Okazuje się, że historia relacji pomiędzy wspólnotą Kościoła a szachami jest niezwykle ciekawa.
W XI wieku gra w szachy została potępiona przez papieża Aleksandra II. Dlaczego biskup Rzymu uznał królewską grę za niebezpieczną? Otóż szachy były w tamtym czasie bardzo popularne wśród księży. Do tego stopnia, że z powodu szachowej pasji zaniedbywali kapłańskie obowiązki. Dochodziło do gorszących sytuacji. Na przykład w katedrze we Florencji lud zebrał się w kościele, aby uczestniczyć we Mszy Świętej pod przewodnictwem miejscowego biskupa, lecz ten kazał na siebie długo czekać. Zniecierpliwieni wierni zaczęli szukać swego pasterza. Znaleźli go w zakrystii… grającego w szachy. Nic dziwnego, że papież postanowił sięgnąć po ostateczne środki. Szachy zostały uznane za grę „absurdalną i lubieżną”.
Przez pierwszą połowę drugiego tysiąclecia zakaz gry w szachy był utrzymywany w mocy. Święty Bernardyn ze Sieny w jednym ze swych kazań w roku 1426 z uznaniem mówił o pewnym współbracie, który miał w Barcelonie spalić jednego dnia 2700 szachownic. Również Savonarola palił komplety szachów. Jeden ze świadków zapisał, że w roku 1497 we Florencji słynny kaznodzieja wpłynął na ludzi tak, że ci usypali z szachownic i figur szachowych stos wysoki na 30 łokci. Jeśli dane te są prawdziwe, to świadczą, że pomimo zakazów gra w szachy była w tamtym okresie niezwykle popularna.
Przełomem w relacjach pomiędzy Kościołem i grą w szachy był pontyfikat Leona X (zm. 1521), który od młodości był zapalonym szachistą. W „Historii papieży” Ludwiga von Pastora możemy przeczytać: „Papież Leon zwykł poddawać partię, kiedy miał przegraną pozycję. Świadczy to o jego sprawności, gdyż widział dużo wcześniej to, co miało się stać na szachownicy”. Papież-szachista cofnął wszelkie szachowe zakazy, co więcej, stał się promotorem królewskiej gry. Pod jego wpływem św. Teresa z Avili napisała pozytywnie o szachach w swym dziele „Droga do doskonałości”. Gra w szachy była dla wielkiej mistyczki metaforą chrześcijańskiej drogi wiary. W roku 1944 św. Teresa została ogłoszona patronką szachistów. O szachach pisał życzliwie także św. Franciszek Salezy. Przestrzegał tylko przed popadaniem w przesadę. „Ktoś, kto grał w szachy pięć lub sześć godzin, wstaje od szachownicy całkowicie wyczerpany duchowo” – twierdził święty biskup.
Gościem specjalnym szachowych mistrzostw księży we Włoszech był na ich zakończenie popularny aktor Neri Marcorè, który sam lubi posiedzieć nad szachownicą, a poza tym zagrał doskonale w jednym z filmów papieża Jana Pawła I. Marcorè podzielił się krótką, ale głęboką refleksją na temat szachów. Stwierdził, że ze wszystkich szachowych figur najbardziej ceni… pionki. To najsłabsza figura, gdyż może posuwać się tylko o jedno pole do przodu. Stoi na szachownicy narażona na atak hetmana, wież, gońców lub skoczków przeciwnika. Ale kiedy dochodzi do ostatniej, ósmej linii, wówczas może przemienić się w każdą figurę, również w tę najsilniejszą, czyli hetmana. Ze wszystkich figur szachowych jedynie pionek może zostać przemieniony i ostatecznie przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Włoski aktor dostrzega w pionku obraz ludzkiego życia. Nie należy narzekać na swój być może mizerny status, ale trzeba zmierzać cierpliwie do przodu, ku ósmej linii, aby tam doznać przemiany i stać się wielkim hetmanem. Ewangeliczni ubodzy i maluczcy, którzy pierwsi osiągają królestwo niebieskie, to takie właśnie szachowe pionki…
Ks. Dariusz Kowalczyk SJ
Za: www.idziemy.com.