się za Filozofa, usłyszeliśmy w Ewangelii słowa, które mówią, że Jezus
utożsamia się z tymi najbardziej ubogimi, biednymi i chorymi. Może te
słowa bardziej pasowałyby do modlitwy za kogoś, kto się szczególnie
odznaczył dziełami miłosierdzia? Ale głód, bezdomność czy choroby
człowieka są rozliczne i nie dotyczą tylko fizycznej, somatycznej – by
tak powiedzieć – strony naszej egzystencji. Bowiem nie samym chlebem
żyje człowiek, także i słowem. Oczywiście słowem wychodzącym z ust
Boga. Ale to słowo musi paść na glebę – tak, jak w przypowieści Jezusa
– a glebą jest ludzkie życie i ludzki rozum.
Filozofia jest
wysiłkiem człowieka, który zgodnie ze swoim rozumem, zaczyna poznawać i
rozumieć coś z otaczającej go rzeczywistości, z otaczającego go świata.
Profesor Leszek Kołakowski w krótkim tekście umieszczonym w Tygodniku
Powszechnym, zatytułowanym nieco przewrotnie: „Kompletna i krótka
metafizyka. Innej nie będzie. Innej nie będzie” napisał: „Rozum ma
służyć do tego, by wykrywać prawdy wieczne, oporne na czas”.
Czy
rzeczywiście mamy możliwość dotarcia do owych „prawd wiecznych”? A
spośród tych prawd wiecznych do tej najważniejszej – dotyczącej
istnienia Boga? Bardzo trzeźwo myślący o człowieku, o świecie, o Bogu
Tomasz z Akwinu w swoim podręczniku, czyli w „Sumie Teologicznej”
powiedział, że jest to bardzo trudne zadanie. Dochodzenie czystym
rozumem do istnienia Boga dostępne jest tylko dla niewielu, i to po
długim czasie, z domieszką wielu błędów. Jeżeli Profesor Kołakowski
pisał, że „rozum ma służyć do tego, by wykrywać prawdy wieczne, oporne
na czas”, to miał świadomość, że rozum pracuje w mroku, a ta praca jest
wielkim wysiłkiem – ale jednak pracuje, uparcie poszukuje. Słyszeliśmy
w drugim czytaniu z Dziejów Apostolskich jak św. Paweł (chyba nie tylko
ze względu na jakąś wrodzoną uprzejmość) chwalił Ateńczyków. Mówił im,
że są religijni, gdyż czczą bogów i szanują boskość. A nawet
przeczuwają, że jest jeszcze jakiś nieznany, być może najważniejszy
Bóg. Leszek Kołakowski szukał Boga. W przeciągu długiego czasu
przeszedł bardzo różne dramatyczne przemiany: od wojowniczego i, jak
sam mówił, prostackiego ateizmu, od wiary w realizację totalitarnej
utopii do jej miażdżącej krytyki. Głosem krytyki były bowiem „Główne
nurty marksizmu”, za które Kołakowski w 2003 roku otrzymał Nagrodę
Biblioteki Kongresu USA im. Johna Klugego, zwanej Noblem Nauk
Humanistycznych. Można powiedzieć, że przeprowadził miażdżącą krytykę
totalitarnej utopii komunizmu, której doświadczył na samym sobie.
Profesor
Kołakowski odróżniał Rozum od rozumu. Rozum pisany z dużej litery,
czyli Rozum, który chciałby znaleźć formułę, rozstrzygającą
definitywnie wszystkie zagadki ludzkiego życia, ludzkiej historii – od
rozumu, którym musi się człowiek posługiwać, by poznawać rzeczywistość,
by ją krytycznie badać, by nie ulegać złudzeniu. O tym utopijnym
Rozumie pisał w bardzo ciekawym tekście: „za dużo ciosów nasza religia
Rozumu doznała, a wolterianinem być dzisiaj (tym prześmiewcą religii),
to żyć w marzeniach dziecinnych, naśladować rzeczy kulturalnie martwe,
a rozum i wiara przestały być opcjami czystymi i opozycyjnymi”. Nie ma
sprzeczności, mówi Kołakowski, między wiarą a rozumem.
Ale
droga do Boga jest bardzo trudna. Kołakowski dochodził do Boga niejako
„od tyłu”– jeżeli wolno tak powiedzieć. Sam tytuł jego książki „Jeśli
Boga nie ma”, wskazuje na porządek tego dochodzenia. Filozof bowiem
pyta: co pozostaje, jeżeli Boga nie ma? Co stanie się z ludzkim życiem,
z ludzką nadzieją? Czy jesteśmy całkowicie oddani miażdżącej władzy
czasu, który nas „przetrawi” i „wydali”, i pozostawi bez niczego? Czy
pozostaje czysty nihilizm? Czasami myślę, że Kołakowski przypomina
trochę szaleńca z „Wiedzy Radosnej” Nietzschego. Szaleniec ten biegał
po rynku z latarnią i wołał, że szuka Boga. Śmiali się z niego zebrani
tam ateiści: po co szukasz, przecież go nie ma, od dawna go nie ma. A
on im odpowiadał, że nie zdają sobie sprawy z tego, że gdy nie ma Boga,
to nie ma ani dobra, ani zła, ani prawdy, ani fałszu, nie ma tego, co
na górze, ani tego, co na dole, nie ma gramatyki, nie ma żadnych praw,
które by…co? porządkowały ludzkie życie? Wręcz przeciwnie – nadawałyby
sens ludzkiemu życiu.
