Na kilka dni przed beatyfikacją, warto przypomnieć obszerny wywiad o. Dariusza Mazurka dla katolickiej telewizji PAX TV. Stara się on przybliżyć współczesnemu widzowi postacie misjonarzy franciszkańskich, którzy za kilka dni zostaną ogłoszeni w Chimbote błogosławionymi.
Pierwsi polscy męczennicy z Pery, franciszkanie Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski, 31 i 33 lata. Zostali zamordowani przez nienawiść do wiary 9 sierpnia 1991 roku w Pariacoto. Także Włoch ks. Alessandro Dordi w wieku 60 lat zmarł w okrutny sposób dwa tygodnie później niedaleko Vinzos.
Są to pierwsi męczennicy zamordowani przez Sendero Luminoso (Świetlisty Szlak), który tylko w Peru pozostawił ok. 70 000 ofiar. Ta grupa terrorystyczna o ideologii komunistycznej propagowała walkę zbrojną robotników i chłopów w Peru od lat sześćdziesiątych. Przesłanie, które zderzyło się z przesłaniem o przebaczeniu i pojednaniu, które głosili ci trzej kapłani z Chimbote. Wszyscy trzej wiedzieli, co ryzykowali. Po zobaczeniu siły diecezji i jedności kapłanów, sióstr i katechistów Świetlisty Szlak ogłosił, że każdego tygodnia będzie mordować jednego kapłana, zaczynając od obcokrajowców. O. Paleri przypomina, że jako iż Papież Franciszek ogłosił ich męczennikami, nie będą potrzebowali cudu, aby zostać błogosławionymi. Raz beatyfikowani będą potrzebowali tylko jednego cudu, aby wszyscy trzej zostali beatyfikowani.
Hardy: W miesiącu grudniu, odbędzie się beatyfikacja dwóch polskich kapłanów tego samego zakonu co o. Dariusz, Dario. Kapłanów, którzy zostali zamordowani wiele lat temu przez ugrupowanie Sendero Luminoso (Świetlisty Szlak). Ojcze Dariuszu, zapowiadając ten temat o męczennikach zdajemy sobie sprawę, iż na przestrzeni historii istniało i istnieje wielu męczenników. Co moglibyśmy o nich powiedzieć?
Dario: w historii, przede wszystkim w pierwszych wiekach ery chrześcijańskiej jedynymi świętymi Kościoła byli męczennicy. Trzeba pamiętać, że termin martyria pochodzi z języka greckiego i oznacza świadectwo. A zatem pierwszymi męczennikami były osoby, które przelały swą krew za Chrystusa, aby wyznać Jego imię i oni stawali się jedynymi świętymi. Ta kwestia zmienia się kiedy na początku IV wieku, kiedy to religia chrześcijańska staje się oficjalną religią imperium, gdzie nie istnieje już taka sytuacja, aby oddać życie za Chrystusa będąc zamordowanym przez niewierzących w Boga. Dlaczego o tym mówię? Bo powinniśmy dokonać pewnego rozróżnienia w celu wytłumaczenia co znaczy błogosławiony i święty, co znaczy męczennik i wyznawca. I żeby moc wyjaśnić to lepiej chciałbym opowiedzieć historię dotyczącą jednego z braci z mojego zakonu, który już jest święty, z pewnością znanego św. Maksymiliana Kolbe. św. Maksymilian, wydawać by się mogło, iż nie umarł za Chrystusa, lecz umarł za innego brata. Nie został sprowokowany, aby zaprzeć się Boga. Pierwsi męczennicy musieli wyznać Boga, byli nieugięci w swej wierze, a zatem, jak my możemy uzasadnić nasze myślenie, że św. Maksymilian, mógł zostać męczennikiem?
