Radio Watykańskie (RW): Księże Andrzeju, czy można już kusić się o pierwsze podsumowania pielgrzymki Papieża Franciszka do Ziemi Świętej?
Ks. Andrzej Koprowski SJ (AK): Pielgrzymka papieska swoim programem i całym stylem obecności na ziemi wydarzeń biblijnych przypomniała, że w centrum życia Kościoła jest sam Pan, Jezus Chrystus; że dotykamy wydarzenia zbawczego. Więź z Bogiem nie jest retuszem, rytuałem czy formą kultury. Jak mówi Papież Franciszek, Kościół nie jest cukierenką, do której się wpada na papieroska, a potem wypada jakby nigdy nic. Zaproszenie do Watykanu, by razem modlić się o pokój na Bliskim Wschodzie, skierowane przez Papieża do prezydentów Izraela i Palestyny, było wyrazem przekonania o żywotnej roli religii w życiu publicznym, także międzynarodowym.
Jeden z włoskich dziennikarzy w swoim komentarzu pisze, że gesty Papieża Franciszka podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej są pełne symboli i dodaje: starogreckie korzenie etymologiczne słowa „symbol” łączą ze sobą σύν – „razem” i βολή – „rzut”. Oznacza to „połączenie” dwóch odrębnych części, odrębnych, wręcz przeciwstawnych postaw. Warto na to zwrócić uwagę. Ideologiczne mody chcą usunąć wymiar religijny z życia publicznego, zarazem zwartość społeczeństw się sypie, a zglobalizowany świat jest coraz bardziej spękany. Ludność Bliskiego Wschodu po wszystkich stronach konfliktu ugina się pod ciężarem beznadziei, politycy reagują „napinaniem mięśni”. W oskarżeniach „drugiej strony” padają mocne słowa o braku szacunku godnego osoby ludzkiej. Jeden z franciszkanów z Kustodii Ziemi Świętej, Syryjczyk, który pomagał nam w transmisjach podczas wizyty papieskiej i podczas niedzielnego spotkania prezydentów (język arabski jest dla niego „macierzysty”), przypomniał słowa kard. Martiniego, że rola chrześcijan na Bliskim Wschodzie (szerzej: rola chrześcijaństwa w świecie, „chodzenia za Panem Jezusem”) jest związana z „intercedere”, czyli „pośredniczyć”, być mostem, „być między” dwoma religiami, dwoma kulturami, dwoma narodami. Z przekonaniem o roli przebaczenia, z postawą miłosierdzia. Jak mówił kard. Martini, znaczy to, że naszym powołaniem jest też, byśmy byli przygotowani na ciosy. Bo chodzi nie o drobiazgi, ale o elementy kluczowe dla postaw ludzi, społeczności, narodów wobec siebie. To rodzi się w trudzie i w konfliktach postaw. Wymaga odwagi i pójścia pod prąd.
RW: Dosyć nietypowym uwieńczeniem papieskiej pielgrzymki była modlitwa trzech religii w ogrodach watykańskich z udziałem Franciszka, Szymona Peresa i Mahmuda Abbasa. Czy to zwiastun politycznego pojednania w Ziemi Świętej?
AK: Niedzielny wieczór 8 czerwca nie zmieni od razu sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie. Muszą dojrzeć społeczeństwa, by stanowić formę nacisku „kartek wyborczych” na polityków, by kształtować kulturę inną niż „ząb za ząb”. Ale słowa prezydentów, jakie padły w ogrodach watykańskich tego wieczora, nie są słowami na wiatr. Obydwaj odwoływali się do tekstów – prezydent Izraela do Biblii, prezydent Palestyny do Koranu. Kontrastowało to z tonem polityków, do którego przywykliśmy (czy naprawdę „przywykliśmy”?). Przemówienie Szymona Peresa: „Oba narody, Izraelczycy i Palestyńczycy, gorąco pragną pokoju. Łzy matek nad ich dziećmi wyciskają się w naszych sercach. Musimy położyć kres krzykowi, przemocy, konfliktom. Wszyscy potrzebujemy pokoju. Pokoju między równymi. To spotkanie w ogrodach watykańskich, na które zostaliśmy zaproszeni, aby prosić o pokój w obecności autorytetów Żydów, chrześcijan, muzułmanów i Druzów, odzwierciedla wizję aspiracji, którą wszyscy podzielamy. Pokój. Wszyscy jesteśmy częścią rodziny ludzkiej. Bez pokoju nie jesteśmy całością, musimy jeszcze dopełnić tę misję wobec ludzkości. Jest naszą powinnością zapewnić pokój dla naszych dzieci. To jest naszym obowiązkiem, misją rodziców”.
