetto, nie był przekonany co do koniecznych zdolności naukowych swego ucznia, aby upoważnić go do słuchania spowiedzi .

O. Pio pisząc do o. Agostino i informując go o wizycie pastoralnej arcybiskupa Benewentu, stwierdza: "Zrozumiecie, że wszyscy byliśmy ponad miarę zajęci spowiedziami i nauczaniem większych dzieci, aby je dobrze przygotować do przyjęcia sakramentu bierzmowania" . Jeśli o. Pio zalicza się do spowiedników, jasnym jest, że wreszcie otrzymał wielokrotnie i nieustannie wypraszane konieczne pozwolenie. W taki sposób kończy się wzmianka o powołaniu o. Pio do posługi w konfesjonale.

Zanim jednak przejdziemy dalej, narzuca się parę spostrzeżeń dotyczących tego okresu życia o. Pio, który jako prolog otwiera prawie 55 lat heroicznie spędzonych w konfesjonale. Autentyczne Boże powołania do heroicznych misji muszą na początku zderzyć się z ludzkimi przeszkodami, pozornie nie do przejścia. Także powołanie do konfesjonału dane o. Pio nie stanowi wyjątku od tej reguły.

Wobec wielokrotnych odmów na liczne prośby, o. Pio jako autentyczny zakonnik i prawdziwy święty, zachował się w nienaganny sposób. Nie mogąc podzielać motywacji swego przełożonego prowincjalnego, ponieważ dobrze wiedział, że obiektywnie były one pozbawione jakiejkolwiek wartości, o. Pio skłania jednak głowę i jest posłuszny.

Powody, które przynaglały go do ustawicznego proszenia o zezwolenie na słuchanie spowiedzi, były wybitnie nadprzyrodzone: miłosierdzie dla braci i tajemniczy głos słyszany w sercu. Miłosierdzie dla braci będzie główną przyczyną całego jego heroicznego oddania się posłudze w konfesjonale. Tajemniczy głos jest Bożą łaską, która w ciszy, lecz skutecznie działała w jego duszy, przygotowując ją do heroicznego stawienia czoła długiemu kapłańskiemu życiu, spędzonemu przy ołtarzu i w konfesjonale. Nawet jeśli ogólnikowo i bardzo pobieżnie, chcemy jednak przyjrzeć się temu właśnie życiu w tym, co dotyczy spowiedniczej posługi.

2. Posługa spowiednika w życiu o. Pio

Do powrotu z rodzinnego domu do klasztoru skłoniła o. Pio święta dusza, kobieta Raffaelina ze szlacheckiej rodziny Cerase z Foggi. Czując zbliżającą się śmierć, Raffaelina przedstawiła o. Agostino pragnienie poznania o. Pio, i dodała: "Ojcze, sprowadźcie go z powrotem do klasztoru i dajcie mu spowiadać, będzie to robił bardzo dobrze" . Słowa pani Cerase szybko okazały się prorockimi.

Powróciwszy do klasztoru 17 lutego 1916, o. Pio rozpoczyna swoje długie życie apostolatu i męczeństwa konfesjonału. Pierwszą penitentką była jego święta córka duchowa, którą od dwóch lat prowadził za pośrednictwem listów. Bardzo szybko jednak do tej duszy dołączyły się i inne, pochodzące z Foggi, gdzie właśnie przebywał o. Pio, a także z sąsiednich miejscowości. 23 sierpnia 1916, po zaledwie sześciu miesiącach pobytu w Foggi, pisząc do o. Agostino, o. Pio zwierza się mu: "Jeśli niezbyt często przesyłam wam informacje, Ojcze, nie obwiniajcie mnie, wiedząc, że nie jest to zależne od mojej woli. Wiecie wszystko. Co więcej musicie wiedzieć, że nie pozostaje mi nawet wolna chwila: rzesza dusz spragnionych Jezusa spadła mi na barki tak, że aż chwytam się za głowę". Przyjechawszy do San Giovanni Rotondo po raz pierwszy, tymczasowo, 28 lipca 1916, a potem na stałe, 4 września, o. Pio kontynuuje swoją kapłańską posługę w dwóch kierunkach: towarzysząc młodzieży z niższego seminarium i oddając się kierownictwu duchowemu w konfesjonale poprzez rozmowy i za pośrednictwem listów; prowadzi dalej posługę kierownika i spowiednika.

Z pewnością w latach 1916 – 1918 nie było jeszcze natłoku ludzi, takiego, jaki pojawi się później, lecz o. Pio był tak bardzo zajęty towarzyszeniem uciekających się do niego dusz, że nie miał nawet czasu na regularną korespondencję ze swoimi kierownikami duchowymi. Sytuacja stała się bardziej uciążliwa po tym, jak naznaczony został stygmatami (20 września 1918). Przez parę miesięcy o cudzie stygmatów wiedział jedynie bardzo wąski krąg osób, lecz powoli wiadomość ta stała się własnością publiczną we Włoszech i zagranicą.

W pierwszych miesiącach 1919, w szczególności począwszy od marca, z pobliskich miejscowości zaczęły przybywać grupy ludzi, później – od maja, klasztor był praktycznie oblężony. Naoczni świadkowie mówią o setkach i tysiącach osób, które przybywały do San Giovanni Rotondo. Posłuchajmy jednak samego zainteresowanego, o. Pio. W krótkim liście do o. Benedetto, napisanym 3 czerwca 1919, mówi tak: "Mój najdroższy Ojcze, niech Jezus wam błogosławi i umocni was! Nie mam wolnej minuty, a cały czas jest przeznaczony na uwalnianie braci z szatańskich więzów. Niech Bóg będzie za to błogosławiony. Dlatego proszę was, abyście nie zamartwiali się wraz z innymi, odwołując się do miłosierdzia, ponieważ największym miłosierdziem jest wydarcie szatanowi porwanych przez niego dusz i pozyskanie ich dla Jezusa. I właśnie to niestrudzenie czynię w dzień i w nocy… Przychodzą tu niezliczone osoby wszystkich klas i obojga płci, jedynie z zamiarem wyspowiadania się i dla tego zamiaru jestem proszony. Są wspaniałe nawrócenia. Niech więc się wszyscy pogodzą i zadowolą się moją modlitwą, w której nieustannie pamiętam o nich przed Jezusem" .

Tamtego czerwca 1919 roku dusze przybywające do spowiedzi do San Giovanni Rotondo były tak liczne, że o. Pio musiał prosić o pomoc innych spowiedników. Pisząc do o. Agostino, tak go prosił: "Proście o. Prowincjała, aby posłał wielu robotników do winnicy Pańskiej, ponieważ jest prawdziwym okrucieństwem i tyranią odsyłać co dzień setki a nawet tysiące dusz, przybywających z odległych miejsc z jedynym zamiarem obmycia się z własnych grzechów, bez możliwości uzyskania tego z powodu braku kapłanów spowiedników" . Z biegiem czasu dla biednego o. Pio życie stało się prawie niemożliwe. 6 listopada 1919 tak pisał do o. Benedetto: "Wybija północ, wykończony nadmierną pracą wykonaną w ciągu całego dnia biorę do ręki pióro, aby opisać wam coś z mojej duszy" .

A dziesięć dni później (16 listopada 1919), także do tego samego o. Benedetto: "Moja praca jest zawsze nieprzerwana i bardziej odpowiedzialna. Jest już pierwsza po północy, gdy piszę tych parę słów. To już dziewiętnaście godzin pracy, bez jakiegokolwiek odpoczynku" . Takie życie wyznaczone rytmem spowiedzi, kierownictwa dusz i towarzyszenia młodym braciom, o. Pio prowadził przez 11 lat, od 1919 do 1931 roku. W tym ostatnim roku zdarzyło się jednak coś nowego. Jak złoto oczyszcza się w tyglu, tak dusze, szczególnie święte dusze, muszą być oczyszczone przez umartwienie ogniem cierpienia. Od dłuższego czasu docierały do Stolicy Apostolskiej, ze strony mało życzliwych osób, niezbyt przychylne o. Pio relacje. Ponadto niektóre poruszenia społeczne, powstałe przy okazji alarmujących głosów donoszących o przeniesieniu o. Pio z San Giovanni Rotondo w inne miejsce, zadały końcowy cios.

Wieczorem 9 czerwca 1931 dotarł do San Giovanni Rotondo, do rąk o. Pio, nakaz suspensy w sprawowaniu jakiejkolwiek posługi kapłańskiej za wyjątkiem Mszy świętej, którą miał odprawiać w wewnętrznej kaplicy klasztoru, w obecności jednego tylko posługującego. Rozpoczął się okres odosobnienia (1931 – 1933), o którym już mówiliśmy.