Tutaj dotykamy ważnego problemu, bo jak możemy uznać kogoś za męczennika skoro ten ktoś nie umiera bezpośrednio za Chrystusa tylko za innego brata, za bliźniego. Musimy wziąć tu pod uwagę, coś co miało miejsce w Ameryce Łacińskiej. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, chrześcijan mordowali niechrześcijanie, podczas gdy w Ameryce Łacińskiej i w niektórych krajach Europy dzieje się tak, iż chrześcijan mordują osoby ochrzczone. Jak zatem ktoś, kto jest ochrzczony może zabić drugiego i ten może stać się męczennikiem? Powtarzam, często dzieje się tak, że w Ameryce Łacińskiej i w innych miejscach na świecie nie jest konieczne, aby ktoś umarł wprost za Chrystusa, lecz opowiadając się za drugim człowiekiem, oddając życie za bliźniego, staje się męczennikiem. Dlatego św. Maksymilian został uznany Męczennikiem Miłości. Wróćmy do przytoczonego już wyjaśnienia. Tylko te osoby, które przelały swą krew za Chrystusa stawały się męczennikami. Ale z biegiem wieków były osoby, które żyły swoimi cnotami teologalnymi – cnotą wiary, cnotą nadziei i cnotą miłości w sposób heroiczny. Każdego dnia moglibyśmy powiedzieć, przelewali jedną kroplę krwi. Byli wierni, byli stali w swoim zobowiązaniu z Bogiem. Ich poświęcenie nie trwało jedną sekundę, jedną minutę, nie było jednym wystrzałem. Po prostu trwało każdego dnia. Tak więc dla tych, którzy być może byli torturowani lub być może żyli w sposób chrześcijański heroicznie wypełniając swój kompromis z Bogiem i wspólnotą, te osoby zaczęto nazywać wyznawcami. I pierwszym świętym Kościoła katolickiego, który nie zostaje męczennikiem, który zostaje wyznawcą jest św. Marcin z Tours, z Francji, biskup z Francji. Był pasterzem swojej owczarni, był pasterzem Kościoła, ale był także osobą bardzo charytatywną. Tak więc następuje pewna, moglibyśmy powiedzieć rewolucja, zmiana paradygmatu. Już nie było konieczne, choć od czasu do czasu dochodziło do tego, i do dnia dzisiejszego tak się dzieje, umierać za Chrystusa przelewając swoją krew, ale było wystarczająco żyć jako wyznawca, który codziennie wyznaje Chrystusa poprzez, jak powiedziałem, miłość, wiarę, nadzieję, miłując wszystkich. Św. Tomasz z Akwinu powiedział, że męczeństwo jest wymownym świadectwem z możliwością przelania krwi. Przelania krwi za Chrystusa, lub w tym wypadku, jak powiedziałem, za bliźniego.
Hardy: Jest jedno pytanie. Kiedy mówimy zawsze o męczenniku i ojciec także o tym wspomniał, jako, że jest to smutna sytuacja/że jest to coś smutnego. Ktoś mówi np. kiedy ma jakiś problem, że to życie jest męczeństwem, że rzeczywiście jest cierpieniem. Jakby mówi o czymś co jest rzeczywiście cierpieniem. Mimo wszystko mówi się w jakimś momencie, że cierpienie nie jest tylko dla męczenników(nie prowadzi tylko do męczeństwa?), ale że staje się cnotą, radością. Co nas prowadzi do tego, aby myśleć o tym, jako o cnocie i radości?
Dario: Ja jestem franciszkaninem i św. Franciszek umiał bardzo dobrze łączyć cierpienie z radością. On sam w jednej ze swoich historii opowiada coś o doskonałej radości. Według niego na czym to polegało? Mówił do jednego ze swoich pierwszych braci, do brata Leona: jeśli wracamy do domu, do klasztoru w zimie, głodni i nie otwierają nam drzwi i nie rozpoznają i mówią nam żebyśmy sobie poszli w inne miejsce i jeśli zaakceptujemy to bez wyrzutów, bez osądzania braci. Jeśli na dodatek przyjmujemy to zadowoleni to to znaczy być radosnym doskonale. Św. Franciszek umiał zamieniać ból, cierpienie, zaparcie się, na radość. Myślę, że męczennicy poprzez poświęcenie każdego dnia wytrenowali, wypracowali się do oddania całkowitego. Wiem, że w Kościele teologia naucza, że cnota miłości, miłosierdzia jest cnota najważniejszą, ale proszę sobie wyobrazić, że jeden z autorów francuskich, nie pamiętam teraz dobrze jego nazwiska, porównuje trzy cnoty teologalne z trzema siostrami. Dwie z nich były starsze i jedna była mała. Dwoma starszymi były wiara i miłość, miłosierdzie. Najmniejszą była nadzieja. I co robi ta mała siostra? Ciągnie te dwie starsze, chce biec do przodu. Dlatego, że kiedy patrzymy na dziewczynkę, której towarzyszą bracia, siostry, ona nie wytrzymuje w spokoju, trzymana za rękę. Ona chce je ciągnąć, chce dać im zapał. Ja wiem, że miłość jest najważniejsza, ale ja mogę kochać kogoś ze smutną twarzą, ale jeśli ktoś ma nadzieję w swoim sercu, będzie kochał z twarzą radosną. Przypuszczam, że ma Pan żonę, tak?
