O otrzęsinach w Salezjańskim Gimnazjum grzmiały ogólnopolskie i światowe media. Narzucona przez lokalną telewizję interpretacja kilku zdjęć sprawiła, że wydano jednoznaczny wyrok. Kim naprawdę jest ks. Marcin Kozyra? Jaka jest jego szkoła i jego uczniowie? Jak przeżyli ten trudny czas medialnej nagonki?
Diabeł nienawidzi duchowego ojcostwa kapłanów, bo to jest nasz charyzmat. Czyni wszystko, byśmy zostawili dzieci i młodzież samych sobie bez duszpasterskiej opieki, by byli jak owce bez pasterza – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. Marcin Kozyra, dyrektor Salezjańskiego Gimnazjum w Lubinie, pełniący również posługę egzorcysty.
Przez długi czas nie chciał Ksiądz rozmawiać z mediami. Mówił Ksiądz że kuratorium prowadzi postępowanie, więc należy zaczekać na wnioski. Jak Ksiądz je przyjął?
Nie informowałem tak szczegółowo opinii publicznej o swoim stanowisku w tej sprawie, licząc na rzetelną ocenę faktów przez wizytatorów z Kuratorium. Dopiero teraz po zakończeniu prac Kuratorium decyduję się na wywiad. Wystosowaliśmy do Kuratorium pismo z kilkoma zastrzeżeniami po otrzymaniu protokołu. Przede wszystkim nie uwzględniono w nim informacji, że zarówno dyrektor, jak i kontrolowani nauczyciele twierdzą, że w samej zabawie otrzęsinowej nie było nic, co mogłoby świadczyć o poniżającym traktowaniu i naruszeniu godności ucznia. Po drugie, nie uwzględniono informacji, że żaden z rodziców ani uczniów nie wnosił żadnych skarg na taką formę zabawy. Kuratorium nie chciało uzyskać informacji od uczniów klas pierwszych ani od ich rodziców. Oznacza to, że przedstawiony obraz ma charakter fragmentaryczny. Muszę też powiedzieć, że niezrozumiałym jest fakt, że zanim docierały do nas pisma z Kuratorium rzecznik prasowy tej instytucji już udzielał wywiadów w mediach. Przedstawiany materiał w różnych mediach był wybiórczy i nie oddawał istoty sprawy.
O zastrzeżeniach szkoły nie informowano prawie wcale. Ograniczono się tylko do stwierdzenia, że Kuratorium odrzuciło je w całości. Jakie były zastrzeżenia i w jaki sposób Kuratorium uzasadniło ich oddalenie?
Uzasadnienie jest bardzo ciekawe. Kuratorium twierdzi, że zadaniem wizytatorów nie było zbieranie opinii, ale ustalenie faktów dotyczących wyjazdu i przebiegu otrzęsin. Dla nas to absurdalne stwierdzenie. Bo skąd można zebrać informacje o faktach, jeśli nie z naszego środowiska? Wiedzę o tym, jaki był przebieg otrzęsin, wizytatorzy z Kuratorium czerpali z tego, co im opowiedzieliśmy i z dokumentów, które udostępniliśmy. Nie mieliśmy nic do ukrycia. Jednocześnie nie chcą przyjąć naszych oświadczeń o tym, że nie doszło tam do naruszenia niczyjej godności. Uważają, że to nasza opinia. Ich opinia jest inna. Czy wizytacja miała stwierdzić fakt, czy potwierdzić opinię? O faktach przecież najlepiej mogą powiedzieć obecni tam świadkowie. Pozostaje też kwestia, w oparciu o co wizytatorzy ową opinię tworzą? Kolejne moje pytania brzmią: które zachowania były dla uczniów poniżające? W jaki sposób została naruszona ich godność? Czy przez to, że podchodzili do mnie na „czworakach”? A może powodem było to, że mieli dotknąć tej pianki ustami? Przecież wszystkie te gesty były w konwencji zabawy. W otrzęsinach brało udział 17 nauczycieli, ośmioro ich własnych dzieci, 86 uczniów i 7 animatorów. Podobne zabawy były przeprowadzane w poprzednich pięciu latach. Nikt nigdy nie widział w tej zabawie niczego złego. Skąd więc taki wniosek Kuratorium?
Będzie się Ksiądz od niego odwoływał?