Co pozostaje, jeżeli Boga nie ma?
Kołakowski miał trudności z intelektualnym zweryfikowaniem tezy o
istnieniu Boga, ale był przekonany – chyba mogę to powiedzieć – że bez
Boga pozostaje pustka. Miano mu za złe, gdy napisał, że „prawdziwe jest
to, czego ludzie pragną” – podobno tym stwierdzeniem miał sprowadzić
wiarę w Boga do czystego pragnienia człowieka, który chciałby się
znaleźć w jakiejś bezpiecznej przestrzeni. Powiedziano mu, że przed nim
ktoś inny powiedział już coś mocniejszego. Otóż Simone Weil napisała,
że najlepszym dowodem istnienia wody jest ludzkie pragnienie. Myślę, że
to bardzo mocny argument.
Kołakowski dojrzewał do tego, by
zrozumieć, że potrzebujemy duchowego pokarmu. Wyraźnie mówił o tym, że
potrzebujemy chrześcijaństwa. Chrześcijaństwa, które by nie schlebiało
naszym słabościom, które by nie współorganizowało rewolucji
społecznych, seksualnych, obyczajowych. Chrześcijaństwa, które by
nadawało sens nam i naszemu życiu, ale jednocześnie stawiało wymagania,
to znaczy traktowało nas poważnie i dorośle.
Naszym modlitwom
przewodniczy dzisiaj ks. Biskup Kardynał Stanisław. Na początku Mszy
świętej wspomniał, że Leszek Kołakowski często występował w obronie
papieża (jako świadek i najbliższy współpracownik Jana Pawła, Kardynał
Dziwisz mógłby wiele więcej o tym opowiedzieć). Kołakowskiego i Jana
Pawła II łączyło bowiem doświadczenie bycia niezrozumianym przez innych
ludzi. Duża część lewicowych intelektualistów zachodnich nie rozumiała
odejścia Leszka Kołakowskiego od marksizmu, duża część chrześcijan nie
rozumiała papieża Polaka, ukształtowanego w tym właśnie miejscu, w tych
właśnie doświadczeniach historycznych. Kołakowski broniący papieża,
umiał znaleźć takie argumenty, które przekonały nierozumiejących.
Myślę,
że na ten temat wiele mógłby nam opowiedzieć także ks. Adam Boniecki,
redaktor Tygodnika Powszechnego, a wcześniej wieloletni redaktor
polskiej edycji L’Osservatore Romano.
Ale przecież świadkami są
także ci spośród nas, którzy w trudnych czasach opozycji i zmagania się
z opresyjną władzą, czytali teksty Profesora. Pamiętam wyprawę jednej z
grup studenckich, związanych z naszym duszpasterstwem „Beczką”.
Czytaliśmy, będąc w górach, Jego „Tezy o nadziei i beznadziejności”,
które wyrywały nas z jakiegoś poczucia niemożności zrobienia
czegokolwiek, by wybić się na wolność.
Jan Paweł uczył nas, aby
zło dobrem zwyciężać. Jakże bliskie jest to nauczanie Jana Pawła temu,
co pisał Kołakowski o „Wychowaniu do nienawiści, wychowaniu do
godności”. Wychowanie do godności sprzeciwia się wychowaniu do
nienawiści i wymaga wiary w to, że w naszej mocy jest żyć bez
nienawiści, że „nienawiści się wyrzec nie znaczy wcale wyrzec się
walki” i że nie wolno nienawiści zaprzęgać do służby sprawiedliwości. A
czy ta myśl, tak ważna, nie była jedną z myśli ożywiających
Solidarność, która przywróciła Polsce wolność przecież nie drogą
zabójstwa, czy terroryzmu – które komuniści zarzucali opozycji – ale
właśnie drogą walki bez przemocy. Owszem, walki zdecydowanej, mocnej,
ale bez przemocy. Sądzę, że myśli Leszka Kołakowskiego dawały
natchnienie nam, będącym w kraju.
Gdy dzisiaj się modlimy,
zdajemy sobie sprawę z tego, że droga Leszka Kołakowskiego nie do końca
była drogą pełnej akceptacji chrześcijaństwa. Chcemy być uczciwi wobec
tego uczciwego Człowieka, dlatego nie chcemy Go, że tak powiem brzydko,
zawłaszczyć. Ale chcemy w modlitwie pokazać Go Bogu: patrz, Panie, to
nasz brat. Szukał uczciwie prawdy, świadczył o niej swym życiem przez
poszukiwanie, przez stałe przekraczanie siebie i uznawanie swoich
błędów. Napisał kiedyś ze smutkiem, że o tym życiu, które czeka nas po
śmierci prawie nic nie wiemy. My też nie wiemy dokładnie, co nas czeka,
ale wierzymy w Tego, który na nas czeka. Więc może skończmy tą
modlitwą: Panie, odsłoń przed Nim Twoją prawdę, dopełnij to „prawie” i
daj Mu pełnię, którą Ty jesteś.
Jan Andrzej Kłoczowski OP
Kraków, 24 lipca 2009r.