Słowa prezydenta Palestyny Mahmuda Abbasa też wydobywały pokłady refleksji, do których nie przywykliśmy u polityków: „W imieniu mojego ludu, ludu Palestyny – muzułmanów, chrześcijan i Samarytan, którzy gorąco pragną sprawiedliwego pokoju, godnego życia i wolności – proszę Cię, Boże, przywróć szczęśliwą i dostatnią przyszłość naszemu ludowi, w wolności jednego niezależnego i suwerennego państwa, w bezpieczeństwie i stabilności”. Prezydent Mahmoud Abbas cytował słowa Jana Pawła II o tym, że jeśli pokój nastanie w Jerozolimie, będzie to miało oddźwięk w pokoju powszechnym, światowym. W swoim słowie, mającym formę modlitwy, prezydent Palestyny mówił o przyszłości Ziemi Świętej, Palestyny i Jerozolimy jako ziemi bezpiecznej dla wszystkich wierzących, miejscu modlitwy wyznawców trzech religii monoteistycznych – judaizmu, chrześcijaństwa i islamu oraz – zgodnie z zaleceniem Koranu – wszystkich, którzy zechcą ją odwiedzić. Ziemi, na której wszyscy mieszkańcy Bliskiego Wschodu i całego świata będą mogli doświadczyć owoców pokoju, stabilizacji i współistnienia.
RW: Jaki były główne wątki modlitewnego przesłania Franciszka w czasie watykańskiego spotkania trzech religii?
AK: Papież Franciszek wyraził nadzieję, że spotkanie stanie się początkiem nowej drogi w poszukiwaniu tego, co łączy, i przezwyciężaniu tego, co dzieli. Wyrazem zaufania Bogu, Panu historii, ze strony synów Abrahama, ich otwarcia na to, że Bóg chce nas prowadzić swoją drogą. Obecność Patriarchy Ekumenicznego Konstantynopola Bartłomieja jest wsparciem, ale i świadectwem drogi ku pełnej jedności chrześcijan.
Franciszek zwraca uwagę zebranych na fakt, że „świat otrzymaliśmy jako dziedzictwo od naszych przodków, ale ten świat jest też wyzwaniem, swoistą pożyczką od naszych dzieci. One są już znużone konfliktami i pragną żyć w pokoju. Nasi synowie oczekują, że mury nienawiści zostaną zburzone i zwycięży droga spotkania, szacunku i miłości. Zbyt wielu z nich stało się ofiarami wojny i przemocy. Jest naszym obowiązkiem zapewnić, by ich ofiara nie była daremna, by wyzwoliła siłę dialogu i kroków, jakie prowadzą do pełnego szacunku pokojowego współistnienia dla chwały Boga i dobra wszystkich ludzi.
Podejmować kroki w kierunku pokoju wymaga odwagi i siły ducha. Większej, niż prowadzenie wojny. Odwagi, by iść drogą spotkania, a nie konfrontacji; dialogu, a nie przemocy; negocjacji, a nie wrogości. Nie jest to łatwe. Nie robimy uników wobec naszej odpowiedzialności, ale też przyzywamy pomocy Boga w świetle naszego sumienia i wobec naszych narodów. Daj nam, Boże, zdolność patrzenia w sposób życzliwy na wszystkich, których spotykamy na naszej drodze. Spraw, byśmy byli wrażliwi na krzyk naszych współobywateli, którzy chcą, by przekształcić broń w narzędzia pokoju, nasze lęki w zaufanie, nasze konflikty w przebaczenie. Podtrzymuj w nas płomień nadziei jako siły cierpliwego podejmowania form dialogu i pojednania, aby doprowadziły do pokoju!”.
Papież zwrócił uwagę na fakt, że spotkaniu modlitwy o pokój na Bliskim Wschodzie i całym świecie towarzyszy modlitewnie wiele osób na różnych kontynentach, ludzi różnych kultur, ojczyzn, języków i religii. Spotkanie to odpowiada bowiem gorącemu pragnieniu pokoju i marzeniom o świecie, w którym ludzie będą mogli żyć jako bracia i siostry, a nie jako wrogowie i nieprzyjaciele nawzajem wobec siebie. Wymowny był także skład oficjalnych delegacji, tak tych, które towarzyszyły prezydentom, jak i watykańskiej. W każdej z nich byli i Żydzi, i chrześcijanie, i muzułmanie. Odzwierciedlały one „społeczeństwo obywatelskie”, ludzkość pragnącą zburzenia murów nienawiści i wypracowania dróg rozwoju, których centrum będzie stworzony na obraz i podobieństwo Boga człowiek. Cztery osoby w momencie „sadzenia drzewka oliwnego”, serdeczne uściski między nimi, a na koniec – prezentacja delegacji towarzyszących obu prezydentom; bliskie towarzyszenie patriarchy Bartłomieja Gospodarzowi spotkania, Biskupowi Rzymu, Następcy Apostoła Piotra Franciszkowi. Wszystko to nie przyniesie „nagle” przełomu politycznego na Bliskim Wschodzie, ale jest mocnym głosem, z pewnością zauważonym przez społeczeństwa i nie do zlekceważenia przez polityków przy szukaniu nowych dróg pokoju.
