Home WiadomościArchiwum O. Hejmo odpiera zarzuty o współpracę z SB

O. Hejmo odpiera zarzuty o współpracę z SB

Redakcja

Moje życie i mój krzyż – to wywiad, w którym o. Konrad Hejmo odpiera zarzuty o wieloletnią współpracę ze służbami specjalnymi PRL, które w 2005 r. zostały sformułowane przez IPN.
Ponad trzy lata od publikacji raportu trzech historyków Instytutu, w którym opisane są kontakty znanego duszpasterza z SB, sam zainteresowany zabiera głos, by przedstawić swoją wersję wydarzeń i odnieść się punkt po punkcie do postawionych mu zarzutów.

Historia życia o. Konrada, jego droga do kapłaństwa, imponujący dorobek duszpasterski, założenie i praca w miesięczniku „W drodze”, posługa studentom, pielgrzymom w Rzymie, emigrantom, organizowanie biura prasowego podczas papieskich pielgrzymek – inwencja i energia tego wybitnego dominikanina, opisane w książce, mogą zadziwić. Jednak większość czytelników zainteresuje zapewne wątek jego kontaktów z bezpieką.

„Nie lękam się prawdy” – zapewnia o. Hejmo i całkowicie kwestionuje prawdziwość 700 stron dokumentów, zgromadzonych na podstawie rozmaitych kontaktów z nim przez służby specjalne PRL. Zdaniem zakonnika „wszystko, co przekazane jest w teczkach, to jest programowe kłamstwo i fałsz. (…) Przecież wiadomo, że to, co zapisano w teczkach, to nie jest prawda. Co najwyżej cząstka prawdy. Teczkowa prawda należy do tej ostatniej kategorii, idąc za gradacją ks. Tischnera“ (czyli g… prawda, przyp. aut.).

Esbecy, uważa o. Hejmo, którzy te dokumenty produkowali zarabiali w ten sposób na lepsze emerytury, dlatego są absolutnie niewiarygodni, zaś historycy, którzy próbują na ich podstawie odtworzyć obraz rzeczywistości „zwyczajnie wykonują zlecenia esbeków i realizują ich testamenty, zapisane w teczkach”. Okazują tym samym sympatię pracownikom SB (przecież dzięki nim mogą zarabiać na swoje utrzymanie) – wyjaśnia zakonnik.

Równie surowo o. Hejmo ocenia Instytut Pamięci Narodowej: „IPN za czasów Kieresa i jego nielepszych następców powinno być rozliczane za wykonanie testamentów SB i za świadome «morderstwa» w opinii publicznej”. Leon Kieres jest zaś człowiekiem, „który chciał zostać wybrany na drugą kadencję i chciał przy pomocy zniszczenia duchownego uzyskać poparcie lewicy” – stwierdza dominikanin.

W tak naszkicowanych realiach, między kłamliwymi esbekami a realizatorami ich testamentu – pracownikami IPN, o. Hejmo sytuuje swą niewątpliwie imponująca działalność duszpasterską.

Przyznaje, że owszem, kontaktował się z ubekami, ale robił to dlatego, że chciał załatwić u władz pozwolenie na pismo dla studentów, a później zwiększenie jego nakładu.

„Zawsze moją intencją było uzyskanie jakiegoś dobra dla duszpasterstwa akademickiego, dla miesięcznika „W drodze”, dla dominikanów i ostatecznie dla Kościoła” – deklaruje.

Zapewnia też, że prowadził „grę ze służbami”, podkreślając, że gdyby nie wypracowanie jakiegoś „modus vivendi”, w czasach komunizmu nie można byłoby zrealizować jakiejkolwiek inicjatywy.

Cały obszerny fragment poświęca o. Hejmo wyjaśnieniu swoich kontaktów z Andrzejem Madejczykiem, który pojawił się w Rzymie, gdy zakonnik kierował Delegaturą Biura Prasowego w Rzymie, po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Był to Polak, mieszkający w Kolonii, który później okazał się agentem SB (pseudonim Lakar) i od którego o. Hejmo brał pieniądze i trzy razy odwiedzał go w domu. Z dokumentów wynika, że zakonnik przekazywał mu wiadomości z życia Kościoła i brał za to wynagrodzenie.

