Współcześnie sporo skojarzeń z różańcem jest negatywnych i powierzchownych. Uznaje się go za modlitwę dla zacofanych i starszych ludzi. Nie zawsze tak było. W czasach, kiedy ta modlitwa się kształtowała, jej nazwa uchodziła za zbyt świecką i nowoczesną. O różańcu i maryjnej pobożności franciszkanów rozmawiamy z o. Marcinem Drągiem.
W październiku nie trudno natrafić na świątynię, w której trwa modlitwa różańcowa. Czy franciszkanie są z nią związani w szczególny sposób?
Ponieważ franciszkanie zawsze starali się być wierni wezwaniom Kościoła dotyczącym liturgii i nabożeństw, stąd i w naszych Kościołach są sprawowane nabożeństwa różańcowe. Jesteśmy związani z różańcem, bo Kościół jest związany z tą formą modlitwy. Jednak celebrujemy nie tylko jakieś nabożeństwo, w którego centrum jest Jezus Eucharystyczny, ale przede wszystkim z Maryją wpatrujemy się w oblicze Jezusa, rozważając ważne momenty historii zbawienia. Różaniec to modlitwa myśli i słowa, dlatego też trudno nabożeństwa październikowe sprowadzić tylko do słowa nabożeństwo czy celebracja, bo akcent, który jest najmocniejszy w tej modlitwie to, po prostu medytacja.
Skąd bierze początek duchowość maryjna w duchowości franciszkańskiej?
To wynika z głębokiego przekonania św. Franciszka do Maryi, jako Matki, On sam powierzył cały swój Zakon Matce Bożej. Sercem nowo powstałego Zakonu uczynił mały kościółek pod wezwaniem Matki Bożej Anielskiej. A w jaki sposób sam św. Franciszek czcił Maryję pokazuje modlitwa, którą ułożył: „Pozdrowienie Błogosławionej Maryi Dziewicy”. To bardzo ciekawe, że jest to nic innego, jak tylko pochwalenie samego Boga, któremu towarzyszy Maryja. Ta modlitwa jest bardzo chrystocentryczna, ponieważ znajdujemy tam takie słowa: bądź pozdrowiona Pałacu Jego, bądź pozdrowiona Przybytku Jego, bądź pozdrowiona Szato Jego, bądź pozdrowiona Matko Jego… Św. Franciszek chciał wcześniej być rycerzem i chyba tego przejawy widać w tych słowach, zwłaszcza początkowych. Są to słowa bardzo szlachetne, pełne szacunku. Oprócz postawy dziecka wobec Matki, Franciszek rysuje tutaj relację rycerza, oddanego swojej Pani.
Co oznacza ta modlitwa?
W tej modlitwie widzimy, że św. Franciszek miał niesamowity zmysł dostrzeżenia w Maryi jakby tabernakulum Jezusa. Pokazuje, że to Ona jest Jego pierwszym tabernakulum: ona przyniosła Go na świat, ona była Jego matką, ale była też służebnicą, bo była posłuszna w momencie Zwiastowania, w momencie proroctwa Symeona, a także pod Krzyżem. W Ewangelii wg. św. Łukasza (por. 8, 19-21) jest opisana sytuacja, kiedy Maryja przychodzi z bliskimi Jezusa, kiedy On naucza. Jak wiemy Jezus powiedział wtedy, że jego Matką i braćmi są ci, którzy słuchają słowa i zachowują je. W tym stwierdzeniu zawiera się osoba Maryi, bo ona jest pierwszą, która tak mocno usłyszała słowo, że stało się w Niej ciałem. To jest także ciekawe przesłanie dla nas, że kiedy Bóg będzie wypowiadał do nas słowo a my je usłyszymy, przyjmiemy je tak bardzo mocno jak Maryja, z takim przekonaniem, to i dla nas ono stanie się Ciałem. Tak też było w przypadku Franciszka – słowo przez niego usłyszane miało dla niego tak wielki wydźwięk, że stało się Zakonem, stało się Regułą dla tego Zakonu, stało się sposobem naśladowania Jezusa na Ziemi.
Skąd aż takie przesunięcie akcentów?!