RW: Prasa światowa mocno interesowała się watykańskim spotkaniem modlitewnym. Jak to zwykle bywa, opinie i komentarze są dosyć różnorodne. Ale chyba przeważa ton pozytywny.
AK: Minęło już kilka dni od spotkania. Rośnie góra komentarzy. Jak zwykle w wypadku tego typu inicjatyw, reakcje są zróżnicowane. Na kilka warto zwrócić uwagę… Jak mówił Papież Franciszek podczas pierwszego po konklawe spotkania z dziennikarzami, wydarzenia religijne jako takie nie są trudniejsze do opisania niż fakty społeczne, ekonomiczne czy polityczne. Ale są „innej natury”, dotyczą drogi ludzkości ku Bogu i w ścisłym odniesieniu do Boga, Stwórcy i Tego, który poprzez Jezusa Chrystusa ukazał swoją miłość i miłosierdzie wobec człowieka, każdego człowieka, stworzonego na Jego obraz i podobieństwo.
Problem w tym, że są innej natury, ale mają swoje znaczenie dla życia codziennego, także dla linii rozwoju społecznego, politycznego, ekonomicznego. Są punktem odniesienia istotnym, którego lekceważenie ma bolesne skutki dla społeczeństw, dla społeczności międzynarodowej. Spotkanie prezydentów Izraela i Palestyny z Papieżem, obecność patriarchy Konstantynopola Bartłomieja uwydatniły to dobrze w komentarzach… Niektóre dawały tytuły „Spotkanie trzech religii w Watykanie”. Ostrożnie! To tak i nie! Nie było to „spotkanie międzyreligijne”. Nie było „wspólną modlitwą Żydów, chrześcijan i muzułmanów”. Raczej można powiedzieć, że było spotkaniem przedstawicieli państw, jeszcze dokładniej – „społeczeństw jako obywatelskich”, i modlitwą ich przedstawicieli w intencji pokoju. Było otwarciem przestrzeni dla Boga, otwarciem horyzontów dotychczas zamkniętych w działaniach polityków i często emocjonalnych, podszytych strachem, poczuciem zagrożenia, beznadziei w reakcjach zainteresowanych społeczeństw.
Zdecydowana większość komentarzy podkreślała udane spotkanie jako owoc charyzmy Papieża, jego wrażliwości ludzkiej, jako otwarcie nowej drogi po latach stagnacji politycznej. Czasem stwierdzano, że poprzez to spotkanie Franciszek wszedł już do Wielkiej Historii. Bardziej sceptyczni poddawali w wątpliwość skutki spotkania: „Nic nie zmieni”. Ojciec Dawid Neuhaus SJ, jeden z odpowiedzialnych za życie Kościoła w Ziemi Świętej, w wywiadzie dla RV mówił o chaosie, jaki to wydarzenie wywołało w Izraelu. Cennym chaosie. Teraz wielu wierzących – mówił – ma większe przekonanie, że Bóg może działać tam, gdzie ludzie starali się Go wykluczyć. Wielu Izraelczyków i Palestyńczyków w pierwszej chwili pytało: „Co ma Papież do tego wszystkiego?”. Teraz zaczynają zauważać, że „coś ma”, i to nie tylko Papież, ale też religia jako taka. Wydarzenia ostatnich dni przyspieszyły proces uświadamiania sobie konieczności „przeformułowania perspektywy” za strony odpowiedzialnych za życie wspólnot religijnych. Żydowskiej, chrześcijańskich, islamskich. Jak zachować wrażliwość na skutki społeczne wizji religijnej, ale i nie stawać się „elementami gry politycznej”. A przede wszystkim, co zrobić, by rzeczywiście być „odpowiedzialnymi za przekaz wiary” swoim wspólnotom, żyjącym w tym skomplikowanym świecie. Jakby przypomniano sobie, że biblijny prorok wpatruje się w Słowo Boga, ale i świadomie staje z boku, by lepiej widzieć i przygotowywać drogę Panu. Wielu polityków uświadomiło sobie trudność, jak traktować religię, która wymyka się mechanizmowi bycia instrumentem ich działania. Wszystkie te komentarze coś mówią, ale zarazem trzeba traktować je bardziej jako sygnały niż jako odzwierciedlenie rzeczywistości. Jest ona bardzo skomplikowana i wielowarstwowa. Drzewko oliwne, które zasadzili uczestnicy spotkania, przypomina, że musi rosnąć przez lata, a owoce da dopiero po latach. Też i to, że jest ono mocne i będzie owocować dzięki korzeniom, a z ludźmi jest trudniej. Już Mały Książe mówił: „Żal mi ludzi, nie mają korzeni”. Szybko chodzą, głowę mają zadartą, ale łatwo gubią odniesienie do Boga, który ich stworzył na swój obraz i podobieństwo.
RW: Oby zatem na tej znękanej konfliktami ziemi zasiany przez Franciszka żar modlitewnego pokoju zakorzenił się trwale i obficie zaowocował. Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę!
rozmawiał ks. Leszek Gęsiak SJ