Kardynał Joseph Ratzinger, obecnie Benedykt XVI, zauważył,
że „jeszcze podczas obrad soborowych, a potem coraz bardziej w okresie po
Soborze narzucał się rzekomy «duch Soboru», który w rzeczywistości był «antyduchem».
Jednym z dogmatów tego «antyducha» była teza, że wszystko, co nowe (albo za
takie uważane) jest zawsze lepsze niż to, co było i co jest". Trzeba więc
badać, jakiego to ducha mają współcześni reformatorzy Kościoła.
Pierwszy
typ reformatora to ułatwiacz. Typ ten
– jak sama nazwa wskazuje – ma tzw. dobre serce i chce wszystkim wszystko
ułatwić, w tym również wyznawaną wiarę. Reforma Kościoła w tej perspektywie
polega na kolejnych ułatwieniach i przystosowaniach do światowych trendów.
Zachód ma fioła na punkcie wyimaginowanych praw gejów i lesbijek? No cóż! Trzeba
za tym trendem nadążyć, przystosować się – stwierdza ułatwiacz – i proponuje homoseksualne śluby. Aborcja, zapłodnienie
in vitro? Nie rzucajmy ludziom kłód pod nogi! Trzeba rozumieć różne sytuacje
życiowe… W tego rodzaju reformie Pan Bóg nie jest zasadniczo pytany o zdanie,
no bo po co Go pytać, skoro my już sami wiemy, jak ułatwić sobie życie. Na
końcu rodzi się problem: skoro tak sobie radzimy nie pytając Boga o nic, to po
co nam Kościół? Wystarczy partia „ludzi rozumnych", która mówi, co jest dobre,
a co złe.
Drugi
typ to demaskator szczerze zatroskany.
Tego rodzaju reformator odznacza się wielką pasją w demaskowaniu grzechów
księży i osób zakonnych. Wierzy on, że im więcej niewierności ze strony
duchownych ujawni i im w ostrzejszych słowach ich potępi, tym Kościół będzie
lepszy. W swej pasji obnażania zła sypie ocenami jak z rękawa. Dominikanin
Wiśniewski w swym słynnym liście stwierdza, że ponad 50 proc. księży jest „zarażona
ksenofobią, nacjonalizmem i wstydliwie skrywanym antysemityzmem". Skąd te dane?
Nie wiadomo! Ale co tam rzetelność, idea jest ważna! Demaskator może liczyć na to, że w pewnych mediach zostanie
okrzyknięty człowiekiem odważnym, wybitnym i szlachetnym. Nawiasem mówiąc, to
bardzo ciekawe, bo te same media w innych przypadkach wyciąganie czyichś
rzeczywistych, a nie rzekomych grzechów nazywają „polowaniem na czarownice" lub
„seansami nienawiści". Ba! Jest demaskacja słuszna i niesłuszna. Demaskowanie księży
jest zawsze słuszne, nawet jeśli ociera się o oszczerstwo.
Trzecia grupa reformatorów Kościoła to sabotażyści.
Charakteryzują się tym, że gardłują na temat niezbędnych reform Kościoła, ale
ich skrywanym pragnieniem jest to, aby Kościół szlag trafił. Stosują różne
metody, udają ułatwiacza albo demaskatora szczerze zatroskanego, ale
są inteligentni i wiedzą, że to, co proponują, prowadzi do kompletnego
rozwodnienia nauczania Kościoła, a w konsekwencji do jego marginalizacji. I o
to im właśnie chodzi. Kiedyś walczono z Kościołem w sposób otwarty. Lenin czy
Stalin mówili bez ogródek, co myślą o religii w ogóle i gdzie najchętniej
wysłaliby wszystkich klechów. Ta metoda okazała się nieskuteczna. Lepiej z
udawaną troską opowiadać o słabościach nękających Kościół i wieszczyć jego
rychły upadek. A z drugiej strony popierać wszystko, co sprzeciwia się
nauczaniu Kościoła.
Jest jeszcze czwarty typ
reformatora. Reprezentantem tego typu jest św. Ignacy Loyola, założyciel
jezuitów. Nie był naiwny, widział zło w Kościele, ale nie poleciał jak Luter,
by w oburzeniu przybić na drzwiach jakiegoś kościoła swoje tezy i wykopać
głębokie podziały. Nie! Ignacy zaczął od siebie. Rozpoczął drogę nawrócenia. I
prosił Jezusa, aby go przyłączył pod swój sztandar i uczynił narzędziem naprawy
Kościoła. Chcesz reformować Kościół? Zacznij od siebie! Tak, aby twoja obecność
w Kościele czyniła go piękniejszym.
Za: www.idziemy.pl