Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Rzymie, w którym przypomniana została sylwetka pierwszego generała zakonu salezjanów – błogosławionego Michała Rua (wł. Michele Rua, ur. 9 czerwca 1837 r. w Turynie, zm. 10 kwietnia 1910 r.). Jego wspomnienie obchodzimy 29 października.
"Następca
Księdza Bosko: syn, uczeń, apostoł"
LUDZKA SYLWETKA
BŁOGOSŁAWIONEGO MICHAŁA RUA
W setną
rocznicę jego śmierci
1. Ks. Rua
"najwierniejszy Księdzu Bosko".
Sześć słów, które powracają. – Dwa naglące zadania: pierwsze
dla Ks. Bosko, drugie dla Michała. – Proroczy list na biurku. –
Być Ks. Bosko w Mirabello Monferrato. – "Być Ks. Bosko tutaj,
w Oratorium". 2. Ks. Rua: "Żywa Reguła".
Cała praca zakończona. Czy kończy się także ks. Rua? – Ks. Bosko
przekazuje mu swoje myśli i swoje serce. – Stawać się Ks. Bosko
dzień po dniu. – Zatwierdzone ‘Reguły’ stają się drogą świętości.
– "Ks. Rua przyglądał się uważnie mnie, a ja uważnie przyglądałem
się jemu". – Ręka Ks. Bosko w ręku ks. Rua. 3. Ks. Rua: wierność
życiu konsekrowanemu "przez całe
życie". Owocna wierność Ks. Bosko. – "Wszystko, co
mamy, zawdzięczamy Najświętszej Maryi Wspomożycielce". – Posłuszeństwo.
– Ubóstwo. – Czystość. 4. Ks. Rua:
"ewangelizator młodzieży".
Nowe pola pracy duszpasterskiej. – Wśród robotników i synów
robotników. – Wśród górników w Szwajcarii. – Emigrant wśród
emigrantów. – Ryzykować wszystko, co jest do zaryzykowania. – "Ta
prostota, która towarzyszyła jego dziełom". Zakończenie.
– Modlitwa o uproszenie kanonizacji Błogosławionego Michała Rua.
Rzym, 8 września
2009
Uroczystość
Narodzenia Najświętszej Maryi Panny
Drodzy Współbracia,
już
trochę czasu upłynęło, jak do was ostatnio napisałem. Nie
było to moim zaniedbaniem, a tym bardziej brakiem chęci, a przeciwnie,
wiecie, jak bardzo was kocham i noszę w moim sercu. Wizytując
Inspektorie zdałem sobie sprawę z tego, już po raz wtóry, że listy
okólne, jak i różne dokumenty Zgromadzenia, docierają do was z rozmaitą
prędkością; jest to spowodowane wieloma przyczynami, nie jedyną
jest tutaj opóźnienie w tłumaczeniach. Tak więc zdarza się, że
dokumenty się gromadzą i ostatecznie istnieje niebezpieczeństwo,
co nie jest tylko kwestią wyobraźni, że nie będą czytane. W ten
sposób tracimy okazję do umocnienia naszej tożsamości charyzmatycznej
i dzielenia się refleksją na temat naszego życia i posłannictwa.
Tak więc po rozmowie z Radą Generalną zdecydowałem się ograniczyć
do trzech, zamiast czterech dotychczasowych, moje listy okólne w ciągu
roku, wśród których jeden z nich będzie poświęcony prezentacji
i komentarzowi do Wiązanki. Także Dokumenty Rady Generalnej będą
ukazywać się co kwartał: w styczniu, maju i wrześniu. Mam nadzieję,
że ta decyzja pomoże lepiej docenić naszą literaturę salezjańską,
pogłębić ją i wprowadzić w życie. Tylko w ten sposób będzie
można osiągnąć główny cel, jakim jest kształtowanie "kultury
salezjańskiej" w Zgromadzeniu.
W
ostatnim czasie miały miejsce bardzo znaczące i interesujące wydarzenia,
które angażowały w sposób szczególny Przełożonego Generalnego,
co mogliście śledzić poprzez ANS na naszej stronie sdb.org,
a w niektórych przypadkach poprzez bezpośrednie transmisje telewizyjne
lub streaming. Przypomnę wam o niektórych: wygłoszenie rekolekcji
dla dyrektorów Inspektorii ICC, ICP, ILE, INE, przynależących do
Regionu Włoch i Bliskiego Wschodu, co jest jedną z najbardziej znaczących
posług Przełożonego Generalnego, mającą na celu promocję powołań;
udział w "Święcie Młodzieży" Inspektorii INE w Jesolo, które
było dla mnie okazją do przyjrzenia się i docenienia jednej z lepiej
zorganizowanych imprez w zakresie duszpasterstwa młodzieżowego; spotkanie
z Inspektorami Polski i Okręgu Wschodniego, w czasie którego rozmawialiśmy
o relacjach tych Inspektorii z Inspektoriami Regionu Europa Północna,
z resztą Europy, z Przełożonym Generalnym i Radą Generalną, a także
– o nowej sytuacji, tak bardzo odmiennej od tej w latach nazizmu i
komunizmu, w której te Inspektorie znajdują się obecnie i przeżywają
charyzmat salezjański, oraz o roli tych Inspektorii w Projekcie Europa;
wizyta w Okręgu Wschodnim, której celem była ocena przebytej drogi
od chwili jego ustanowienia, pogłębienie wyzwań i propozycji wysuniętych
przez Radę Inspektorialną i Delegaturę Ukraińską oraz inne części
Okręgu, wskazanie linii działania, jakie należy podjąć w chwili
obecnej.
Następnie,
miały miejsce inne wydarzenia, w których brałem udział: obchody
150. rocznicy założenia Zgromadzenia Salezjańskiego w Inspektorii
ICP w Turynie, które były w jakimś stopniu wyrazem tego, co Inspektorie
aktualnie przeżywają, a co znajdzie swój punkt kulminacyjny 18 grudnia,
w dniu, w którym jesteśmy wezwani do odnowienia naszych ślubów;
udział w I Forum MGS nowego Okręgu ICC z okazji 50. rocznicy
Świątyni Ks. Bosko w Cinecittà i zainicjowania peregrynacji urny
Ks. Bosko; zamknięcie Krajowego Kongresu ADMA w Albacete (Hiszpania);
wygłoszenie Rekolekcji w Inspektorii Walenckiej i wizyta w Inspektorii
Sewillskiej; udział w różnych spotkaniach w ramach Unii Przełożonych
Wyższych, jako Przewodniczący, i w Zgromadzeniu Semestralnym na temat
"Zmiany geograficzne i kulturalne w Kościele i życiu konsekrowanym:
wyzwania i perspektywy"; sesja plenarna Rady Generalnej w czerwcu
i lipcu, wraz z pielgrzymką śladami św. Pawła; powitanie Ojca Świętego
w naszym domu w Les Combes; i w końcu – pierwsze spotkanie Komisji
ds. Projektu Europa.
Jest
mi bardzo miło zapoczątkować ten nowy etap naszej komunikacji listem
na temat pierwszego następcy Ks. Bosko, inicjując w ten sposób
Rok poświęcony Ks. Rua w Setną rocznicę
jego śmierci, która miała miejsce 6 kwietnia 1910 roku. W celu
pogłębienia jego sylwetki już wkrótce odbędzie się w Turynie V
Międzynarodowy Kongres Historii Dzieła Salezjańskiego, którego organizatorem
jest ACCSA i ISS; odbędzie się on w ramach przygotowań do Międzynarodowego
Kongresu Zgromadzenia Salezjańskiego w Rzymie w 2010 roku. Już teraz
dziękuję Stowarzyszeniu Historyków Salezjańskich, Historycznemu
Instytutowi Salezjańskiemu i Komisji ds. Międzynarodowego Kongresu,
którzy podjęli się z oddaniem, odpowiedzialnością i kompetencją
tego zadania, które zostało im powierzone1.
"Przypominając
Ks. Rua" możemy poznać fundamentalną część historii naszego
Zgromadzenia i znamienitą sylwetkę, która odzwierciedla jego tożsamość.
Ten mój list nie ma być rodzajem małej biografii, stanowić alternatywę
dla dzieła napisanego przez ks. F. Desramaut, do którego lektury was
zachęcam, ale przybliżeniem jego ludzkiej i duchowej sylwetki poprzez
studium tego, co zostało do tej pory napisane, a oprę się tutaj przede
wszystkim na "Positio2, które zostało przygotowane
w związku z jego procesem beatyfikacyjnym. Mamy nadzieję, że wkrótce
będziemy świadkami kanonizacji Ks. Rua, stąd też będziemy go wzywać,
prosząc Boga o pomoc i łaski za jego wstawiennictwem.
1. Ks. Rua
"najwierniejszy Księdzu Bosko"
«Ks.
Rua był najwierniejszy, ponieważ był najpokorniejszym a zarazem najmężniejszym
synem Ks. Bosko»3.
Tymi słowami, wypowiedzianymi w zdecydowanym tonie 29 października
1972 r., Papież Paweł VI wyrzeźbił na zawsze ludzką i duchową
sylwetkę Ks. Rua. Papież w swoim kazaniu, wygłoszonym pod Kopułą
Bazyliki św. Piotra, ujął nowego Błogosławionego w słowach, które
prawie że żłobią tę jego fundamentalną cechę, jaką jest wierność.
«Następca Ks. Bosko, to znaczy kontynuator: syn, uczeń, naśladowca…
Uczynił z przykładu Świętego – szkołę, z jego życia – historię,
z jego reguły – ducha, z jego świętości – typ, wzorzec; uczynił
ze źródła rwący nurt, rzekę». Słowa Pawła VI wynoszą na najwyższy
piedestał ludzkie życie tego "wątłego i wyniszczonego księdza".
Odkrywają diament, który błyszczał w spokojnej i pokornej treści
szarych dni.
Wszystko
zaczęło się dawno temu dziwnym gestem. Jako ośmiolatek, po
stracie ojca, z czarną wstążką zatkniętą przez
mamę w klapie marynarki, wyciąga rękę, aby otrzymać medalik
od Ks. Bosko. Ale zamiast medalika ks. Bosko podaje mu swoją lewą
rękę, podczas gdy prawą uczynił gest, jakby ją chciał przedzielić
na pół. I powiedział do niego: "Weź ją Michałku, weź ją".
I wobec jego wytrzeszonych oczu, które patrzyły na niego ze
zdziwieniem, wypowiedział sześć słów, które miały stać się
sekretem jego życia: "My dwaj będziemy dzielić wszystko po połowie".
I
powoli, stopniowo rozpoczyna się ta wspaniała współpraca pomiędzy
świętym mistrzem i uczniem, który dzielił z nim po połowie
wszystko i wszędzie. W następnych dniach Ks. Bosko zechciał, aby
Michał z nim przebywał, ale także, żeby każdego wieczoru wracał
na kolację i spoczynek do swojej mamy, pani Giovanny Marii4.
W ten sposób Michał zaczynał przyswajać sposób myślenia i zachowania
Ks. Bosko. "Wywierało na mnie największe wrażenie – powie później
– obserwowanie Ks. Bosko w jego czynnościach, także tych najmniejszych,
jak lektura i medytacja jakiejś pobożnej książki".5
Przebywając z Ks. Bosko musiał gromadzić w swym małym ciele tyle
pogodnej siły, żeby mu mogło wystarczyć na całe życie, w którym
musiał się odznaczyć niespożytą energią.
Sześć
tajemniczych słów, które powracają
3
października 1852 r., w czasie pobytu w Becchi z okazji święta Matki
Boskiej Różańcowej, w którym każdego roku brali udział najlepsi
chłopcy z Oratorium, Ks. Bosko przywdział na niego kościelną szatę.
Michał miał wtedy 15 lat. Wieczorem, wracając do Turynu, Michał
przezwyciężył nieśmiałość i zapytał Ks. Bosko: «Czy pamięta
ksiądz nasze pierwsze spotkanie? Ja poprosiłem wtedy o medalik, a
ksiądz uczynił dziwny gest, jakby chciał przeciąć rękę i mi ją
dać, i powiedział do mnie: ‘My dwaj będziemy dzielić wszystko
po połowie’. Co ksiądz chciał przez to powiedzieć?». A on na
to: «Ależ, drogi Michale, jeszcze tego nie zrozumiałeś? A przecież
to bardzo oczywiste. Im bardziej będziesz posuwał się w latach, tym
lepiej zrozumiesz, co chciałem ci przez to powiedzieć: W życiu my
dwaj będziemy się zawsze dzielić po połowie. Bóle, troski, odpowiedzialności,
radości i wszystko inne będzie dla nas wspólne». Michał pozostał
w milczeniu, przepełniony szczęściem: Ks. Bosko w prostych słowach
uczynił go swoim całkowitym spadkobiercą6.
Ks.
Giulio Barberis został wybrany pierwszym magistrem nowicjuszy
salezjańskich, ponieważ Ks. Bosko odkrył w nim przenikliwego
znawcę i wychowawcę dusz. Dziesięć lat młodszy, żyje
przy boku Michała Rua przez 49 lat jako uczeń, współbrat, powiernik,
przyjaciel. W czasie procesu beatyfikacyjnego w ten sposób zobrazował
jego wewnątrzną osobowość: "Jego staraniem było zawsze odkryć
myśli Ks. Bosko, wyrzec się swoich zamiarów i swoich opinii, aby
się dostosować" do wizji Ks. Bosko. "Jak tylko się dowiedział,
że ten ma zamiar założyć Zgromadzenie Salezjańskie, natychmiast,
jako pierwszy, złożył ślub posłuszeństwa". Było to 25 marca
1855 r., Michał miał wtedy 18 lat. "Od tego czasu nie myślał o
niczym innym, jak tylko o tym, aby odstawić na bok swoją wolę i pełnić
wolę Pana, wyrażoną przez Ks. Bosko".7
Ks.
Bosko niczego mu nie rozkazywał, dał mu tylko poznać swoje
pragnienia. Ale dla Michała były to rozkazy i nie myślał o
tym, ile te mogłyby go kosztować. Tymi pragnieniami Księdza Bosko,
urzeczywistnianymi natychmiast przez Michała, były: nauczanie religii
młodych internistów, opiekowanie się chorymi na cholerę w czasie
strasznej epidemii w 1854 r., nauczanie nowego i skomplikowanego dziesiętnego
systemu metrycznego, stała asystencja w rozległym refektarzu, na podwórzu,
w kościele, prowadzenie Oratorium św. Alojzego w niedzielę, kiedy
ks. Leonardo Murialdo musiał odejść, przepisywanie w nocy, czystym
i zgrabnym pismem, poplamionych stronic Historii Włoch
ks. Bosko i "wycierpianych" stron pierwszych Reguł
Towarzystwa św. Franciszka Salezego.
Na
początku 1858 r. Ks. Bosko musi udać się do Rzymu na spotkanie
z Papieżem i zabiera ze sobą Michała Rua. Ma 21 lat, odznacza
się świeżą i błyskotliwą pamięcią, zdolną wychwycić każdy
szczegół. Przysłuchuje się rozmowie Papieża i Ks. Bosko. Na drugi
dzień towarzyszy Ks. Bosko w spotkaniu z Kardynałami i wielkimi osobistościami,
i zauważa nadzwyczajny szacunek, jaki wszyscy mu okazują.
