W zakrystii kościoła u sióstr klarysek przy ul. Grodzkiej konserwatorzy najpierw zajmowali się ścianami i drewnianym wyposażeniem – wtedy okazało się, że trzeba rozpocząć walkę z zawilgoceniem i grzybem. W tym roku zabrano się za takie właśnie prace (kosztują ponad 260 tys. zł, z Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa). Archeolodzy zajrzeli głębiej pod XIX-wieczny parkiet i natrafili na niezwykłe znalezisko.
"Pod podłogą były ukryte: ołtarz z wnętrzem przeznaczonym na relikwie, okazały grobowiec i resztki posadzki gotyckiej" – relacjonuje archeolog dr Janusz Firlet.
Okazuje się, że obecna zakrystia ma taką funkcję od XVII w., natomiast pierwotnie była to prawdopodobnie kaplica grobowa przylegająca do prezbiterium romańskiego kościoła. Kaplica ta powstała w II połowie XIV wieku.
Badacze znaleźli pojedyncze kości i kilka czaszek – z jeszcze wczesnośredniowiecznego cmentarzyska, które musiało otaczać prezbiterium kościoła. Natomiast w murowanym grobowcu, zasypanym piaszczystą ziemia z gruzem, natrafili najpierw na niekompletny szkielet mężczyzny. "Niespodzianką było to, że poniżej niego znajdował się doskonale zachowany szkielet męski. To pierwotny pochówek w kaplicy grobowej" – opowiada dr Firlet.
Grobowiec był pierwotnie nakryty płytą. Zmarły mężczyzna został w nim ułożony, zgodnie ze średniowiecznym obyczajem, z nogami w kierunku ołtarza kaplicy. Musiał być możnowładcą, znaczną personą. "Zasłużonego człowieka chowało się wówczas jak najbliżej ołtarza, żeby wstając na Sąd Ostateczny, wstawał z głową w stronę ołtarza" – wyjaśnia dr Firlet.
Przebadaniem szkieletu zajęli się antropolodzy, którym dowodzi dr hab. Henryk Głąb z UJ. Stwierdzili, że mężczyzna był masywnie zbudowany. Miał ok. 180 cm wzrostu – z czego można wnioskować, że pochodził z dobrze sytuowanej rodziny arystokratycznej, a we wczesnych latach młodości dobrze się odżywiał. Umarł w wieku co najmniej 70 lat, a mógł dożyć nawet 80-ki (podczas gdy w tamtych czasach przeciętnie dożywało się 40 – 50 lat). Większość zębów utracił za życia, a pozostałe miał mocno zaatakowane przez próchnicę. Prawdopodobnie miał też schorzenia kręgosłupa związane z podeszłym wiekiem. Znaleziono również ślady świadczące o chorobie nowotworowej, która dała przerzuty na kości.
Nie ma żadnej informacji historycznej o odkrytej kaplicy grobowej, więc stanowi ona spore zaskoczenie. Badacze zgodnie wysuwają hipotezę, że należała ona do rodu Tęczyńskich – potomków fundatora kościoła św. Andrzeja z XI wieku, Sieciecha. Ród posiadał ziemie bezpośrednio koło kościoła.
"Poszedłbym jeszcze dalej: uważam, że zmarły w grobowcu to Jan Tęczyński, kasztelan i starosta krakowski, który umarł w 1405 roku, w podeszłym wieku ok. 80 lat" – mówi archeolog Janusz Firlet. Przypomina, że ów Jan Tęczyński był to człowiek-epoka: negocjator, dyplomata związany z dworem królewskim na Wawelu, urzędnik królów: Kazimierza Wielkiego i Jagiełły. "Jeździł z poselstwem do Krzyżaków, Węgrów, Mołdawian. Senior potężnego rodu Tęczyńskich, który brał udział w sprawach wagi państwowej. Dwa razy żonaty, drugi raz w podeszłym wieku i mający też wtedy kolejnego potomka, w końcu XIV wieku już sędziwy starzec" – wymienia archeolog.
Dodaje, że przodkowie i potomkowie owego Jana Tęczyńskiego byli chowani przy ołtarzu św. Andrzeja w Katedrze Wawelskiej. Zarówno ołtarz i grobowiec później zniknęły, ale są zapiski. Natomiast nie ma nekrologu wskazującego na miejsce pochowania Jana Tęczyńskiego. – Żył dostatecznie długo, żeby wybudować sobie taką kaplicę przy kościele św. Andrzeja, na swoich włościach, aby tam go pochowano. A rodzina wymarła w XVII wieku i stąd też zaniknęła wiadomość o kaplicy – taką tezę stawia dr Firlet. Co do drugiego szkieletu w grobowcu, zapewne to bliski krewny.
Małgorzata Mrowiec (malgorzata.mrowiec@dziennik.krakow.pl)
W "Dziennik Polski" (Kraków), środa, 7 września 2011 r.