Maryja od początku towarzyszy dziełu, jakim jest wcielenie, moment w którym Bóg stał się człowiekiem, a którego wielkim czcicielem jest św. Franciszek. Dostrzega on niesamowite dzieło Boże właśnie w stworzeniu i wcieleniu Słowa, czyli w samym Jezusie. Jest to bardzo mocny rys naszej duchowości. Maryja towarzyszy więc ciągle w przeżywaniu tajemnic związanych z Chrystusem, z Jego życiem ziemskim i śmiercią. Stąd tak mocne podkreślenie w tradycji franciszkańskiej takich wydarzeń jak Boże Narodzenie czy Zmartwychwstanie, bo Maryja tam wszędzie jest światkiem. Kult Maryjny w naszej duchowości po prostu wynika z Jej towarzyszenia Tajemnicy Wcielenia.
Jak wyglądała miłość św. Franciszka do Maryi?
Czytając źródła franciszkańskie wyraźnie widzimy, że Franciszek ma bardzo głęboką więź ze swoją matką. Jego ziemska mama otaczała go niesamowitą czułością. To ona uwolniła go z więzienia, jakie zgotował mu ojciec, zawsze stała po jego stronie, była taką mamą, która jest bardzo czuła. Chyba właśnie to miało ogromne znaczenie w podejściu Franciszka do Maryi, uważał ją bowiem za taką Matkę, która jest czuła. Jako centrum dla wspólnoty zakonników wybrał Franciszek kościółek, który dedykowany był Matce Aniołów. Zakon bardzo potrzebował opieki i Opatrzności Bożej, a także kogoś, kto będzie się z czułością troszczył o rzesze braci, bo wspólnota od samego początku bardzo szybko się rozrastała. Tym sposobem, Matka Boża patronka całej rzeszy Aniołów, stała się patronką całej rzeszy braci, którzy dołączyli do św. Franciszka.
Jak wyglądała więc pobożność maryjna braci?
W pierwszych wiekach Zakonu o pobożności maryjnej świadectwo daje nam liturgia. Między innymi to, że na kapitule generalnej w Narbone w 1260 r. wprowadzono antyfonę Maryjną, którą tworzyły słowa „Pozdrowienia Anielskiego” wraz z biciem dzwonów po komplecie, która w późniejszym czasie przerodziła się w Anioł Pański odmawiany trzy razy dziennie. Podczas kapituły w Asyżu w 1269 r. ustalono, by w kościołach franciszkańskich sprawować w każdą sobotę Eucharystię z formularzem o Matce Bożej. Myślę, że należy wspomnieć też o bł. Janie Dunsie Szkocie i teologicznej szkole franciszkańskiej broniącej w średniowieczu Niepokalanego poczęcia Maryi. Dzięki temu papież Sykstus IV polecił franciszkaninowi Leonardowi z Nogarole skomponowanie pierwszego oficjum o Niepokalanym Poczęciu NMP. To święto przyjęli bracia w XV wieku, a następnie zostało ono rozpowszechnione na cały Kościół. Znamienne jest także to, że przy klasztorach franciszkańskich powstawały Sanktuaria Maryjne. Tak jest do dzisiaj zarówno w Polsce, jak i poza granicami naszego kraju. Przykład mamy choćby tu, w Krakowie. Mało, kto o tym wie, że przy Bazylice św. Franciszka jest Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej, Smętnej Dobrodziejki Krakowa.
Skąd wziął się jednak różaniec?
