Z ordynariuszem warszawsko-praskim abp. Henrykiem Hoserem SAC rozmawia ks. Henryk Zieliński
Jakie życzenia składa Ksiądz Arcybiskup ludziom na te święta?
Życzę im, aby byli wierni temu, w co wierzą i czego poszukują. Boże Narodzenie jest bowiem nieustannym odkrywaniem na nowo tego, co wydaje się znane i wielokrotnie świętowane. Tymczasem ono ciągle zaskakuje nas czymś niezwykłym i zarazem podstawowym. Tego oparcia się na wydarzeniach Bożego Narodzenia szczególnie nam potrzeba, aby uświadomić sobie, że w życiu liczą się miłość, wierność i bliskość, jakie daje nam rodzina. Szczególnie ta rodzina, którą tworzymy przez jedność z Bogiem. Wówczas życie nabiera blasku.
Na czym polega wyjątkowość tegorocznych świąt?
Na tym, że żyjemy w czasie narastającego chaosu. Mamy chaos w ekonomii i chaos organizacyjny. Wiele zaplanowanych spraw nam nie wychodzi. Jest też chaos w poszukiwaniu sensu życia. Pojawiają się nowe propozycje rozwiązań, które już u fundamentów są błędne. Mam na myśli fałszywe odczytanie tego, kim jest człowiek. Dlatego potrzeba, aby to Boże Narodzenie ustawiało nam wszystko na właściwym miejscu, aby dało nam poczucie pokoju i mocy. Potrzeba nam tej mocy, Bożej mocy, nowego spojrzenia i oddechu. Bo zaczynamy się już dusić w ciasnym kręgu braku wielkich projektów i porywających propozycji i idei. Nasze aspiracje są coraz mniejszego kalibru i nie przynoszą nam szczęścia.
Czy jest coś, za co chce Ksiądz Arcybiskup Panu Bogu szczególnie dziękować?
Mamy wiele dokonań w diecezji w kończącym się roku. Zaliczyłbym do nich poświęcenie Domu św. Faustyny w Ostrówku, konsekracje kilku kościołów, poprawę organizacji duszpasterstwa młodzieży. Otworzyliśmy, mimo trudności i tragicznych wydarzeń, nową misję w Afryce i nie tylko tam, bo mamy naszych księży również w Europie Zachodniej, na jej wschodzie oraz w Azji. W tym roku uzyskaliśmy nowego biskupa pomocniczego. Realizujemy program aktywizacji świeckich przez tworzenie rad parafialnych i zespołów Caritas. Zaczynamy otwierać parafialne ośrodki formacji rodzinnej, angażując instruktorów, których wykształciliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat. Wspomnę także ruch pielgrzymkowy, szczególnie wśród księży, ich wyjazd do Ziemi Świętej i Jordanii. Było to dotknięcie miejsc związanych z historią zbawienia i budowanie jedności kapłanów w diecezji.
A co do wyzwań?
W tym roku opublikowaliśmy wyniki badań socjologiczno-religijnych. Są one zachęcające, ale przypominają o potrzebie większej mobilizacji, zwłaszcza w dziedzinie mobilizacji wiernych świeckich. Ten rok upływa pod hasłem: „Kościół naszym domem”. Pojawia się zatem wezwanie do „zasiedlenia” Kościoła i poczucia się w nim jak u siebie. Ale najpierw trzeba spojrzeć na Kościół z perspektywy wiary, bo bez tego byłby tylko instytucją, i to ułomną. Dopiero w świetle wiary ukazuje on swoją rolę „sakramentu zbawienia” dla całej ludzkości. Kościół nie jest tylko placówką dobroczynną, ale przypomina o prawach Bożych. To jest zadanie na dzisiaj: odczytać prawdziwą naturę Kościoła, który bywa traktowany jako organizacja o wątpliwych celach albo rodzaj partii politycznej marzącej o zdobyciu władzy. Jest to zupełnym absurdem, bo Kościół nigdy nie miał takich aspiracji i mieć nie będzie. Musi natomiast odgrywać rolę zbiorowego sumienia narodu.
Jak Ksiądz Arcybiskup widzi kondycję współczesnej rodziny?
Rodzina to rodzące się życie. Kto inwestuje w rodzinę, ten inwestuje w przyszłość, a inwestuje ten, kto ma zaufanie do przyszłości. Ale rodzina jest dzisiaj na rozdrożu. Z jednej strony ciągle nam zapewnia bezpieczny byt, bo w rodzinie jeden drugiemu pomaga, a jednocześnie rodzina traci grunt pod nogami. Dzisiaj młodzi nie są przekonani, czy warto rodzinę zakładać. Czy ma ona szanse przetrwania, czy to nie są iluzje, że miłość małżeńska może trwać latami. W świecie, gdzie wszystko jest nietrwałe, nikt nie chce się angażować w wiążącą przyszłość, stąd pojawiają się nieudolne próby kohabitacji, czyli konkubinatu, które się na ogół źle kończą.
Czy to jeden z przejawów kryzysu powołań?
Na pewno, bo jeśli mówimy o powołaniu, to musi być Ktoś, kto powołuje i to coś, do czego powołuje. Jeśli nie ma tego poczucia, że ktoś daje nam życiową misję, wówczas nie jesteśmy wielkimi planistami, ale małymi majsterkowiczami i nasze budowle mają krótki żywot. Stąd rośnie liczba rozwodów i słabnie wiara w trwałą miłość małżeńską. Każdy kryzys społeczny i kryzys Kościoła zaczyna się od kryzysu rodziny. Dlatego trzeba sobie uzmysłowić, czego dzisiaj rodzinie potrzeba. A potrzeba zabezpieczenia ekonomicznego i czasu, bo członkowie rodziny nie mają czasu dla siebie. Trzeba uznania niezastąpionej roli rodziny, przyjaznego dla niej klimatu. Potrzeba wreszcie takiego porządku społecznego, który będzie wspomagał rodziny.
Czego powinniśmy nauczyć się przy żłóbku Jezusa Chrystusa?
Trzeba tam zauważyć obecność Matki, Ojca i Dziecka oraz zobaczyć to, co ich łączy. I uświadomić sobie, że to Dziecko było wyjątkowe, bo w jednej osobie było Bogiem i człowiekiem. Gdy człowiek usuwa ze swego wnętrza Boga, staje się słaby i zagubiony. W tym Dziecku trzeba odkryć to, co jest naszą szansą, by budować w sobie obraz i podobieństwo Boże, które jest najlepszą gwarancją naszego życia i przeżycia.
Źródło: „Idziemy” nr 52/2011
Za: InfoSAC 29/12/2011 [33]