Pieniądze – wyjaśnia dominikanin – były opłatą za materiały prasowe, zaś trzy razy przyjeżdżał do Kolonii, gdyż mógł liczyć na refundację kosztów podróży, wierząc, że pochodzą od organizacji kościelnych.

Sporo rozmawiał z Madejczykiem i zgadzał się nagrywać rozmowy, gdyż ten podawał się za osobę, zbierającą informację dla Episkopatu niemieckiego. I tu także o. Hejmo tłumaczy, dlaczego opowiadał o wewnętrznych konfliktach w Kościele, np. między Janem Pawłem a jednym z generałów Zakonu Dominikańskiego.

„A dziś o czym rozmawia się przy stole? – pyta retorycznie zakonnik. – O sprawach bieżących, czasem byle jakich, najczęściej dotyczących naszych bliźnich. (…) Nieszczęście w tym, że jeden z rozmówców, pytających celowo o zwykłe sprawy rzymskie, także kościelne, Andrzej Madejczyk to wszystko nagrywał, albo notował po powrocie do hotelu”.

I znowu ani słowa o potrzebie roztropności czy dyskrecji, za to zapewnienie: „Nigdy nie byłem świadomym współpracownikiem SB”. Hejmo zapewnia, że nie był też świadom aktu rejestracji i nadania mu pseudonimu.

„Wydaje mi się, żeby jednak niesprawiedliwość nie triumfowała i faktycznie rozpoczęło się nowe, spokojniejsze życie, koniecznie IPN powinien zacząć lustrację od faktycznych agentów – pracowników SB i ich popleczników, ukrywających się także w IPN, wśród dziennikarzy, a nie zezwalać na bezkarne niszczenie ofiar. Konieczna jest lustracja lustratorów”. (…) Boże broń nas od takiej Rzeczpospolitej, w której bezkarnie niszczy się zasłużonych obywateli w oparciu o testamenty agentów komunistycznej SB” – kończy rozmowę o swoich kontaktach ze służbami o. Hejmo.

Książkę zamyka publikacja o. Jacka Salija „Bronię o. Konrada Hejmo”. O. Salij, który przestudiował teczkę swojego współbrata przypomina, że znalazł tam dokumenty, kwestionujące twierdzenie o rzekomej współpracy o. Hejmy z niemieckim wywiadem.

Co do pokwitowań – wiele rzeczy podpisywał, nie widząc co podpisuje, gdyż cierpi na krótkowzroczność – wyjaśnia o. Salij. „Ojciec Konrad Hejmo niewątpliwie do końca nie był świadom gry, do której go wciągnięto” – konkluduje.

I formułuje ważne postulaty dla IPN: Skoro wiele faktów z ubeckich raportów zostało opisanych na podstawie podsłuchów telefonicznych i kontroli korespondencji, należy ponownie zbadać przypadek o. Hejmo.

Postuluje, aby przesłać raporty Głowackiego do starszych współbraci dominikanów, zastanowić się, „jakich faktów na nasz temat prześladowcy z SB nie mogli znać z telefonicznych podsłuchów, o jakich faktach mogli dowiedzieć się tylko od Konrada?”

Zdaniem o. Salija autorzy raportu nie szukali prawdy, a „głównym celem, jaki wyznaczyli sobie (…) – nie wątpię, że bezwiednie – było przekonanie samych siebie oraz opinii publicznej, że ujawnienie przez IPN pod koniec kwietnia 2005 roku ojca Konrada jako agenta SB, było opinią słuszną”.

We wstępie o. Salij dodaje jeszcze dwa motywy „promotorów linczu”: przytłumienie niezapomnianej atmosfery, jaką żyła cała Polska w dniach rozstawania się z Janem Pawłem II. Także odsunięcie lustracji od środowisk, które najwięcej się jej bały, gdyż wkrótce po ataku na o. Konrada media zajęły się wyłącznie lustracją osób związanych z Kościołem.

„Moje życie i mój krzyż. Nie lękam się prawdy. Rozmowa z ojcem Konradem Hejmo OP”. Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”, Warszawa 2008.

za: www.niedziela.pl

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda