Adwent czyli przyjście… cóż znaczy być „człowiekiem Adwentu”, adwentu jakim jest nasze życie; być człowiekiem, oczekującym na powrót Pana? Kiedy w adwencie życia ułomny człowiek spotyka Pana i daje się porwać Jego miłości… wtedy rodzi się święty. Tak zrodził się Eugeniusz – człowiek adwentu!
„Eugeniusz de Mazenod był człowiekiem Adwentu, człowiekiem oczekiwania na Przyjście Syna Człowieczego” – tak mówił o Tobie Jan Paweł II.
Powiedz mi o sobie, o porewolucyjnej Francji – o Twym domu z kojącym zapachem prowansalskiej lawendy. Zapewne nie pamiętasz gorącego sierpniowego dnia 1782 roku, gdy przyszedłeś na świat w Aix – stolicy Prowansji? Ale pamiętasz swoją rodzinę… wierzącą, dumną szlachectwem. I Twój charakter – porywczy, autorytatywny, a jednocześnie miałeś dobre serce, czułe na biedę innych. A potem jedenastoletnie wygnanie… jak to jest uciekać z własnej ojczyzny przed rewolucją francuską… tułać się bez domu? Dzieciństwo szlachcica-tułacza… bieda… Nicea, Turyn, Wenecja, Neapol, Palermo… pasma wzlotów i porażek. Na wygnaniu przeżyłeś wiek młodzieńczy – wiek dumy, tak chciałeś poczuć swe szlachectwo, być kimś! A jednocześnie byłeś świadkiem, jak Twoi rodzice coraz bardziej oddalają się od siebie… jak Twoja rodzina się rozbija… Wspominasz świętego kapłana, który w Wenecji mówił Ci o Bogu, jakby był Jego przyjacielem… Widzę żar w Twoich oczach na wspomnienie tych chwil modlitwy, kiedy po raz pierwszy usłyszałeś w swym sercu, że Pan Ciebie wzywa do kapłaństwa. Ziarno powołania zostało rzucone… ale nadejdzie czas zimy, gdy ono obumrze… boleśnie obumrze. Twoja matka z siostrą wraca do Francji, z ojcem udajesz się do Neapolu i Palermo. Wiek młodzieńczy, rozpiera Ciebie duma, życie dworskie, zabawy, bankiety – wciągnięty w kłótnie Twoich rodziców wracasz do ukochanej Francji, aby ratować majątek rodziny. Masz dwadzieścia lat i głęboko poranione serce. Walczysz z wieloma pokusami świata. A jednak wewnątrz siebie czujesz, jak pociąga Ciebie dobro – szukasz odpowiedzi. I nadchodzi wreszcie Twój mały-wielki adwent całego życia – czas przyjścia Pana. Pamiętasz łzy, wzruszenie? Pozwól, że przytoczę słowa, jakie napisałeś, wspominając liturgię Wielkiego Piątku 1807 roku:
„Szukałem szczęścia poza Bogiem i trwało to na moje nieszczęście zbyt długo. Ileż razy w minionym życiu moje rozdarte i udręczone serce wyrywało się ku swojemu Bogu, od którego się oddaliło? Czyż mogę zapomnieć gorzkich łez, jakie popłynęły z moich oczu w ów Wielki Piątek w obliczu krzyża? Ach, przecież tryskały one z serca i nic nie mogło ich powstrzymać; były zbyt obfite, abym mógł je ukryć przed tymi, którzy wraz ze mną uczestniczyli w tym wzruszającym nabożeństwie. Byłem w stanie grzechu ciężkiego i to właśnie było źródłem mojego bólu.”
Kiedy w adwencie życia ułomny człowiek spotyka Pana i daje się porwać Jego miłości… wtedy rodzi się święty. Tak zrodził się Eugeniusz – człowiek adwentu! Już widzę jak protestujesz, mówiąc jak wiele jeszcze było pracy przed Tobą, nad Tobą. Eugeniuszu, nie przegapiłeś swego adwentu… mimo grzeszności, mimo rozbitej rodziny, tułaczki, trudnego charakteru – nad którym nie jeden raz będziesz jeszcze się użalał… spotkałeś Pana! Czyż to nie cudowne?
Pamiętałeś jednak, że adwent to też oczekiwanie na przyjście Chrystusa na końcu czasów. Widziałeś spustoszony Kościół, niewiarę, pogaństwo. Miłość, której Bóg dał Ci doświadczyć, nie pozwalała przecież Tobie stać bezczynnie… trzeba było ratować ludzi! „Eugeniusz de Mazenod był człowiekiem Adwentu, człowiekiem oczekiwania na Przyjście Syna Człowieczego. Nie zadowalał się On jednak tylko oczekiwaniem na to Przyjście, lecz jako biskup i założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, całe swoje życie poświęcił przygotowywaniu tego Przyjścia.(…) Eugeniusz de Mazenod był jednym z tych apostołów, którzy przygotowywali czasy nowożytne, nasze czasy” (Jan Paweł II).