Procedura odwoławcza się zakończyła. Nie mogę jednak zostawić takiego stanowiska Kuratorium bez odpowiedzi. Moim zadaniem jest obrona dobrego imienia szkoły. Uważam, że Kuratorium nie ma żadnych argumentów do tego, by cały czas powtarzać, iż były jakiekolwiek zachowania poniżające uczniów. Nie wyciągnięto rzetelnych wniosków z rzeczywistości, tylko zbudowano swoją opinię, w oparciu zdjęcia, o szum medialny lub własne odczucia. Logicznym jest, że skoro przedstawicieli Kuratorium nie było na wyjeździe integracyjnym to nie znają jego przebiegu. Wszyscy, którzy tam byli, mówią jednym głosem, że nikomu się nie stała krzywda ani niczyja godność nie została naruszona, że „otrzęsiny” były świetną zabawą. Skąd urzędnicy wiedzą lepiej? Kto im dał prawo do zlekceważenia opinii oraz odczuć dzieci i ich rodziców? Dlatego dla mnie ta opinia jest polityczna, odgórna. Wydaje mi się, że komuś bardzo zależy na tym, żeby opinia publiczna nie poznała prawdy.
Sprawą zajęła się też prokuratura na wniosek posła Armanda Ryfińskiego z Ruchu Palikota, który polecił zbadać czy nie doszło do „innych czynności seksualnych”. Jak przebiega to postępowanie?
Przesłuchiwani są wszyscy obecni na wyjeździe nauczyciele. Prokuratura zleciła też policji przesłuchanie wszystkich rodziców razem z uczniami. Pytania policji dotyczą przebiegu otrzęsin, odczuć uczestników tej zabawy, a także tego, czy rodzice mieli kontakt z dziećmi w trakcie wyjazdu. Ponieważ jest to ponad 100 osób, to będzie to jeszcze trochę trwało.
Tuż po nagłośnieniu sprawy otrzęsin przez media, rodzice i nauczyciele wysłali list podpisany przez 277 osób do Rzecznika Praw Dziecka. Prosili, by zajął rzetelne stanowisko w sprawie naruszenia godności dzieci przez media, które zmanipulowały przekaz. Zarzucili mu też, że wyraził swoje stanowisko pochopnie bez zaznajomienia się ze sprawą. Odpowiedział na ten list?
Odpowiedział, ale pismo, które otrzymaliśmy, nie jest odpowiedzią na naszą prośbę. Domyślam się, że Rzecznik zlecił sprawę urzędniczce, która podpisała się zamiast niego. Zamiast pisać na temat dzieci, ich ochrony, autorka oświadczenia bardziej skupiła się na mnie, wykazując moje domniemane uchybienia i błędy. Oświadczam, że nikt z Biura Rzecznika nie rozmawiał ze mną, z dziećmi, rodzicami lub nauczycielami. Na koniec pisze, że mają informacje, iż zostały podjęte działania, mające ochronić dobra osobiste uczniów. Skąd Biuro Rzecznika ma takie informacje i jakie to działania? My takich działań nie widzimy. Jedyne działania, które chroniły nasze dzieci to były działania rodziców, szkoły, psychologa szkolnego. Nikogo innego.
Rodzice wspominali, że pierwsze dni nagonki medialnej były trudnym czasem dla dzieci, a cała sprawa uderzyła w środowisko lokalne jak bomba atomowa. Jak to się odbiło na funkcjonowaniu szkoły?
Wydaje się, że w naszym lubińskim środowisku jest już w miarę wszystko w porządku, choć pierwsze dni, kiedy media huczały o otrzęsinach, były naprawdę trudne. Nasi uczniowie byli wtedy atakowani, często wulgarnymi zaczepkami na ulicach, w komunikacji miejskiej, w Internecie. Zdjęcia, co dla mnie jest skandaliczne, były umieszczane na stronach pornograficznych. Szkoła przez kilka dni była dosłownie oblężona przez różne stacje telewizyjne. Dziennikarze nakłaniali młodzież do udzielania wywiadów, „zaczepiając” ich na terenie szkoły. Wchodzili do budynku szkolnego. W takiej atmosferze niezwykle trudno było normalnie funkcjonować i dzieciom i pracownikom szkoły. Teraz jest już spokojnie, choć ciągle krąży gdzieś wokół ta „bita śmietana”. Miałem niedawno spotkanie z okazji Dnia Nauczyciela. Byli dyrektorzy szkół lubińskich. Rozmawialiśmy też o tej sprawie. Wyrażali poparcie. Oni również widzą, że to nagonka i szukanie sensacji. Widzą to, bo mnie znają. Wszyscy też wiemy, kto tu w Lubinie się za tym kryje.