Różaniec ma tak naprawdę podstawy biblijne, św. Paweł zachęcał by nieustannie się modlić (por. 1Tes 5, 17). Taki więc pierwotny kościół podejmował praktyki modlitwy nieustannej. W pierwszych wiekach modlono się powtarzając w ciągu dnia: „Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu”, czyli te słowa, którymi rozpoczynamy poszczególne godziny brewiarzowe. Z czasem pojawiała się także pewnego rodzaju modlitwa numeryczna, o ile możemy to tak nazwać, czyli odmawiano jakąś modlitwę, tak by ilość jej powtórzeń odpowiadał pewnej liczbie, najczęściej symbolicznej – np., 150 – bo tyle jest psalmów. Kiedy Kościół nabierał konkretnych struktur i na pustyni w Egipcie powstało życie zakonne, kapłani i ci, którzy umieli czytać modlili się 150-cioma psalmami, tak wyglądało ówczesne oficjum brewiarzowe. Ci natomiast, którzy nie umieli czytać odmawiali 150 „Ojcze nasz”, a żeby się nie pogubić, przekładano kamyczki z jednego stosiku na drugi stosik. Później robiono supełki na sznurkach, potem pojawiły się nawlekane na sznurki jakieś kawałeczki drewna itp. W średniowieczu pojawia się modlitwa „Ave Maria” i to dzięki niej kształtował się różaniec, bo oprócz modlitwy „Ojcze nasz” dodawano słowa wypowiedziane przez św. Elżbietę: łaski pełna, Pan z tobą… itd. Na to wpływ miał rozwój kultu maryjnego, legendy, jakich w średniowieczu powstawało bardzo dużo. W XII wieku znano już ten sposób modlitwy, którą nazywano Psałterzem Maryjnym. Największe zasługi w formowaniu i rozpowszechnianiu tej modlitwy mieli dominikanie, bo to w ich środowisku różaniec został usystematyzowany i nadano mu konkretną formę. Nie obyło się to również bez wpływu franciszkanów, np. Jana z Calvoli, włoskiego franciszkanina, który wydał dzieło „Meditationes vitae Christi” (Medytacje życia Chrystusa). Ponieważ we wczesnym średniowieczu budziło się w chrześcijanach zainteresowanie ziemskim życiem Jezusa, więc te natchnienia przenikały do modlitwy Psałterzem Maryjnym. Wielki wpływ na medytacje o ziemskim życiu Jezusa miało właśnie to dzieło, konkretnie na treści samych tajemnic, czyli 150 „Zdrowaś”, przedzielonych Ojcze nasz. Co ciekawe „Meditationes…” obejmowało życie Jezusa od Chrztu w Jordanie aż do Zmartwychwstania. Cały różaniec w XIV w. usystematyzował dominikanin, bł. Alan z la Roche.
Czyli pierwsi franciszkanie modlili się na różańcu…?
W tamtych czasach różaniec dopiero się kształtował. W środowisku franciszkańskim ukształtował się różaniec związany z historią pewnego młodego zakonnika, który przed przywdzianiem habitu przynosił codziennie Matce Bożej kwiaty, ale z powodu zakonnego rytmu życia nie udawało mu się tego robić systematycznie. Do tego stopnia przeżywał rozterki, że chciał nawet odejść z Zakonu. Wtedy Matka Boża objawiła mu podczas modlitwy, żeby przynosił jej inne kwiaty – modlitwy, rozważając jej siedem radości (Zwiastowanie, Nawiedzenie, Narodzenie, Pokłon Trzech Króli, Znalezienie w Świątyni, Zmartwychwstanie, Wniebowzięcie i ukoronowanie na Królową Nieba i Ziemi – przyp. red.) – o tym wspomina jeden z historyków franciszkańskich, Łukasz Wadding, datując je na 1422 rok. Wiemy, że wtedy bracia znali już Psałterz Maryjny i na jego podstawie, na swój sposób, franciszkanie opracowali nie pięć, a siedem dziesiątek. Co więcej dodając jeszcze dwa paciorki otrzymali 72 paciorki – na pamiątkę 72 lat życia Maryi. Tak powstała Koronka do Siedmiu Radości Maryi.
Można jednak spotkać także nazwę Koronka do Siedmiu Boleści Maryi…
Siedem Boleści jest związane z Bazyliką Matki Bożej w Krakowie i Bractwem Matki Bożej Bolesnej działającym przy naszym kościele. A jej historia jest związana z Zakonem Serwitów, którego założyciele mieli szczególne nabożeństwo do Matki Bożej Bolesnej. Ten właśnie Zakon, jako pierwszy wprowadził w swoim kalendarzu liturgicznym Jej święto już w XVI w. Zwyczaj odmawiania koronki do Siedmiu Boleści utrwalił się w bractwach. Podobnie było z różańcem, gdyż jego popularność zawdzięczamy bractwom, głównie tym powstającym przy klasztorach dominikańskich.
Dlaczego ta Koronka jest tak mało popularna?