Daleko od dusz, które prowadził drogą doskonałości, daleko od dusz, które uciekały się do niego, aby się wyspowiadać, daleko od jakiejkolwiek formy kapłańskiej posługi, jego apostolskie serce przepełnione było bólem. O. Agostino, który często przybywał do San Giovanni Rotondo, aby go pocieszyć i zachęcić do ofiarowania Panu wszystkich cierpień dla dobra dusz, tak odpowiedział: "To właśnie dla dusz przeżywam bóle próby" . Ta miłość ku braciom, która przynaglała go do nieustannego proszenia o pozwolenie na spowiadanie, ta miłość ku braciom, która kazała mu objąć nadludzką pracę przy spowiedziach i kierownictwie duchowym, ta miłość także teraz przysparzała mu cierpień, ponieważ był daleko od braci. Twarda próba jednak musiała się skończyć. 16 lipca 1933 o. Pio powrócił do publicznego sprawowania Eucharystii w kościele. Jednak jeszcze przez parę miesięcy nie pozwolono mu na kontakt z braćmi w konfesjonale i w kierownictwie duchowym.

Wreszcie 25 marca 1934 – w niedzielę palmową mógł rozpocząć ponowne słuchanie spowiedzi mężczyzn, a 12 maja także i kobiet. Tak powrócił do kapłańskiej posługi apostoła i męczennika, którą miał już wypełniać, nieprzerwanie i heroicznie, aż do śmierci. Z biegiem czasu tłum wokół jego konfesjonału rósł coraz bardziej i napływ dusz przekroczył stan z lat dwudziestych. Udawszy się ad limina do papieża Piusa XI, ówczesny arcybiskup Manfredonii, Andrea Cesarano, usłyszał skierowane do siebie pytanie: "Co robi wasz ojciec Pio?". "Wasza Świątobliwość, o. Pio gładzi grzechy świata. Spowiada od rana do wieczora". Ścisk wokół konfesjonału o. Pio rósł coraz bardziej, przyjmując po drugiej wojnie światowej gigantyczne rozmiary. To właśnie dla usystematyzowania wielkiego natłoku wiernych, mężczyzn i kobiet, którzy chcieli spowiadać się u o. Pio, musiano dać początek systemowi rezerwacji, który trwał aż do śmierci Ojca. Wierni, aby móc wyspowiadać się u o. Pio, oczekiwali na swoją kolej nawet do piętnastu dni, a niekiedy nawet więcej. Ojciec, podczas ostatnich lat swego życia, podtrzymywany przez braci przynoszony był do konfesjonału.

Na zakończenie 1967 roku chciano podsumować ilość spowiedzi wysłuchanych przez o. Pio. Liczba osób, które się u niego spowiadały, wynosiła około piętnastu tysięcy kobiet i dziesięciu tysięcy mężczyzn. Czytamy w Kronice klasztoru: "W tych dniach ojcowie odpowiedzialni za rezerwację spowiedzi, czyli czcigodny o. Paolo da Carife dla kobiet i czcigodny o. Adriano da San Giovanni Rotondo dla mężczyzn, obliczyli ilość osób które mogły spowiadać się u o. Pio. Kobiet jest około 15.000, mężczyzn około 10.000. Osoby, którym udaje się wyspowiadać, są minimalną częścią pielgrzymów przybywających do San Giovanni Rotondo, pośród których jest wielu kapłanów, w większości diecezjalnych. O. Pio każdego dnia spowiada 35-40 kobiet i 25-30 mężczyzn; wielka część pielgrzymów musi zadowolić się uczestnictwem w porannej Mszy świętej i zobaczeniem go w krużgankach kościoła oraz kiedy udaje się na spowiedź i z niej powraca. W naszym kościele w tym roku zostało rozdanych 300.000 komunii, było odprawionych około 12.000 Mszy świętych".

I pomyśleć, że teraz jego działalność jest ograniczona, podczas gdy w poprzednich latach o. Pio godzinami był przykuty do konfesjonału. Przyjmując roczną średnią 15.000 kobiet i 10.000 mężczyzn, odejmując cztery lata braku pozwolenia i dwa lata odosobnienia, otrzymujemy, że o. Pio podczas 52 lat posługi wyspowiadał 780.000 kobiet i 520.000 mężczyzn. Rachunek grzeszy niedokładnością, lecz nie przesadą. Przy jego śmierci L’Osservatore Romano napisał: "Do ostatka cierpiący na astmę i zapalenie oskrzeli, wyczerpany pokutą, o. Pio żył wypełniając swoją posługę: pozwolono mu na odprawianie Mszy świętej na siedząco, do konfesjonału udawał się na wózku inwalidzkim, gdyż nie mógł utrzymać się na nogach, lecz nie chciał zrezygnować z misji i obowiązku każdego kapłana, szafarza łaski i Bożego miłosierdzia".

O. Pio zmarł po dniu pracy, odprawiwszy jak zawsze Mszę świętą, która tamtego poranka 22 września 1968 była uroczysta i śpiewana. Udając się jak zwykle na słuchanie spowiedzi, musiał zawrócić: to już był koniec. Przy jego śmierci były obecne setki i tysiące życzliwych ludzi i dzieci duchowych, przybyłych z Włoch i z zagranicy, aby świętować pięćdziesięciolecie stygmatów i wziąć udział w międzynarodowym Zjeździe Grup modlitwy. Wielu z nich spowiadało się u o. Pio i odczuło dobroczynny wpływ tego apostoła i męczennika konfesjonału. Po dotarciu do tego punktu narzuca się pytanie: co znaczy dla o. Pio i dla nas jego kapłańska posługa spowiednicza? Lub innymi słowy: jakie jest przesłanie, które o. Pio wysyła z tego konfesjonału, którego był apostołem i męczennikiem?

Po śmierci czcigodnego Ojca, Gazzetta del Mezzoggiorno z Bari, w pokaźnym i wiarygodnym artykule Przez pół wieku mówił do serca świata, tak pisze wspominając o posłudze spowiednika:
"[O. Pio] był pod wieloma względami autentycznym znakiem czasów nowego chrześcijaństwa… ważnym i skutecznym świadkiem wiary i miłości… przykładnym szafarzem, który uczynił z konfesjonału najbardziej wzniosłą i przyciągającą katedrę". Dziennik ten jednak nie wyjaśnia tego, czego nauczył nas o. Pio z tej tak wzniosłej i przyciągającej katedry. To co nie jest wyjaśnione przez Gazzetta del Mezzogiorno, wypowiedziane jest, nawet jeśli bardzo zwięźle, w Osservatore Romano. Miarodajny watykański dziennik, po omówieniu misji o. Pio jako kierownika duchowego, w taki oto sposób mówi także o jego posłudze spowiednika: "Jego konfesjonał był trybunałem miłosierdzia i stanowczości; nawet ci, którzy zostali odesłani bez rozgrzeszenia, w większości pragnęli powrócić aby odnaleźć pokój i zrozumienie, podczas gdy już właśnie w tym rozpoczął się dla nich nowy okres życia duchowego".

Zdaje się, że L’Osservatore Romano dostrzegł istotne punkty wypełnianej przez o. Pio kapłańskiej posługi w konfesjonale: miłosierdzie i stanowczość. To wydają się być istotne elementy przesłania, które o. Pio jako spowiednik przesyła wszystkim chrześcijanom, w wieku, w którym sakrament pokuty został poddany w wątpliwość, lub przynajmniej tak próbowano uczynić.
Przeanalizujmy te dwa punkty.

3. Przesłanie o. Pio spowiednika

a. Przesłanie miłosierdzia

Wiadomo, że sakrament pokuty, czyli spowiedź, jest sakramentem Bożego przebaczenia i miłosierdzia. Dlatego też każdy kapłan, który wypełnia posługę w konfesjonale, głosi i obdarza przebaczeniem i miłosierdziem Pana. Jeśli jest to prawdą, to trzeba spytać się, na czym więc polega wyjątkowość przesłania miłosierdzia Bożego, które otrzymujemy od o. Pio, spowiednika? Według mnie, wyjątkowość ta nie tyle zawiera się w przesłaniu miłosierdzia jako takim, o ile raczej w osobie, od której to przesłanie pochodzi i w sposobie w jaki jest ono proklamowane. Innymi słowy, o. Pio jest stygmatyzowanym spowiednikiem, to znaczy spowiednikiem, który – gdy podnosi rękę do rozgrzeszenia penitenta – w ranach Ukrzyżowanego Jezusa ukazuje początek i źródło miłosierdzia i przebaczenia Boga. Inaczej mówiąc, o. Pio jest widocznym znakiem paschalnego misterium naszego Pana, jest skutecznym znakiem Chrystusa Zbawiciela.