Kto się kryje?
Hm… Wyszło to z telewizji lokalnej TVL Odra. To mnie najbardziej boli, że to nie telewizja z zewnątrz, ale z naszej społeczności lubińskiej, powiedziałbym z „naszego domu”, przygotowała tak zakłamany i tendencyjny materiał. W imię czego? Dla czyjego dobra?
Otrzymałam sporo sygnałów, wskazujących na kogoś, kto chciał celowo szkole zaszkodzić, podobno to próba zemsty. Mówiono, że stoi za tym matka dziecka, które kiedyś było uczniem gimnazjum. Może Ksiądz potwierdzić te doniesienia?
Nie, nie chciałbym nikogo oskarżać. Dysponuję tylko przypuszczeniami, a nie faktami, dlatego nie mogę tego potwierdzić.
Sprawa jednak została przedstawiona przez lokalną telewizję w taki sposób, że odbiła się echem nawet w światowych mediach w kontekście pedofilii. Rodzice i uczniowie pisali protesty do TVL Odra żądając przeprosin i sprostowania. Otrzymali je?
Nie było żadnego sprostowania. Niestety, dziennikarka przygotowująca ten tendencyjny materiał nie chciała szukać prawdy. Powoływanie się na „rozmowy z anonimowymi rodzicami” było jedną wielką manipulacją. Bo jak wyjaśnić fakt, że nikt z rodziców nie zgłasza negatywnych odczuć, nie prosi o wyjaśnienia a od razu idzie do mediów opowiadać o „takich rzeczach”? To przecież niedorzeczność.
Jak Ksiądz ocenia działania instytucji, które zajęły się sprawą?
Uważam, że instytucje państwowe zostały wmanewrowane w medialną manipulację. Wszystkie działania – Kuratorium, Rzecznika ds. dyscypliny i Prokuratury – uważam za nieuzasadnione. Gdyby były uzasadnione, to już dawno, podobne postępowania powinny być prowadzone w innych szkołach, na koloniach i obozach. Bardzo często odbywają się „otrzęsiny” z podobnym przebiegiem, więc Kuratorium i prokuratura powinny wkroczyć również tam. Te działania wynikają tylko i wyłącznie z szumu medialnego.
A skąd ten medialny szum, Księdza zdaniem?
Myślę, że z prostego powodu. W głównej roli na zdjęciach występuje katolicki ksiądz. Nie jakiś nauczyciel, kierownik kolonii, świecki mężczyzna, tylko ksiądz. Takich zdjęć jest w Internecie przecież mnóstwo. Czym się różnią od naszych? To wszystko wpisuje się w atmosferę nagonki na Kościół. Kto za tym stoi? Wyraźnie widać, że najaktywniejsze są środowiska lewicowe oraz szukające sensacji media. Ruch Palikota zwołał w sprawie naszych „otrzęsin” konferencję prasową w Sejmie.
Nie było to pewnie łatwe doświadczenie dla całej społeczności szkolnej. Jak to się na Was odbiło?
Na pewno jest większa konsolidacja całego środowiska szkolnego. Bardzo dużo ze sobą rozmawialiśmy: nauczyciele, rodzice, uczniowie. Na spotkanie dotyczące sprawy w czasie największej nagonki medialnej przyszli nie tylko prawie wszyscy rodzice naszych uczniów, ale i rodzice absolwentów. Były długie dyskusje, dodawanie sobie otuchy i odwagi. Zorganizowaliśmy 29 września wspaniały Festyn Rodzinny z Mszą św., występami artystycznymi i konkurencjami sportowymi. Pomimo tego, że przedstawiciele jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych zakłócali jego przebieg, bawiliśmy się wyśmienicie, byliśmy razem i czuliśmy wzajemne wsparcie. Wśród rodziców powstała Róża Różańcowa, planujemy wspólną pielgrzymkę w listopadzie i wycieczkę do Włoch dla rodzin w przyszłym roku. Rodzą się też pomysły, by wyjść z konkretnymi inicjatywami do środowiska lokalnego. Mamy wiele dobra do zaofiarowania.
A jak przeżyły to dzieci?
Dzieci „przerobiły” pouczającą lekcję edukacji medialnej. Na własnym przykładzie przekonały się jak działają media i niektórzy dziennikarze. Widzieli, jak ich wypowiedzi były manipulowane a uczucia zlekceważone. Sami zobaczyli, że niektóre media szukają sensacji, że mijają się z prawdą. Dużo rozmawialiśmy na lekcjach, na katechezach, pokazując, jak należy czytać informacje, że należy je sprawdzać, zanim poda się je dalej. Myślę, że nauczyli się też tego, że należy brać odpowiedzialność za to, co mówią; że cokolwiek będą mówić, pisać czy powielać choćby w Internecie, muszą zawsze sprawdzić fakty, a nie kierować się subiektywną opinią.
