879
Ul. Jabłonowskich. Staruszka z nowotworem mózgu, z raną ogromną, sięgającą brwi. Nieopisanie brudna, z odleżyną. Opieka domowa córki, psychopatki, pracującej 8 godzin dziennie poza domem. Druga córka, schizofreniczka, sama wymagająca opieki, której nie ma. Paznokcie chorej tak długie i grube, że słychać stuk o podłogę, kiedy je obcinamy. Przy obracaniu na bok, wyje i szczypie. Córka, ta przytomniejsza, wyraża obawę: „czy się mamie aby co nie zalęgło w głowie?” Zalęgło się istotnie: wszy sypią się jak piasek i roją się w ranie pod warstwą brudu i maści.(…)
To fragment zapisków Hanny Chrzanowskiej, córki wybitnego historyka literatury, prof. Ignacego Chrzanowskiego, zasłużonej pielęgniarki, instruktorki pielęgniarstwa domowego w krakowskiej szkole pielęgniarek, która przez długie lata opiekowała się obłożnie chorymi w domach i organizowała dla nich pomoc, co na owe czasy było zupełnie niebywałe, przez wielu uważana także za prekursorkę opieki hospicyjnej. Rzeczywiście, jej działania i inicjatywy nie tylko były całkowicie rewolucyjne w latach 40. czy 50. ubiegłego wieku, ale nadal są aktualne i warte przypomnienia przy okazji obchodzonego już po raz kolejny Światowego Dnia Chorego.
Po zakończeniu II wojny światowej Hanna Chrzanowska pracowała w krakowskiej szkole pielęgniarskiej jako kierownik szkolenia w otwartej opiece zdrowotnej. Zetknęła się wówczas z powojenną rzeczywistością, w której mnóstwo ludzi biednych, chorych, zaniedbanych, kalek i inwalidów, zubożałych wskutek okupacji i zmieniającego się ustroju, żyło czasem w przerażających warunkach. Jedynymi osobami mogącymi je odwiedzać w domach i służyć pomocą były uczennice szkoły pielęgniarskiej, w której programie przewidziane były kilkutygodniowe praktyki z pielęgniarstwa domowego. Chodziło o pomoc w wykonywaniu najprostszych zabiegów, przede wszystkim higienicznych, a więc kąpiel, mycie głowy, obcinanie paznokci, nacieranie ciała, zapobieganie odleżynom lub ich leczenie, słanie łóżka, zmiana pościeli, podawanie basenu, odgrzewanie i podawanie posiłku, najprostsze ćwiczenie rehabilitacyjne. Była to ogromna pomoc nie tylko dla chorego, ale także dla jego rodziny czy opiekunów, choć bardzo często wśród chorych zdarzały się osoby samotne. Chrzanowskiej zależało na tym, by pielęgnowanie chorego w domu nie było traktowane jako coś sporadycznego czy przypadkowego, ale jako pełne zobowiązanie. Z czasem jednak coraz mniej godzin w programie szkolnym przeznaczonych było na opiekę nad chronikami, a chorych i potrzebujących przybywało. W 1957 roku, w chwili, gdy sytuacja wydawała się bardzo trudna, wręcz oznaczająca konieczność opuszczenia i zostawienia wielu chorych z powodu braku osób mogących im pomóc, z radą przyszedł ksiądz Karol Wojtyła. Hanna Chrzanowska tak wspominała swoje pierwsze z nim spotkanie w domu przy ul. Kanoniczej:
Rozmowa była krótka. We mnie się paliło: musisz dopomóc! Słuchał z tym swoim dowcipnym uśmiechem, jakby lekko drwiącym. Nie wiedziałam jeszcze, że mam przed sobą najwspanialszego słuchacza wszelkich spraw. Polecił nam przyjść za kilka dni o godzinie 12.00 do kościoła Mariackiego – tam będzie czekał i zaprowadzi nas do ks. Infułata Machaya.