Powyższe stwierdzenia pozwala nam dokładniej zrozumieć ewangeliczna scena mówiąca o Chrystusie zmartwychwstałym ukazującym się uczniom. Pisze święty Jan w swojej Ewangelii: "Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: ‘Pokój wam!’. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: ‘Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam’. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ‘Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane’" .

Dla świętego Jana Ewangelisty odwołanie się do Ducha Świętego i gest tchnięcia oznaczają, że odpuszczenie grzechów jest darem zmartwychwstania, powrotu do życia, ponownego stworzenia. To, że Jezus pokazał rany rąk i przebitego boku, mówi nam, że ten dar zmartwychwstania, powrotu do życia i ponownego stworzenia, jest owocem Jego męki i śmierci; przy przebaczeniu grzechów współdziałają śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Jak dotąd, pośród licznej rzeszy szafarzy sakramentu pokuty, jedynie o. Pio jest jedynym widzialnym znakiem, który żywo wyraża tajemnicę męki i zmartwychwstania Chrystusa. W konfesjonale stygmatyk z Gargano był nieustającym Wielkim Piątkiem i nieustającą Niedzielą Wielkanocną – w potoku krwi i z pozdrowieniem niosącym pokój i zmartwychwstanie, skruszonym grzesznikom głosił i okazywał Boże miłosierdzie i przebaczenie.

Wyjątkowość orędzia Bożego miłosierdzia, głoszonego przez o. Pio jako, spowiednika, nie dotyczy jedynie osoby (szafarza sakramentu, jak powiedzieliby teologowie), od której ono pochodzi, lecz także sposobu w jaki jest ono głoszone. Chcąc syntetycznie ująć ten sposób, można powiedzieć, że orędzie Bożego miłosierdzia było głoszone przez o. Pio z pozycji ofiary, w codziennym, heroicznym znoszeniu olbrzymiego trudu, przyjętego z miłości do braci. Spróbujmy rozjaśnić te dwa pojęcia.

Doktryna katolicka mówi, że kapłan, na mocy swojej konsekracji, uosabia Chrystusa i poprzez tak przyjętą formę swego życia ma nie tylko wziąć na siebie ciężary innych, lecz winien także uczynić ze swego życia wspaniałomyślną, całopalną ofiarę, nieustający dar dla zbawienia braci. Spowiednik, jeśli chce być dobrym pasterzem i owocnie przepowiadać grzesznikom dobrą nowinę przebaczenia i pokoju, musi – dla dobra własnych owiec – oddać się cierpieniu i śmierci, dopełniając w swoim ciele tego, czego brakuje Męce Chrystusa. O. Pio, który miał poczucie Chrystusa, zrozumiał to wszystko. Oto dlaczego – począwszy od pierwszych miesięcy swego kapłańskiego życia – oddał się Panu jako ofiara, ze wspaniałomyślnym i godnym podziwu poświęceniem .

Na mocy tej ofiary, dusza o. Pio tak była rozpalona Bożą miłością, że przychodzenie z pomocą potrzebującemu bliźniemu stało się dlań gorączkowym pragnieniem i po tysiąckroć oddałby życie, aby choć jeszcze jedna dusza oddała Bogu chwałę. To właśnie pozwala zrozumieć jego gorliwość w posłudze w konfesjonale. Wszystkie poranne godziny przeznacza na słuchanie spowiedzi, nie ma wolnej minuty, nie odmawia nikomu, cały czas poświęca wyrywaniu dusz z sideł szatana; pracuje po dziewiętnaście godzin na dzień, znosząc trud przerastający jego siły; tak wielka jest wykonywana przez niego bez przerwy praca, że nie może zająć się niczym innym. Tak przez pół wieku.

Ma wartość stwierdzenia i zarazem programu to, co 1 stycznia 1921 napisał do o. Benedetto: "Obym przynajmniej mógł, tak jak niegdyś, znaleźć nieco wytchnienia w jedynym i gorącym pragnieniu opuszczenia wygnania dla połączenia się z Jezusem. Dzisiaj nie jest to już mi więcej dane. Dałem się zawrotnie ponieść życiu dla braci, a co za tym idzie, upoić się i nasycić tymi cierpieniami, nad którymi wciąż nieustannie ubolewam".

O. Pio, spowiednik, nie był jak wielu, może jak większość kapłanów, którzy po zaliczeniu swojej kolejki niedzielnych spowiedzi, czekają przez następny tydzień, aby znów przez krótki i ulotny czas spotkać się z wiernymi. Nie, o. Pio uczynił z konfesjonału, wraz z ołtarzem, główny sens swego kapłańskiego życia. Papież Paweł VI 20 lutego 1971 przemawiając do o. generała zakonu kapucynów przybyłego wraz z definitorium na audiencję, powiedział o ojcu Pio: "Spójrzcie, jak był sławny! Jak wielką światową klientelę zgromadził wokół siebie! Ale dlaczego? Czy może dlatego, że był filozofem, dlatego, że był mędrcem, dlatego, że miał do dyspozycji wielkie środki? Dlatego, że pokornie odprawiał Mszę świętą, spowiadał od rana do wieczora i był, trudno to wyrazić słowami, naznaczonym stygmatami przedstawicielem Naszego Pana". Msza święta, spowiedź, stygmaty: oto prawdziwa wielkość o. Pio, a jednocześnie, istotne elementy całej jego duchowości.

Spowiadał od rana do wieczora! Zamknięty pomiędzy czterema ściankami konfesjonału, wspierając ramię o oparcie, nadstawiał do słuchania prawe ucho, a długi ciąg nieszczęść, bólów i grzechów przechodził do jego ucha, jego umysłu i jego serca. Zmieniał stronę i nadstawiał do słuchania lewe ucho: długi ciąg nieszczęść, bólów i grzechów nie kończył się, lecz wciąż bezlitośnie dręczył jego ucho, jego umysł, jego serce. I tak przez godziny i godziny, według słów papieża, "od rana do wieczora"! Aby zniszczyć grzech, o. Pio nie pozostał na zewnątrz, lecz w nim się zanurzył, jak Jezus wkładając go na swoje ramiona. Dlatego, też jednej z córek duchowych, która pytała go: "Ojcze, jak bardzo cierpicie?", mógł odpowiedzieć: "Ile może cierpieć ten, kto wkłada na swoje ramiona całą ludzkość. Módlcie się za tego, kto nosi ciężary wszystkich!… krzyż wszystkich!…". Każdy konfesjonał (a w szczególności ten o. Pio) został określony mianem trybunału. Każdy konfesjonał jednakże, a w szczególności ten o. Pio, może być także nazwany kołyską, który jak każda kołyska otoczona jest wielkim trudem, ponieważ każde narodziny zakładają zawsze bolesne noszenie dziecka pod sercem i poród. Sam Jezus przyrównał swoją mękę do cierpień rodzącej kobiety; nie mogło być inaczej i dla o. Pio. Nikt nigdy nie będzie mógł powiedzieć, ile kosztowało go odrodzenie choćby jednej duszy. "Zrodziłem cię w miłości w bólu" – zwykł mówić do swoich dzieci.

Gdy udzielał rozgrzeszenia, na jego twarzy można było wyczytać miłość i ból, trud i radość, śmierć i zmartwychwstanie. "Ego… te… absolvo", z niewymowną trudnością wymawiał o. Pio, prawie ukazując przeniknięty bólem nadludzki wysiłek, na który musiał się zdobyć, aby pokonać księcia tego świata. A potem, z obliczem zabarwionym żywym światłem, prawie ukazującym radość z narodzin, ze zmartwychwstania i z życia, już szybciej kontynuował formułę rozgrzeszenia: "In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti". To właśnie w taki sposób o. Pio głosił i rozdawał skruszonym grzesznikom orędzie Bożego miłosierdzia i przebaczenia. Jednak według watykańskiego dziennika, konfesjonał o. Pio oprócz bycia trybunałem miłosierdzia, był także trybunałem stanowczości.

b. Przesłanie stanowczości

Wydaje mi się, że stanowczość, której wspaniały przykład pozostawił nam o. Pio, powinna być zauważona w dwóch faktach, które, z tego co wiem, są charakterystyczne i jedyne dla jego kapłańskiej posługi w konfesjonale. Po pierwsze w tym, że wiele razy o. Pio odesłał penitentów bez sakramentalnego rozgrzeszenia, a po drugie w tym, że nigdy nie pozwolił, aby trybunał pokuty został sprofanowany, przez próbującą przybliżyć się doń ubraną na pogański sposób osobę. Przeanalizujmy te dwa ostanie punkty.