Hardy: Tak, tak.
Dario: Co by było gdyby powiedział jej Pan: Kocham cię kochanie. Jesteś bardzo ważna w moim życiu. I co by było gdyby Pan powiedział: Kocham Cię kochanie. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
Hardy: Jest wielka różnica.
Dario: Tak i teraz analogia – Chryste tak czy inaczej, będę musiał umrzeć za Ciebie, tak i tak, nie ma innej opcji. Kto chce takiej ofiary? Dlatego męczennicy są osobami, które w sposób heroiczny wyznają Chrystusa, mają Jego żywe doświadczenie w soim sercu i tą nadzieję życia z Nim wiecznie za zasłoną śmierci, to sprawia, że w niektórych wypadkach umierają rozentuzjazmowani.
Hardy: Zadowoleni i radośni.
Dario: Tak, choć wraz z bólem.
Hardy: Uczucie bólu w każdym wypadku jest czymś ludzkim. Człowiek, który staje w sytuacji, o której wiemy, że będzie nią śmierć odczuwa ból. Zrobił ojciec w tym, co opowiadał, porównanie bardzo interesujące w tym co znaczy męczennik umierający za Boga, umierający za Chrystusa i męczennik, który oddaje się za bliźniego. Ale ogólnie mówi się, że męczennik to ten, którego się klasyfikuje jako najwyższe świadectwo prawdy w wierze.
Dario: Tak, ale zanim będziemy mówili o najwyższym świadectwie, niech mi pan pozwoli porównać ekspresję, którą wyraził pan, ze zdaniem, które słyszałem wiele razy: Będziemy to robić, aż do końca/do ostatecznych konsekwencji. I to, co ja widzę, to to, że ludzie czynia swoje zobowiązanie słowne tylko do pierwszych konsekwencji, nie do ostatnich konsekwencji. Męczennik to ktoś, kto zobowiązuje się czynić tak, jak przyrzekł Bogu. Jeśli np. złożył śluby jeśli np. jest zakonnikiem, siostrą zakonną, księdzem lub chrześcijanin. Męczennik to ktoś, kto przyrzeka na dłuższą metę „aż smierć ich nie rozłączy” w swoim życiu ziemskim, aż do poniesienia ostatnich konsekwencji. Pokusy zapraszaja nas na pole walki aby Bóg nas wypróbował czy jesteśmy w stanie żyć naszymi przyrzeczeniami aż do ostatnich konsekwencji. Dlaczego najwyższe świadectwo? Ponieważ w tym męczennicy naśladują Chrystusa. Dlaczego zabili Chrystusa? Dlaczego Go ukrzyżowali? Jeden z księży powiedział, że dlatego, że był zbyt blisko ludzi i zbyt blisko Boga. Mówimy, że był ekstremalnie blisko ludzi i ekstremalnie blisko Boga. I dlatego było to bardzo niewygodne dla Faryzeuszów. Najwyższe świadectwo miłości, świadectwo do ostatnich konsekwencji. Jezus nie używał słów żeby kłamać, żeby oszukiwać ludzi. Jezus był Słowem Bożym i przyszedł aby wypełnić to Słowo i Słowo Boże wypełniło się w Nim kiedy umierał na krzyżu. Męczennicy nasladują Chrystusa. Gdybym pana zapytał na czym polega miłość do Chrystusa aż do końca, być może powiedziałby mi pan, bo normalnie ludzie odpowiadają mi w taki sposób, że dlatego, że Chrystus umarł za nas na krzyżu. Ale miłość aż do końca myślę, że wyraża się też w tym, że Chrystus daje nam siebie pod postacią chleba i wina. Daje swoje ciało. Ja z ciałem trzydziestokilkuletniego mężczyzny, leżącym tutaj nie mogę nic zrobić. Ale z kawałkiem chleba, z małą hostią konsekrowaną, mogę zrobić wszystko. I Chrystus ryzykuje. Chrystus cierpi do dnia dzisiejszego, codziennie swoją mękę, ponieważ oddał nam siebie w swoje ręce i my możemy zrobić z nim wszystko. Powiem coś jeszcze więcej! Papini, włoski dziennikarz, nawrócony na chrześcijaństwo w historii o życiu Jezusa Chrystusa pisze, że to, co zrobił Chrystus w Wielki Czwartek w Wieczerniku – mycie nóg Apostołom – Papini mówi, że tylko matka z miłości do swojego dziecka umyłaby mu nogi albo niewolnik umyłby nogi swojemu właścicielowi, ale w sposób zrezygnowany. A Apostołowie nie są ani dziećmi Chrystusa, ani jego właścicielami. I Chrystus w sposób ekstremalny upokarza się, daje im przykład, przed swoją śmiercią ale i w chwili śmierci.
