Jan Paweł II też sprawiał kłopoty, czego najlepszym dowodem jest zamach na jego życie. Niewiele wiemy o kulisach sprawy, ale z całą pewnością nie był to „wyczyn” jednego szaleńca, lecz akcja potężnych sił, które doszły do wniosku, że z tym człowiekiem mają za dużo kłopotów. Akcja ta, na szczęście, nie powiodła się, choć zapewne skróciła Janowi Pawłowi II życie o kilka lat. Musimy uważać, aby nie dopuścić do innego „zamachu”, być może jeszcze bardziej niebezpiecznego, a mianowicie próby „rozmiękczenia” postaci i nauczania papieża, zredukowania go do sympatycznych wspomnień, albumów i gadżetów.
Niektórzy mają kłopot z samym pojęciem „świętości”. Na różnych portalach nie brakuje komentarzy, których autorzy atakują ideę uznawania jakiegoś człowieka za świętego. Przekonują, że całe to gadanie o świętych nie ma sensu, bo przecież tylko Bóg jest święty. Ha! Poniekąd to prawda, że tylko Bóg jest święty, ale ten właśnie święty Bóg postanowił zaprosić człowieka do intymnej wspólnoty ze sobą , a to oznacza, że zechciał obdarować człowieka swoją świętością, czyli uczynić go świętym. Żaden człowiek nie zostaje święty własną świętością. Jeśli oddajemy cześć jakiemuś świętemu, to niczego Bogu nie zabieramy, wręcz przeciwnie, chwalimy Boga za jego uświęcające działanie pośród nas. Tak jak chwalimy Boga za dar Jana Pawła II, którego beatyfikacja jest wielkim dziękczynieniem składanym Bogu.
Są tacy, którzy wyśmiewają modlitwę do świętych. Widzą w niej odbicie prymitywnego kultu bożków. Tymczasem katolicy wiedzą, że to Bóg jest źródłem wszelkich łask, ale wiedzą też, że Bogu podoba się, kiedy zwracamy się do Niego nie w pojedynkę, ale we wspólnocie. Bóg chce, abyśmy modlili się jeden za drugiego. Bo w ten sposób stajemy się sobie bliżsi, jesteśmy Ludem, a nie samotnymi wobec Boga monadami. Czy jest coś dziwnego w tym, że proszę na przykład moją mamę o modlitwę za mnie? Taka prośba jest całkiem naturalna i byłoby głupotą, gdybym zarozumiale twierdził, że nie potrzebuję żadnego wstawiennictwa, bo sam najlepiej zwracam się do Boga. A skoro tak, to tym bardziej mogę prosić o modlitwę za mnie kogoś, o kim wiem, że jest w niebie. W ten sposób nie tworzymy żadnego panteonu bóstw, ale pełnimy wolę Boga, krocząc ku Niemu we wspólnocie wierzących, razem z tymi, którzy nas wyprzedzili i są już po tamtej stronie.
Warto zauważyć, że publiczna modlitwa za czyimś wstawiennictwem wymaga specjalnego aktu Kościoła, który na taką modlitwę pozwala. Ale przecież możemy mieć naszych „prywatnych” świętych. Ktoś może na przykład rozmawiać duchowo ze swoim zmarłym dziadkiem i prosić go o modlitwę. Tym bardziej możemy w ten sposób rozmawiać z Janem Pawłem II. Na tym między innymi polega prawda o obcowaniu świętych.
Są święci oficjalni, którym oddajemy cześć publicznie, i którzy za życia wyróżnili się w jakiś sposób. Ale przecież w niebie jest cała rzesza świętych, których miłość Boga przemieniła, uświęciła. Co więcej, my też zmierzamy do tego, by dać się Bogu przemienić w pełni, by razem z innymi być świętymi w niebie. I może być tak, że ktoś bliski nam westchnie z doczesności, byśmy się za niego modlili. A my usłyszymy w jakiś sposób tę prośbę i nie odmówimy naszego wstawiennictwa. Tym bardziej Jan Paweł II, który patrzy na nas z domu Ojca, nie odmówi swej pomocy tym, którzy się do niego z wiarą zwracają.
Za: www.idziemy.pl