Otwarcie wyznaję, że zawsze wywierał na mnie wrażenie i stanowił nierozwiązywalny problem fakt, iż o. Pio odsyłał penitentów bez rozgrzeszenia. Pytałem: "Ale dlaczego i jak to możliwe?… Gdzie Boże miłosierdzie, którego o. Pio, bardziej od innych, miał być sługą i przekazicielem?". Trudność stawała się jeszcze większa w wyniku porównania, jakie czyniłem pomiędzy o. Pio a innymi, również uczonymi i świętymi kapłanami, jak na przykład o. Leopold Mandič, o którym czyta się, że naprawdę niewiele razy, może w sumie z pięć, odesłał penitentów bez sakramentalnego rozgrzeszenia. Chcąc wyjaśnić ten sposób postępowania o. Pio, tę stanowczość, którą był otoczony jego konfesjonał, zdaje mi się, że należy wskazać różne przyczyny, które razem mogą rzucić światło na ten szczególny aspekt jego posługi jako spowiednika.

Zanim jednak ukażemy te przyczyny, musimy uczynić wstępne spostrzeżenia. Pomimo znanej stanowczości o. Pio i pomimo niebezpieczeństwa bycia przez niego odesłanym bez sakramentalnego rozgrzeszenia, jego konfesjonał zawsze wypełniony był wiernymi, którzy przed nim chcieli otworzyć swe sumienie. Ten niezaprzeczalny fakt, według mnie, ukazuje dwie rzeczy. Pierwsza, to wielkie uznanie, jakim wierni darzyli spowiedź u o. Pio: łaską dla nich było móc się u niego spowiadać! Druga, to tajemniczy aspekt tego sposobu postępowania, który akceptowali, nawet jeśli nie mogli go wyjaśnić i zrozumieć.

Czy my jesteśmy w stanie to uczynić? Z pewnością nie, lecz jak mówiłem, różne przyczyny, które chcemy wskazać, mogą nam pomóc w uniesieniu nieco zasłony otaczającej tę tajemnicę. Na pierwszym miejscu sądzę, że mogę stwierdzić, iż z biegiem lat dusza o. Pio coraz bardziej się doskonaliła, coraz bardziej się uduchowiała, stawała się coraz świętszą. Z tego rozumie się jego rosnącą odrazę do grzechu, która popychała go do takiego postępowania. Chyba właśnie ta myśl zawarta jest w odpowiedzi udzielonej przez Ojca na pytanie jednej z penitentek. Przerażona wobec srogiego cierpienia, które w dzień i w nocy dręczyło o. Pio, przede wszystkim w konfesjonale, jedna z córek duchowych spytała go pewnego razu: "Ojcze, czy naprawdę było konieczne, aby nasz Pan dla odkupienia rodzaju ludzkiego, cierpiał tak upokarzającą, bolesną i gorzką mękę?". O. Pio odpowiedział: "Córko moja, nigdy nie zrozumie się czym jest grzech, czym jest bunt przeciwko Bogu".

Niewątpliwie ta przyczyna nie wyczerpuje całego wyjaśnienia faktu. Jako drugą możliwość należy więc przyjąć, że do o. Pio zbliżyli się wierni nie spełniający odpowiednich warunków do otrzymania sakramentalnego rozgrzeszenia. Wobec takiego stanu rzeczy o. Pio był bardzo zasmucony. Już w 1915 roku mógł pisać do o. Agostino: "Dusza moja widzi się jako niezmiernie rozdarta, znajdując się wobec tych prawdziwych ślepców, którzy nie czują żadnej litości dla siebie samych, a którym żądze tak bardzo odebrały rozum, że już nawet nie marzą o tym, aby przyjść i pić tę prawdziwą wodę z Raju".

Jakie na to lekarstwo? Gorliwość świętych, sposób postępowania o. Pio. Opisał go już w 1921 roku w liście skierowanym do o. Benedetto: "Jest dla mnie wielkim nieszczęściem nieumiejętność wyrażenia i uzewnętrznienia całego tego wciąż rozpalonego wulkanu, który mnie pali, a który Jezus włożył do tego tak małego serca. Wszystko streszcza się w tym: jestem pochłonięty przez Bożą miłość i przez miłość bliźniego… Uwierzcie mi, Ojcze, że moje wybuchy, spowodowane są właśnie tym twardym więzieniem, które nazwijmy także szczęśliwym.

Jak można dostrzegając Boga, który zasmuca się nad złem, również się nie zasmucić? Widzieć Boga, który właśnie ma zamiar zesłać swoje gromy i dla zatrzymania Go nie ma innego sposobu, jak tylko wznieść jedną rękę i powstrzymać Jego ramię, a drugą – dla dwóch powodów – wyciągnąć ku własnym braciom: aby odrzucili od siebie zło i szybko usunęli się z tego miejsca, gdzie są, ponieważ ręka sędziego bliska jest wyładowania się na nich? Uwierzcie mi jednak, że w tym momencie moje wnętrze wcale nie jest ani wzburzone ani rozgniewane. Nie czuję nic innego poza posiadaniem i pragnieniem tego, co chce Bóg. I w Nim czuję się zawsze wypoczęty, przynajmniej zawsze wewnętrznie, z tym co na zewnątrz, czasem jest różnie.

A dla braci? Och! Ile razy – żeby nie powiedzieć zawsze – przychodzi mi mówić do Boga sędziego tak jak Mojżesz: albo przebacz temu ludowi, albo wymaż mnie z księgi życia" . Jakie są efekty takiego postępowania, które wielu, lekkomyślnie i powierzchownie, określiło jako szorstkość o. Pio? Ukazuje nam je watykański dziennik: "Nawet ci, którzy zostali odesłani nie otrzymawszy rozgrzeszenia, w większości pragnęli powrócić, aby odnaleźć pokój i zrozumienie, podczas gdy już rozpoczął się dla nich nowy okres życia duchowego". Lecz nawet i tu trzeba niezaprzeczalnie przyjąć, że ta przyczyna nie wyczerpuje wyjaśnienia wszystkich faktów. Niech więc wolno mi będzie zaproponować trzecią możliwość, która może nas oświecić w kwestii takiego postępowania o. Pio i może wyjaśnić niektóre przypadki, które widziane z zewnątrz, wydają się naprawdę niewytłumaczalne i tajemnicze.

Tę przyczynę widzę wskazaną w fakcie, wyczytanym w Pamiętniku Cateriny Santovito, córki duchowej o. Pio z dawnych lat. Opowiada ona: "Fakt ten przydarzył się około 1950 roku. Miałam brata, który nie przystępował do sakramentu pokuty od jakichś czterdziestu lat. Nalegałam na niego, pragnąc, aby poszedł do o. Pio, lecz on wciąż odpowiadał mi, że nie miał ochoty być wygnanym przez o. Pio, wiedząc jak opryskliwy miał on charakter. Skończyłam na powiedzeniu: ‘Wolałabym, aby wygnał mnie bylebyś ty poszedł!’. Po krótkim czasie mój brat wraz z przyjaciółmi udał się do San Giovanni Rotondo. Wszyscy wyspowiadali się u o. Pio, łącznie z moim bratem, który był przyjęty z serdecznością i życzliwością.

Minęło parę miesięcy, zapomniałam o uczynionej ofierze. Pewnego poranka, znajdując się blisko konfesjonału Ojca, chciałam ucałować jego rękę, lecz on ostro powiedział mi: ‘Wynoś się!’. Poczułam się jak rażona piorunem i myślałam, że umrę, ponieważ nigdy nie zostałam tak potraktowana. Próbując znaleźć przyczynę, przypomniałam sobie o ofierze złożonej dla dobra mojego brata" . Któż wie, ile dusz zapłaciło za inne! Któż może dogłębnie pojąć sposób postępowania o. Pio? Pozostaje nam do przeanalizowania jeszcze inny fakt, w którym, według mnie, dostrzegalna jest ta stanowczość. Podczas długich lat swego życia jako spowiednik o. Pio nigdy nie pozwolił, aby trybunał pokuty został sprofanowany, przez próbującą przybliżyć się doń ubraną na pogański sposób osobę.