Pani Chrzanowska poszła na to spotkanie z jasno sprecyzowaną ideę: pomoc chorym trzeba zorganizować nie charytatywnie, tylko muszą być osoby całkowicie temu oddane, opłacone, bo ludzie muszą z czegoś żyć. Oczywiście każda pomoc jest mile widziana i potrzebna, ale trzon powinien być zapewniony. Ks. Infułat Ferdynand Machay podjął się tej finansowej pomocy dając tym samym początek pielęgniarstwu parafialnemu. Przeznaczył także dla opiekunek część swojej jadalni, w której odbywały się przez jakiś czas cotygodniowe raporty czyli zebrania opiekunek. Tam też, w tzw. Prałatówce przy ul. Szpitalnej, wisiała skrzynka pocztowa codziennie otwierana, w której można było zostawiać dla siebie niezbędne informacje – chodziło przecież o to, by każdą sprawę czy wezwanie do chorego załatwić możliwie szybko, a nie była to jeszcze epoka szeroko rozpowszechnionych telefonów. Ks. Machay, potem już sam chory, interesował się bardzo tą pracą i cieszył nią. Powiedział kiedyś: Granice parafii? Przecież miłość Chrystusa nie zna granic. I przyjmował pod swoje skrzydła chorych z całego Krakowa. Przed śmiercią określił pielęgniarstwo parafialne jako koronę swojego życia.
Każda opiekunka pielęgnowała około 6 – 7 pacjentów dziennie. Odwiedziny trwały od ½ godziny do 2 godzin, a najciężej chorzy byli pielęgnowani dwa razy dziennie nie wyłączając niedziel i świąt, kilkakrotnie i w nocy. Pomimo niemałych trudności udało się w ciągu kilku, kilkunastu lat uaktywnić dużą część parafii krakowskich. W 1960 roku pielęgniarstwo parafialne zakorzeniło się także w Warszawie dzięki przyjaźni Hanny Chrzanowskiej z Teresą Strzembosz, a następnie w innych miastach np. Nowym Targu, Zakopanem, Bielsko-Białej, Żywcu, Kętach, Skawinie, Chrzanowie, Jaworznie, Oświęcimiu i wiele innych. Pani Hanna cały czas czuwała nad całością, wizytowała parafie, nawiązywała kontakty z opiekunkami chorych, dbała o ich przeszkolenia, szukała wciąż nowych możliwości działania. Organizując pracę w diecezji chrzanowskiej nawiązała kontakt z Janiną Wojnarowską, obecnie Służebnicą Bożą, i jej powierzyła szkolenie opiekunek w tym rejonie.
Dane statystyczne pokazują wyraźnie, jak rozwijało się pielęgniarstwo parafialne:
1957 rok – 25 chorych objętych opieką
1958 rok – 69 chorych
1959 rok – 72 osoby
1960 rok – 177 osoby
1969 rok – 485 chorych
1970 rok – 563 podopiecznych + 491 odwiedzanych bez pielęgnacji.
