Historia Zgromadzenia Sióstr św. Dominika
znajduje swe źródło dużo wcześniej, niemal 800 lat temu, kiedy to pewien
student teologii w Palencji odważył się na gest, na który nie było stać
bogatego młodzieńca z Ewangelii: sprzedał wszystko, co posiadał, i rozdał
ubogim. Dosłownie. W mieście panował głód, więc Dominik Guzman sprzedał
wszystko, co było dla niego najcenniejsze: swoje księgi. Z takiego właśnie
głębokiego, radykalnego, graniczącego z ryzykiem współczucia zrodził się Zakon
Kaznodziejski. Potem, już jako założyciel nowego zakonu, rozesłał Dominik
kilkunastu Braci Kaznodziejów z misją głoszenia Słowa Bożego ludziom
pozbawionym nadziei, dotkniętym herezją katarów i albigensów. Pierwsi
dominikanie poszli pieszo, bez pieniędzy, bez żadnego doświadczenia. Nie było czasu do stracenia.
Śladami św. Dominika poszła przed 150 laty
młoda, zaledwie 19 – letnia dziewczyna ze szlacheckiego rodu, Róża Białecka.
Zostawiła wszystko, co kochała: dom, rodzinę, majątek, przyjaciół, nawet
ojczyznę, i wyjechała do Francji, żeby odbyć nowicjat u sióstr dominikanek czynnych
w Nancy. Przyjęła dominikański habit oraz imię zakonne: Maria Kolumba. Dwa lata
później, tuż po nowicjacie, wróciła do Polski, żeby założyć Zgromadzenie. Bez
żadnego doświadczenia, wsparcia, z pustymi rękami. To, co ją prowadziło, to
pewność, że nowe Zgromadzenie (w dobie kasaty zakonów przez zaborców!) nie jest
jej wymysłem, lecz Bożym wezwaniem do szukania nowych dróg apostolstwa
i miłości.
Pierwszy klasztor zgromadzenia dominikanek
czynnych powstał w Wielowsi (dziś dzielnica Tarnobrzega). Matka Kolumba
świadomie wybrała wieś. W jej czasach było to miejsce największej biedy
materialnej i duchowej. Przez całe swoje dzieciństwo i młodość cierpiała na
widok przymierających głodem chłopów – podówczas jeszcze pańszczyźnianych –
pozbawionych wykształcenia, podstawowych środków do życia i po prostu godności.
Na relacje między polskim ziemiaństwem a ludem padał także cień rzezi
galicyjskiej z 1848 r., kiedy chłopi, podbuntowani przez zaborcę, wymordowali
okoliczną szlachtę. Pierwsze siostry od samego początku miały mnóstwo pracy: katechizowały
dzieci i młodzież, również
w niedziele i święta, wszędzie, gdzie tylko się dało – nawet na pastwiskach –
uczyły w szkole parafialnej, którą zaraz objęły, opiekowały się chorymi i czuwały przy umierających w ich domach. Trzeba też
podkreślić, że standard życia pierwszych dominikanek niewiele się różnił od
warunków, w jakich mieszkali wielowiejscy parafianie. Zanim w roku 1870
wprowadziły się do nowego klasztoru, wybudowanego staraniem hrabiostwa
Tarnowskich oraz okolicznych chłopów, przez prawie dziesięć lat mieszkały w starej,
fatalnie ogrzewanej wikarówce z dziurawym dachem. Było tak dlatego, że Matka
Kolumba i pierwsze dominikanki traktowały życie wśród najuboższych niezwykle
serio. Oznaczało to dla nich nie powierzchowną filantropię, ale towarzyszenie
ludziom najbardziej pokrzywdzonym przez los w ich radości i bólu, trudzie i
świętowaniu, dbanie o ich poziom intelektualny i moralny, dzielenie ich
ciężkiej pracy i ubóstwa.