Przeciwko nieprzyzwoitej modzie o. Pio prowadził nieprzerwaną i odważną krucjatę. Z całą siłą, jaką miał, ostro krytykował tych, którzy wystawiali swoje ciało, świątynię Ducha Świętego, na skandal i na grzech. Z mocą wznosił głos przeciwko zepsuciu, które dzisiaj próbuje zalać także i Dom Boży, a który jest domem modlitwy i skupienia. Spytano się raz o. Pio: "Ojcze, co to jest konfesjonał?" – o. Pio odpowiedział: "To tron, na którym zasiada majestat Boga". I pewnemu delikatnemu stworzeniu, które spowiadając się powierzało mu wielki lęk, jakim napełniały go jego słabości, o. Pio powiedział: "Nasza nędza jest tronem Bożego miłosierdzia: miłosierdzia, które oznacza miłość dla nędznych".

I wreszcie: "Ojcze, kim jesteście dla nas?". Odpowiedź była następująca: "Pośród was jestem bratem, na ołtarzu ofiarą, w konfesjonale sędzią". O. Pio, sędzia, nigdy nie pozwolił aby do tronu, na którym zasiada majestat Boga zbliżono się w niestosowny sposób. Nigdy nie dozwolił aby tron Bożego miłosierdzia został sprofanowany przez skandaliczne odzienie; z zewnętrznej skromności uczynił istotny element i warunek sine qua non, aby zbliżyć się do tronu Bożego miłosierdzia, aby mieć dostęp do tronu majestatu Boga.

Na koniec chciałbym powiedzieć, że wyjątkowa posługa spowiednika wypełniana przez o. Pio, wielokrotnie zyskiwała uznanie papieża Jana Pawła II i proponowana była jako wartościowe przesłanie do przyjęcia i praktykowania. 23 maja 1987 w czasie wizyty duszpasterskiej w San Giovanni Rotondo, przemawiając w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej, papież powiedział: "W nim [tzn. w o. Pio – przyp. red.] znajdują się rozwinięte dwa elementy lub władze charakteryzujące katolickie kapłaństwo w jego swoistości i prawdziwej istocie: władza konsekrowania Ciała i Krwi Pana i władza odpuszczania grzechów. Czyż ołtarz i konfesjonał nie były dwoma biegunami jego życia? To kapłańskie świadectwo zawiera orędzie i pełne wartości i wciąż aktualne" .

W dzień Wielkiego Piątku 24 marca 1989 Jan Paweł II, jak każdego roku nieco po godzinie dwunastej zszedł do Bazyliki Watykańskiej, aby sprawować sakrament pokuty. Po spowiedzi, wyszedłszy z konfesjonału, do ponad tysiąca osób zgromadzonych w pobliżu skierował parę słów pozdrowienia. Między innymi powiedział: "Święty Jan Vianney pozostawał w konfesjonale przez około szesnaście godzin na dzień, ale także o. Pio pozostawał w konfesjonale przez wiele godzin w ciągu dnia".

III. Kierownictwo duchowe

Pośród wielu zadań, jakie Sobór Watykański II wyznacza prezbiterom, znajduje się także kierownictwo duchowe. Sobór mówi: "Badając duchy, czy pochodzą od Boga, niech [kapłani] w duchu wiary odkrywają różnorodne charyzmaty świeckich, zarówno małe jak i wielkie, niech je z radością uznają, z troskliwością popierają. Między innymi zaś darami Bożymi, znajdującymi się obficie wśród wiernych, szczególnej troski godne są te, które pociągają wielu do doskonalszego życia duchowego". Czcigodny o. Pio z Pietrelciny także i z tego zadania wywiązał się w wyjątkowy sposób. Wypełniał je na dwa sposoby: listownie i ustnie. Pierwszy sposób, poświadczony przez jego korespondencję, ograniczony jest w czasie (1910 – 1923) decyzją Świętego Oficjum, które 2 czerwca 1922 zarządziło "aby ze strony o. Pio oraz innych w jego imieniu nie odpowiadano na listy, które są do niego kierowane" . Drugi sposób potwierdzony przez tysiące wiernych, trwał przez ponad pół wieku (1910 – 1968). Spójrzmy jednak z bliska na te dwa sposoby, w jakie o. Pio wypełnił zadanie kierownictwa duchowego.

1. Kierownictwo listowne

Z obszernej korespondencji wynika, że od 1914 do 1923 roku było przez niego prowadzonych duchowo około 50 kobiet, z częstotliwością co najmniej sto listów na rok. Chodzi o adresatki przynależące do różnych kategorii społecznych: młode studentki poszerzające swą kulturę aby być później użytecznymi w rodzinie i społeczeństwie, gospodynie domowe, panny i mężatki, pracujące w publicznych i państwowych biurach lub w dziełach socjalnych, wychowawczynie i nauczycielki, które nadają swojej profesji wymagany przez czasy apostolski odcień, dyplomowane pielęgniarki, na miłosiernej i opiekuńczej służbie cierpiącej ludzkości, matki rodzin osiągające doskonałość w domowym sanktuarium, dusze poświęcone dziewictwu i apostolstwu w świecie lub na terenie parafialnym, dusze, które ślubowały się i poświęciły się niebieskiemu Oblubieńcowi w samotności klauzury. Toczą się właśnie procesy beatyfikacyjne niektórych z tych dusz.

Jeśli idzie o mężczyzn, na pierwszym miejscu musimy wspomnieć jego kierowników duchowych, ojców Benedetto i Agostino, którzy stali się jego uczniami, piętnastu współbraci, kleryków z niższego seminarium, którymi się opiekował, paru księży diecezjalnych, paru przyjaciół i synów duchowych, małżeństwo Bavassano – Devoto, Alfonso Marchesani i Mario Leontina, Mario Melchioni i Antonio Lagorio.

2. Kierownictwo ustne

Liczniejsze są dusze, które o. Pio prowadził duchowo za pośrednictwem kierownictwa ustnego, ponieważ podczas swego długiego kapłańskiego życia (58 lat) spotkał setki i tysiące osób, w konfesjonale i poza nim, i chyba nawet więcej poza nim. Dla czcigodnego Ojca spowiedź nie była tylko odpuszczeniem grzechów, lecz także rzeczywistym i prawdziwym kierownictwem duchowym, szczególnie dla dusz, które często się u niego spowiadały.

Wcześniej założyliśmy jako średnią roczną dla spowiedzi 15.000 kobiet i 10.000 mężczyzn. Cyfry te dotycząc ustnego kierownictwa duchowego, powinny być odwrócone i pomnożone przez trzy, ponieważ mężczyźni mogli spotkać o. Pio także wewnątrz klauzury (zakrystia, chór zakonny, korytarz, cela, ogród, itp.). Mamy więc średnią 45.000 mężczyzn i 30.000 kobiet, co w okresie pięćdziesięciu dwóch lat daje: 2.340.000 mężczyzn i 1.560.000 kobiet! Niewiarygodna liczba!

Oczywiście nie wszystkie te osoby były przez o. Pio prowadzone duchowo w technicznym tego słowa znaczeniu, lecz liczne, prawie wszystkie, mogły zwrócić się do niego z jakimś pytaniem, otrzymać błogosławieństwo, być skierowane ku Bogu jakimś jego słowem lub przykładem. Kierownictwo duchowe o. Pio, tak listowne jak ustne, było szczególnie skuteczne. Dzięki niemu wiele osób powróciło do wiary, wiele dusz oddało się życiu zakonnemu, wiele innych jeszcze złożyło ślub czystości nadal prowadząc życie w świecie. Wszystkie od niego nauczyły się modlić, cenić Mszę świętą, kierować ku Bogu własne życie. Założone przez niego Grupy modlitwy nadal prowadzą swoją misję w świecie.

Trzeba zauważyć, że wierni szli do o. Pio nie tylko z problemami duchowymi lecz także z każdym problemem codziennego praktycznego życia. Ci, którzy go posłuchali zawsze wychodzili na tym dobrze. Jedno świadectwo. Jego Ekscelencja Andrea Cesarano, który był arcybiskupem Manfredonii od 1932 do 1969 roku, pewnego razu wyznał: "Zwracałem się do o. Pio ze wszystkimi problemami mojego ducha, dusz, archidiecezji. Idąc za jego radami, nigdy nie zbłądziłem"

3. Elementy określające skuteczność przewodnictwa duchowego

Wydaje mi się stosownym pokrótce ukazać najważniejsze elementy, które – moim zdaniem – określają skuteczność kierownictwa duchowego o. Pio, tak ustnego jak i listownego. Elementy te są następujące: nadprzyrodzona więź uczuciowa, uczestniczenie w wydarzeniach życia prowadzonych dusz, psychologiczne wyczucie, konkretność, dążenie ku szczytom, nadprzyrodzone tchnienie świętości, działanie Ducha Świętego.

a. Nadprzyrodzona więź uczuciowa

O. Pio zwykł mówić: "Jestem cały każdego z was. Każdy może powiedzieć: O. Pio jest mój". Słowa te ukazują, że pomiędzy o. Pio a każdą z prowadzonych dusz nawiązywała się więź uczuciowa nie tylko naturalna, lecz także i to przede wszystkim nadprzyrodzona. Słusznie stwierdzono, że człowiek z trudem otwiera się na swego spowiednika lub kierownika duchowego, jeśli ten nie pozyskał jego uznania, zaufania i uczucia.