Tylu chorych pielęgnowanych codziennie oznaczało jednak potrzebę zatrudnienia coraz to większej liczby opiekunów i osób oddających się tej pomocy w pełnym wymiarze pracy i płacy i do tego odpowiednio przygotowanych. Pomocnice świeckie na pełny etat trudno było znaleźć, pani Hanna szukała więc sióstr zakonnych. Do Zgromadzenia Najświętszej Duszy Chrystusowej dołączały: Serafitki, Felicjanki, Duchaczki, Sercanki, Marianki, Służebniczki Dębnickie i Starowiejskie, Córki Bożej Miłości, Zmartwychwstanki, Albertynki, Nazaretanki, Augustianki, Pallotynki, Szarytki, Michalitki, Karmelitanki Dzieciątka Jezus, Salwatorianki i inne. Większość sióstr nie miała jednak przeszkolenia pielęgniarskiego, w PRL-u państwowe szkoły pielęgniarskie nie przyjmowały zakonnic. Wyjątkowo zdarzyło się, że jakaś odważniejsza dyrektorka przyjęła siostrę, czasami stawiano warunek, aby zakonnice w szkole ubierały się po świecku. Istniała tylko jedna szkoła pielęgniarska dla sióstr zakonnych – ss. Szarytek w Warszawie. W tej sytuacji dla zakonnic rozpoczynających pracę pani Hanna urządzała krótkie kursy, podczas których przekazywała podstawowe wiadomości dotyczące potrzeb ludzi chorych. Proste zabiegi pielęgnacyjne demonstrowała na prowizorycznym łóżku, ćwiczyła na jednej z pań mycie chorego i zmianę bielizny, obracanie, nacieranie, podnoszenie. W efekcie, podczas 23 takich kursów organizowanych w latach 1964-1993 i firmowanych przez Krakowską Kurię Metropolitalną, zostało przeszkolonych około 700 sióstr i nowicjuszek, a także kilku braci zakonnych i kilka osób świeckich. Dobrze sobie potem radzili w pracy, a wiele sióstr wyjeżdżających na misje ze świadectwem takiego kursu opatrzonym pieczęcią Kurii Metropolitalną w Krakowie i podpisem biskupa, a potem kardynała Karola Wojtyły, a następnie kardynała Franciszka Macharskiego, było od razu przyjmowanych do pracy w szpitalach. Hanna Chrzanowska szła jednak dalej – doszkalała także rodziny i sąsiadów, by w sposób możliwie najbardziej fachowy mogli pomagać potrzebującym, swoim najbliższym, i to w każdej chwili.
Fenomen pani Hanny polegał i na tym, że doskonale rozumiała nie tylko potrzeby fizyczne i zdrowotne swoich podopiecznych, ale także duchowe, kulturalne, towarzyskie. Wiedziała, że nie wystarczy przynieść ulgę w cierpieniu, ale że w schorowanym ciele ukryta jest często bogata i fascynująca osobowość, psychika spragniona normalnych kontaktów i doznań, tęsknota za przyjaźnią i miłością, pragnienie radości i szczęścia niezależne do wieku. Dlatego też starała się zainteresować młodzież z licznych uczelni krakowskich i kleryków losem przewlekle chorych.
Początkowo pielęgniarki odwiedzające chorych w ramach praktyk szkolnych, a także zaangażowane w pielęgniarstwo parafialne zaczęły wciągać w tę pomoc swoich znajomych i przyjaciół. Działo się to całkowicie spontanicznie i bezinteresownie, na zasadzie wolontariatu. Była to częściowo młodzież skupiona wokół ojca Tadeusza Jurkowskiego przy jezuickiej bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ul. Kopernika w Krakowie, studenci z dominikańskiej „Beczki” ojca Tomasza Pawłowskiego oraz gromadzący się w kolegiacie św. Anny. W 1948 roku rozpoczął tam pracę jako duszpasterz akademicki późniejszy bp Jan Pietraszko stając się następnie, w 1957 roku, jej proboszczem. W latach 60. XX wieku duszpasterzem akademickim został ks. Adam Boniecki, późniejszy redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego, dzięki któremu
Hanna Chrzanowska mogła osobiście poprosić studentów o wsparcie. Tłumaczyła im wyraźnie i jednoznacznie, że jeśli ktoś zdecyduje się na niesienie pomocy, obdarzenie chorego przyjaźnią i troską, nie wolno zawieść jego oczekiwań lub zostawić bez słowa wyjaśnienia. Bierze się bowiem wówczas odpowiedzialność za skrzywdzenie człowieka, który cierpi podwójnie. Wielu młodych chorych, dzięki pomocy studentów, wróciło do przerwanej nauki i kończyło szkoły podstawowe, średnie a nawet studia, znajdowało na nowo sens życia. Ale odżywali także studenci – zyskując zupełnie inną perspektywę życia i młodości.