Hardy: Jakie jest przesłanie, które jako katolicy powinniśmy wziąć od męczenników. Jakie byłoby to przesłanie?
Dario: Przesłanie męczenników dzisiaj, przede wszystkim dzisiaj w społeczeństwie, w którym żyjemy i przede wszystkim jeśli bierzemy pod uwagę naszych braci, którzy byli wierni do śmierci, wierni do ostatnich konsekwencji, Michał Tomaszek, Zbigniew Strzałkowski i Alessandro Dordi, Włoch, myślę, że mogłoby być takie, że my także powinniśmy być wierni naszym zobowiązaniom aż do końca. Myślę, że żyjemy w społeczeństwie, które czasem jest jakby społeczeństwem light. Co oznacza słowo light? Coś lekkiego.
Hardy: Coś powierzchownego.
Dario: Coś powierzchownego. Coś, co nie ważny. Jeśli ktoś choruje na cukrzycę, powinien pić coca colę light, bez cukru. Jeśli dziewczyna/panienka chce mieć bardzo ładną figurę zje jogurt light. Jeśli ktoś ma wysoki poziom cholesterolu, powinien kupować margarynę light. Jeśli ktoś nie powinien pić alkoholu, kupi piwo bezalkoholowe, piwo light. To, co sporadycznie, nie zawsze wychodzi smaczne, zawsze jest dobre dla naszego zdrowia. Zawsze jest dobre jeśli to zastosujemy do naszego życia duchowego i do naszego zobowiązania. Niech sobie pan wyobrazi, że jestem franciszkaninem light. Mam tutaj (na cingulum) trzy śluby – ubóstwo, czystość, posłuszeństwo. Co by było gdybym żył ubóstwem, posłuszeństwem i czystością w sposób light? Co by było gdyby panna młoda w dniu ślubu powiedziała swojemu narzeczonemu „i ślubuję być ci wierną w sposób light, to znaczy od poniedziałku do piątku ponieważ w weekendy będę miała innego”? Albo „30% mojego serca zostaje dla innego”? Nie! Kiedyś, kiedy żyliśmy w czasach modernizmu rzeczy były na dłuższą metę. Oczywiście człowiek wierzył zbytnio w możliwości swojego umysłu, swojego rozumu, ale zaniedbał sprawę swojego serca. W czasach postmodernizmu człowiek odzyskuje wymiar transcendentny, wymiar religijny, chce komunikować się z Bogiem, chce żyć religią, ale w sposób, jak powiedziałem, light. To znaczy na krótką metę. Dlatego kryzys powołaniowy i kryzys małżeński, mam na myśli to, że nie ma dużo powołań i jeśli już są, nie są trwałe i jeśli już są małżeństwa, są takie, które później się rozwodzą i kryzys tych zobowiązań myślę, że wynika z tego, że dzisiejsze społeczeństwo jest społeczeństwem, które nie kultywuje wartości. Kiedy ja byłem młodszy, byłem jeszcze wychowywany „po staremu”, mój nauczyciel mówił do mnie i moich kolegów, że musicie używać chusteczek z materiału – jedną dla was, i drugą dla dziewczyny/panny, która mogłaby jej potrzebować. Chusteczki z materiału trzeba było prać. A dzisiaj jakiego rodzaju mamy chusteczki? Jednorazowe. Coś, co się używa i wyrzuca do kosza, na śmietnik. Zużywa się je i wyrzuca się. Tak więc jeśli ja w taki sposób traktuję moje zobowiązania, z moim partnerem, z Bogiem, zależy do jakiego stanu człowiek został powołany, to znaczy, że żyje w sposób na krótką metę. Ledwo się zmęczę, ledwo ktoś przestanie mi się podobać, już go zostawiam. Tak więc przesłaniem, które męczennicy mogą nam dziś dać jest być wiernymi słowu, które ktoś daje Bogu lub przed Bogiem drugiej osobie. Nie żyć na krótką metę. Nie żyć według dynamiki jednorazowej. Być wiernym aż do śmierci.