O. Pio ma dar pozyskiwania sobie uznania, zaufania i uczucia prowadzonej przez niego duszy. Trzeba zauważyć, że uczuciowa więź, którą potrafił wytworzyć, wcale nie była naturalną, lecz w wysokim stopniu nadprzyrodzoną; o. Pio wyraźnie dawał to duszom do zrozumienia. I tak 4 listopada 1915 roku, po poproszeniu o modlitwę u swej córki duchowej, Raffaeliny Cerase, napisał: "To wszystko, o co proszę w zamian za ojcowskie uczucie, którym obdarzam was przed Bogiem i za to wszystko, co w mojej niegodności, czynię dla waszej doskonałości" .

b. Uczestniczenie w wydarzeniach, także doczesnych, prowadzonej duszy

Nie sposób jednak wierzyć, że ten nadprzyrodzony charakter uczuciowej więzi pomiędzy kierownikiem a duszą, pozbawia kierownictwo o. Pio tchnienia serdeczności, które na płaszczyźnie ludzkiej dodaje większej wiarygodności samemu kierownictwu duchowemu. Nie, o. Pio żywo i szczerze uczestniczy w duchowych i doczesnych wydarzeniach swoich uczniów. Rachelina Russo w swoim Dzienniku duchowym napisała: "O. Pio był bardzo zadowolony, mogąc mówić nam o sprawach duszy, o kierownictwie duchowym, a prócz tego także o naszych rodzicach, o naszej pracy, o małym sklepiku przez nas prowadzonym, w sumie o przebiegu całego naszego wewnętrznego i zewnętrznego życia, dokładnie tak jak ojciec rodziny zajmuje się wszystkim, aby wszystko zmierzało ku lepszemu".

Inna córka duchowa, Nina Campanile, zaświadcza: "W kierownictwie duchowym o. Pio nie ograniczał się jedynie do słuchania o sprawach dotyczących pobożnych praktyk, lecz wchodził we wszystkie szczegóły dnia, w całe życie naszej rodziny aby móc ją pokierować według chrześcijańskich praw moralnych i cywilnych. Każda z nas miała być latarnią morską rodziny, która cała w taki właśnie sposób zwracała się ku o. Pio i od niego otrzymywała wskazania. Pewnego razu powiedziałam Ojcu: ‘Mój tata wieczorem chce, abym była przy nim, blisko kominka, a ja natomiast chciałabym iść na górę gdzie mogłabym bez przeszkód modlić się i zająć się czytaniem duchowym’, które mnie bardzo pociągało. A Ojciec: ‘Nie, nie, masz być blisko taty i pozostać z nim, ile będzie chciał’".

c. Wyczucie psychologiczne

Psychologiczna charakterystyka kierownictwa duchowego o. Pio polega przede wszystkim na szczególnym wyczuciu, na mocy którego potrafi on dostosować się do osobistych uwarunkowań prowadzonej duszy. Jego kierownictwo jest zróżnicowane, co jest konieczne nie tylko, gdy chodzi o prowadzenie jednej duszy, lecz także gdy kierownik jednocześnie musi prowadzić większą ilość osób zaangażowanych w różne dzieła i żyjących w różnych środowiskach rodzinnych, społecznych i kulturalnych różniących się od siebie naturalnymi i nadprzyrodzonymi cechami.

Wystarczy pobieżnie przebiec stronice obszernej korespondencji o. Pio aby zdać sobie sprawę z różnorodności adresatów tych listów, a co za tym idzie, z wielości i złożoności problemów do przeanalizowania i rozwiązania nie teoretycznie, ale w konkretnej rzeczywistości i w jasno określonych sytuacjach. Jeśli potem pomyśli się o osobach prowadzonych ustnie, które są liczniejsze, z łatwością stwierdza się, jak mnożą się problemy i jak stają się one trudniejsze do rozwiązania.

O. Pio nie lekceważył tych trudności związanych z jego jedyną w swoim rodzaju i wieloraką posługą kierownictwa duchowego. Doświadczenie przypominało mu o nich każdego dnia i co dzień to właśnie doświadczenie czyniło go coraz bardziej gorliwym we właściwym dostosowywaniu się do poszczególnych przypadków, w celu skupienia się na wybraniu najlepszych rozwiązań po to, aby wyjść naprzeciw problemom chwili i przygotować jak najskuteczniejsze środki, omijając przeszkody i sprawiając, aby postęp na drodze osobistego uświęcenia był jak najszybszy. To zadanie wymagało nie tylko jasnej wizji istotnych i obiektywnych problemów na poziomie teorii, ale także praktycznego zastosowania dla rozwoju życia duchowego tych, którzy w danym momencie potrzebowali światła i wsparcia.

W świetle wiary, rozumu i doświadczenia szukał dla każdej osoby możliwie najlepszego rozwiązania tych problemów, podchodząc do nich na wiele różnych sposobów według wymagań stawianych przez każdy z przypadków.

d. Konkretność

Kierownictwo duchowe o. Pio nie porusza się jedynie po obszarze abstrakcji i zasad, lecz pośród konkretów i praktycznego zastosowania tych zasad. Ta konkretność popycha o. Pio z jednej strony ku nakreśleniu duszom przez niego kierowanym progresywności lub stopniowości drogi doskonałości, a z drugiej ku pobudzaniu w nich intensywnego życia duchowego, doradzając im naturalne i nadprzyrodzone środki powszechnie używane, to znaczy: modlitwę, medytację, lekturę książek duchowych (przede wszystkim Biblii), skupienie podczas dnia, trwanie w nieustannej Bożej obecności, komunię duchową i sakramentalną, rachunek sumienia, nabożeństwo do najświętszej Maryi i do Anioła Stróża.

Każdy z tych punktów winien być omówiony i udokumentowany. Odsyłam do lektury korespondencji, a tutaj zaś zadowolę się zacytowaniem jednego listu będącego wspaniałym przykładem konkretności. 17 grudnia 1914 o. Pio pisał do Raffaeliny Cerase: "Cieszy mnie utrzymywany przez was poziom życia i chcę wam z tego powodu wyrazić moje uznanie, a Jezusowi składam niekończące się dziękczynienie. Nic mi nie mówicie o tym, jak przeżywacie nocne godziny, sprawa zresztą nie mniej ważna. Wcale mi też nie mówicie, czy i ile razy w ciągu dnia zwykliście odprawiać rachunek sumienia. Dlaczego nie chcecie powiedzieć mi czegoś o tych punktach? Współczuję wam, bo wcale żeście o tym nie myśleli.

Teraz staję przed wami i proszę, abyście chcieli uregulować niektóre punkty waszego życia. Proszę was, biorąc pod uwagę wasz obecny stan zdrowia, o wyznaczenie dwóch innych momentów przeznaczonych w miarę możliwości na świętą medytację, o poranku przed pójściem do kościoła i wieczorem po odmówieniu świętego różańca. Poranną medytację z powodu surowej pory roku możecie odprawić nawet w łóżku zanim wstaniecie, Pana ucieszy także i to. Czy zadowolicie mnie także i w tym? Mając na względzie waszą uległość jestem pewien, że to uczynicie. W każdym razie zapewnijcie mnie o tym.

Dalej, pragnę dowiedzieć się z waszych ust o tym, jak nauczono was odprawiać medytację i jakie jest do niej wasze praktyczne podejście. Wszystko z dokładnością i precyzyjnie. Baczcie też, aby nie stracić z oczu Bożej obecności dla jakiejkolwiek czynności, którą wykonujecie. Nie podejmujcie się nigdy żadnej pracy i jakiejkolwiek innej czynności zanim nie wzniesiecie umysłu ku Bogu, ku Niemu kierując, poprzez świętą intencję czynności, które będziecie wykonywać. Tak samo dziękczynienie uczynicie na końcu wszystkich waszych zajęć, analizując czy wszystko zostało wykonane z dobrą intencją wzbudzoną na początku, a jeśli spostrzeżecie się winną, pokornie poprosicie Pana o przebaczenie, z mocnym postanowieniem naprawienia niedoskonałości.