Dwa
naglące zadania: jedno dla Ks. Bosko, drugie
– dla Michała
Kiedy
w kwietniu 1858 r. powrócili do Turynu, czekały dwie sprawy, które
trzeba było szybko załatwić. Jedną Ks. Bosko bierze na siebie,
a drugą powierza Michałowi. Wyjeżdżając do Rzymu Ks. Bosko
powierzył kierownictwo Oratorium ks.Vittorio Alasonattiemu, księdzu
pobożnemu, ale raczej surowemu, który był trzy lata starszy od niego
i przybył, aby mu pomóc. Ks. Bosko chciał zawsze, by Oratorium było
jak jedna wielka rodzina. Ks. Alasonatti, w czasie sześciomiesięcznej
nieobecności Ks. Bosko, przekształcił je w zdyscyplinowane koszary.
Ks. Bosko powiedział do Michała: "Trzeba jak najszybciej odbudować
tę wielką rodzinę. Pomyśl o tym". I oten zaczął myśleć. Starał
się "być księdzem Bosko".
Ks.
Bosko, który śledzi z uznaniem jego pracę, musi oddać się całkowicie
drugiej pilnej sprawie: teraz, kiedy został zachęcony przez Papieża,
musi założyć Zgromadzenie Salezjańskie. Wielu dobrych młodzieńców,
którym pomagał wzrastać, obiecało mu w przeszłości, że przy jego
boku poświęcą się najuboższej młodzieży, łącząc się w Towarzystwo.
Ale, gdy doszło do decydującego momentu, nie czuli się na siłach,
by na to przystać i pozostawili go samego. Teraz w miesiącach, które
miały nastać, musi nadrobić czas, spotkać się osobiście z tymi
młodymi, którzy wydają się być zdecydowani utworzyć pierwsze Towarzystwo
Salezjańskie. Musi odbyć z nimi częste spotkania, spokojnie z nimi
porozmawiać, udzielić wyjaśnień, rozwiać wątpliwości, przezwyciężyć
niepewności. Czasem mu się to udaje, jak to jest w przypadku Jana
Cagliero, czasami nie, jak to było w przypadku Józefa Buzzettiego.
Z
Michałem Rua nie musi nawet rozmawiać. W grudniu 1859 r., w dniach
bezpośrednio poprzedzających pierwsze, oficjalne spotkanie "kandydatów"
do Towarzystwa Salezjańskiego, Michał Rua odprawia rekolekcje, przygotowując
się do subdiakonatu w dniu 17 grudnia.
18
grudnia 1859 r. przypadła niedziela. Wieczorem osiemnastu młodzieńców
zgromadziło się w pokoiku Ks. Bosko, który w tym momencie stał
się salezjańskim Betlejem. Oto odbywało się spotkanie założycielskie
"Pobożnego Towarzystwa św. Franciszka Salezego", tj. Salezjanów.
Tych osiemnastu modli się, oświadczają, że chcąc utworzyć Towarzystwo,
aby uświęcić samych siebie i poświęcić życie opuszczonej i zagrożonej
młodzieży. Odbywają się pierwsze wybory. Ks. Bosko, założyciel,
został wybrany przez wszystkich na pierwszego Przełożonego Generalnego.
Subdiakon Michał Rua, liczący 22 lata, został wybrany na Kierownika
Duchowego Towarzystwa. Musi, wraz z Ks. Bosko, oddać się duchowej
formacji pierwszych Salezjanów. Michał nie przyjmuje tego nowego zadania
jako funkcji "ad honorem". Giulio Barberis, który znajduje się
wśród tych młodzieńców i uczęszcza na te jego lekcje formacji,
zaświadcza: "Był niezwykle gorliwy w przygotowywaniu się do lekcji
i zachęcaniu nas do nauki".8
Proroczy
list na stoliku
29
lipca 1860 r. Michał Rua został wyświęcony na kapłana.
Giovanni B. Francesia, który zawsze był przy jego boku, stwierdza:
"Jego przygotowanie było nadzwczajne. Spędził noc wigilii
przed święceniami na modlitwie i pobożnych medytacjach".9
Wieczorem tego świątecznego i bardzo ważnego dnia ks. Rua wchodzi
do pomieszczenia na poddaszu, które służyło mu za sypialnię, i
znajduje na stoliku list Ks. Bosko. Czyta: "Ujrzysz lepiej ode mnie
Dzieło Salezjańskie wykraczające poza granice Włoch i utrwalające
się w wielu części świata. Będziesz miał wiele pracy i wiele będziesz
cierpiał, ale wiedz, że tylko przez Morze Czerwone i pustynię dociera
się do Ziemi Obiecanej. Cierp z odwagą, ale również tutaj, na dole,
nie zabraknie ci pociech i pomocy ze strony Pana".
Po
staniu się "księdzem, Rua" żwawo zabiera się
do wszystkich obowiązków. Giovanni B. Francesia, któremu praca, jaką
wykonywał Rua, wydawała się nadmierna, powiedział
w tych dniach do Ks. Bosko: "Ale dlaczego ksiądz mu daje tyle do
roboty?". I usłyszał w odpowiedzi: "Ponieważ ks. Rua mam tylko
jednego".10
Z roku na rok Oratorium stawało się olbrzymim domem. Każdego roku
wzrastała liczba chłopców i to w sposób niewiarygodny. Ta dochodziła
do 800, z czego 360 to rzemieślnicy. Salezjanie, których także z
każdym rokiem przybywało, byli zaangażowani w szkołach, warsztatach
i asystowali na rozległych podwórzach. Tym, który się trudzi w sposób
szczególny i koordynuje pracę wszystkich, pod okiem Ks. Bosko, jest
ks. Rua.
Ks.
Giulio Barberis, stając się mądrym magistrem nowicjuszy, z perspektywy
lat zaświadcza: "W przypadku kogoś innego liczne zajęcia mogłyby
odciągnąć od modlitwy i osłabić ducha religijnego. W księdzu
Rua duch modlitwy i medytacja były jakby zakorzenione. Posłuszeństwo
swojemu Przełożonemu było godne podziwu. W tym czasie zaczął wieść
życie umartwienia i wyrzeczenia się samego siebie w sposób naprawdę
nadzwyczajny. Ja, który od niedawna nastałem w Domu Ks. Bosko, byłem
pod wrażeniem. Pamiętam, że gdy rozmawiałem z przyjaciółmi, wszyscy
byliśmy przekonani, że to był Święty. I także Ks. Bosko był o
tym przekonany i o tym nam mówił".11
Być
Księdzem Bosko w Mirabello Monferrato
W
1863 r. Ks. Bosko uczynił decudujący krok, gdy chodzi o jego
Dzieło. To dobrze funkcjonowało na Valdocco, ponieważ kierowała
nim charyzmatyczna i ojcowska osoba Ks. Bosko. Ale czy przeszczepione
w inne miejsce, bez Ks. Bosko, nadal będzie funkcjonować? Na wiosnę
tego roku Ks. Bosko odbył z ks. Rua, który liczył wówczas 26 lat,
poufne i poważne spotkanie. "Chcę cię prosić o wielką przysługę.
Za zgodą biskupa Casale Monferrato zdecydowałem się otworzyć "Małe
Seminarium" w Mirabello. Myślę posłać tam ciebie, byś nim pokierował.
Jest to pierwsze dzieło, które salezjanie otworzą poza Turynem. Tysiące
oczu będzie się nam przyglądać. Mam pełne zaufanie do ciebie. Dam
ci trzy pomoce: pięciu naszych najbardziej solidnych salezjanów, a
wśród nich ks. Bonettiego, który będzie twoim zastępcą; grupę
chłopców, wybranych spośród najlepszych, którzy udadzą się tam
z Valdocco, aby kontynuować swoją naukę i aby być dobrym zaczynem
wśród tych chłopców, których otrzymasz; i razem z tobą uda się
tam twoja mama".
Ks.
Rua wyjechał w październiku. Ks. Bosko napisał mu cztery
stronice cennych rad, które później zostaną zalecone każdemu nowemu
salezjańskiemu dyrektorowi: są one uważane za najbardziej przejrzysty
dokument systemu wychowawczego. Wśród nich było napisane: "Każdej
nocy musisz spać co najmniej sześć godzin. Staraj się najpierw,
by cię kochano, a nie żeby się ciebie bano. Straj się przebywać
wśród chłopców przez cały czas rekreacji. Jeżeli pojawią
się kwestie materialne, wydaj wszystko, co konieczne, aby zadośćuczynić
miłosierdziu" Ks. Rua podsumowuje wszystkie te rady, które dla niego
są rozkazami, jednym zdaniem: "W Mirabello będę się starał być
Księdzem Bosko".
Po
kilku miesiącach kronika Oratorium, pisana ręką ks. Ruffino,
odnotowuje: "Ks. Rua w Mirabello zachowuje się jak Ks. Bosko
w Turynie. Jest zawsze otaczany przez chłopców, pociągniętych jego
łagodnością i również dlatego, że zawsze opowiada im coś nowego.
Na początku roku szkolnego nakazuje nauczycielom, aby jak na razie
nie byli zbyt wymagający". Po dwóch latach "Małe Seminarium"wypełniło
się chłopcami, którzy rokowali dobre nadzieje co do powołań kapłańskich
dla diecezji Casale i Zgromadzenia Salezjańskiego. Wśród nich znajdował
się Luigi Lasagna, chłopiec bardzo żywiołowy, który później zostanie
drugim biskupem salezjańskim misjonarzem w Ameryce Południowej.
Latem
1865 r., gdy chodzi o Dzieło Salezjańskie na Valdocco, sprawy nie
układają się dobrze. Administrator generalny, ks. Alasonatti, znajduje
się na łożu śmierci; odejdzie 7 października. Czterech innych salezjanów,
spośród najbardziej wartościowych, wypada z gry z powodu zbyt stresującej
dla nich pracy. Liczba chłopców przekrocza 700. Budowa Sanktuarium
Maryi Wspomożycielki posuwa się bardzo szybko i domaga się coraz
większych wydatków. Ks. Bosko zmuszony jest żebrać, co czyni odbywając
podróże, organizując loterie i odpowiadając na ogrom korespondencji.
Potrzeba kogoś, kto dobrze obejmie tę całą sytuację: egzekwowanie
odpowiedniej dyscypliny, gdy chodzi o chłopców, zarządzanie materiałami
warsztatowymi i szkołami, czuwanie nad pracami związanymi z budową
Sanktuarium. Ks. Bosko zna tylko jedną osobę tego kalibru: ks. Rua.
I każe go natychmiast wezwać.
Ks.
Provera, wielki salezjanin, na wpół inwalida, któremu Ks. Bosko powierzał
zadania najbardziej delikatne i trudne, przybywa do Mirabello. Wchodzi
do dyrekcji Małego Seminarium i znajduje ks. Rua przy pisaniu jakiegoś
listu. "Ks. Alasonatti umiera. Jeżeli jesteś gotów, wyruszamy".
Ks. Rua wzywa Bonettiego i przekazuje mu urząd. Następnie żegna się
z chłopcami, którzy znajdują się w klasach. Obejmuje swoją mamę,
mówiąc do niej: "Ks. Bosko mnie wzywa. Ty tymczasem zostań tutaj,
kuchnia, szatnia potrzebuje ciebie. Dam ci znać, co dalej". Bierze
brewiarz i mówi do ks. Provery: "Jestem gotów, ruszamy".
Wirth
trafnie zauważa: "Doświadczenie z Mirabello posłuży do rozwoju
jego ducha osobistej inicjatywy, który byłby zbyt zachowawczy, gdyby
się nigdy nie oddalił od Ks. Bosko".12 Jednakże w działaniu
ks. Rua w Mirabello było jeszcze coś więcej: dowodziło ono, że
Dzieło Ks. Bosko mogło być przeszczepione, mogło żyć i prosperować
również bez fizycznej obecności Ks. Bosko, ponieważ dyrektorem była
osoba wartościowa pod względem salezjańskim: dlatego też doświadczenie
ks. Rua, które było sukcesem, otworzyło nieograniczone horyzonty
dla Dzieł Salezjańskich.
"Będziesz
Księdzem Bosko tutaj, w Oratorium"
Ks.
Rua przybywa na Valdocco bez rzgłosu. Ma miejsce długa rozmowa z Ks.
Bosko, który na koniec stwierdza: "Byłeś Księdzem Bosko w
Mirabello. Teraz będziesz nim tutaj, w Oratorium". Na jego delikatne
barki kładzie z zaufaniem wszelką odpowiedzialność: szkoły, warsztaty,
młodych salezjanów, by ich formować, zachęcać do studiów i zdawania
egzaminów, publikację Czytanek Katolickich, które każdego
miesiąca muszą dosięgnąć tysięcy abonentów, okazałą "fabrykę"
Sanktuarium, większość korespondencji do niego adresowanej, którą
ks. Rua musi przeczytać, odnotować i przekazać jakiemuś zaufanemu
salezjaninowi, aby ten na nią odpowiedział. "Ja muszą znowu udać
się do Rzymu w sprawie zatwierdzenia Reguł. Nie będzie mnie mnie
przeszło dwa miesiące i ze sobą zabieram ks. Francesię. Wszystko
ci pozostwiam. Wokół ciebie są wspaniali salezjanie. Rozejrzyj się,
jakie są ich zalety, wybierz ich i przeznacz do takiej pracy, jaką
uważasz dla nich za najlepszą. Oprócz swojej pracy, musisz koordynować
pracę innych".
Ks.
Rua wstaje bardzo wcześnie. Odprawia Mszę św, rozmyślanie na
klęczkach i modli się jak anioł. Następnie zabiera się
do pracy, a czyni to z takim skupieniem, jak tylko on to potrafi. Salezjanie
i chłopcy, którzy nie widzieli go od dwóch lat, zauważają, że
coś głębokiego zmieniło się w nim. Już nie jest jak dawniej "prefektem"
egzekwującym dyscyplinę. Pośród osiemdziesięciu chłopców w Mirabello
i siedmiuset na Valdocco nauczył się być jak Ks. Bosko: "dyrektorem-ojcem".
Ręka, która wydaje polecenia jest mocna, ale sposób serdeczny i przyjazny.
Obowiązków
jest doprawdy wiele. Kumulują się w miesiącach, w których
musi być zakończona budowa Sanktuarium Maryi Wspomożycielki:
jesień 1866 r., położenie ostatniego kamienia pod kopułę;
osiem wytężonych miesięcy prac związanych z wykończeniem wnętrza;
9 czerwca 1867 r. – uroczystość otwarcia z następującymi po niej
ośmioma dniami funkcji liturgicznych na najwyższych obrotach. "Przez
cały ten miesiąc czerwiec – odnotowuje A. Auffray – nie spał
więcej niż cztery godziny. Musiał wszystko przewidzieć, zorganizować,
o wszystkim zadecydować, czuwać nad wszystkim, kierować"13,
podczas gdy Ks. Bosko był zanurzony w tłumie ludzi, którzy chcieli
z nim porozmawiać, otrzymać jego błogosławieństwo, otrzymać od
Madonny łaski, złożyć ofiarę.
2. Ks. Rua
– "Żywa Reguła"
Cała praca
skończona. Czy kończy także ks. Rua?
Gdy
wszystkie prace związane z Sanktuarium zostały ukończone, wydawało
się, że kończy się także ks. Rua. Pewnego lipcowego poranka,
w czasie strasznego upału, panującego zwykle tego miesiąca w Turynie,
przy bramie Oratorium, chcąc wyjść, upadł w ramiona swojego przyjaciela,
który znajdował się obok niego. "Ostre zapalenie otrzewnej" –
orzekł lekarz, który został zaraz wezwany. "Nic nie da się zrobić.