Hardy: Aż do ostatnich konsekwencji! Aż śmierć nas nie rozłączy
Dario: Tak. Nie mogę zapomnieć, że jestem franciszkaninem i jako syn i brat św. Franciszka, to co najbardziej spontanicznie przychodzi mi jako odpowiedź to to, że powinienem głosić pokój, powinienem propagować dialog, powinienem opowiadać się po stronie kultury życia. To znaczy, że trzeba mieć na uwadze, że większość wojen jako źródło, jako swoje korzenie ma aspekt religijny. Dlatego na przykład Jan Paweł II w latach osiemdziesiątych zaprosił do Asyżu, do miejsca urodzenia św. Franciszka przywódców różnych religii, wielkich religii świata po to, aby kazdy z nich modlił się do Boga prosząc o dar pokoju. Nie można zapomnieć, że św. Franciszek był w Ziemi Świętej w sytuacji, kiedy muzułmanie okupowali miejsca święte dla naszej wiary chrześcijańskiej, stanął pomiędzy tymi, którzy mieli na celu odzyskanie…
Hardy: Słynna wyprawa krzyżowa.
Dario: stanął pomiędzy wielkimi rycerzami, krzyżowcami i muzułmanami, i chciał aby się pojednały obie grupy. Jak można tego dokonać? Ja myślę, że po pierwsze trzeba zacząć od wartościowania życia poprzez zaszczepienie u wszystkich wartości uniwersalnych, a jedną z tych wartości jest życie. Wyobraźmy sobie taką sytuację, jesteśmy w Indiach, w czasach kolonii angielskich. Jeden z Hindusów przychodzi do angielskiego oficera i mówi mu: proszę pana musimy zabić pewną kobietę. Oficer angielski mówi mu: nie, nie możecie tego zrobić. –Ale proszę pana, musimy to zrobić ponieważ zmarł jej mąż, a w naszej kulturze tradycja nakazuje, że trzeba zabić kobietę wtedy, kiedy umiera jej mąż. Wtedy oficer powiedział: dobrze, zabijcie ją, ale nie zapomnijcie o tym, że w mojej kulturze wiesza się tych mężczyzn, którzy zabijają kobiety. Tak więc bądźmy zgodni. Istnieją wartości uniwersalne takie jak życie i życie powinno być szanowane niezależnie od kontekstu religijnego, geograficznego, kulturowego. Ale co się dzieje wtedy, kiedy nie mogę rozmawiaćz drugą osobą, ponieważ jest nią fundamentalista, fanatyk religijny? Co mogę zrobić? Zawsze mogę modlić się do Boga. Ale myślę, że wtedy, kiedy próby dialogu nie funkcjonują, mam prawo bronić się. Niech sobie pan wyobrazi, że pana własną matkę ktoś teraz zabija, podszedłby pan do tego pana i powiedział: Proszę porozmawiajmy, niech pan nie zabija mojej mamy, bo jej życie jest bardzo cenne, bo jeśli pan ją zabije pójdzie pan do więzienia itd. Nie nie! Zapewne pan, jako mężczyzna broniłby pan swoją matkę, swoją żonę. Myślę więc, że my chrześcijanie nie powinniśmy się bać zaznaczyć granice. Oni nie mogą zabijać nas, nie możecie w imię Boga zabijać nas. Powinni sprawdzić swoją religię. Jak to jest możliwe, że ktoś z innej religii w imię Boga ma jakąś obietnicę, dzięki której poszedłby do nieba przez zabicie jakiegoś niewiernego, a ja mam obietnicę pójścia do nieba jeśli będę kochał moich wrogów.
