Nergal znalazł w swoim czasie obrońcę w osobie Krystyny Kofty, która stwierdziła, że artysta ma prawo do takich zachowań, bo jest artystą, który stosuje takie właśnie metafory. Ha! to dość specyficzny typ emocji (bo nie powiem, że myślenia). Ale czego spodziewać się po pani Kofcie, która popisuje się dowcipem, że Nergal mógł się bronić, iż wyrywał kartki Biblii i rzucał, „bo chciał zapoznać widownię z tekstem świętej księgi".
Co do metafor, o których wspomina Kofta, to wielu internautów zauważa, że Nergal mógłby wykazać się odwagą i zastosować metaforę w postaci podarcia Koranu. Nergal oczywiście tego nie zrobi, bo wie, że Pana Jezusa można bezkarnie policzkować, ale Mahometa już nie. A co by było, gdyby tak ktoś nazwał urzędników Unii Europejskiej zbrodniczą sektą, a na scenie darł Traktat lizboński? Czy pani Kofta by go broniła twierdząc, że nie wolno ograniczać artysty, który wyraża swoje wkurzenie na bezkarność brukselskich cwaniaków?
Stary Testament jest dla Żydów świętą księgą. Dla chrześcijan święty jest zarówno Stary, jak i Nowy Testament. Ale przecież nie trzeba być osobą wierzącą, aby Biblię szanować. Jeśli ktoś jest rozgarniętym w miarę ateistą, to rozumie, że jest ona skarbem ludzkiej kultury. Historie tam opowiedziane są archetypiczne. Do nich nawiązuje wiele dzieł sztuki, rzeźba, malarstwo, literatura. Nie sposób bez Biblii zrozumieć dużej części europejskiej i światowej kultury.
W całej historii nie tyle boli mnie to, że znalazł się taki prymityw, którzy drze Biblię na scenie. Najsmutniejsze jest to, że tego prymitywa lansuje się na kogoś, kto ma coś istotnego do powiedzenia o życiu, o świecie. No cóż! w świecie medialnych celebrytów łatwiej podpaść za stwierdzenie, że nie lubi się parad gejowskich, niż za podarcie Biblii.
Niedawno pisano o wyczynach pana Hajncla, który przebrał się za motyla i zakłócał procesje Bożego Ciała w Łodzi. W jego motylowych pląsach przed Najświętszym Sakramentem sąd też nie dopatrzył się znieważania uczuć religijnych. Skoro tak, to nie zdziwię się, jak następnym razem Hajncel razem z Nergalem, przebrani za jakieś owady, będą pląsać przed procesją drąc jednocześnie Biblię na kawałki. Jakiś sędzia III RP oraz „Gazeta Wyborcza" orzekliby zapewne, że nie ma w tym nic zdrożnego, ani tym bardziej przestępczego. Wszak katolików nie można obrazić, ergo, można ich obrażać.
Podłe czasy! – chciałoby się powiedzieć. Nie popadajmy jednak w pesymizm. Róbmy natomiast swoje. Czytajmy Biblię i czytajmy mądre książki, które pomagają nam ją rozumieć. Biblia jest czytana i czczona od tysiącleci, i tak będzie przez następne tysiąclecia, w których o występach Nergala szczęśliwie nikt już nie będzie pamiętał.
Za: www.wpolityce.pl
„Gdyby chodziło o symbole innej religii, podejrzewam, że sąd zareagowałby ostro, bo opinia publiczna w imię tolerancji ujęłaby się za takim wyrokiem i nie pozostałaby obojętna" – powiedział o. Tomasz Franc, koordynator Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach, komentując dla KAI dzisiejszy wyrok Sądu Rejonowego w Gdyni, który uniewinnił Adama Darskiego ps. „Nergal", lidera deathmetalowego zespołu Behemoth, w sprawie podarcia Biblii podczas koncertu.
Darski był oskarżony o znieważenie uczuć religijnych na podstawie doniesienia kilku pomorskich posłów oraz Ryszarda Nowaka, przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, którzy obejrzeli w internecie film z koncertu z 2007 r. Darski podarł Biblię i rozrzucił jej strzępy wśród publiczności, nazywając ją przy tym m.in. „kłamliwą księgą".
W uzasadnieniu dzisiejszego wyroku sąd stwierdził jednak, że nie będzie określał granic dla działań artystycznych i uniewinnił muzyka.
„Bardzo trudno jest komentować taką sprawę, gdyż sądy są niezawisłe w swojej praktyce osądzania tego rodzaju czynów" – stwierdził w rozmowie z KAI o. Tomasz Franc OP, koordynator Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach. – Na pewno pozostaje niesmak z powodu tego, że można bardzo ważne i czcigodne rzeczy dla jednej religii niszczyć i nie ponosić za to konsekwencji. Z kolei kwestie dotyczące np. umieszczania krzyży w miejscach publicznych podlegają bardzo ostremu sprzeciwowi części opinii publicznej – dodał o. Franc.
„Wydaje się, że opinia publiczna w ogóle nie zareagowała na ten czyn" – powiedział dominikanin, odnosząc się do podarcia w 2007 r. na scenie Biblii.
„Gdyby chodziło o symbole lub święte pisma innej religii niż chrześcijaństwo, to podejrzewałbym, że sąd zareagowałby ostro, bo opinia publiczna w imię tolerancji czy szacunku ujęłaby się za takim wyrokiem i nie pozostałaby obojętna" – stwierdził o. Franc.
W opinii dominikanina dramatyczne jest to, że „nie potrafimy okazywać szacunku wobec symboli religijnych". Jego zdaniem wynika to m.in. z powszedniości symboli w przestrzeni publicznej oraz Słowa Bożego, słyszanego co niedzielę w kościołach i z tego powodu nie traktowanego jako wyjątkowe. – Ale to, że te symbole opatrzyły się w polskiej rzeczywistości nie oznacza, że nie należy o nie dbać, bo to może razić czyjeś uczucia religijne – dodał o. Franc.
Zdaniem dominikanina, zachowania Darskiego sprzed czterech lat mogły być najprawdopodobniej wpisane w strategię marketingową skierowaną do uczestników koncertu i odbiorców tego rodzaju muzyki. – Pamiętajmy też jednak, że od takich z pozoru – także według Darskiego – „małych czynów" zaczynają się wielkie dramaty – zastrzegł.
– Tym bardziej więc uzasadnienie, że sąd nie jest od wyznaczania granic dla działań artystycznych, wydaje się nieroztropne. Pytanie więc, kto jest od ich wyznaczania, skoro sumienie człowieka może być bezgraniczne także w czynieniu czegoś, co może być zagrożeniem dla innego? – powiedział o. Franc.
KAI