Podajcie mu święte oleje". Penicylina dopiero miała być odkryta,
chirurgia była jeszcze u początków. Ks. Rua, z wysoką gorączką
i bardzo cierpiący, wzywał Ks. Bosko, ale ten był w mieście. Kazano
go poszukać. Kiedy przybył i powiedziano mu, że ks. Rua się kończy,
uczynił jakieś niezrozumiałe gesty. W kościele znajdowali się chłopcy,
którzy przybyli na miesięczny dzień skupienia i udał się tam bezpośrednio,
by ich wyspowiadać. "Bądźcie spokojni, ks. Rua nie odejdzie bez
mojego pozwolenia" – powiedział wchodząc do kościoła. Wyszedł
stamtąd bardzo późno i zamiast do szpitalika udał się, by spożyć
skromny posiłek, który był dla niego pozostawiony. Następnie skierował
się na górę, do pokoju, aby zostawić torbę z kartoteką, i w końcu,
kiedy wszyscy chodzili jak na szpilkach, udał się do chorego ks. Rua.
Widzi naczynie ze świętymi olejami i prawie że się zdenerwował:
"Kim jest ten dobry człowiek, który miał taki pomysł ". Następnie
siada przy ks. Rua i mówi do niego: "Słuchaj mnie dobrze. Ja tego
nie chcę, rozumiesz? Ja nie chcę, byś umarł. Musisz wyzdrowieć.
Posłuchaj mnie dobrze: również jeżelibyś wypadł przez okno w takim
stanie, jakim jesteś, nie umarłbyś".14 Francesia i Cagliero
widzieli i słyszeli wszystko,i umocnili się w przekonaniu, że Ks.
Bosko, który w snach rozmawiał z Madonną i wydzierał od niej niemożliwe
łaski, otrzymał zapewnienie, że "tego chłopca", jedynego, który
przeżył z jego braci, Maryja pozostawi przy nim do końca życia.
14
sierpnia 1876 r., po kolacji, pewien salezjanin zapytał go niespodzianie:
"To prawda, że wielu salezjanów zmarło z przepracowania?". Ks.
Bosko odpowiedział: "Jeżeli byłoby to prawdą, nie wyszłoby to
ze szkodą dla Zgromadzenia, a wprost przeciwnie… Ale to nie jest
prawdą. Jeden tylko mógłby zasługiwać na tytuł ofiary pracowitości
i tym jest ks. Rua, o czym doskonale wiecie. Ale, na nasze szczęście,
Pan nam go zachowa silnego i pełnego wigoru".15
Ks. Bosko
przekazuje mu swój umysł i swoje serce
Po
trzech tygodniach rekonwalescencji, ks. Rua powraca do zdrowia, łagodny
i silny jak przedtem, by nadal być najwierniejszy Ks. Bosko, który
powierza mu z roku na rok coraz ważniejsze obowiązki: wybór i formację
tych, którzy proszą o przyjęcie do Salezjanów, wyznaczenie współbraci
do różnych Dzieł, które są otwierane we Włoszech, pierwsza wizyta
w tych Dziełach w 1872 r., aby je ukierunkować i utrzymać na drodze
autentycznego ducha salezjańskiego. W 1875 r. dzieli z nim przygotowania
do pierwszej wyprawy misyjnej do Ameryki Południowej. W 1876 r. powierza
mu Dyrekcję generalną Córek Maryi Wspomożycielki, założonych cztery
lata wcześniej, po tym jak ks. Cagliero wyjechał na misje. Zabiera
go ze sobą w wielkie i bardzo uciążliwe podróże, które odbywa,
żebrząc we Francji i Hiszpanii. Dzień po dniu Ks. Bosko "czyni
z ks. Rua swojego następcę, który stanie na czele Zgromadzenia Salezjańskiego".
Bardziej przez zachowanie, niż przez słowa, przekazuje mu swoje myśli,
swoje poglądy, swój sposób rozwiązywania spraw, swoje całkowite
i pogodne zaufanie do Boga i Maryi Wspomożycielki. Zwłaszcza w czasie
ostatnich podróży Ks. Bosko wchodzi z nim w wielką zażyłość,
mówi mu o tereźniejszości i o przyszłości, o Zgromadzeniu Salezjańskim,
które jest dziełem Maryi. Obaj nie mogą uważać je za swoje dzieło,
a tylko kochać je i chronić od zła i od upadku, przybliżając współbraci,
zachęcając ich do zachowywania Reguł, jako drogi, która prowadzi
do zbawienia i do świętości. Jednym słowem: Ks. Bosko przekazuje
mu swój umysł i swoje serce. "Ks. Rua znalazł swoją drogę duchową
w kontemplacji Ks. Bosko".16
Stawać
się Ks. Bosko dzień po dniu
Pomimo
wielości swoich obowiązków we wszystkich tych latach ks. Rua pozostawał
zawsze Dyrektorem licznej rzeszy chłopców, którzy wypełniali Valdocco:
uczniowie, rzemieślnicy, aspiranci salezjańscy, bardzo młodzi salezjanie.
Ks. Rua czyni wysiłki, by we wszystkim "stać się Ks. Bosko",
także w swoim zewnętrznym zachowaniu. Oczywiście, wygląd fizyczny
i temperament są odmienne. "Jego styl bycia, jego głos, jego rysy,
jego uśmiech nie posiadały tego tajemniczego uroku Ks. Bosko, którym
ten przyciągał i czarował chłopców. Ale był dla wszystkich troskliwym
i serdecznym ojcem, zatroskanym o to, by zrozumieć, zachęcić, wesprzeć,
przebaczyć, oświecić, kochać", jak to już zaczął czynić w
Mirabello.17 I chłopcy z Valdocco, nieomylni "różdżkarze",
jak zresztą wszyscy młodzi świata, kiedy trzeba zrozumieć, kto ich
kocha, a kto natomiast "tylko udaje", poprzez konkretne fakty dali
poznać, że uznają go za ojcowskiego przyjaciela.
Obok
konfesjonału Ks. Bosko, w zakrystii Sankturaium Maryi Wspomożycielki,
znajdował się konfesjonał ks. Rua. I przez trzydzieści lat chłopcy
poszukiwali go każdego ranka, oblegając jego konfesjonał, prawie
jak ten Ks. Bosko. I kiedy ten cudownie wyzdrowiał z ciężkiej choroby
i nieśmiało pojawiał się pod portykami, był otaczany przez tłumy
rozentuzjazmowanych chłopców. W czasie rekreacji, jak to zwykł czynić
w Mirabello, znów był wśród chłopców, jako najbardziej wesoły
i najbardziej ruchliwy z salezjanów. Na początku nie omieszkał także
brać udziału w hałaśliwej grze zwanej "barra rotta", kucając
wśród maluchów z zamiarem oddania trafnego rzutu kręglem z terakoty;
albo też włączając się w chór chłopięcych głosów, śpiewał
z całej duszy i z niezmierną rozkoszą.
Kierować
podobną rzeszą chłopców, tworząc z nich wielką
rodzinę, jak tego zawsze chciał Ks. Bosko, nie zawsze było rzeczą
łatwą. Trzeba było zachęcić najlepszych, dodać im otuchy, by zakładali
grupy apostolskie, takie jak Towarzystwo Niepokalanej, Najświętszego
Sakramentu, św. Józefa, św. Alojzego, Ministrantów, ocenaić ich
na bazie pewnej ogólnej, sekretnej punktacji, wychwytując najlepszych
pod względem zachowania, godnych otrzymania małych nagród, dyskretnie
podając ich za przykład do naśladowania. To są te élites,
które pociagają masy! Ks. Rua i Salezjanie bardzo dobrze znali i wykorzystywali
te narzędzia wychowawcze, które Ks. Bosko stosował, jak oni byli
jeszcze chłopcami.
Trzeba
było również mobilizować
w ryzach najgorszych, którzy zawsze znajdą się w masie.
Aby to uczynić ks. Rua odbywał każdego tygodnia spotkania
z asystentami i nauczycielami. W dzienniku są naniesione sprawy, które
wymagały korekty, wzmianki o nieporządkach, którym trzeba było zapobiec
i wskazówki do przekazania. Do większości z nich ks. Rua ustosunkowywał
się w następnych dniach. Jeden z uczniów z tych czasów pisze: "Był
kochany, ponieważ wszystkich dobrze traktował. Także jeśli musiał
kogoś skorygować, upomnieć lub wymierzyć jakąś karę, umiał osłodzić
gorycz i wyrazić najpierw pochwałę pod adresem ganionego, przypominając
o jego poprzednich zasługach i nadziei odnośnie do niego rokowanej
na przyszłość. I winny był poruszony i skruszony, i obiecywał poprawę
jeszcze przed oficjalnym upomnieniem czy wymierzeniem kary, które zazwyczaj
już nie były konieczne i zostały zaniechane, co sprawiało wielką
radość temu, kto miał ich doznać, a który przez to jeszcze bardziej
kochał i podziwiał dobroć swojego przełożonego".18
Jakkolwiek,
byłoby błędem uważać Oratorium za miejsce, w którym trzeba
było uciekać się do kar, aby utrzymać chłopców
w odpowiednim porządku. Wśród tych chłopców wzrastali wielcy salezjanie,
którzy nieśli i mieli zanieść światło wiary do całej Ameryki
Południowej, aż po Biegun Południowy. Drugie pokolenie salezjanów,
które bardzo szybko rozprzestrzeniło się w dwunastu krajach Europy,
Ameryki i Azji, wzrastało w tej masie chłopców, którzy wypełniali
sale i grupy apostolskie, krzyczeli radośnie w czasie hałaśliwej
gry "barra rotta" i w kościele modlili się jak aniołki, w czasie
podwieczorku opróżniali koszyki z pachnącym chlebem, wypiekanym w
piecach ulokowanych poniżej Sanktuarium, a wieczorem wesoło śpiewali
pod gwieździstym niebem. To była plejada nazwisk bardzo wartościowych
"młodzieniaszków": Unia, Milanesio, Balzola, Gamba, Paseri, Rota,
Galbusera, Rabagliati, Fassio, Caprioglio, Vacchina, Forghino … aż
po "dzieciaki": Versiglia i Variara, których dzisiaj czcimy jako
świętych i błogosławionych. Byli wśród nich chłopcy, którzy
niczego nie musieli zazdrościć św. Dominikowi Savio.
W
1876 r. – pisze ks. Vespignani w swojej książce "Rok w szkole
Ks. Bosko" – z Brazylii przybył biskup Rio de Janeiro, Pietro Lacerda,
aby odwiedzić Ks. Bosko. Przeczytał o Dominiku Savio i był pod wrażeniem
tych nadzwyczajnych darów, jakimi Bóg go obdarzył. Przedstawił Ks.
Bosko pewne zaskakujące żądanie: chciałby porozmawiać z tymi chłopcami,
którzy byliby tacy porządni, jak Dominik, "ponieważ – stwierdził
biskup – potrzebuję, aby rozwiali pewne moje obawy, które mam odnośnie
do mojej odpowiedzialności przed Bogiem". Ks. Bosko poprosił o wystąpienie
pięciu chłopców o pogodnych obliczach, odnoszących się z szacunkiem
do Biskupa, otwartych i szczerych".19 Biskup Rio przedstawił
im swoją sytuację: ogromne miasto, prawie milion dusz do zbawienia,
niewielu kapłanów, wielu nieprzyjaciół Boga, zrzeszonych w sektach;
podczas gdy przepowiadał, został obrzucony kamieniami… Czy on Biskup
ponosił za to odpowiedzialność, winę?… Byli prawie że oszołomieni
tym strasznym obrazem. "Ale wszyscy mnie rozgrzeszyli z wszelkiej
winy – powiedział mi Biskup – i zdjęli ze mnie wszelki ciężar
odpowiedzialności, obiecując mi modlitwę".20 Byli to
chłopcy, którzy żyli na Valdocco pod serdecznym wejrzeniem Ks. Bosko
i ks. Rua. Jakkolwiek Ks. Bosko zrozumiał, że funkcja "korektora"
mogła zaszkodzić osobie ks. Rua, w którym powinno jaśnieć tylko
łagodne i serdeczne ojcostwo, aby mógł się stać jak najszybciej
"drugim Ojcem" Zgromadzenia. I ta funkcja została powierzona innym
salezjanom.
"Reguły"
zatwierdzone przez Rzym stają się drogą
świętości
3
kwietnia 1874 r. na Valdocco wielkie święto: telegram, jaki Ks. Bosko
przesłał z Rzymu, donosił, że Stolica Apostolska definitywnie zatwierdziła
"Reguły" Pobożnego Towarzystwa św. Franciszka Salezego. Salezjanie
zrodzili się oficjalnie w Kościele i stanęli u boku wielkich rodzin
zakonnych, które powstały na przestrzeni wieków: Benedyktynów, Franciszkanów,
Dominikanów i Jezuitów… Ta "wycierpiana" książeczka, licząca
47 stron, podzielonych na 15 rozdziałów, była drogą, jaką Pan,
poprzez Papieża, wskazał Salezjanom jako "drogę świętości".
Wśród tych 15 rozdziałów wyróżniały się trzy główne, które
określały linie konsekracji zakonnej poprzez śluby posłuszeństwa,
ubóstwa i czystości. W liście, w którym przedstawiał Reguły swoim
synom, Ks. Bosko pisał: "W zachowywaniu Reguł opieramy się na podstawach
stałych, pewnych i możemy powiedzieć – nieomylnych, jako że nieomylny
jest osąd Najwyższego Przywódcy Kościoła, który je zatwierdził".
Od
tego momentu – zeznają świadkowie – ks. Rua był
najbardziej wierny w ich przestrzeganiu. Wszelki nakaz był przez niego
przekładany na praktykę z nadzwyczajną dokładnością. Był nawet
określany mianem "chodzącej Reguły". Dla niego nie było
nakazów bardziej czy mniej ważnych. Twierdził: "Żadna rzecz nie
może być uważana za małą, jeśli jest zawarta w Regule".
Ks.
Giulio Barberis w czasie procesu beatyfikacyjnego ks. Rua zaświadczył:
"Kiedy Reguły zostały zatwierdzone przez Stolicę Świętą, wyobrażał
sobie, że to sam Pan je przekazał i byłoby rzeczą wielce naganną,
gdyby przekroczył chociażby jedną z nich… Ani ja, ani moi towarzysze,
z którymi rozmawiałem, nie możemy potwierdzić, że widzieliśmy
go nieposłusznego odnośnie do jakiejś rzeczy… Zawsze godna podziwu
była jego gotowość do posłuszeństwa, także w przypadku małych
reguł, gdy na przykład chodziło o milczenie… Nie myślał o niczym
innym, jak tylko o zniweczeniu w sobie własnej woli, aby we wszystkim
pełnić wolę Pana".21 "Mówił nam z naciskiem, że
Pan nie żąda od nas nadzwyczajnych rzeczy, ale doskonałości w małych
rzeczach, chce wykonania każdej reguły, nadając każdej regule najwyższe
znaczenie; to jest środek, aby wznieść wielką budowlę świętości".22
Ks.
Giovanni B. Francesia, jego towarzysz od pierwszych dni pobytu w Oratorium
i bardzo bliski przyjaciel, wyznaje: "Był niezwykle przykładny
w zachowywaniu Reguł naszego Pobożnego Towarzystwa… Posłuszeństwo
Regułom było ponad wszelkie inne rozumienie. Z miłości, którą
żywił do Reguł, wypływały z jego serca bardzo czułe słowa: "Bóg
dał nam kodeks, który jest dla nas przewodnikiem na drogach do Raju.