Hardy: Nie ma żadnej równowagi w tych dwóch sytuacjach.
Dario: Oczywiście, że nie ma. Ale jak już powiedziałem zawsze trzeba opowiadać się za dialogiem, za modlitwą o pokój i jeśli ktoś znajduje się w sytuacji, w której musi się bronić, musi to zrobić. Jeden powinien rozpocząć dialog z drugim nie zapominając o tym, że jest obrazem Boga, ma prawo żyć na tym świecie i jeśli dobrze pamiętam jak na razie jest ona jedynym domem jaki mamy. Dlatego musimy dużo się modlić o pokój.
Hardy: Kiedy Papież Franciszek wracał samolotem jeden dziennikarz zapytał go o ten temat i Jego Świątobliwość bardzo jasno mu odpowiedział, że jeżeli ktoś do niego przyjdzie i będzie mówił źle o mojej matce, przyłożę mu z pięści. Wokół powstały komentarze, ale to, co po prostu chciał powiedzieć to to, że w obliczu ekstremalnej sytuacji trzeba się bronić.
Dario: Oczywiście.
Hardy: w taki lub inny sposób trzeba się bronić. Jedynie to to, że w wypadku, o jakim wspomniał, mamy inne… Nie możemy wchodzić w taką relację z fundamentalistami, bardzo to trudne, ale przynajmniej modlitwa aby zobaczyć czy mogą się oni zmienić w taki czy inny sposób swój sposób myślenia, ale ostatecznie miejmy nadzieję, że świat powoli zacznie się zmieniać. Ojcze Dariuszu w odniesieniu do tych dwóch księży Polaków, niech mi Ojciec powie, rozumiem, że Ojciec też tworzy grupę odpowiedzialną za prowadzenie tych spraw do przodu. Co może nam Ojciec wspomnieć
Dario: Przede wszystkim chciałbym wyjaśnić to, że jestem bratem z tego samego zakonu i mam przywilej być w Peru. Tertulian powiedział, że męczeństwo jest jak nasienie chrześcijan. Jeżeli ziemia jest nawadniana, jeśli ją się podlewa będą rosły rośliny. I jeśli Kościół jest podlewany krwią męczenników, pojawią się nowe powołania. I wróciłem do Peru dokładnie w momencie kiedy sprawa procesu beatyfikacyjnego, która została zainicjowana się w 1995 roku w Diecezji Chimbote, już się zakończyła. Przyjechałem w momencie, w którym bracia i przede wszystkim osoby odpowiedzialne za beatyfikacje ze strony Diecezji Chimbote na czele z biskupem Angelem Francisco Simón Piorno, przyjechałem w momencie, w którym czeka nas przygotowanie uroczystości beatyfikacji. Co się stało wcześniej? Co było problemem w tym, aby ci dwaj bracia wraz z księdzem Sandro zostali błogosławionymi? W Ameryce Łacińskiej to, co nie jest powszechne ale w procesach świętych konieczne to to – jak udowodnić, że ktoś jest błogosławionym, świętym męczennikiem jeśli został zamordowany przez innego chrześcijanina? Dlatego, że jeśli na przykład ja umieram prowadząc samochód, w wypadku samochodowym spadam w przepaść lub jeśli ktoś okradając mój dom mnie zabija to to nie znaczy, że jestem męczennikiem. Musi być motyw odnoszący się do nienawiści wobec Kościoła, nienawiść do Chrystusa. I duża część procesu beatyfikacyjnego składała się na to – przekonać teologów, biskupów, kardynałów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, że oddanie życia, wspomnianych kapłanów, było za Chrystusa, za Kościół. Kiedy 9 sierpnia 1991 roku terroryści zamordowali dwóch braci franciszkanów wyrzucali im to, że religia jest opium dla ludu, że ojcowie poprawiali warunki życia mieszkańców Pariacoto, chodzi mi o mieszkańców całej parafii bardzo dużej, do dziś liczącej ponad 70 wioseczek do obsłużenia, że uczyli ludzi modlić się, że odprawiali dla nich msze święte, że gromadzili ich i prowadzili dla nich warsztaty. Nie podobało się to terrorystom. Nie podobało im się to ponieważ polepszali warunki życia ludzi tak materialne jak i duchowe. Ludzie zaczęli mieć więcej nadziei. Ksiądz Sandro, bardzo związany ze swoim ludem, także umiera przez terrorystów dnia 25 sierpnia. Oddali swoje życie z powodu Chrystusa. Oni mogli uciec. Oni dowiedzieli się o tym, że terroryści byli w wiosce, ale nie zrobili tego. Zostali. I teraz, kiedy mamy odpowiedź Stolicy Apostolskiej możemy się cieszyć, bo zostaną pierwszymi błogosławionymi męczennikami, chociaż z innych krajów, to jednak będą z tego Kościoła peruwiańskiego. Jeśli nie liczę źle, święci, których mamy to św. Róża z Limy, św. Marcin de Porres, św. Jan Macías, św. Turybiusz z Mogrovejo, św. Franciszek Solano i mamy jedną błogosławioną beatyfikowaną przez Jana Pawła II w Arequipie.