Rodzice, z którymi rozmawiałam, podkreślają specyfikę szkoły, mówiąc o duchu wychowania salezjańskiego. Twierdzą, że dzieci bez reszty wchodzą w atmosferę, że nie tylko chce im się uczyć, ale wspólnie działać, spędzać razem czas. Podkreślają, że choć wiek gimnazjalny to najtrudniejszy wiek w rozwoju, w szkole nie ma poważnych problemów wychowawczych. W czym tkwi tajemnica?
Jest wiele cech, które są specyfiką szkoły salezjańskiej, ale akurat w tej sytuacji jest to przede wszystkim styl relacji. To styl relacji, który ks. Bosko nazywał „duchem rodzinnym”. W swoim liście z Rzymu z 1884 r. św. Jan Bosko pisał, że nauczyciel widziany tylko na katedrze jest tylko nauczycielem. Ale nauczyciel obecny z uczniami na rekreacji, w dzisiejszym słowniku – podczas zabawy – staje się przyjacielem. Nieraz słyszałem od uczniów, że kiedyś dyrektor kojarzył im się z kimś niedostępnym, zamkniętym w gabinecie. Teraz wiedzą, że mogą do mnie przyjść zawsze i w każdej sprawie. Przerwy spędzam z uczniami. Przerywam swoje zajęcia, chodzę po całej szkole i rozmawiam z dziećmi. Jest jakaś bezpośredniość, łamanie pewnych granic…
O tych granicach mówiono bardzo wiele w kontekście otrzęsin. Tzw. eksperci twierdzili, że powinno się zachowywać dystans między uczniem a nauczycielem, a nie pozwalać na wspólne wygłupy…
Mnie chodzi o łamanie granic sztucznych, nie tych właściwych, które każdemu są potrzebne. Chodzi o granice jakiegoś lęku, dystansu, myślenia, że skoro dyrektor, to trzeba go unikać, bać się rozmowy z nim. Ja się cieszę, że przez te wszystkie lata udało mi się zbudować z uczniami taką relację, że chcą przyjść, rozmawiać, spowiadać się. Wiele swojego wolnego czasu spędzam z młodymi. Jeździmy w góry, na spływy kajakowe, przebywamy razem w różnych sytuacjach, w których możemy się poznawać. Ale oczywiście jest zachowany szacunek. Oni wiedzą, że jestem księdzem, dyrektorem szkoły. W żaden sposób naszej relacji nie wykorzystują. Uważam, swoją funkcję bardziej za posługę. Posługę ojca, który jest obecny i zaangażowany. Dziś wielu młodych czuje się odrzuconych przez swoich ojców, nie mają z nimi głębokich kontaktów. Ksiądz jest powołany, by być duchowym ojcem – takim był ks. Bosko. Normalny ojciec wychowuje, przekazuje wartości, zasady, ale także bawi się ze swoimi dziećmi. Jest czas, kiedy mówi trudne rzeczy czy wyciąga konsekwencje, ale jest czas, kiedy się bawi i wygłupia z dziećmi. Dlatego uważam, że nauczyciel czy dyrektor może wejść w jakąś konwencję zabawy bez naruszania granic.
Nie obawia się Ksiądz, że ta nagonka na Kościół i budowanie atmosfery podejrzliwości sprawi, że księża będą się wycofywać z wychowania, z przebywania z młodzieżą? Ma to już miejsce na Zachodzie, gdzie salezjanie ograniczają kontakt z młodzieżą, boją się organizować wyjazdy. Księżom nie wolno tam rozmawiać sam na sam z niepełnoletnim. Nie boi się Ksiądz, że nas też to dotknie?
Obserwując to, co dzieje się w Polsce, w Kościele, wśród nas salezjanów, na razie się nie boję. Nie mam obawy, że ten zwariowany świat, węszący wszędzie afery pedofilskie wśród księży i uznający każdy kontakt księdza z dzieckiem za podejrzany, ściągnie do nas. Jeszcze w Polsce nie jest tak, żebyśmy się bali pracować z młodzieżą. Jest wciąż wiele inicjatyw – obozy, kolonie, oazy, wyjazdy. Księża są oddani młodzieży. My, salezjanie, wyrośliśmy w takim duchu i organizujemy wiele wyjazdów dla młodzieży w ciągu roku. Nie ma w nas lęku, że ktoś może to zacząć źle interpretować. Nie sądzę też, żebyśmy z obaw przed opinią ludzką musieli się wycofywać z naszych działań na rzecz dzieci i młodzieży.