Kochajmy bardzo ten kodeks, radźmy się go często i kiedy kończymy
go czytać, ucałujmy go w geście miłości i wdzięczności wobec
Boga’".23
"Ks. Rua
przyglądał się uważnie mnie, a ja uważnie przyglądałem się jemu"
Ks.
Giuseppe Vespignani, który będzie wielkim salezjaninem i misjonarzem
w Ameryce Południowej, przybył na Valdocco w 1876 r. Ten młody, 23-letni
kapłan, przybył z Faenzy, aby zostać z Ks. Bosko. W swojej prostej
książce "Rok w szkole Ks. Bosko" przedstawił nam żywy obraz
działalności ks. Rua, którego był jednym z sekretarzy w pierwszych
latach. Z wrażliwością, jaką ogólnie nie przejawia ten, kto przeżywa
zwyczajnie każdy dzień, ujął atmosferę i środowisko Valdocco,
ożywiane obecnością dwóch świętych: Ks. Bosko i ks. Rua.
"Już
od pierwszego dnia – pisze – całym sercem poddałem się pod rozkazy
mojego drogiego przełożonego, ks. Rua. Ileż rzeczy nauczyłem się
w tej jego szkole: pobożności, miłosierdzia, działalności salezjańskiej!
Jego katedra była katedrą nauki i świętości, ale była przede wszystkim
szkołą formacji salezjańskiej. Z każdym dniem coraz bardziej podziwiałem
u ks. Rua punktualność, niezmordowaną stałość, zakonną doskonałość,
wyrzeczenie, złączone ze słodką łagodnością. Ileż miłości,
ileż taktu, aby wprowadzić swojego podwładnego w sprawy biura, które
chciał mu powierzyć! Jakże delikatne obserwowanie, jakaż przenikliwośc
umysłu w poznaniu i doświadczeniu uzdolnień, aby potem je kształtować
w taki sposób, by uczynić je użytecznymi dla Dzieła Ks. Bosko! …
Biuro
ks. Rua było miejscem pobożności i modlitwy. Jak tylko się do niego
wchodziło, swoją pracę zaczynał od pobożnego odmówienia "Ave
Maria", odczytując następnie krótką myśl św. Franciszka Salezego,
i kończył w ten sam sposób, lekturą naszego Świętego i "Ave
Maria". Rano na biurku miał przygotowaną stertę listów, które
opatrzył uwagami. Często były to dopiski samego Ks. Bosko, który
zlecał ks. Rua szybkie załatwienie jakichś spraw, darmowe przyjęcie
chłopców, napisanie podziękowania za nadesłane ofiary, rozpatrzenie
podań aspirantów. Ja odpowiadałem, zgodnie ze wskazówkami poczynionymi
na marginesie, czując się szczęśliwym, że mogę wyrazić myśli
i uczucia Przełożonych, a także naśladować ich styl, zwięzły,
prosty i treściwy, który, jak odkryłem, jest typowy dla salezjanów.
W ten sposób ks. Rua przygladał się uważnie mnie, aby uczynić mnie
przydatnym w wykonaniu obowiązków mojego powołania; ale ja również
przyglądałem się uważnie jemu, a przez niego – Ks. Bosko, którego
jawił się wiernym tłumaczem i żywym wizerunkiem w każdym calu swojego
zachowania… Sama praca była przeplatana i zaprawiana uczuciami pobożności,
jako że wszystkie te dopiski Ks. Bosko i ks. Rua, które miałem uwzględnić,
odpowiadając na listy, zasadzały się na wierze i zaufaniu do Boga
i Maryi Najświętszej: to były prawdziwe bodźce do modlitwy, do poddania
się woli Bożej, do czerpania wszystkiego z rąk Boga, do zażywania
Boskiej dobroci; dodawały pociechy, zachęty, obiecywały modlitwę,
zapewniały o modlitwach chłopców i błogosławieństwie Ks. Bosko.
Nierzadko zawierały opinie i sugestie odnośnie do powołania, informacje
o warunkach przyjęcia do grona aspirantów czy dzieci Maryi… Było
to więc dla mnie ćwiczenie się w prawdziwym apostolacie pobożności
i miłości chrześcijańskiej, jak i udział w najwyższym zarządzaniu,
albo inaczej – generalnej dyrekcji całego Dzieła Ks. Bosko.
Oprócz
tego ten pokój był często odwiedzany przez Salezjanów i Dyrektorów,
Współpracowników w różnych sytuacjach, jak również –
przez chłopców. Jeżeli nie chodziło o jakieś poufne sprawy,
również sekretarz mógł usłyszeć wypowiedzi odwiedzających,
kompletując swoją wiedzę na temat wewnętrznego i zewnętrznego ruchu
związanego z Oratorium, i ucząc się, w jaki sposób należy szukać
chwały Bożej w każdej rzeczy i dla dobra dusz… Pokój-biuro ks.
Rua był dla mnie wielkim punktem odniesienia, gdzie mogłem zaobserwować
całe, charakterystyczne życie Towarzystwa Salezjańskiego; był jak
mostek wielkiego okrętu, na którym znajduje się kapitan, który śledzi
kierunek rejsu, aby uniknąć skał i pewnie wypatrywać lądu, i skąd,
na mocy swojej władzy, wydaje rozkazy dla wszystkich swoich ludzi …
Przy ks. Rua kształtowała się moja wielka i piękna idea o całym
Zgromadzeniu i całym Dziele Ks. Bosko".24
Z
góry ks. Vespignani mógł obserwować podwórza przepełnione
chłopcami, którzy, w towarzystwie swoich asystentów, oczekiwali na
różnorodne gry i zabawy, i radosne rozmowy. I kontynuuje: "Zrozumiałem,
że księża i klerycy w szkole kierowali się pewnym szczególnym systemem
czy metodą, aby zachęcić swoich uczniów do wykonywania obowiązków.
To samo dotyczyło warsztatów. Księdzu Rua bardzo leżała na sercu
formacja kleryków, których nauka filozofii i teologii była przedmiotem
jego szczególnej troski. ‘Oto jak pracują – pomyślałem
– wszyscy ci salezjanie: księża, klerycy i koadiutorzy, połączeni
zgodnie jednym zamiarem i jednym celem zbawienia dusz’".25
Nauczył się także stylu, w jakim się
żyło u Salezjanów. Kiedy ks. Rua wysłał go do prefekta, ks.
Bologna, aby podał swoje dane, by można je było wprowadzić do ogólnego
rejestru, ks. Bologna, dowiadując się o jego młodym wieku, spojrzał
na niego i odezwał się z uśmiechem: "Jakże to, i ksiądz wykonuje
takie poważne rzeczy? (wtedy w seminariach uczono, by księża zawsze
zachowywali "powagę księżowską"). Te słowa kazały mi się
zastanowić nad wyrazem twarzy, jaki powinienem przybrać; nad słowami
i stylem bycia, aby było to postawa salezjanina i prawdziwego syna
Ks. Bosko. Wokół mnie wszyscy się uśmiechali, łącznie z Ks. Bosko:
wszyscy spoglądali na mnie i wychodzili mi na spotkanie jak przyjaciele
i bracia, wydawali się być dobrymi znajomymi i starymi przyjaciółmi".26
"Przeczytałem
w Regułach, że od czasu do czasu wypada, aby Salezjanie porozmawiali
ze swoim Przełożonym i Ojcem o sprawach duchowych". Ale Ks. Bosko
był bardzo zajęty i poprosił ks. Rua, który był Dyrektorem, aby
z nim porozmawiał. Ten musiał udać się na Valsalice, aby spowiadać
chłopców. Powiedział do niego: "Weź swoją czapkę i idziemy.
W drodze porozmawiamy". "Oto jak przebiegło pierwsze sprawozdanie".
Ks. Rua zapytał go, co w tych pierwszych dniach zrobiło na nim najlepsze
wrażenie. "To, co wywołało mój największy podziw, to nie tylko
ujrzenie świętości Ks. Bosko, ale również fakt znalezienia w każdym
miejscu przełożonych, tak bardzo z nim zjednoczonych, więcej, i to
trzeba stwierdzić, tak bardzo do niego podobnych w zachowaniu, w sposobie
wykonywania pracy, traktowania innych, tak że właściwie we wszystkim
i przez wszystko można rozpoznać ducha Założyciela i Ojca". "Masz
rację, mój drogi. Ta jedność myśli, uczucia i metody pochodzi z
wychowania rodziny, które Ks. Bosko nam przekazał, zdobywając nasze
serca i składając w nich cały swój ideał. A coś nieprzyjemnego?"
"Dla mnie wszystko było budujące. Ministranci, orkiestra, a zwłaszcza
Towarzystwa św. Alojzego, św. Józefa, Najświętszego Sakramentu…
Ich członkowie mają zbawienny wpływ na swoich kolegów".27
Ręka Ks.
Bosko w ręku ks. Rua
Od
1875 r. do 1885 r. Ks. Bosko przeżywa swoje najbardziej wytężone
dziesięciolecie, ale nieuchronnie spala się także jego życie.
Obok niego, stając się coraz bardziej jego prawą ręką, pracuje
intensywnie i w milczeniu ks. Rua, podejmując coraz bardziej odpowiedzialne
obowiązki. Dzień po dniu staje się w oczach wszystkich "drugim
Ks. Bosko". W 1875 r. udaje się do Ameryki Południowej pierwsza
salezjańska wyprawa misyjna. W następnych latach Ks. Bosko zakłada
Współpracowników Salezjańskich i zapoczątkowuje "Biuletyn Salezjański";
na misje wyjeżdżają także pierwsze Córki Maryi Wspomożycielki,
których ks. Rua był Dyrektorem generalnym; ks. Jan Cagliero zostaje
pierwszym Biskupem salezjaninem, a ks. Rua został wybrany przez Papieża
"Wikariuszem" Ks. Bosko, gotowym, by go zastąpić. I to on, w nocy
z 30 na 31 stycznia 1888 r. bierze rękę umierającego Ks. Bosko i
pomaga mu po raz ostatni udzielić błogosławieństwa Rodzinie salezjańskiej.
Tę rękę, którą Ks. Bosko podał mu jako chłopcu, mówiąc: "Weź
Michałku, weź ", teraz trzyma po raz ostatni Michałek, który stał
się jego wikariuszem; ten przekazuje mu wszystko, wszystko to, co zrealizował
na ziemi dla Królestwa Bożego.
3. Ks. Rua:
wierność życiu konsekrowanemu "przez całe
życie"
W
liście, wysłanym 30 grudnia do wszystkich Salezjanów w celu przekazania
najświeższych wiadomości na temat zdrowia Ks. Bosko, ks. Rua napisał:
"Wczoraj wieczorem, kiedy mogłem z nim rozmawiać z mniejszą
trudnością, podczas gdy biskup Cagliero, ks. Bonetti i ja otoczyliśmy
jego łóżko, powiedział między innymi: Polecam Salezjanom
nabożeństwo do Maryi Wspomożycielki i częstą
Komunię. Ja wtedy dodałem: To mogłoby posłużyć
za wiązankę na nowy rok, do przesłania do wszystkich naszych Domów.
A on odpowiedział: Niech to będzie na całe
życie".28 Każda sugestia Ks. Bosko była dla ks.
Rua rozkazem. Te słowa, które miały znaczyć dalszy ciąg tego samego,
spójnego życia, ks. Rua wyrył w sercu: były one drogami, poprzez
które Ks. Bosko nakazał mu prowadzić Zgromadzenie "przez całe
życie". Ks. Rua, jak zawsze, był wierny temu nakazowi: Jezus, Eucharystia,
Maryja Wspomożycielka wraz trzema ślubami i całkowita wierność
Ks. Bosko. I poza słowem, swoim heroicznym przykładem nieustannie
świadczył, że taka jest salezjańska droga do świętości.
Owocna wierność
Ks. Bosko
Nie
tylko jeden Kardynał w Rzymie, po śmierci Ks. Bosko, która nastąpiła
31 stycznia 1888 r., był przekonany, że Zgromadzenie Salezjańskie
bardzo szybko się rozpadnie; ks. Rua liczył dopiero 50 lat. Lepszą
rzeczą byłoby wysłać do Turynu papieskiego Komisarza, który dołączyłby
Salezjanów do jakiegoś innego Zgromadzenia, o wypróbowanej tradycji.
"W wielkim pośpiechu – zaświadcza pod przysięgą ks. Barberis
– biskup Cagliero zwołał Kapitułę (to znaczy Radę Wyższą Zgromadzenia),
złożoną ze starszych salezjanów, i skierowano list do Ojca Świętego,
w którym wszyscy Przełożeni i starsi oświadczają, że wszyscy zgodnie
opowiadają się za ks. Rua, jako Przełożonym, i nie tylko mu się
podporządkowują, ale go akceptują z wielką radością. Ja byłem
wśród niżej podpisanych… Dnia 11 lutego Ojciec Święty zatwierdził
ks. Rua na urzędzie Przełożonego na okres dwunastu lat, zgodnie z
wymogiem Konstytucji ".29
Papież
Leon XIII znał osobiście ks. Rua i wiedział, że Salezjanie
pod jego kierownictwem będą w stanie kontynuować swoje posłannictwo.
I tak się stało. Salezjanie i dzieła salezjańskie się pomnożyły,
jak chleby i ryby w rękach Jezusa. Ks. Bosko za swojego życia założył
64 dzieła, ks. Rua – 341. Salezjanów w chwili śmierci Ks. Bosko
było 700; za ks. Rua, w czasie 22 lat jego zarządu, ich liczba sięgnęła
4.000. Misje, których tak bardzo pragnął i które zapoczątkował
Ks. Bosko, za jego życia obejmowały Patagonię i Ziemię Ognistą;
ks. Rua zwielokratnia działalność misyjną, Salezjanie docierają
do puszcz Brazylii, Ekwadoru, Meksyku, Chin, Indii, Egiptu i Mozambiku.
Aby
na tych odległych obszarach nie umniejszyła się wierność Ks.
Bosko, ks. Rua nie boi się podróżować wzdłuż i
wszerz, w niewygodnych pociągach tamtych czasów, zawsze w klasie dla
plebsu. Całe jego życie było utkane podróżami. Zaświadcza ks.
Barberis: "W tych różnych swoich pielgrzymkach bierze mnie za towarzysza.
Ks. Rua docierał do swoich Salezjanów, gdziekolwiek ci się znajdowali,
mówił im o Ks. Bosko, rozpalał w nich jego ducha, dowiadywał się
po ojcowsku, ale dokładnie, o życiu współpraci i funkcjonowaniu
Dzieł, i na piśmie pozostawiał dyrektywy oraz napomnienia, pragnąc,
aby kwitnęła wierność Ks. Bosko". "Nie tylko zabiegał o dobro
Zgromadzenia od wewnątrz – kontynuuje swoje zeznanie ks. Barberis
– ale jego główna myśl to coraz lepsza konsolidacja Zgromadzenia
od zewnątrz. W tym celu w 1893 r. zabiera ze sobą mnie i dwóch innych
przełożonych i kieruje się do Rivalta Torinese, aby wspólnie omówić
środki, pozwalające na lepszy rozwój Zgromadzenia, wprowadzić poprawki
do regulaminów, dołączając inne artykuły, które są uważane za
konieczne".30
Jezus: pokarm
Eucharystii i miłosierna miłość w Jego Sercu
W
liście-testamencie, skierowanym do wszystkich Salezjanów przed śmiercią,
ks. Bosko pisze: "Wasz pierwszy Przełożony umarł, ale nasz prawdziwy
Przełożony, Jezus Chrystus, nigdy nie umiera. On zawsze będzie naszym
Mistrzem, naszym przewodnikiem, naszym wzorem; lecz pamiętajcie, że
w swoim czasie także będzie naszym sędzią i nagrodzi naszą wierność
w jego służbie".31
O
tym, już od dzieciństwa, był przekonany Michał Rua.
