Sięgnięcie dna
Aż przyszedł moment, kiedy bez grosza
przy duszy stał przy drzwiach pubu i liczył, że któryś z
wchodzących kolegów postawi mu kieliszek. Mijali go bez słowa,
wreszcie jeden z nich, poproszony wprost, rzucił: „Ty świnio!"
To było jak policzek. Po raz pierwszy od szesnastu lat wrócił do
domu trzeźwy. Zaskoczona matka usłyszała od niego, że złoży
ślub abstynencji. Matka doradziła mu, aby podjął to zobowiązanie
dopiero jak będzie pewien, że go dotrzyma.
Po zastanowieniu Matt poszedł do
najbliższego kościoła i tam na ręce proboszcza złożył ślub,
że przez trzy miesiące nie weźmie do ust alkoholu. Słowa
dotrzymał, choć z ogromnym trudem, bo później mawiał: „Łatwiej
wskrzesić umarłego niż przestać pić, kiedy się jest
alkoholikiem". Odkąd odkrył, że samotnie nie da rady, siły do
walki czerpał z Eucharystii. Codziennie chodził na mszę, a do
rękawa płaszcza przyszył sobie dwie skrzyżowane szpilki, aby
pamiętać o przyrzeczeniu i o tym, jak wiele dla niego wycierpiał
na krzyżu Chrystus.
„Sucha" biografia
Kiedy składał pierwsze przyrzeczenie
abstynencji miał 28 lat. Powtórzył je ponownie, na trzy miesiące,
później na rok. Ostatecznie w trzeźwości przeżył następne 41
lat. Narzucił sobie surowy reżim: ustalony rytm dnia, bez wolnej
chwili, aby nie myśleć o chęci wypicia, regularna modlitwa
(ulubioną przez Matta formą był różaniec), ciężka praca,
oszczędne jedzenie i ograniczenie snu (te dwa ostatnie były wyrazem
pokuty za lata, kiedy pił). Wszelkie zbywające pieniądze
przeznaczał na jałmużnę lub misje. Aby nie ulec pokusie
zakupienia alkoholu w pubach, które mijał po drodze do pracy, nie
nosił przy sobie pieniędzy. Zmienił też towarzystwo i z wielkim
wysiłkiem (był półanalfabetą) zaczął czytać książki
historyczne i dzieła św. Augustyna oraz św. Teresy z Avila. Pomimo
tak surowego trybu życia był znany jako świetny kompan i bardzo
radosny człowiek.
Zmarł w 1925 r. Zasłabł na ulicy i
jakaś kobieta zawołała dominikanina z pobliskiego klasztoru, aby
ten udzielił Talbotowi ostatniego namaszczenia. Jego ciało zostało
zidentyfikowane dopiero po czterech dniach, gdyż nie miał przy
sobie dokumentów. Jego „dowodem osobistym" okazały się być
dwie lekko przerdzewiałe szpilki, przyszyte do rękawa i łańcuch
na ciele, będący symbolem jego oddania Maryi.
Droga na ołtarze
Proces informacyjny do beatyfikacji
zaczął się już w sześć lat po śmierci Matta, zaś jego
biografia stała się błyskawicznie bestsellerem, w dodatku
przetłumaczonym na dwanaście języków. Akt stwierdzający
heroiczność jego cnót podpisał w 1975 r. papież Paweł VI. Teraz
trwa jedynie oczekiwanie na cud za jego wstawiennictwem.
Do grobu Matta Talbota w Dublinie
pielgrzymują tłumy i to nie tylko Irlandczyków, a w 2006 r. został
ogłoszony patronem osób starających się o uwolnienie od nałogu.
Ponieważ jeszcze nie został beatyfikowany, można się modlić za
jego wstawiennictwem jedynie indywidualnie. Z pewnością zrozumie
wewnętrzne walki i trud starań o wolność.
I wspomoże.
Na podst. K. Ogiolda, „Matt Talbot –
patron alkoholików", Gazeta Pomorska.
aut.: Ela Wiater
KWARTALNIK eSPe nr 92. Być wolnym dla Jezusa