W swoim życiu nie godziłeś się na kompromisy – jako kapłan, założyciel młodej wspólnoty zakonnej, a potem biskup, wciąż wpatrywałeś się w krzyż Chrystusa – jak w tamten piątek – szukając Jego woli… i wciąż pracując nad sobą – adwent Twego życia przeżywałeś czynnie, współpracując z łaską Bożą.
Patrzyłeś na ogrom zniszczeń, jakie zrodziła rewolucja francuska. Widziałeś biedę materialną i biedę duchową. Gdy Kościół we Francji zajmował się szlachtą, prosty lud Prowansji nie rozumiał nawet tego, co kapłani mówili do nich w kościołach po francusku – języku dla nich niezrozumiałym. Miałeś odwagę, aby jako młody kapłan wejść na ambonę kościoła św. Magdaleny w Aix i wypowiedzieć te słowa do najuboższych – o których istnieniu zapomnieli nawet duszpasterze:
„Czy wiecie, za co was powszechnie uważają, was, którzy służycie? Za niewolników, wystawionych na pogardę, niesprawiedliwość, a często nawet na złe traktowanie wymagających panów, którzy uważają, że kupili prawo upoważniające do niesprawiedliwości i wyzysku”. Wyobrażam sobie grobową ciszę, jaka nastała w kościele, otwarte ze zdumienia oczy najuboższych, którzy rozumieli! Ksiądz mówił do nich ich językiem – po prowansalsku! „Powiem wam teraz, czym jesteście w obliczu wiary. Ubodzy Jezusa Chrystusa, strapieni, nieszczęśliwi, cierpiący… wy wszyscy, których przytłacza nędza, moi bracia, drodzy bracia, szanowni bracia, wysłuchajcie mnie!”… Twe słowa brzmią przez pokolenia, dotykając i dziś tych, którzy są ubodzy, poniżani, tych, których największym ubóstwem jest stan grzechu, którego też sam doświadczyłeś… „Jesteście dziećmi Bożymi, braćmi Jezusa Chrystusa, dziedzicami Jego wiecznego Królestwa (…). Podnieście więc swego ducha, niech ożyją wasze zgnębione dusze, przestańcie się czołgać po ziemi (…). Otóż jest w was dusza nieśmiertelna, uczyniona na obraz Boży, dusza odkupiona za cenę krwi Jezusa Chrystusa, cenniejsza w oczach Boga nad wszystkie bogactwa ziemi, niż wszystkie królestwa świata, dusza, o którą Bóg jest bardziej zazdrosny aniżeli o kierowanie całym światem…”
Kiedy w 1816 roku założyłeś rodzinę zakonną Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, to spojrzenie na każdego człowieka towarzyszyło oblatom, gdy przemierzali miasta i wioski Prowansji, głosząc Ewangelię prostym językiem, udzielając sakramentów… z tą troską o zbawienie dusz wysyłałeś oblatów do Kanady, na Cejlon… tę troskę pozostawiłeś nam w testamencie, gdy jako sędziwy biskup Marsylii doczekałeś adwentu swego życia 21 maja 1861 roku, otoczony współbraćmi: „Praktykujcie między sobą miłość, miłość, miłość, a na zewnątrz gorliwość o zbawienie dusz”.
Kiedy w adwencie życia ułomny człowiek spotyka Pana i daje się porwać Jego miłości… wtedy rodzi się święty. Tak zrodził się Eugeniusz – człowiek adwentu! Tę miłość przekazał oblatom, tą miłością podbił cały świat – dziś oblaci głoszą Ewangelię w ponad 70 krajach świata, nazwani „specjalistami od misji trudnych”, przygotowując serca ludzkie na powtórne przyjście Pana – są ludźmi adwentu!
Po kanonizacji, Jan Paweł II wyznał: „Cieszę się, ze mogłem kanonizować Eugeniusza de Mazenoda. Chciałbym w moim życiu dokonać tego, czego On dokonał w swoich czasach. Jego relikwie postawiłem w mojej prywatnej kaplicy i wybrałem go na mego osobistego patrona w dziele nowej ewangelizacji”.
Czego uczysz nas Eugeniuszu? Że każdy z nas może zostać człowiekiem adwentu… pomimo naszych historii, zranień, grzechów, każdy z nas może zostać świętym. Kiedy w adwencie życia ułomny człowiek spotyka Pana i daje się porwać Jego miłości… wtedy rodzi się święty.
Daj się porwać Miłości i głoś Miłość światu!
aut.: o. Paweł Gomulak OMI
artykuł ukazał się w tygodniku Echo Katolickie nr 48(805) 2-8 grudnia 2010 r.)
Za: www.oblaci.pl.