Niech was nie przeraża i nie przyprawia o smutek to, że wasze czyny nie są tak doskonałe, jak tego pragnęła wasza intencja; cóż chcecie! Jesteśmy słabi, jesteśmy ziemią i nie każdy grunt daje takie same owoce, takie, jakich pragnąłby rolnik. Pod naszymi ułomnościami zawsze upokorzmy się uznając, gdy brak Bożej pomocy naszą nicość. Niepokoić się po wykonaniu jakiejś czynności dlatego, że nie zgodziła się czystą intencją, jaką się miało, nie jest pokorą; jest to widoczny znak, że dusza nie uzależniła doskonałości swego dzieła od Bożej pomocy, lecz nazbyt zaufała własnym siłom.

Niech moja Raffaelina strzeże się sekretnej filozofii szatana, odrzucając jego sugestie jak tylko je spostrzeże. Czujna łaska Pana niech zawsze was uwalnia od stania się ofiarą tego złego ducha, nawet minimalnie. Nie jest nigdy małą rzeczą dla duszy zaślubionej Synowi Bożemu wpaść, nawet w małych rzeczach, w pochlebstwa tego straszliwego potwora. Waszym duchem nie angażujcie się nigdy zbytnio w prace lub inne zajęcia tak, by zatracić świadomość Bożej obecności. W tym celu, proszę was, abyście często odnawiali czystą intencję wzbudzoną na początku; co jakiś czas odmawiajcie akty strzeliste, które jak strzały trafiają w serce Boga i zmuszają Go (pozwólcie mi użyć tego wyrażenia, które wcale nie jest w naszym przypadku przesadzone), zmuszają Go, mówię, do udzielenia nam swojej łaski i swojej pomocy we wszystkim.

Nie zasiadajcie do stołu bez wcześniejszej modlitwy i prośby o Bożą pomoc, żeby pokarm, który niechętnie przyjmujemy dla podtrzymania naszego ciała, nie przyniósł szkody waszemu duchowi. Poczym usiądziecie do stołu z jakąś pobożną myślą, rozważając obecnego pośród was, wraz ze swymi uczniami, Boskiego Mistrza, który ze swoimi spożył ostatnią wieczerzę zanim ustanowił sakrament ołtarza. W skrócie: dołóżmy starań, aby wieczerza cielesna była przygotowaniem do tej prawdziwie boskiej, wieczerzy Najświętszej Eucharystii. Całość niech zostanie uczyniona bez nadmiernego duchowego wysiłku. Czy jasne jest to, co chcę powiedzieć?

Nie odchodźcie później od stołu bez należnego dziękczynienia Panu. Tak czyniąc niczego nie musimy się bać ze strony przeklętego gardła. W jedzeniu unikajcie przesadnej wykwintności pokarmu, wiedząc, że niewiele albo nic wystarczy, jeśli się chce zaspokoić gardło. Nie bierzcie więcej jedzenia niż tego potrzebujecie i postarajcie się we wszystkim być umiarkowana, pragnąc w głębi serca raczej skłaniać się w stronę braku niż przesady. Nie chcę jednak powiedzieć, że macie wstawać od stołu o pustym żołądku, nie, nie takie są moje intencje. Niech wszystko będzie wsparte na roztropności, mierze wszelkiego ludzkiego działania. Nigdy nie kładźcie się do łóżka bez wcześniejszego odprawienia rachunku sumienia, rozważając jak przeżyliście dzień, i bez skierowania wszystkich waszych myśli ku Bogu, po których następuje ofiarowanie i poświęcenie waszej osoby i jeszcze wszystkich chrześcijan, szczególnie mojej biednej osoby, która to samo czyni dla was.

Ponadto na chwałę Jego Boskiego Majestatu ofiarujcie odpoczynek, który macie przed sobą i nie zapominajcie nigdy o Aniele Stróżu, który zawsze jest z wami i nigdy was nie opuszcza, nawet gdybyście nie wiem jaką krzywdę mu wyrządzili. O niewymowna dobroci tego naszego dobrego Anioła! Ileż to razy byłem przyczyną jego łez, nie słuchając jego woli, która była również wolą Boga! Niech ustrzeże nas ten nasz najwierniejszy przyjaciel od dalszych niewierności. Postarajcie się później zasnąć mając zwróconą waszą myśl ku jakiemuś punktowi bolesnej męki Jezusa. Osobiście radzę wam zasypiać mając przed oczyma umysłu Jezusa modlącego się w ogrodzie. Wszystko jednak winno być czynione, jeszcze raz powtarzam, bez nadmiernego utrudzenia ducha". Są to rady i sugestie, które o. Pio dawał nie tylko Raffaelinie Cerase, lecz także innym duszom przez niego prowadzonym.

e. Dążenie ku szczytom

Gdy o. Pio podejmował się kierownictwa dusz, jako cel wyznaczał sobie ich osobiste uświęcenie. To była główna meta jego kapłańskiego zaangażowania, nieustanne pragnienie obecne w jego troskach i ofiarach, najwznioślejszy ideał jego posługi jako kierownika duchowego. Odczuwał to dogłębnie i przeżywał intensywnie, dzień za dniem, godzina za godziną, moment za momentem, i chciał, aby ten ideał był przeżywany z tą samą intensywnością i głębią przez wszystkie dusze poddane jego prowadzeniu, jak to wynika z jego pisanych świadectw.

12 stycznia 1917 pisze do Erminii Gargani: "To jest nieustanne życzenie, które ci składa ten, kto gorąco pragnie widzieć cię wstępującą na wszystkie stopnie doskonałości chrześcijańskiej" .
Do tej samej Erminii Gargani, 27 stycznia 1918: "Najlepszą jest rzeczą gorąco pragnąć najwyższej doskonałości w życiu chrześcijańskim". O. Pio często w tym dążeniu ku szczytom wymagał heroizmu od kierowanych dusz. Oto jedynie dwa przykłady wzięte z kierownictwa duchowego Raffaeliny Cerase. Siostra Giovina, z którą Raffaelina mieszkała w tym samym domu, z odrobiną autokracji robiła trochę za matkę i za głowę rodziny. Raffaelina chciała podzielić się z nią prowadzeniem domu i współuczestniczyć w niektórych korzyściach, także duchowych, lecz siostra nie dawała okazji do zaspokojenia tego pragnienia, skądinąd bardzo słusznego i naturalnego. Tak użalała się przed o Pio: "Odnośnie do mego całkowitego poddania mojej siostrze, o którym wspominaliście w poprzednim liście, wyznaje wam, że nie zawsze je praktykuję, szczególnie przy niektórych okazjach. To, co mnie uderza, co mnie upokarza i… bardzo mnie irytuje to niewola… finansowa. Giovina sprawia, że niczego mi nie brakuje – co więcej mam nawet zbyt wiele. Analizuje nawet moje małe potrzeby, lecz brakuje mi wolności dawania. Ona mówi zawsze, że dobro które czyni (a czyni go wiele święta siostra), jest także moim ponieważ pomiędzy nami wszystko jest niepodzielne, wszystko jest wspólne. Uważam to za czczą gadaninę – wcale mnie nie zadowala. Ile razy buntuję się przeciwko jarzmu i trzęsę się (w moim wnętrzu) i… grzeszę." (31 października 1914).

O. Pio szybko zrozumiał, że chodziło o sprawę wielkiej wagi dla doskonałości chrześcijańskiej jego uczennicy, i nie zawahał się nawet chwili, by poprosić ją także o heroizm. Nie! Ona miała być poddana siostrze nawet w tym, co nazywała "finansową niewolą". W pięknym liście, z akcentami postawy i stylu świętego Pawła, w którym przygotowuje psychologicznie Raffaelinę do przyjęcia swojej rady, o. Pio mówi jej jasno: "Trzeba mieć się na baczności, aby nigdy nie przedkładać własnej korzyści nad korzyść innych, ponieważ przedkładanie własnej korzyści nad korzyść innych dąży zawsze i nieuchronnie ku zniszczeniu tych pięknych więzów, więzów miłości… Nieprzychylnym okiem patrzę na tę waszą krnąbrność w poddaniu się sądom waszej tak bardzo dobrej siostry. Pragnę, aby poddanie jej było całkowite… Bądźcie jej poddaną, starając się aby przy okazji wspomagania potrzebujących wszystko przechodziło przez jej ręce" (4 listopada 1914).