Hardy: Tak jest. To Anna od Aniołów.
Dario: Dokładnie. Będziemy mieli trzech więcej. Ale ci, których wymieniliśmy do tej pory, byli wyznawcami, którzy oddali Chrystusowi swoje życie poprzez swoją wierność w codzienności. Natomiast nowi błogosławieni będą męczennikami, dlatego, że można było dowieść tego, że oddali swoje życie za Chrystusa. I nawet biskup Bambarén, były ordynariusz Diecezji Chimbote zrobił pewnego rodzaju porównanie, analogię. Powiedział, że w ten sam sposób jak Chrystus umarł, w piątek, ojcowie zostali zamordowani w piątek. Chrystus umarł poza miastem – bracia zostali zamordowani w Pueblo Viejo, w miejscu, w którym trzęsienie ziemi zniszczyło wioskę, poza wioską, gdzie ludzie mieszkali. Jezus obronił Apostołów nie pozwolił żeby coś im się stało. Ojciec Zbigniew nie pozwolił żeby terroryści zabrali postulantów. I biskup Bambarén robiąc to porównanie widział pewne podobieństwo do tego, co się stało z Chrystusem i co się stało z braćmi. Wiele razy mówił „jesteśmy w dniu Wielkiego Piątku”. Ale jeśli dobrze pamiętam, w dziesiątą rocznicę powiedział „już nie jesteśmy w dniu Wielkiego Piątku, jesteśmy już w dniu Wielkiej Soboty”. Jesteśmy pełni nadziei czekając, że w ten sam sposób w jaki Chrystus zmartwychwstał, oni będą błogosławionymi. To nawet, to przekonanie, tą nadzieję mieli sami ludzie. Ojcowie zostali pochowani, w samym kościele w Pariacoto, w niedzielę 11 sierpnia. Z soboty na niedzielę ludzie zrobili czuwanie modlitewne i kiedy rano ludzie mówili „Ojcze Michale, ojcze Zbigniewie wejdźcie do nieba”, i kiedy po tych wezwaniach jeden z naszych braci powiedział „Będziemy odmawiać różaniec, rozpoczniemy tajemnicami bolesnymi”, ich kucharka powiedziała „Nie ojcze, będziemy odmawiać tajemnice chwalebne, bo oni są w niebie”. Zobaczcie, jaka jest wiara prostych ludzi, jaka była. Zanim Stolica Apostolska ogłosi, zanim jakiś brat zrozumie, że trzeba wierzyć w ich zmartwychwstanie…
Hardy: Ludzie mieli już pewność, że oni cieszą się chwałą niebieską.
Dario: Wierząc. Tak więc my teraz zbieramy(żniwujemy?) z całego tego wysiłku, którego dokonali inni bracia żeby przygotować positio, księgę, którą się składa/oddaje do Stolicy Apostolskiej z dokumentami, świadectwami do beatyfikacji. Po tym wszystkim jesteśmy na ostatniej prostej dlatego, że teraz pozostaje nam już tylko przygotowanie uroczystości, która odbędzie sie 5 grudnia.