Zastanawiające, skąd pierwsze
dominikanki i ich Fundatorka czerpały siłę do tak radykalnego dzielenia biedy z
najuboższymi. Odpowiedź jest prosta i ciągle aktualna: z miłości. Chrystus,
zwłaszcza obecny w Eucharystii, był dla Matki Kolumby Przyjacielem, źródłem
nadziei, inspiracją do pracy apostolskiej. Spędzała przed tabernakulum długie
godziny, we dnie i w nocy. Przypomina to świadectwa współbraci św. Dominika,
którzy podglądali go nocą w kaplicy. Leżał na posadzce i płakał, wołając: Panie, co będzie
z grzesznikami? Potrzebę – wręcz konieczność – częstej adoracji Najświętszego Sakramentu
wpoiła Matka Kolumba swoim następczyniom.
Chrystus Eucharystyczny był centrum całego jej życia i jedyną miłością.
Godzinami potrafiła modlić się przed Chrystusem Utajonym w Najświętszym
Sakramencie, i jak sama wyznała dla jego miłości była zdolna ponieść każdą ofiarę.
Naśladowała Go w życiu ukrytym i całkowicie poddanym woli Ojca. Poszukując swej
duchowej drogi do Boga, odkryła swoje szczegółowe powołanie – powołanie do
życia eucharystycznego. W swoim duchowym dzienniczku tak m.in. pisała:
„Pomiędzy tajemnicami wiary świętej, zdaje mi się, że od najmłodszych lat
Tajemnica Ołtarza najwięcej mnie pociąga. (…) Gdybym była zapytaną, jakie moje
w głębi duszy uczucie pod tym względem? to bym odpowiedziała: że o ile mi się
zdaje, to w tym pociągu, jaki mam do Tajemnicy Ołtarza ukrywa się odrębna
jeszcze myśl Boża dla mnie, a ta jest: że życie Eucharystyczne Jezusa Pana ma
być cechą charakterystyczną życia mego, że tej Tajemnicy powinnam się w sposób
szczególny poświęcić".
Obecnie trwa proces
beatyfikacyjny Matki Kolumby Białeckiej. 20 grudnia 2004 roku, w obecności Ojca
Świętego, dziś już Błogosławionego Jana Pawła II, został promulgowany Dekret heroiczności cnót Matki
Białeckiej – przysługuje Jej od tej chwili tytuł Czcigodnej Sługi Bożej.
Zmieniło
się wszystko – rzeczywistość historyczna, kultura, mentalność – ale nie to, co
najważniejsze: również dziś siostry dominikanki, podobnie jak ich Założycielka,
szukają Chrystusa w najuboższych, odrzuconych, niechcianych. Żeby ocalić to, co
najbardziej bezbronne.
Próbują stworzyć dom niepełnosprawnym
intelektualnie dzieciom w ośrodku wychowawczym w Kielcach, a także w domach
pomocy społecznej: w Broniszewicach koło Pleszewa i Mielżynie koło Gniezna. Są
to często dzieci, które nie wiedzą, czym jest dzieciństwo i dom rodzinny. Znają
tylko przemoc i alkohol.
Dominikanki pracują jako katechetki,
przedszkolanki, organistki, zakrystianki, pielęgniarki. W Afryce prowadzą
przedszkola i przychodnie, na Syberii – świetlicę środowiskową dla dzieci
ulicy, a na Ukrainie – szkołę języka polskiego. To tylko niektóre przykłady
działalności Sióstr Świętego Dominika.
Dominikanki opowiadają o wielkiej
miłości Boga do człowieka prowadząc dziecięce schole i „dorosłe" chóry
parafialne, grupy Dziewczęcej Służby Maryjnej i młodzieżowe duszpasterstwa,
organizując spotkania biblijne i reżyserując przedstawienia teatralne,
prowadząc grupy misyjne i Szkolne Koła Caritas, przygotowując licealistów do
olimpiady wiedzy teologicznej i wycierając nos dziecku z głęboką
niepełnosprawnością intelektualną.