W liście okólnym, który skierował 21 listopada 1900 r., przywołuje
i komentuje te słowa, pisząc do wszystkich Salezjanów: "Cóż jest
bardziej wzniosłego na świecie od naszego wychwalania oraz poznania
i wychwalania przez innych bezmiernej miłości Jezusa w darze odkupienia;
cóż bardziej wzniosłego od naszego wychwalania oraz poznania i wychwalania
przez innych miłości Jezusa w jego narodzinach, w jego życiu, w jego
nauce, w jego przykładzie, w jego cierpieniu…, w ustanowieniu Najświętszej
Eucharystii, w znoszeniu jego najboleśniejszego męczeństwa, w pozostawieniu
nam Maryi jako matki, w śmierci za nas… i, powiedziałbym, jeszcze
dobitniej – w woli pozostania z nami aż do końca czasów w najczcigodniejszym
Sakramencie Ołtarza".32
Na
temat jego miłości do Jezusa i Eucharystii świadkowie, zeznający
w czasie procesu beatyfikacyjnego, wypowiadają się jednoznacznie.
Ks. Giovani B. Francesia i ks. Barberis utrzymują, że gdy przybył
do jakiegoś domu salezjańskiego, jego pierwszym żądaniem było:
"Zaprowadźcie mnie do Gospodarza domu". I przez to miejsce rozumiał
kościół, w którym długo klęczał przed tabernakulum. Ks. Francesia
dodaje, że często spędzał "większą część nocy", aby dotrzymać
towarzystwa – jak zwykł mawiać – Osamotnionemu w Tabernakulum.
I dalej zaświadcza: "Chciał, aby Najświętszy Sakrament stanowił
centrum wszystkich naszych serc. Powtarzał: Stwórzmy tabernakulum
w naszym sercu i bądźmy zawsze zjednoczeni z Najświętszym Sakramentem".33
Święto
Najświętszego Serca Pana Jezusa, ustanowione w 1856 r., krzewiło
coraz bardziej w świecie chrześcijańskim kult tego symbolu miłosiernej
miłości Jezusa. Papież Leon XIII dodaje szczególnego bodźca temu
kultowi i zwłaszcza w dniach, które znaczyły przełom XIX i XX wieku,
wzywa wszystkich chrześcijan do poświęcenia się Sercu Jezusowemu,
i sam układa formułę konsekracji. Ks. Rua chce, aby w noc z 31 grudnia
1899 r. na 1 stycznia 1900 r. Salezjanie, Córki Maryi Wspomożycielki,
Współpracownicy i młodzież odmówili ten akt oddania. Wraz z Przełożonymi
wyższymi, Salezjanami i młodzieżą spędził tę noc na modlitwie
w Sanktuarium Maryi Wspomożycielki, a jego głos, złączony z głosem
wszystkich obecnych, wypowiedział powoli i uroczyście ten akt Poświęcenia.
"Wszystko,
co mamy, zawdzięczamy Maryi Wspomożycielce
Michsł
Rua zostaje pierwszym Salezjaninem w dniu Zwiastowania. Przypomina o
tym on sam w zeznaniu do Procesu beatyfikacyjnego Ks. Bosko: "W 1855
r., w dzień Zwiastowania Najśw. Maryi Panny, ja, jako pierwszy, po
drugim roku filozofii, złożyłem śluby na rok". Żyjąc przez 36
lat u boku Ks. Bosko, przyswoił jego ducha, którego zasadniczym elementem
było nabożeństwo do Maryi Wspomożycielki. Świadek, Lorenzo Saluzzo,
stwierdza: "Przypominam sobie zwłaszcza te słowa, które usłyszałem
od Sługi Bożego: "Nie można być dobrym Salezjaninem, jeśli nie
jest się czcicielem Maryi Wspomożycielki".34
Ks.
Bosko wybudował Sanktuarium Maryi Wspomożycielki, ks. Rua kazał
je odnowić, upiększyć, ozdobić. Zgodę na uroczystą "koronację"
obrazu Maryi Wspomożycielki, jaka miała miejsce w Sanktuarium na Valdocco
w 1903 r., otrzymał od Papieża, a samej koronacji dokonał Kardynał
Richelmy, Legat papieski. Dnia 17 lutego ks. Rua oznajmił Salezjanom
o tym wielkim wydarzeniu, mówiąc: "Starajmy się być bardziej godni
naszej niebieskiej Matki i Królowej, i wypraszajmy u Niej, z coraz
większą gorliwością, łaski i Jej matczyną opiekę. Ona cudownie
inspirowała i prowadziła naszego Ks. Bosko we wszystkich jego
wielkich przedsięwzięciach. Ona nie przestaje roztaczać tej matczynej
pieczy nad wszystkimi naszymi dziełami, dlatego też możemy powiedzieć
za Ks. Bosko, że wszystko, co mamy, zawdzięczamy Najświętszej Maryi
Wspomożycielce".35 Na dzień koronacji, 17 maja, przybyły
wielkie tłumy ludzi. Zaświadcza Melchiorre Marocco: "Ks. Ubaldi
i ja towarzyszyliśmy Legatowi Papieskiemu, tak więc mogliśmy się
przyjrzeć pawdziwie ekstatecznej postawie ks. Rua, który w momencie
nałożenia przez Jego Eminencję świetych koron na głowę Dzieciątka
i Madonny, wybuchnął niepohamowanym płaczem; była to rzecz, która
nas bardzo zaskoczyła, jako że znaliśmy jego całkowite panowanie
nad sobą, którym się odznaczał".36
Dnia
19 czerwca, relacjonując te wydarzenia wszystkim Salezjanom na świecie,
ks. Rua napisał: "Miło mi pomyśleć, że koronacja cudownego Wizerunku
Maryi Wspomożycielki przyniesie Salezjanom, rozsianym po całym świecie,
jak najobfitsze owoce. Ona wzmocni naszą miłość, naszą pobożność
i naszą wdzięczność wobec naszej niebieskiej Patronki, której jesteśmy
dłużnikami za całe to dobro, jakiego mogliśmy dokonać… W czasie
naszych pamiętnych uroczystości imię Maryi Wspomożycielki będzie
zawsze złączone z imieniem Ks. Bosko, który za cenę niewymownych
ofiar wzniósł to Sanktuarium; który słowem i piórem był apostołem
Jej kultu, a w Jej wszechpotężnym wstawiennictwie złożył wszelką
ufność. Jakże pięknym spektaklem jest widok tak licznych pielgrzymów,
którzy po modlitwie w kościele, udają się zwiedzić z głęboką
czcią pokoje Ks. Bosko! Nie wątpię co do tego, że ze wzrostem wśród
Salezjanów kultu Maryi Wspomożycielki, wzrośnie także szacunek i
miłość do Ks. Bosko, nie mniej jak zaangażowanie, pozwalające zachować
jego ducha i naśladować jego cnoty".37
My,
Salezjanie, zawdzięczamy księdzu Rua codzienne odmawianie modlitwy
oddania Maryi Wspomożycielce po rozmyślaniu, a także procesję
z figurą Maryi Wspomożycielki ulicami Turynu, która odbyła
się po raz pierwszy w 1901 r., a która bardzo szybko stała się
piękną i czcigodną tradycją dla miasta i całego Piemontu.
W
notatkach do jego kazań, skierowanych do ludu, czytamy: "We wszystkich
potrzebach uciekajmy się do Najświętszej Maryi, jako naszej
obrończyni; jeszcze się taki nie znalazł, który by na próżno
się do Niej uciekał. Tak więc szczęśliwi jesteśmy, że jesteśmy
dziećmi takiej Matki… Czcicjmy Ją, kochajmy Ją i sprawmy, by była
kochana przez wszystkich; czyńmy wysiłki, aby była znana jako wsparcie
chrześcijan, uciekajmy się do Niej, jako skutecznej ochrony przed
chorobami, w przeciwnościach losu, w rodzinach, które żyją
w niezgodzie, aby zapobiec pewnym groźnym skandalom, w państwach,
w miastach. Ale jeżeli chcemy złożyć hołd naprawdę Jej miły,
zatroszczmy się w sposób szczególny o młodzież… Przede wszystkim
zaś otoczmy troską młodzież ubogą".38
Córki
Maryi Wspomożycielki, nazywane "siostrami Ks. Bosko", zostały
założone przez tego Świętego w 1872 r. i były przez niego nazywane
"żywym pomnikiem jego wdzięczności względem świętej Dziewicy".39
Ich liczba rosła bardzo szybko i świadczyły niewymierne dobro dla
młodzieży biednej i z marginesu. Ks. Rua, wielki czciciel Maryi Wspomożycielki,
łączył ściśle Jej imię z imieniem Jej "Córek". W chwili śmierci
Ks. Bosko Przełożona Generalna, Matka Daghero, napisała do ks. Rua,
powierzając mu z pełnym zaufaniem Instytut CMW. On, który widział,
jak ten Instytut się rodzi i śledził jego stopniowy rozwój, bierze
go pod swoją opiekę, jako święte dziedzictwo pozostawione mu przez
Ks. Bosko i poprzez niezmordowaną pracę napełnia go obficie bogactwem
swojej myśli i swojego serca.
Jego
osobę spotyka się na każdej stronicy historii CMW, przez
okres przeszło dwudziestu lat. Jest to czas znaczony szczególną
ekspansją dzieła i jego rozwojem. Zostają otwarte domy
w wielu krajach Europy, w Palestynie, w Afryce i w różnych republikach
Ameryki. Powstają nowe dzieła, podyktowane wymogami czasów, zwłaszcza
w zakresie opieki nad młodymi robotnicami; zostają otwarte nowe placówki
misyjne; polepsza się organizacja szkół.
W
czasie swoich podróży ks. Rua odwiedza także domy CMW: wszędzie
pozostawia swoje słowo o Świętym, oświeca, wspiera, prowadzi. Wszędzie
interesuje się każdą rzeczą, nigdy się nie nuży, ani się nie
spieszy. Udziela wskazówek i rad zawsze i wyłącznie ukierunkowanych
na szukanie dobra. Jego listy, kreślone pismem wyraźnym i drobnym,
nawet na skrawkach papieru, odzwierciedlają prostotę i charakter wnętrza.
Posłuszeństwo
Poświęcenie
się Bogu każdego zakonnika wyraża się w ofierze złożonej
z siebie przez zachowanie rad ewangelicznych: posłuszeństwa, ubóstwa
i czystości. Pierwszą z tych rad w tradycji salezjańskiej jest posłuszeństwo.
Z
końcem 1909 r. ks. Rua liczył już 72 lata, a jego zdrowie
było poważnie osłabione. 1 stycznia tego roku skierował swój
przedostatni list do wszystkich Salezjanów. Pisze w nim: "Konstytucje,
które wyszły z ojcowskiego serca Ks. Bosko, zatwierdzone przez Kościół,
nieomylny w swoim nauczaniu, niech będą waszym przewodnikiem, waszą
obroną w każdym niebezpieczeństwie, w każdej wątpliwości i trudności.
Za św. Franciszkiem z Asyżu mówię wam: Szczęśliwy jest ten zakonnik,
który zachowuje swoje święte Reguły. One są księgą życia, nadzieją,
istotą Ewangelii, życiem doskonałości, kluczem do Raju, paktem naszego
przymierza z Bogiem".40
Przez
całe życie ks. Rua przejawiał całkowite posłuszeństwo i to
do tego stopnia "absolutne", że Ks. Bosko czasem z niego żartował.
W zeznaniu do procesu beatyfikacyjnego Przełożony Generalny ks. Filip
Rinaldi zaświadczył: "Ks. Bosko zwykł mawiać: ‘Księdzu Rua
nie można wydawać poleceń, także na żarty’, tak wielka była
jego gotowość do wykonania jakiejkolwiek rzeczy, jaką nakazał Przełożony…
Dla ks. Rua posłuszeństwo było bardzo łatwe, ponieważ był dogłębnie
pokorny. Pokorny w zachowaniu, pokorny w słowach, pokorny wobec wielkich
i małych".41
A jednak również pokorne posłuszeństwo ks. Rua było poddane ciężkim
próbom. Od Stolicy Apostolskiej otrzymał dwa nakazy, które do żywego
dotknęły jego wrażliwość.
Do
1901 r. "przełożeni i dyrektorzy salezjańscy,
wierni przykładowi Ks. Bosko, widzieli dużo korzyści w tym, że mogą
oni sami spowiadać zarówno zakonników, jak i uczniów z domu. Ks.
Rua spowiadał w Oratorium i w innych miejscach, będąc dogłębnie
przekonany, że ta tradycja jest jedną z podstaw metody salezjańskiej.
Dlatego też był boleśnie zaskoczony, kiedy na mocy dekretu z 5 lipca
1899 r. zostało zabronione dyrektorom domów w Rzymie spowiadanie uczniów.
Według Świętego Oficjum ta norma miała na względzie ochronę wolności
penitentów i zapobiegnięcie ewentualnym podejrzeniom odnośnie do
sposobu rządów przełożonego. Ks. Rua, obawiając się, zresztą
słusznie, że dojdzie do rozporządzeń jeszcze bardziej szczegółowych,
stara się to wprowadzenie dekretu przesunąć w czasie. Ale drugi dekret,
z 24 kwietnia 1901 r., wyraźnie zabraniał wszystkim przełożonym
salezjańskim spowiadać jakiejkolwiek osoby od nich zależnej. Tak
więc, wybierając pomiędzy jednym a drugim posłuszeństwem, postanowił
poczynić pewien krok, co zakończyło się wezwaniem go do Rzymu i
osobistym upomnieniem ze strony Świętego Oficjum; nakazano mu też
natychmiast opuścić Rzym. Podporządkował się temu niezwłocznie,
ale z wielkim bólem w sercu".42
Ks.
Barberis, który przeżywał u boku ks. Rua te bolesne i napięte
dni, zaświadcza: "Być może jestem jedynym, który zna te rzeczy
ze wszystkimi detalami… Ks. Bosko wprowadził w naszych Domach praktykę,
na podstawie której także Dyrektor może być Spowiednikiem: nie nałożył
tego jako obowiązek; nie jest to odnotowane w żadnym artykule Konstytucji
czy Regulaminów, ale to wprowadził on sam i nie widział w tym czegoś
nieodpowiedniego… Jako że było tu do czynienia ze zwyczajem wprowadzonym
przez Ks. Bosko, ten był zachowywany przez około 70 lat, a skoro w
Dekrecie stało ‘Przełożeni zadbają do roku…’, ks. Rua uważał
się za upoważnionego przesunąć to trochę w czasie…, aby mieć
czas wysłuchać rady… takich ważnych osób, jak Kard. Svampa, Arcybiskup
Bolonii… Ale jak tylko uświadomił sobie w całej rozciągłości
prawomocność Dekretu, natychmiast zdecydował się poinformować o
tym całe Zgromadzenie, co miało miejsce 6 lipca 1901 roku".43
W
1906 r. kolejna decycja Stolicy Świętej
poddaje jego posłuszeństwo nowej, surowej próbie, powtórnie uderzając
w dziedzictwo przekazane przez Ks. Bosko. Już od chwili swego powstania
Instytut Córek Maryi Wspomożycielki był złączony z Salezjanami.