Później, w kwestii rodzinnych interesów, w kwestii, w której pod kątem sprawiedliwości Raffaelina miała rację, o. Pio odwołał się do tej samej zasady. Tak napisał do swojej uczennicy: Jedną rzecz chciałbym wam zalecić: bądźcie w interesującej nas kwestii, na ile będzie to możliwe, bardzo ugodowa i tak zostanie usuniętych wiele przykrości, które zawsze bolą i zawsze są naznaczone piętnem moralnej brzydoty, szczególnie gdy dzieje się to pomiędzy krewnymi. Radzę wam czynić to wszystko nie ze sprawiedliwości, lecz raczej z miłości. Jeśli jakiś problem może być rozwiązany dobrodusznym porozumieniem, nawet z odrobiną finansowego uszczerbku, niech się nie ucieka, więcej, należy unikać uciekania się do surowości, do sprawiedliwości, wspominając na to, że jesteśmy synami Ojca, który jest nieskończenie miłosierny i bardzo dla nas wyrozumiały… Sprawmy, aby sprawiedliwość i pokój obdarzyły się pocałunkiem; uzyskamy to, jeśli na wzór naszego Ojca niebieskiego, staramy się stosować bardziej miłosierdzie niż sprawiedliwość" (20 kwietnia 1915).

Jakbyśmy słuchali Jezusa: miłość, pokój, miłosierdzie ponad sprawiedliwością. To jest istota Kazania na górze!

f. Nadprzyrodzone tchnienie świętości

Od osoby i z pism o. Pio wiało nadprzyrodzonym tchnieniem świętości, które przyciągało dusze i popychało je ku chrześcijańskiej doskonałości. Doktor Romanelli, który był pierwszym lekarzem badającym stygmaty o. Pio (15 – 16 maja 1919), tak wspomina swoje z nim spotkanie: "Przybyłem w środę wieczorem z lękiem w sercu, zobaczyłem Pio i odczułem przy jego pojawieniu się ten zapach fiołków, który upaja i przenosi w zaświaty… Cały dzień, we czwartek, często z nim rozmawiałem i konwersowałem a także i we czwartek wieczorem, a ponadto w piątek rano miałem – jakby to powiedzieć – zaszczyt, szczęście, łaskę widzieć i dotykać znaki Bożej wielkości na jego ciele. Co o tym powiesz? Czy mogę zwać się szczęśliwcem?".

Adwokat, Cesare Festa, nawrócony przez o. Pio z masonerii do intensywnego i zaangażowanego życia chrześcijańskiego, 19 marca 1921 wspominając spotkanie z czcigodnym Ojcem, tak pisał do swego krewnego, Giorgio Festa: "Powracam z wielką słodyczą w duszy – głęboko wzruszony – z pragnieniem ciszy, ciszy, aby nic nie mąciło spokoju mego ducha. Odczułem, prawie widziałem to, co z pewnością jest ponad normalnością". Maria Massa, jedna z pierwszych córek duchowych o. Pio, w Relacji opisuje swoje pierwsze z nim spotkanie: "To było moje pierwsze spotkanie z czcigodnym Ojcem, które później coraz bardziej mnie pociągało swoją aureolą duchowości z niego emanującej i tym urokiem świętości tryskającym z jego osoby: duchowość i świętość, które urzekały i zniewalały dusze". Antonietta Serritelli stwierdziła: "Gdy przychodziła moja kolej, uciekały mi słowa, przed nim byłam jak kompletna niemowa. Dobry Ojciec, z wielka cierpliwością, stawiał mi różne pytania, wszystkie dotyczące mojej duszy, lecz ja nie odpowiadałam. Wielki szacunek, jaki dla niego miałam, i wrażenie znajdowania się w obecności drugiego Jezusa, drugiego świętego Franciszka, wobec Anioła czystości, blokowały moje słowa, czyniły ze mnie niemowę".

Jego pisma wywierają nie mniejsze wrażenie. Nie sposób przytoczyć wszystkie świadectwa i zrelacjonować wszystkie strony, z których wypływa nadprzyrodzone tchnienie jego świętości. Ograniczę się do ukazania niektórych tematów, które porusza w swoich listach, a które w szczególny sposób uderzały adresatów kroczących drogą chrześcijańskiej doskonałości: pragnienie śmierci aby być z Jezusem, prawdziwy pokój, jego czysto duchowa choroba, Eucharystia, Najświętsza Dziewica, Anioł Stróż, jego ukrzyżowanie z miłości, tajemnica Krzyża, pocałunek Jezusa.
20 listopada 1921 o. Pio pisał do o. Benedetto: "Wyznaję przede wszystkim, że jest dla mnie wielkim nieszczęściem nieumiejętność wyrażenia i uzewnętrznienia całego tego wciąż rozpalonego wulkanu, który mnie pali, a który Jezus włożył do tego tak małego serca" .

W kontakcie z tym wulkanem dusze czuły ogień Bożej miłości i gorąco pragnęły duchowej doskonałości.

g. Działanie Ducha Świętego

Jedynym prawdziwym mistrzem i jedynym prawdziwym kierownikiem duchowym jest Duch Święty. Jednak, na mocy daru rozeznawania duchów, zadaniem kierownika jest ukazanie jego działania i odróżnienie go od działania złego ducha (diabła). Jest to problem niezmiernej wagi dla kierownictwa duchowego, tym ważniejszy i trudniejszy, im bardziej złożone i kłopotliwe jawią się zjawiska podlegające rozeznaniu, tak w znakach pozytywnych jak i w negatywnych. Dla stosownego rozwiązania wymagany jest przede wszystkim dar rady, który jest otrzymanym na modlitwie owocem łaski, potem dogłębne studium Objawienia w świetle Magisterium Kościoła i pod kierownictwem duchowych mistrzów, na trzecim miejscu osobiste doświadczenie dodające decyzjom większej wiarygodności i gwarancji, a na koniec nie należy zaniedbywać studium samej osoby we wszystkich jej wymiarach: wiek, kultura, charakter, tendencje, instynkty, itp.

O. Pio był niezmiernie świadom ważności tych i innych elementów dla nieomylnego i moralnie pewnego rozwiązania trudnych problemów przedłożonych osądowi kierownika, który będzie musiał mieć na uwadze dwojaki wymiar, w którym poruszają się dusze i będzie musiał harmonijnie umieć je połączyć: naturalny i nadprzyrodzony, łaska i natura. Należy z wielką równowagą i duchem obserwacji przeanalizować impulsy łaski i natury, nieustannie odwoływać się do zachęcającego działania łaski, nie zapominając o działaniu natury. Pomimo wszystkich wysiłków i całej dobrej woli, o. Pio liczył przede wszystkim na działanie Ducha Świętego i z pokorą ubolewał nad tym, że nie staje na wysokości powierzonego mu ministerialnego zadania: "Ja nie wiem, jak ustawiać dusze, które Jezus mi przysyła. Do niektórych naprawdę potrzebne byłoby nadprzyrodzone światło, a ja nie wiem, czy jestem go pozbawiony, czy też nie i poruszam się prawie po omacku, kierując się odrobiną bladej i zimnej wiedzy nabytej w książkach, czasem trudnym doświadczeniem, a czasem przychodzącymi z Góry przebłyskami światła. Kto wie, czy te biedne dusze nie cierpią z mego powodu! Podtrzymuje mnie jedynie myśl, że w stosunku do niektórych nadzwyczajnych dusz mam czystą intencję i że uciekam się do Bożego światła. Dręczy jeszcze moją duszę myśl, czy jestem w pełni zatroskany o przygotowanie powierzonym mi przez Opatrzność duszom całego pastwiska wymaganego przez ich świętość i ich potrzeby. Proszę, byś także o to błagał Pana» (28 marca 1918) .

Pokrótce opisałem niektóre elementy, które wydają mi się szczególnie ważne w kierownictwie duchowym o. Pio. Są też i inne, lecz ich przedstawienie zaprowadziłoby nas zbyt daleko.

Zakończenie

Cała, trwająca przez ponad pół wieku (58 lat), płodna posługa o. Pio rozwinęła się w trzech kierunkach: celebracja Mszy świętej, sprawowanie sakramentu pojednania, kierownictwo duchowe.


Te trzy elementy lub władze są właściwe każdemu kapłanowi, lecz według słów Jana Pawła II u o. Pio są one rozwinięte do maksimum.
 
o. Gerardo Di Flumeri

Biuro Prasowe Kapucynów – Prowincja Krakowska 

Za: www.kapucyni.pl

Wpisy powiązane

Niepokalanów: XXX Międzynarodowy Katolicki Festiwal Filmów i Multimediów

Piknik kapucyński w Stalowej Woli

Dziękczynienie za pontyfikat u franciszkanów w Krakowie