Nie boi się Ksiądz? Przecież właśnie Księdza ta ludzka opinia dotknęła najboleśniej…
Nie, ja się tego w ogóle nie bałem. Od samego początku było dla mnie jasne, jaka jest rzeczywistość. Pan Jezus powiedział: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli”. Jeśli wiem, jaka jest prawda, to bez względu na to, co się dzieje wokół, mam wolność i głęboki, wewnętrzny pokój. Nie wynikał on dla mnie tylko z czysto ludzkiego rozumowania, ale i z wiary zaufaniu Bogu. Wiem, że w tym czasie modliło się za mnie wiele osób i wspólnot. Miałem więc wielkie wsparcie modlitewne. Poza tym, zobaczyłem ten cały atak w kontekście walki duchowej, a ponieważ od pięciu lat pełnię posługę egzorcysty, to dla mnie ta walka ze złem nie jest czymś obcym. Diabeł nienawidzi kapłanów. Diabeł nienawidzi duchowego ojcostwa kapłanów, bo to jest nasz charyzmat. Czyni wszystko, byśmy zostawili dzieci i młodzież samych sobie bez duszpasterskiej opieki, by byli jak owce bez pasterza.
Doświadczał Ksiądz tej nienawiści już wcześniej?
Podczas pełnienia posługi egzorcysty nieraz słyszałem słowa demona przez usta osób zniewolonych: „zniszczę cię”, „nienawidzę cię”. Wiele razy byłem w sytuacji, kiedy demon mi groził. Nauczyłem się więc jako ksiądz, jako egzorcysta, ignorować lęk, który pochodzi od Złego. Pewność zwycięstwa Jezusa Chrystusa, a taką postawę powinien mieć każdy ksiądz, tym bardziej egzorcysta, uwalnia od wszelkiego lęku. Na Imię Jezusa wszelkie zło zgina kolana i odchodzi! To dosyć osobiste doświadczenie, więc może to nie jest miejsce na dzielenie się nim…
Skąd, to właśnie doskonałe miejsce na pokazanie realnego działania zła w realnym świecie. Mam wrażenie, że jako chrześcijanie mówimy o tym za mało, przez co wielu traci czujność…
Być może trzeba więcej mówić, że istnieją w świecie struktury zła, że za pewnymi organizacjami, prądami, ideologiami, które chcą zniszczyć chrześcijański, Boży porządek, kryje się działanie złego ducha. To naprawdę jest walka duchowa. Taka walka nas czeka. Nie chodzi tu tylko o płaszczyznę polityczną czy społeczną, ale właśnie duchową. Przed nami – jak mówił Jan Paweł II – walka cywilizacji życia z cywilizacją śmierci.
Jak ją wygrać?
Potrzebna jest postawa odważnego świadczenia i pokazywania prawdy. Wbrew temu, co główne media laickie próbują forsować. Dla mnie to, co widzę teraz w polskiej rzeczywistości, to ciągle sprawdzanie terenu przez „wroga”, sprawdzanie granic – będzie reakcja uczniów Jezusa czy nie będzie reakcji? Będą bronić tego terenu prawdy, ochrony życia, czy nie? Wycofają się czy podejmą walkę? Dlatego bardzo ważne jest dzisiaj jasne stanowisko ludzi Kościoła w mediach, bo większość na mediach opiera swoje opinie. Nie chodzi tu tylko o opinie biskupów, ale ludzi świeckich, którzy będą jasno mówić, jaka jest prawda, gdzie jest prawda i jakie będą złe konsekwencje, jeśli wejdziemy w to, co proponują niektóre współczesne ideologie czy nurty.Kościół musi pójść tam gdzie poszedł Jezus: wejść w świat ludzi młodych, w ich piekło, w świat ich umierania z samotności i wyprowadzić ich z grobów ku nowemu życiu. Musimy zejść do każdej otchłani współczesnego świata ludzkiego serca razem z Jezusem Zmartwychwstałym! Mamy ludziom zanieść światło Chrystusa i pójść z nimi drogą ku zmartwychwstaniu!
Rozmawiała: Marzena Nykiel
Więcej na: www.wpolityce.pl