Z połączeniem obu Zgromadzeń łączyło się wspólne zarządzanie.
"Instytut CMW – mówiły Reguły – znajduje się pod wysoką i
bezpośrednią zależnością od przełożonego generalnego Towarzystwa
św. Franciszka Salezego… A konkretnie, ten przełożony przekazywał
swoją władzę jakiemuś salezjaninowi kapłanowi, który nosił tytuł
Dyrektora generalnego CMW. Na poziomie lokalnym, ten był reprezentowany
przez Inspektorów. Natomiast wewnętrzna władza Instytutu spoczywała
w ręku Przełożonej generalnej i jej Kapituły. Ks. Bosko przestrzegał
takiego systemu zarządzania".44
Aby
zaprowadzić porządek w rodzinach zakonnych, które się
zrodziły w ostatnich dziesięcioleciach, Stolica Apostolska wydała
Dekret, który nakazywał: Zgromadzenie żeńskie o ślubach prostych
nie może w żaden sposób zależeć od Zgromadzenia męskiego o tym
samych ślubach (o tym samym charakterze). V Kapituła Generalna CMW,
zwołana w 1905 r., wyraziła swoje obawy i zaniepokojenie wobec tego
rodzaju decyzji. Chociaż zapowiedziała należne posłuszeństwo wobec
tego, co zostało ogłoszone przez Kościół, jednym głosem oświadczyła,
że wolą sióstr było nadal zależeć od Następcy Ks. Bosko: w wyniku
tego podporządkowania Instytut osiągnął szybki i nieoczekiwany rozwój;
siostry zwracały się do Salezjanów za każdym razem, kiedy pojawiały
się trudności w relacjach z władzami cywilnymi lub kościelnymi,
i w tym upatrywały bezpieczeństwo co do przyszłości, a czyniły
to w duchu wspólnego Założyciela. Ale Rzym odpowiedział stanowczo,
przywołując je do posłuszeństwa. Kiedy Kapituła generalna została
o tym poinformowana, pisze ks. Ceria, było to jak grom z jasnego nieba.
Papież Pius X, przyjmując Matkę Generalną i Radczynie, z wielkim
zrozumieniem i niemalże przygnębieniem, powiedział: "Bądźcie
spokojne: chodzi tutaj tylko o oddzielenie materialne i nic więcej".
W
1906 r. Stolica Apostolska przekazała ks. Rua zmieniony tekst Konstytucji
CMW. W 1907 r. tekst został wręczony nadzwyczajnej Kapitule CMW.
"Główne rozporządzenie mówiło o całkowitej niezależności obu
Zgromadzeń, zarówno na poziomie administracji, jak i księgowości.
Salezjanie mieli się zajmować CMW – wyłącznie na polu zakonnym
– tylko wtedy, gdy o to zostaną poproszeni przez Biskupów".45
Błogosławiony
Filip Rinaldi, Przełożony Generalny Salezjanów, wyznał pod
przysięgą odnośnie do sprawy ks. Rua: "Pamiętam jego bezwzględne
podporządkowanie się Dekretowi, nakazującemu oddzielenie Sióstr
Maryi Wspomożycielki od Instytutu Salezjańskiego. Po tym Dekrecie
był tak zachowawczy, że już nigdy więcej nie ingerował w ich sprawy,
chyba że został o to poproszony przez Przełożone lub poproszony
o konsultację w jakichś ważnych sprawach. Tę postawę zachowywał
aż do czasu, kiedy Pius X oświadczył, że Siostry potrzebują jeszcze
i zawsze będą potrzebować kierownictwa Salezjanów, zwłaszcza w
zarządzaniu sprawami materialnymi, ukierunkowaniu szkolnictwa i zachowaniu
ducha Ks. Bosko. Wtedy na nowo nabrał ducha i napowrót był nie tylko
ojcem, ale i dyrektorem".46
Ubóstwo
Ks.
Francesia opowiada, że pewnego dnia kleryk Rua, kiedy znalazł
kawałek czerwonego dywanu, chciał umieścić go na swoim
biurku. Ks. Bosko to zauważył i powiedział do niego, śmiejąc
się: "Ach, ks. Rua! Podoba ci się elegancja, co?". Rua,
zmieszany, odpowiedział, że chodziło przecież tylko o jakiś skrawek,
ale Ks. Bosko zauważył: "Luksus i elegancja bardzo łatwo się przeplatają,
jeżeli nie jesteśmy wystarczająco uważni". Ks. Rua nigdy nie zapomniał
tych słów i były dla niego skarbem przez całe życie.47
O
ubóstwie świadczył ubiór ks. Rua. Ubierał się ubogo,
nigdy nie poszukiwał wygód, oszczędzał we wszystkich małych
rzeczach. I czuwał, aby wszyscy Salezjanie kochali i praktykowali ubóstwo
w duchu wiary, jak tego chciał Ks. Bosko. Jego ubranie było pełne
łat. Para butów wystarczała mu na wiele lat; dużo chodził pieszo,
aby nie brać tramwaju i w zamian za bilet ofiarować dziesięc centów
jako jałmużnę. W domu, aż do śmierci, wdziewał stary płaszcz,
jeszcze używany przez Ks. Bosko, nosząc go z wielką czcią.
Pewna
Córka Maryi Wspomożycielki, która przez wiele lat reperowała ubrania
Salezjanów w Oratorium, oświadczyła, że bardzo rzadko była jej
przekazywana jakaś rzecz ks. Rua, a kiedy dawano jej jego czarną
sutannę do zreperowania, proszono ją, aby jak najszybciej ją
zwróciła, ponieważ ks. Rua pracuje w swoim pokoju odziany w płaszcz,
jako że nie chciał nigdy drugiej sutanny na zmianę".
W
czasie podróży do Konstantynopolu w 1908 r., po wielu wizytach w mieście,
wrócił ze spuchniętymi i przemoczonymi nogami. Poprosił dyrektora
Salezjanów, by łaskawie użyczył mu pary wełnianych skarpet na zmianę.
Jednak w całym domu nie można było znaleźć pary wełnianych skarpet.
Tak więc ks. Rua roześmiał się i powiedział: "Jestem zadowolony.
To jest prawdziwe ubóstwo salezjańskie".48
W ciągu 23 lat, w czasie których był Przełożonym Generalnym,
ks. Rua napisał do Salezjanów 56 listów okólnych. W nich zawarł
całą miłość do Ks. Bosko i jego ducha salezjańskiego. Jeden z
tych listów jest uważany za "arcydzieło", jest to list okólny
zatytułowany "Ubóstwo". Obejmuje dwadzieścia stron i zawiera
taki oto nagłówek: "Turyn, 31 stycznia 1907, w rocznicę śmierci
Ks. Bosko". Przytoczę tutaj niektóre fragmenty tego, bardzo aktualnego
listu49, aby ożywić w nas na nowo prawdziwego ducha ubóstwa
salezjańskiego.
"To naturalne
uważać ubóstwo za nieszczęście"
Ubóstwo
samo w sobie nie jest cnotą; jest uzasadnioną konsekwencją
grzechu pierworodnego, dopuszczoną przez Boga dla dkupienia naszych
grzechów i uświęcenia naszych dusz. Jest więc rzeczą naturalną,
że człowiek się nim brzydzi, uważa je za nieszczęście i robi wszystko,
by go uniknąć. Ubóstwo staje się cnotą tylko wtedy, kiedy jest
dobrowolnie przyjęte z miłości do Boga, jak to czynią ci, którzy
decydują się na życie zakonne. Jakkolwiek, także wtedy ubóstwo
nie przestaje mieć gorzkiego smaku; także dla zakonników praktykowanie
ubóstwa nakłada wielkie ofiary, jak tego my sami doświadczyliśmy
tysiące razy.
Tak
więc nie może dziwić, że ubóstwo pozostanie na zawsze bardzo
delikatnym punktem życia zakonnego, jeżeli jest punktem porównania,
pozwalającym odróżnić wspólnotę kwitnącą od uśpionej, zakonnika
gorliwego od leniwego. Pozostanie, niestety, skałą, o którą będzie
się rozbijać wiele wspaniałomyślnych postanowień, wiele powołań,
cudownych w swych narodzinach i w swoim rozwoju. Stąd rodzi się konieczność
ze strony Przełożonych, by często o nim mówili, a ze strony wszystkich
członków rodziny salezjańskiej, by zachowywali żywą do niego miłość
i w pełni go praktykowali.
"Pierwsza
rada ewangeliczna"
Ubóstwo
jest pierwszą Radę ewangeliczną. Już od początku
swojej publicznej działalności Jezus rzuca straszne groźby pod adresem
bogatych, którzy na ziemi szukają pociechy. Z drugiej strony,
cierpienia ubogich pobudzają jego łagodne serce do miłosierdzia,
pociesza ich i nazywa błogosławionymi, zapewniając ich, że do nich
należy Królestwo niebieskie. A temu, kto go pyta, co ma robić, aby
być doskonałym, odpowiada: "Idź, sprzedaj wszystko, co posiadasz,
i pójdź za Mną". Swoim Apostołom, którzy chcą iść za Nim,
stawia jako pierwszy warunek to, by pozostawili sieci, cło i wszystko,
co posiadają. I to dobrowolne wyzucie się ze wszystkich dóbr ziemi
praktykowali wszyscy uczniowie Jezusa Chrystusa, wszyscy święci, którzy
przez tak wiele wieków odzwierciedlali Kościół.
"Ubóstwo
Ks. Bosko"
Nasz
ubogi Ojciec żył ubogo aż do kresu swojego życia. Chociaż
miał w ręku ogromne pieniądze, nigdy nie można było w znim
znaleźć chociażby najmniejszej chęci zaspokojenia doczesnego zadowolenia.
Zwykł mawiać: "Aby praktykować ubóstwo, trzeba
je nosić w sercu". I Bóg wynagrodził sowicie jego zaufanie i jego
ubóstwo, ponieważ był w stanie podjąć się dzieł, których nawet
sami książęta baliby się podjąć. Mówiąc o ślubie ubóstwa,
Ks. Bosko pisał: "Pamiętajmy, że od jego przestrzegania zależy
w najwyższym stopniu dobrobyt naszego Pobożnego Towarzystwa i korzyść
naszej duszy".
"Nie tylko
ubodzy są ewangelizowani, ale to ubodzy ewangelizują"
Historia
Kościoła uczy nas, że byli tacy, którzy w największym stopniu byli
oderwani od świata, którzy odznaczali się swoją wiarą, nadzieją
i miłością, których życie było utkane dobrymi dziełami i wieloma
cudami na chwałę Bożą i dla zbawienia bliźniego.
Niepotrzebnie
się trudzimy, jeżeli świat nie widzi i nie jest przekonany,
że nie poszukujemy bogactw i wygód. Mocno tkwi w naszym umyśle to,
co napisał św. Franciszek Salezy: że nie tylko ubodzy są ewangelizowani,
ale to ubodzy są tymi, którzy ewangelizują.
Oczywiście,
także wśród nas są salezjanie nie pragnący wygodnego życia,
którzy podejmują się naprawdę owocnych dzieł; którzy
udali się do dzikusów Mato Grosso i Ziemi Ognistej, lub oddali się
posłudze na rzecz trędowatych. To pozostanie na zawsze zasługą tych,
którzy wspaniałomyślnie zachowywali ubóstwo.
"Dzieła
Ks. Bosko są owocem miłosierdzia"
Trzeba
następnie zdawać sobie sprawę z tego, że dzieła Ks. Bosko są owocem
miłosierdzia. Musimy wiedzieć, że wielu spośród dobroczyńców,
tak samo biednych i skromnie sytuowanych, podejmowało wielkie wyrzeczenia,
aby nam pomóc. Jakie by było nasze serce, gdybyśmy mieli przeznaczyć
te pieniądze na zaspokojenie naszych wygód, nieodpowiednich dla naszego
stanu? Trwonienie owocu tak wielu wyrzeczeń, także wydając pieniądze
nirozważnie, to wielka niewdzięczność wobec Boga i naszych dobrodziejów.
Niech
mi będzie wolno wyznać wam coś w zaufaniu. Być może wielu z was,
widząc nasze dzieła w coraz większej ekspansji, myśli, że
Pobożne Towarzystwo dysponuje ogromną ilością środków, tak więc
wydają się niepotrzebne te moje, powtarzające się i wypowiadane
z naciskiem nawoływania do oszczędności i zachowania ubóstwa. Jakże
ci, co tak myślą, są dalecy od prawdy! Można by im pokazać, ilu
jest chłopców, których trzeba wykarmić, ubrać, zaopatrzyć w książki
itd.; wszyscy oni są całkowicie, albo w dużej mierze, na utrzymaniu
Zgromadzenia. Kto otwartym umysłem śledzi nasz rozwój, może zdać
sobie sprawę z ilości tych domów i kościołów, które są w budowie,
szkód poniesionych, które trzeba naprawić, kosztów związanych z
wyjazdem misjonarzy, które trzeba pokryć, pomocy, którą się kieruje
na Misje, ogromnych wydatków, przeznaczonych na szkolenie personelu.
Każdy,
kto nie żyje ślubem ubóstwa, kto w ubiorze, w mieszkaniu, w podróżach,
w wygodach życia przekracza granice, które wyznacza nas stan, powinin
mieć wyrzuty sumienia z powodu okradania Zgromadzenia z tych pieniędzy,
które zostały przeznaczone na chleb dla sierot, wsparcie jakiegoś
powołania, szerzenie królestwa Jezusa Chrystusa. Niech pomyśli, że
będzie musiał zdać z tego sprawę przez trybunałem Boga.
"Heroiczne
czasy Zgromadzenia"
Dobry
salezjanin osiągnie ducha ubóstwa, to znaczy stanie się prawdziwie
ubogi w myślach i pragnieniach, takim będzie się jawić
także w swoich słowach, będzie się zachowywać jak przystało
na ubogiego. Przyjmie chętnie te braki i te niewygody, które są
nieuniknione we wspólnym życiu, i wspaniałomyślnie, z własnej woli,
będzie wybierać rzeczy mniej piękne i mniej wygodne.
Kończę,
przywołując na pamięć te czasy, które my nazywamy "czasami heroicznymi"
naszego Pobożnego Towarzystwa. Minęło już wiele lat od czasu,
w którym konieczna była nadzwyczajna cnota, aby pozostać wiernymi
Ks. Bosko i przeciwstawić się naciskom, wzywającym do pozostawienia
go, a to ze względu na krańcowe ubóstwo, w którym wówczas się
żyło. Ale oparciem była wielka miłość, jaką żywiliśmy do Ks.
Bosko, dodawały nam sił i odwagi jego wezwania do pozostania wiernym
naszemu powołaniu, pomimo wielkich niedostatków, ogromnych wyrzeczeń.
Dlatego też jestem pewien, że im bardziej będzie ożywiona nasza
miłość do Ks. Bosko, im większe będzie pragnienie pozostania jego
godnymi synammi, i im lepsza będzie nasza odpowiedź na łaskę powołania
zakonnego – duch ubóstwa będzie praktykowany w całej swojej nieskazitelności.
