Następnie, samodzielnie podjął zauważalną próbę odmówienia "Confiteor". Od tego czasu Monsiur Vincent miał siłe do krókich wypowiedzi, co jakiś czas, jedno słowo, jedna sylaba. A Monsieur Gicquel, który około drugiej nad ranem 27-go, z gorliwością w dobrej intencji ale także przedwcześnie zasugerował, nie wahania, pobożne inwokacje, święty Założyciel, który od 18-tu lat dwa razy dziennie przygotowuje się na śmierć, odpowiedział "Dość…" powórzył, aczkolwiek ostatni raz, "Jezu" zanim opanowały go agonalne drgawki. I tak, bez pamiętnych słów, "wyraźnie i prosto" zmarł Monsieur Vincent, uniesiony przez pięćdziesiąt lat całkowitego poświęcenia się służbie totalnemy Miłosierdziu" (SV III, s. 445-455)
Monsieur Gicquel, który był obecny w chwili śmierci Wincentego pisze w swoim pamiętniku: "około czwartej jego twarza w pokryła się błyszczącą i miła pełnią. Wydawąło się, że jego twarz płonie. Potem, chwilę później jego twarz stała się biała jak śnieg. Doświadczając bliskości śmierci powtarzał słowa "Deus in adiutorium… etc." Powtarzał te słowa nigdy nie zamykając ust a jedynie ruszając nimi. Deus in adiutorium… etc. Obecni powiedzieli "Jezus" a on powtarzał je, znowu ruszając wargami. Ataki nasiliły się i około czwartej trzydzieści rozpoczął ostatnią walkę, która trwała przez kolejne piętnaście minut. Nie było konwulsji i łapania powietrza. Umarł oddając sie w ręce Pana. Umarł siedząc, bardzo majestycznie i wyglądał spokojnie i cicho jak nigdy."