Czasami, jak w początkach Zgromadzenia
– kiedy siostry opiekowały się rannymi w potyczkach powstania styczniowego
partyzantami czy pielęgnowały chorych w czasie epidemii cholery – albo podczas
II wojny światowej – gdy ukrywały w
klasztorze kapłanów i ludność cywilną – potrzeba chwili wymaga czegoś więcej:
determinacji i pewnej spontaniczności działania. Tak było w maju i czerwcu
ubiegłego roku, gdy okolice Sandomierza i Tarnobrzega zniszczyła powódź. Zalany
też został klasztor i prawie wszystkie domy w Wielowsi i okolicznych wioskach.
Dominikanki z Wielowsi niemal natychmiast pospieszyły z pomocą poszkodowanym,
gotując i rozwożąc im obiady. Kiedy warunki już na to pozwalały, siostry
zorganizowały stołówkę w klasztornym refektarzu. Wydawały obiady – około 500
dziennie – przez cztery miesiące. Czy to dużo? Matka Kolumba uśmiechnęłaby się
tylko i powiedziała to, co mówiła siostrom na pożegnanie, w chwili śmierci: Jeśli we wsi ktoś chory, a biedny
opuszczony, potrzebuje wsparcia, to nie obliczać się, bo wszystko, co mamy, to
mamy od Pana Jezusa.
Przesłanie
Matki Fundatorki wzięła sobie głęboko do serca bł. Julia Rodzińska, z wielkim
oddaniem i pasją pracująca przed II wojną światową jako nauczycielka w Rawie
Ruskiej i Mielżynie oraz w sierocińcu w Wilnie, a potem będąca więźniarką obozu
koncentracyjnego Stutthof koło Gdańska. Nie oszczędzała siebie – aż do ofiary z
życia. Zimą 1945 r., tuż przed wyzwoleniem obozu i zakończeniem wojny,
zdecydowała się nie wychodzić z ewakuacją obozu (miałaby wtedy szansę na
przeżycie), lecz pozostać w części żydowskiej, gdzie w tym czasie była
umieralnia. Panowała epidemia tyfusu i chore więźniarki dogorywały w baraku
żydowskim, pozbawione posiłków i pomocy sanitarnej. Siostra Julia wiedziała, że
większość z nich nie przeżyje. Wiedziała też, że sama może nie przeżyć. Ale nie
wyobrażała sobie, że mogłoby jej tam zabraknąć. Do końca życia służyła innym pielęgnując chorych na tyfus, chociaż
sama z trudem się już poruszała… –
podkreślała współwięźniarka, która przeżyła – … ledwo trzymała się na nogach, ale mówiła, że musi służyć. Siostra
Julia zmarła 20 lutego 1945r. Jan Paweł II zaliczył ją do grona błogosławionych
108 Męczenników II Wojny Światowej.
Krzyk ubogiego słyszalny jest wszędzie.
Niekoniecznie w odległych wioskach, jak w czasach Matki Kolumby. Coraz częściej
na ulicach wielkich miast. I nie zawsze brakuje jedynie chleba i lekarstw.
Czasem czegoś o wiele trudniejszego do zdobycia: czasu, uwagi, umiejętności
słuchania, troski, po prostu – miłości. Siostry dominikanki od 150 lat szukają
swojej jedynej Miłości w tabernakulum po to, żeby potem zanieść Ją światu.
Kontakt:
Zgromadzenie Sióstr św. Dominika,
Al.
Kasztanowa 36, 30-227
Kraków;
Tel 694 480 653; Tel:
12 – 4252405
e-mail:
[email protected]
www.dominikanki.pl
8 sierpnia 2011r.
Msza św. w Kosciele Parafialnym w Tarnobrzegu – Wielowsi o godz. 10.00 pod
przewodnictwem J.E. Bp. sandomierskiego Krzysztofa Nitkiewicza
– list Ojca św. Benedykta XVI
– słowo Matki Generalnej Zgromadzenia
– liturgia Mszy sw.
– homilia – Ks. Bp
przed ofiarowaniem śluby wieczyste 5 sióstr:
s. Benedykta
s. Zacharia
s. Wincenta
s. Januaria
s. Tymoteusza
– Po Mszy sw. procesyjne przejście do kaplicy klasztornej i modlitwa przy
sarkofagu Sł. Bozej Matki Kolumby
– Wspólna Agapa
– Wystapienia zaproszonych Gości