Kiedyś była bardzo ważna, ale wraz ze wzrostem popularności różańca odeszła jakoś w cień, choć i teraz bracia, i nie tylko, modlą się w ten sposób. W niektórych kościołach odmawia się ją wspólnie. O tej modlitwie przypomina także część stroju zakonnego franciszkanów. Na sznurze, którym przepasujemy habit z lewej strony wieszamy koronkę. To zwyczaj pochodzący ze średniowiecza, kiedy rycerze nosili z lewej strony miecz. Jest to symbol broni przed złem. Koronki wykonujemy sami na początku formacji, a w czasie nowicjatu młodzi zakonnicy otrzymują koronki. Oczywiście one mają różny wygląd: są z supełków, paciorków, metalowe, sznurkowe, drewniane. Ważne jest by koronka nie była biżuterią zakonną, ale by była odmawiana. Ciekawa różnica między koronką franciszkańską a różańcem jest taka, że w różańcu położony jest bardzo mocny akcent na życie ziemskie Jezusa. Natomiast w koronce franciszkańskiej akcent położony jest na radosne chwile z życia Maryi, związane z życiem Jezusa, z tajemnicą wcielenia. Modlący się nią człowiek odkrywa radość z naśladowania życia Jezusa i Maryi, i dzięki temu odkrywa tajemnice obecności Jezusa w wydarzeniach, jakie sam przeżywa. Na pewno Koronka istnieje w świadomości braci, pomimo, że dziś nie ma obowiązku noszenia jej przy sznurze. Z Koronką zresztą związane są także przywileje papieskie, bo każdy członek Zakonu po odmówieniu Koronki i modlitw w intencjach papieskich może uzyskać odpust zupełny. Ludzie świeccy mogą go uzyskać modląc się z braćmi.
Różaniec wydaje się być dziś często niedoceniony, wręcz uznawany za staroświecki i przestarzały…
Początkowo bracia dominikanie, a szczególnie bł. Alan de La Roche, nie chcieli żeby różaniec nazywał się różańcem. W tamtym czasie to się bardzo źle kojarzyło, często tylko i wyłącznie z kwiatkami – różami, wg nich ta nazwa brzmiała zbyt światowo*. Nawet podejmowano konkretne działania, żeby tak nie nazywać tej modlitwy. Nazywano ją po prostu Psałterzem Maryjnym. Dopiero później z powodu róż składanych przy figurkach Matki Bożej zaczęto nazywać modlitwę różańcem. Kwiaty pozostały przy obrazach i figurach Maryi, ale o wiele cenniejszym darem jest modlitwa i to są najpiękniejsze kwiaty, jakimi możemy ozdobić naszą Matkę w Niebie.
A co my możemy zrobić dziś dla różańca?
Ważnym zadaniem dla nas, jest takie myślenie o różańcu, żeby nie kojarzył się z klepaniem modlitwy, albo modlitwą dla starszych ludzi. To przecież jest modlitwa medytacyjna! Dziś często ludzie szukają medytacji wschodnich czy innych, są one dla nas Europejczyków w rzeczywistości obce i bardzo trudne do zrozumienia, gdyż wywodzą się ze zupełnie innej kultury, gdzie świat i człowieka traktuje się zupełnie inaczej. Tymczasem tradycja naszego Kościoła daje medytację – może trudną, ale bardzo piękną i dostępną dla wszystkich, od najmłodszych do najstarszych. Czasem tłumaczę młodym ludziom, że słowa „Zdrowaś Maryjo…” to jakby podkład muzyczny, melodia do przeżywania obrazów, czyli tajemnic z życia Jezusa i Maryi. Słowa „Zdrowaś Maryjo” są zaproszeniem Maryi do zobaczenia czegoś, co jest Zmartwychwstaniem, Narodzeniem itd. Warto zwrócić uwagę, że różaniec angażuje całego człowieka – są słowa, są myśli, jest wyobraźnia. Modlitwa angażuje całą istotę człowieka i to jest piękne. Modlitwa jest drogą, uczymy się jej. Czasem w takiej modlitwie po prostu chodzi o wierność, o wytrwałość. Tego sobie nawzajem życzmy!
Z o. Marcinem Drągiem rozmawiała Elżbieta Dudek
* por. R. Barile, Historia różańca: od początków do jego aktualnej formy, za: https://www.catholicculture.org/culture/library/view.cfm?id=4728
O. Marcin Drąg – franciszkanin, pochodzi z Przeworska, święcenia kapłańskie przyjął w 2010 roku, potem pracował w Jaśle. Obecnie studiuje liturgikę na UPJPII w Krakowie i tu też pełni różne posługi duszpasterskie. Jest zaangażowany w powołaniowe Centrum Franciszkańskie San Damiano.
Zobacz także:
Liturgia po franciszkańsku
Kiedy stać a kiedy klęczeć? Dlaczego w kościołach dzwoni się na Anioł Pański i co św. Franciszek myślał o modlitwie liturgicznej braci? Na te i inne pytania w rozmowie z Elżbietą Dudek odpowiada o. Marcin Drąg.