Czystość
Giovanni
B. Francesia, mały robotnik, przybył do Oratorium w wieku 12
lat. Tam spotkał studenta Michała Rua liczącego 13 lat. Był rok
1850. Od tego czasu stali się towarzyszami i nierozłącznymi przyjaciółmi
przez okres sześćdziesięciu lat, do 6 kwietnia 1910 r. Rankiem tego
dnia Giovanni B. Francesia siedział obok Michała Rua, który był
umierający, i zasugerował mu odmówienie pierwszego wezwania, które
wspólnie, jeszcze jako chłopcy, nauczyli się od Ks. Bosko: "Droga
Matko, Dziewico Maryjo, spraw, bym zbawił moją duszę". A Michał
powiedział do niego: "Tak, zbawienie duszy jest wszystkim!".
Kiedy
w 1922, w wieku 82 lat, ks. Giovanni B. Francesia został poproszony,
aby zeznał pod przysięgą, co myśli o świętości ks. Rua,
na dźwięk słowa "czystość" wzruszył się i
półgłosem wypowiedział świadectwo, które jeszcze dzisiaj,
gdy się je czyta, porusza i wprawia w zachwyt. "Splendor tej
anielskiej cnoty przebijał z całej osoby ks. Michała Rua. Wystarczyło
spojrzeć na niego, aby zrozumieć czystość jego duszy. Wydawało
się, że jego oczy, bardziej niż na rzeczach tego świata są stale
wpatrzone w rzeczy niebieskie. Ks. Rua był prawdziwym odbiciem św.
Alojzego i mogę zaświadczyć, że przez ten cały czas, kiedy byłem
blisko niego, nigdy nie znalazłem słowa, gestu, spojrzenia, które
by nie było znaczone tą cnotą. Jego sposób działania i zachowania,
w jakimkolwiek czasie i miejscu, charakteryzowały się wyborną delikatnością
i skromnością. Dlatego też zawsze budował swoją postawą, czy to
publicznie, czy prywatnie, na podwórzu i na ulicy, w kościele i w
pokoju. W czasie długich rozmów, kimkolwiek by nie była osoba,
z którą rozmawiał, zajmował postawę tak skupioną, a w tym samym
czasie – tak ojcowską, że wszystkich budował i porywał serca…
Był tak pełen delikatności i szacunku wobec tej anielskiej cnoty,
że gdy chodzi o wpojenie jej komuś, jego słowo było szczególnie
skuteczne. Serdeczne i pełne mądrości są rady, jakich zwykł udzielać
Salezjanom, by odpowiednio zachowywali się wśród chłopców.
‘Bardzo kochajcie młodzieniaszków, którzy zostali powierzeni waszej
opiece, ale nie przywiązujcie do nich waszego serca’… Innymi razy
mawiał… że trzeba się troszczyć o wszystkie dusze, ale nie można
pozwolić, by któraś z nich skradła nam serce… Kiedy głosił kazania,
z jego serca wypływały najsłodsze słowa, a piękne i drogie sercu
obrazy zdobywały młodzieniaszków dla tej cnoty, która wydawała
się być prawdziwym Aniołem Pana… Tę cnotę, co mogę powiedzieć
z mojego doświadczenia, praktykował w sposób doskonały od wieku
młodzieńczego aż do śmierci".50
Dni konania
I
właśnie na polu moralności, którą uważał słusznie
za najcenniejszą wartość dla instytutu wychowawczego, jakim jest
Zgromadzenie Salezjańskie, ks. Rua musiał doznać najbardziej haniebnego
ataku, który dosłownie wstrząsnął jego życiem. Te bardzo czarne
momenty są wspominane jako "fakty z Varazze". Szkołą salezjańską
w tym mieście kierował ks. Carlo Viglietti, ostatni osobisty sekretarz
Ks. Bosko. Rankiem, 29 lipca 1907 r., wkracza do domu policja. Salezjanie
zostają aresztowani, a chłopcy – nieliczni, bo inni wyjechali już
na wakacje – zostają zaprowadzeni na komisariat. Ks. Viglietti musi
wysłuchać pewnego haniebnego oskarżenia: jeden z chłopców, Carlo
Marlario, liczący 15 lat, sierota, adoptowany przez wdowę Besson,
uczęszczający darmowo do szkoły, napisał "pamiętnik", który
teraz znajduje się w rękach policji. Dom salezjański jest w nim opisany
jako wstrędny ośrodek pedofilii. Na nic się zdały stanowcze zaprzeczenia
ks. Vigliettiego i salezjanów, jak również jednomyślne zaprzeczenia
uczniów, którzy zostali poddani szczegółowym przesłuchaniom.
Sprawa
wychodzi na jaw. Cała prasa antyklerykalna rozpoczyna zaciekłą kampanię
pogardy przeciwko salezjanom i szkołom prowadzonym przez księży.
Zmasowane grupy chuliganów dopuszczają się aktów przemocy w takich
miastach, jak Savona, La Spezia i Sampierdarena. Inne akty przemocy,
wymierzone przeciwko księżom i kółkom katolickim, mają miejsce
w miastach Livorno i Mantova. Jest to istne polowanie na księży. Domaga
się zamknięcia wszystkich szkół, które prowadzą zakonnicy we Włoszech.
"Niektórzy
ze świadków opowiadają, że w czasie tej strasznej próby ks. Rua
był przygnębiony i był nie do poznania"51.
W tych miesiącach poważnie się zakaził, był osłabiony i widywano,
jak płakał jak dziecko. W końcu cała ta wylbrzymiona sprawa przycichła.
Najsłynniejsi adwokaci z Włoch zaoferowali darmowo swoją pomoc.
Posłowie, byli wychowankowie salezjańscy, stanęli w obronie szkół
salezjańskich na forum Parlamentu. 3 sierpnia, zaledwie pięć dni
po rozdmuchaniu tej oszczerczej kampanii, ks. Rua, przy wsparciu innych
Przełożonych, postanawia zareagować i składa w sądzie pozew o zniesławienie
i oszczerstwo, co czyni w towarzystwie trzech znanych adwokatów. Sąd
Apelacyjny w Genui, po zamknięciu procesu oświadcza, że pamiętnik
jest zbiorem wytworów wyobraźni, napisanym pod naciskiem "nieustających
podżegań osób z zewnątrz w celu wywołania antyklerykalnego skandalu".52
Dnia
31 stycznia 1908 r., po uciszeniu tej całej nawałnicy, ks. Rua wysyła
do wszystkich Salezjanów list okólny, którego tytuł tłumaczył
wszystko: "Czujność". W nim zrelacjonował krótko przebieg
wydarzeń, wezwał do dziękczynienia Bogu i Maryi Wspomożycielce oraz
poprosił wszystkich o zastanowienie się nad dwoma fragmentami słów
Ks. Bosko, które ten wypowiedział 20 września 1874 r., i nad jednym
z artykułów Konstytucji: "Opinia publiczna czasem ubolewa nad niemoralnymi
czynami, zachodzącymi z upadkiem obyczajów, i nad strasznymi zgorszeniami.
Jest to wielkie zło, jest to tragedia; proszę Pana o to, żeby raczej
zostały zamknięte wszystkie nasze domy, niż by miało w nich dochodzić
do podobnych nieszczęść".53
I dalej: "Można postawić jako niezmienną zasadę, że moralność
uczniów zależy od tego, kto ich wychowuje, im towarzyszy i nimi kieruje.
Kto nie ma, nie może dać – mówi przysłowie. Pusty worek nie może
dać ziarna, ani też butelka pełna mętów – dobrego wina. Dlatego
też, zanim będziemy się uważać za nauczycieli innych, konieczne
jest, abyśmy posiadali w naszym wnętrzu to, czego innych chcemy nauczyć"54.
Następnie komentuje artykuł 28 Konstytucji, stwierdzając: "Chociaż
jego (tj. Ks. Bosko) pragnieniem było, aby mieć licznych współpracowników
w swoim dziele, jakkolwiek nie chciał, aby ten, kto nie ma uzasadnionej
nadziei, że z pomocą Bożą zachowa cnotę czystości, zarówno w
słowach, jak i czynach, jak również w myślach, składał śluby
w tym Zgromadzeniu"55
4. Ks. Rua:
"ewangelizator młodzieży"
W
kazaniu, wygłoszonym z okazji beatyfikacji ks. Rua, Papież Paweł
VI – jak już po części zaznaczyłem – w pewnym
miejscu stwierdza: "Zastanówmy się przez chwilę nad charakterystyczną
sylwetką ks. Rua, sylwetką, która pozwoli nam go zrozumieć…
Syn, uczeń, naśladowca (Księdza Bosko) uczynił z przykładu Świętego
– szkołę, z jego osobistego dzieła – instytucję, rozciągającą
się, można by rzec, na całą ziemię,… uczynił ze źródła –
rwący strumień, rzekę… Cudowna owocność Rodziny Salezjańskiej
miała w Ks. Bosko początek, w ks. Rua – kontynuację. Ten jego naśladowca
służył Dziełu Salezjańskiemu w całej swej ekspansywnej żywotności,
rozwijał je z podręcznikową dokładnością, ale zawsze z genialnym,
nowym podejściem… Czego uczy nas ks. Rua? Bycia kontynuatorami…
Naśladowanie ucznia nie jest biernością, ani służalczością…
Wychowanie jest sztuką, która ukierunkowuje rozumny, ale wolny i oryginalny
rozwój potenjalnych zdolności ucznia… Ks. Rua przedstawia się jako
pierwszy kontynuoator przykładu i dzieła Ks. Bosko… Zauważamy,
że stajemy wobec atlety pracy apostolskiej, działającego zawsze na
wzór Ks. Bosko, ale w wymiarach własnych i progresywnych… Oddajmy
cześć Bogu, który zechciał… przydać jego apostolskiemu trudowi
nowych pól pracy duszpasterskiej, jakie gwałtowny i nieuporządkowany
rozwój społeczny postawił przed cywilizacją (kulturą) chrześcijańską»56.
Nowe pola
pracy duszpasterskiej
Nawet
gdy oddamy się pobieżnej lekturze zadziwiająco dużej ilości
listów ks. Rua, jego listów okólnych, tomów, które sumują jego
22-letnie dzieło Następcy Ks. Bosko, możemy odkryć w imponujący
sposób, że to, co stwierdził Papież, istotnie jest prawdą: jego
wierność Ks. Bosko nie jest statyczna, ale dynamiczna. On naprawdę
wyczuł bieg czasów i potrzeby młodzieży, bez lęku roszerzając
dzieło salezjańskie na nowe pola pracy duszpasterskiej.
Wśród
robotników i synów robotników
W
ostatnich dziesięcioleciach 1800 r. i w pierwszych latach 1900 r. walki
społeczne pracowników fabryk wszędzie się nasilają. Warunki pracy
robotników są nędzne: zabójczy rozkład godzin pracy, bardzo złe
warunki sanitarne, brak ubezpieczenia, niewypłacane pensje. Pod wpływem
ks. Rua salezjanie i CMW powołują do życia różne dzieła społeczne:
sierocińce, szkoły zawodowe, szkoły rolnicze, parafie na peryferiach
z oratoriami dla dzieci rodzin robotniczych: w oratoriach tych na zielonej
trawie bawiło się i modliło w kaplicach trzysta, pięćset, tysiąc
dzieci. Ks. Rua był z tego powodu szczęśliwy i wezwał Inspektorów,
aby mieli na szczególnym względzie te "główne dzieła Ks. Bosko".
W
ostatnich latach XIX wieku Turyn staje się bolesną kolebką
proletariatu włoskiego. W maju 1891 r. Leon XIII ogłasza encyklikę
Rerum Novarum. W niej Papież oskarża sytuację, w której "garść
możnych i bogaczy nałożyła jarzmo prawie niewolnicze niezmiernej
liczbie proletariuszy" (RN 2).
Encyklika ta wywarła wielki wpływ na świat chrześcijański, a ks.
Rua czuje, że dla Salezjanów nadeszła godzina, aby rozszerzyć i
wzmożyć działalność społeczną.
W
1892 r. w Turynie-Valsalice odbywa się VI Kapituła Generalna
Zgromadzenia. Wśród spraw, które nalażało omówić, ks. Rua umieszcza
praktyczne wcielenie nauczania Papieża odnośnie do kwestii robotniczej.
Salezjanie zobowiązują się do wprowadzenia w programach
szkolnych, adresowanych do uczniów, wiedzy o kapitale i pracy, prawie
własnościowym i strajkach, wynagrodzeniu, czasie wolnym i oszczędzaniu.
Sugeruje się także, by zachęcać byłych wychowanków do wstępowania
w szeregi Katolickich Stowarzyszeń
Robotników.
Wśród
górników w Szwajcarii
W
1898 r. została zapoczątkowana budowa tunelu "Sempione", mającego
połączyć Szwajcarię i Włochy: jednego z najdłuższych
na świecie; właściwie chodziło tu o dwa równoległe tunele o długości
19.800 metrów. Po stronie szwajcarskiej tworzy się kolonia przeszło
dwóch tysięcy pracowników z Włoch: Piemontczycy, Lombardyjczycy,
Wenecjanie, a zwłaszcza robotnicy z Abruzji i Sycyli ze swoimi
żonami i dziećmi. Ks. Rua nie waha się wysłać do pracy wśród
tych robotników Salezjanów i Córki Maryi Wspomożycielki. Będą
tam przebywać przez siedem lat, tj. do czasu zakończenia prac. Informacje,
mówiące o tym, w jaki sposób starali się sprostać potrzebom tych
biednych rodzin, są znikome: po prostu czynili dobrze i nikt z nich
nie miał czasu, aby prowdzić kronikę. Jeden z socjalistycznych posłów,
Gustavo Chiesi, pewnego dnia udał się tam, by przyjrzeć się całej
sytuacji. Mógł zobaczyć, jaką pracę wykonują salezjanie i siostry
i jak działają w ramach Kółka Robotniczego, które założyli, a
w ramach którego Włosi najliczniej się spotykali. Potem napisał
o tym artykuł, który został opublikowany w mediolańskim dzienniku
Tempo. Czytamy w nim: "Bardzo sprzeciwialiśmy się w związku
z warunkami naszych pracowników przy budowie "Sempione", pisaliśmy
o tym i protestowaliśmy. Ale jak dotąd nie zostało podjęte żadne
działanie, aby polepszyć ich sytuację. To niewiele, co zostało do
tej pory dokonane, zostało zrobione przez księży… W każdej sytuacji
oni są zawsze pierwsi, aby coś zrobić, pomóc, przynieść ulgę
innym. I tak jest w przypadku "Sempione", i tak jest wszędzie".
Emigranci
wśród emigrantów
Inne
fale emigrantów, jeszcze liczniejsze, opuszczały Włochy, aby uciec
od nędzy ziem Południa. Według danych statystycznych ekonomisty Clougha,
w dziesięcioleciu 1880-1890 każdego roku emigrowało średnio 165
tysięcy osób. Do samej tylko Argentyny emigrowało każdego
roku 40 tysięcy osób. W następnym dziesięcioleciu liczba emigrantów
powiększa się: osiąga i przekracza pół miliona osób rocznie. Poseł
Giuseppe Toscano, członek Izby Deputowanych, odnosząc się do skrajnego
ubóstwa Południa, w 1878 r. tak oświadczył: "Co chcecie, żeby
czynił proletariat doprowadzony do desperacji? Pozostają mu tylko
dwie drogi: droga przestępstwa i rozboju albo – emigracji. Dwanaście
lat później sytuacja nie uległa zmianie i inny deputowany, Vittorio
E. Orlando z Palermo, wręcz krzyczał w tym samym Parlamencie, że
dylemat związany z jego krajanami zamyka się w dwóch słowach: "Albo
emigranci, albo bandyci!".