Na początku lat 60. Hanna Chrzanowska pomyślała o zorganizowaniu kilkudniowych wyjazdów wypoczynkowo – rekolekcyjnych dla chorych. Wiedziała, że zmiana otoczenia, kontakt z naturą, oderwanie się od codzienności będzie miało ogromne znaczenie, często porównywalnie z tygodniami i miesiącami rehabilitacji i zażywania leków. Zaprzyjaźniona z Hanną Chrzanowską Teresa Strzembosz z Warszawy interesowała się bardzo tą ideą i to ona zorganizowała pierwsze w Polsce rekolekcje dla nielicznych chorych w Otwocku w 1962 roku. Turnusy prowadził ks. Aleksander Fedorowicz i ks. Jan Zieja. Rok później podobne rekolekcje urządzono w Laskach, w Zakładzie dla Niewidomych. W 1964 roku w Domu Rekolekcyjnym xx. Salwatorianów w Trzebini koło Krakowa rozpoczęły się rekolekcje dla chorych organizowane przez Hannę Chrzanowską.
Początkowo oprócz pielęgniarek, które zapewniały opiekę chorym podczas rekolekcji pomagało tylko dwóch, trzech znajomych studentów. Z czasem ich liczba zaczęła wzrastać: w roku 1968 było ich już 25, a później istne tłumy. Dochodziło nawet do 200 i więcej, a fama głosiła, że Trzebiniacy „nie oblewają” egzaminów, a była to właśnie ich pora: maj – czerwiec. Wielu z nich połknęło nieuleczalny bakcyl i przez wiele lat, dwadzieścia i więcej, odwiedzało swoich chorych przyjaciół.
Hanna Chrzanowska zmarła w 1973 roku. Jej pogrzeb na cmentarzu Rakowickim w Krakowie zgromadził tłumy ludzi, także tych, którym z radością oddała swe życie. Kardynała Karol Wojtyła powiedział nad trumną:
Hanna Chrzanowska zmarła w 1973 roku. Jej pogrzeb na cmentarzu Rakowickim w Krakowie zgromadził tłumy ludzi, także tych, którym z radością oddała swe życie. Kardynała Karol Wojtyła powiedział nad trumną:
„Dziękujemy Ci Pani Hanno, że byłaś wśród nas, że byłaś taką, jaką byłaś. Dziękują Ci za to opiekunki chorych, siostry zakonne, pielęgniarki, młodzież akademicką – cały Kościół krakowski. Dziękuję Ci za to jako biskup Kościoła krakowskiego. Byłaś dla mnie ogromną pomocą i oparciem.
A raczej dziękujemy Bogu za to, że byłaś wśród nas taka, jaka byłaś, z tą Twoją wielką prostotą, dobrocią, z tym wewnętrznym spokojem, a zarazem z tym wewnętrznym żarem, że byłaś wśród nas jakimś wcieleniem Chrystusowych błogosławieństw z Kazania na Górze, zwłaszcza tego, które mówi: błogosławieni miłosierni. Że byłaś jakąś zapowiedzią tych ostatnich słów, które usłyszymy wszyscy – Ty je już słyszałaś, chyba szczególnie w tych ostatnich słowach uwydatnił Pan Jezus to: byłem chory, a zaopiekowaliście się mną. Byłem chory naprzód w różnych klinikach i szpitalach Krakowa; byłem chory w różnych domach, na poddaszach, w suterynach, byłem chory i często całymi tygodniami zapomniany od ludzi – znalazłaś mnie albo sama, albo przez Twoje siostry, zaopiekowałaś się mną…
Dziękujemy Panu Bogu za to życie, które miało taką wymowę, które pozostawiło nam świadectwo tak bardzo przejrzyste, tak bardzo czytelne…”
W 1998 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny Hanny Chrzanowskiej.
Marzena Florkowska
Radość dawania. Hanna Chrzanowska we wspomnieniach, listach, anegdotach
Opracowanie: Marzena Florkowska
ISBN – 978-83-7422-289-1
230/155 mm, s. 327, w tym 150 czarno-białych fotografii
Publikowana po raz pierwszy korespondencja miedzy Karolem Wojtyłą, a Hanną Chrzanowska
Słowo wstępne: Stanisław kardynał Dziwisz
Przedmowa: Franciszek kardynał Macharski
Oprawa miękka