Ks.
Rua, w czasie gdy pokrywał Włochy siecią dzieł dla młodzieży z
najbiedniejszych rodzin, wysyłał misjonarzy salezjańskich do Ameryki
Północnej w 1897 i 1898 r. W Nowym Jorku, Paterson, Los Angeles, Troy
nasi współbracia zajmowali się emigrantami, którzy nie znali języka,
nie znajdowali mieszkania i pracy. Przy boku heroicznych sióstr Matki
Cabrini oraz wielu innych misjonarzy i misjonarek starali się im pomagać
zadomowić, wstąpić do związków ludowych. Przyjmowali ich dzieci
do szkół, zapewniali im opiekę religijną. W tym samym czasie ks.
Rua umacnia i zakłada placówki salezjańskie w Ameryce Południowej,
które prosperowały pod kierownictwem biskupa Cagliero i nowego biskupa
salezjańskiego – bpa Lasagnia.
Salezjanie
wchodzili w nowe kontynenty. Dzieła społeczne, sierocińce, szkoły
zawodowe, parafie i oratoria były otwierane na najodleglejszych ziemiach:
Cape Town, Tunis, Smyrna, Konstantynopol. Nowe dzieła powstawały na
północy i zachodzie Europy. Jednym z dobroczynnych skutków było
to, że bardzo szybko misje salezjańskie mogły liczyć na współbraci
z różnych krajów. Polscy emigranci z Buenos Aires mogli znaleźć
polskiego salezjanina, który stanął na czele ich własnego ośrodka
duszpasterskiego; w Londynie kolonia polska dysponowała kościołem,
który obsługiwał polski salezjanin; niemieccy emigranci ze środkowej
Pampy i Chile znajdowali salezjanów niemieckich. W Oakland, w Kalifornii,
cała portugalska dzielnica była obsługiwana przez portugalskiego
salezjanina.
Ryzykować
wszystko, co jest do zaryzykowania, tak jak Ks. Bosko
Przedsiębiorczość
apostolska każe ks. Rua podejmować bardzo trudne przedsięwzięcia.
Z tą samą odwagą, jak Ks. Bosko ryzykuje wszystko, co było do zaryzykowania,
aby wszędzie głosić Królestwo Boże i miłość do Maryi Wspomożycielki.
Gdy
chodzi o Palestynę, nie waha się z przyjęciem do Salezjanów dobrze
tam zakorzenionej Rodziny zakonnej ks. Antonio Belloniego, która poświęcała
się najbiedniejszym dzieciom. Gdy chodzi o Polskę, nie przeciwstawia
się trudnej i kontrowersyjnej osobie ks. Bronisława Markiewicza, który
wydawał się buntować przeciwko władzy Przełożonych, a który dzisiaj
jest czczony jako błogosławiony i założyciel Zgromadzenia należącego
do Rodziny Salezjańskiej. W Kolumbii popiera nowy, i dla wielu osób
kłopotliwy, apostolat wśród trędowatych w Agua de Dios, który zapoczątkował
ks. Unia, a kontynuowali ks. Rabagliati i ks. Variara. Poparł ks. Balzola
i ks. Malana, którzy zdecydowali się prowadzić działalność misyjną
wśród plemion tubylczych Bororo w Mato Grosso, w Brazylii.
Dodawał otuchy, w bardzo trudnych usiłowaniach przeszczepienia pracy
misyjnej wśród plemienia Shuar, w Ekwadorze. W Orano, w Algieri,
gdzie wiele dzieci wałęsało się po ulicach, wysłał siedmiu salezjanów,
aby założyli oratorium i szkoły.
W
1906 r. pobłogosławił pierwszych salezjanów, którzy udawali
się do Indii i Chin, by założyć tam placówki misyjne, wśród których
znajdował się młodziutki Luigi Versiglia, którego dzisiaj czcimy
jako męczennika i świętego. Początki były bardzo nieśmiałe, prawie
że bojaźliwe, ale teraz dzieło Ks. Bosko w Indiach, Chinach i w całej
Azji budzi podziw wszystkich.
W
wigilię swojego "Złotego Jubileuszu" kapłaństwa, który
był zapowiedziany przez Bollettino Salesiano
i oczekiwany przez wszystkich Salezjanów, poważne zakażenie, które
go nękało od lat , pokrywając jego ciało bolesnymi ranami, odebrało
mu życie. Bóg wyszedł mu na spotkanie rankiem, 6 kwietnia 1910 roku.
"Ta prostota,
z którą starał się towarzyszyć swoim dziełom"
Kto
prześledzi tylko ostatnie dwadzieścia lata życia tego wątłego kapłana,
będzie niezłomnie przekonany o jego niezmordowanej i olbrzymiej pracy.
Istotnie, tak jak to stwierdził Paweł VI w swoim kazaniu z okazji
beatyfikacji, "nie możemy nigdy zapomnieć spracowanego oblicza tego
małego-wielkiego człowieka, i tym bardziej my, nie wolni od mentalności
naszych czasów, podatni na mierzenie wielkością człowieka jego zdolności
do działania, zauważamy, że staje przed nami atleta pracy apostolskiej".
A
przecież tę całą pracę ludzką i duchową
ks. Rua wypełniał w milczeniu i w pokorze. Jego drogi przyjaciel,
ks. Francesia, zabierając się do napisania jego biografii, używając
z szacunku liczby mnogiej, jaką wówczas stosowali autorzy, napisał:
"My, którzyśmy zwykli z nim przebywać; którzy słyszeliśmy go
prawie każdej godziny; którzyśmy rozmawiali z nim, jak rozmawia się
z osobą bliską i zaufaną, odbieraliśmy go jako osobę we wszystkim
zwyczajną i nie chcącą się wyróżniać. ‘Tak – mawiał
– ja bym uczynił! Tak zrobiłby Ks. Bosko. Cóż w tym nadzwyczajnego?
Nie wydaje mi się, by było w tym coś niezwykłego!’. Jakkolwiek,
gdy nad tym pomyślimy, trzeba powiedzieć, że ta prostota, z którą
starał się towarzyszyć swoim dziełom, to mówienie stale ‘wszystko
dla Pana i nic poza tym, jak tylko dla Pana’, już wzbudzało w nas
podziw, jaki wywołać może najpiękniejsza mowa pochwalna o
pracowitym i pokornym życiu Ks. Miachała Rua"57.
Zakończenie
Na
zakończenie chciałbym przytoczyć słowa, które do was skierowałem
w liście z 24 czerwca 2009 roku, noszącym tytuł "Pamiętając
o Ks. Rua". Pisałem wam, że chcemy przeżyć rok 2010 przede
wszystkim jako drogę duchową i duszpasterską. I aby ten rok,
poświęcony pierwszemu Następcy Ks. Bosko, był owocny, poczyniłem
w tym liście "pewne uwagi, do uwzględnienia w naszych programach
na rok przyszły, na drogach naszej formacji osobistej, wspólnotowej
i inspektorialnej".
Pierwsza
dotyczy bycia wiernymi uczniami Jezusa, który był wzorem dla
Ks. Bosko, i odkrycia na nowo dróg pozwalających dochować
wierności życiu konsekrowanemu, z konkretnym zaproszeniem do czerpania
ze źródeł życia ucznia i apostoła, z codziennych źródeł wierności
powołaniu: Pisma Świętego poprzez "lectio divina" i Eucharystii,
poprzez jej celebrowanie, adorowanie i częste nawiedzenia.
Druga
uwaga to przyjęcie postawy ks. Rua, który posłany do Mirabello, streścił
rady, jakie otrzymał od Ks. Bosko, w jednym zdaniu: "W Mirabello
będę się starał być Księdzem Bosko". A cały Ksiądz Bosko znajduje
się w naszych Konstytucjach. Stawać się Księdzem Bosko dzień
po dniu jest dokładnie tym, na co wskazują nam konkretnie Konstytucje.
Poruszony szczególnym świadectwem następcy Ks. Bosko, proszę was,
abyście, zwłaszcza w czasie odprawiania rekolekcji, odkryli na nowo
znaczenie i ducha naszych Konstytucji salezjańskich, jak również
przemyśleli na nowo swój osobisty program życia, ze szczególnym
odniesieniem do rozdziału czwartego: tego, który dotyczy naszego posłannictwa,
zatytułowanego: "Posłani do młodzieży".
I
po trzecie, przypominając o tym, że ks. Rua, pchany pasją apostolską
Da mihi animas, dał wielkiego bodźca posłannictwu salezjańskiemu,
wzywałem was do naśladowania go w jego oddaniu, aby odpowiedzieć
na potrzeby młodzieży i znaleźć drogi duszpasterskie dotarcia do
nich z nowiną Ewangelii. Dlatago też zapał apostolski ks. Rua domaga
się od nas, by w tym roku skonkretyzować nasze zaangażowanie na rzecz
ewangelizacji młodzieży. To żądanie wyraża drugi nurt tematyczny
KG26; to proponuje nam Wiązanka na rok 2010, która wzywa nas do zaangażowania
ewangelizacyjnego, jako Rodziny Salezjańskiej, której ks. Rua był
przekonanym inicjatorem.
W
tym Roku Kapłańskim spoglądamy wszyscy na ks. Rua także jako na
wzorzec salezjanina kapłana. Odkrywamy na nowo i pogłębiamy jego
tożsamość, na którą składa się gorliwość duchowa
i zapał duszpasterski w spełnianiu posługi, znaczoną doświadczeniem
apostolskiego życia konsekrowanego.
Duch
Chrystusa niech nas ożywia na naszej drodze odnowy duszpasterskiej,
a Maryja Wspomożycielka niech nas wspiera w pracy apostolskiej. Niech
Ks. Bosko będzie zawsze naszym wzorem i naszym przewodnikiem.
Z
serdecznym pozdrowieniem w Panu
Ks. Pascual Chávez Villanueva
Modlitwa
o uproszenie kanonizacji Błogosławionego Michała Rua
Wszechmogący
i miłosierny Boże,
Ty postawiłeś
na drodze św. Jana Bosko
Błogosławionego
Michała Rua, który naśladował jego przykład,
odziedziczył
jego ducha i pomnożył jego dzieła;
teraz, kiedy
poprzez beatyfikację wyniosłeś go do chwały ołtarzy,
racz rozszerzyć
jego opiekę nad tymi, którzy go wzywają,
i przyspiesz
jego kanonizację.
Prosimy Cię
o to przez wstawiennictwo Maryi Wspomożycielki,
którą
kochał i czcił synowskim sercem,
przez pośrednictwo
Jezusa Chrystusa, naszego Pana.
Amen
1 Komisja ds. Międzynarodowego Kongresu poświęconego Ks. Rua, której
przewodniczy ks. Francesco Motto, podjęła się także cyfrowego opracowania
wszystkich listów ks. Rua, którego wykonawcą jest salezjanin koadiutor, pan Giorgio
Bonardi. Listy będą do dyspozycji na stronie internetowej Domu
Generalnego, jak również biografia, napisana przez F. Desramaut pt. "Vie de Don Michel Rua, Premier successeur
de Don Bosco", wydana w języku francuskim przez Libreria Ateneo Salesiano,
mająca być w najbliższym czasie przełumaczona i wydana w innych językach.
2 Sacra
Rituum Congregatione. Taurinen. Beatificationis et Canonizationis Servi Dei
Michaëlis Rua – Positio super virtutibus – Romae, Typis Guerra et Belli 1947
3 PAWEŁ VI, Kazanie z okazji beatyfikacji Ks. Rua, Rzym, 29
października 1972
4 M.
WIRTH, Da Don Bosco ai nostri giorni, LAS Roma 2000, s. 265.
5 A. AMADEI, Il Servo
di Dio Michele Rua, vol I, SEI Torino 1931, s. 30.
6 Cf. A. AUFFRAY, Don
Michele Rua, SEI Torino 1933, s. 30.
7 Positio, s. 912.
8 Positio, s. 51.
9 Positio, s. 72.
10 Cf. Positio, s. 71.
11 Positio, ss. 48-49.
12 M. WIRTH, o. c., s. 267.
13 A. AUFFRAY, o. c., s. 104.
14 Cf. A. AUFFRAY, o. c., s. 104; E. CERIA, Vita del Servo di Dio
Don Michele Rua, SEI Torino 1949, s.71.
15 A. AUFFRAY, o. c., s. 136.
16 M. WIRTH, o. c., s. 273.
17 A. AUFFRAY, o. c.,
s. 151.
18 A. AUFFRAY, o. c., s. 103.
19 G. VESPIGNANI, Un anno alla scuola di Don Bosco, Scuola
Tipografica Don Bosco, San Benigno
Canavese 1930, ss. 29-30.
20 G. VESPIGNANI, o. c., s. 30.
21 Positio, ss. 912-913.
22 Positio, s. 699.
23 Positio, s. 923.
24 G. VESPIGNANI, o. c., ss. 19-22 passim.
25 G. VESPIGNANI, o. c., ss. 37, 41.
26 G. VESPIGNANI, o. c., s. 12.
27 G. VESPIGNANI, o. c., ss. 23-24.
28 Memorie Biografiche XVIII, ss. 502-503.
29 Positio, ss. 54-55.
30 Positio, s. 57.
31 Z DUCHOWEGO TESTAMENTU ŚW. JANA BOSKO, cf. "Konstytucje Towarzystwa św.
Franciszka Salezego", Wydanie polskie, s. 448 (DB, Memorie dal 1841
al 1884-5-6, ASC 132, quaderni-taccuini 6).
32 Lettere circolari di Don Michele Rua ai Salesiani, Direzione
Generale delle Opere Salesiane, Torino 1965, ss. 276-277.
33 Positio, s. 306.
34 Positio, s. 339.
35 A. AMADEI, o. c., t. III, s. 12.
36 Positio, s. 426.
37 A. AMADEI, o. c., III, s. 43.
38 A. AMADEI, o. c., III, ss. 746,
748.
39 ISTITUTO FIGLIE DI MARIA AUSILIATRICE, Cronistoria I, Roma
1974, s. 298
40 Listy okólne Ks. Michała Rua do Salezjanów, dz. cyt, s. 499.
41 Positio, ss. 979, 981.
42 M. WIRTH, o. c., s. 272.
43 Positio, ss. 292-294.
44 M. WIRTH, o. c., s. 399.
45 M. WIRTH, o. c., s. 400.
46 Positio, s. 979.
47 Cf. Positio, s. 924.
48 Cf. A. AMADEI, o. c., III, ss.
104-121.
49 Wszystkie powyższe fragmenty są zaczerpnięte z Listów okólnych Ks.
Michała Rua do Salezjanów, dz. cyt., ss. 430-445.
50 Positio, ss. 928-930.
51 M. WIRTH, o. c., s. 273.
52 A. AMADEI, o. c., III, s. 348.
53 Listy okólne Ks. Michała Rua do Salezjanów, o. c., ss.
464-465.
54 Listy okólne Ks. Michała Rua do Salezjanów, o. c., s.
465-466.
55 Listy okólne Ks. Michała Rua do Salezjanów, o. c., s. 467.
56 PAWEŁ VI, Kazanie z okazji beatyfikacji Ks. Rua, 29
października 1974.
57 G.B. FRANCESIA, Don Michele Rua, Torino 1911, s. 6.