Ks. Łukasz Gołaś SAC: O miłości dużo już pisano, śpiewano, wystawiano na deskach teatrów, nakręcono mnóstwo filmów. To temat zawsze aktualny, wątek miłości – zwłaszcza tej człowieka do człowieka – ciągle się przewija. Przed oczami stają mi wydarzenia z Ostatniej Wieczerzy, gdzie Jezus dał nam Przykazanie Miłości bliźniego. Mam jednak wrażenie, że nadal wiele osób nie rozumie wartości tej Miłości. Jak pokazać – szczególnie młodym ludziom – jej wielkie piękno?
Bp Grzegorz Ryś: Myślę, że w młodych ludziach generalnie jest wielka wiara w miłość. To jednak tylko punkt wyjścia. Zauważyłem, że młodzi ludzie najwięcej pytań zadają o miłość i jej przeżywanie. Gdzieś w sobie czytają mocne wezwanie do miłości. Problem chyba nie tkwi w młodych ludziach, problem jest z tym, że dzisiejsza kultura dość karykaturalnie przedstawia miłość. Jeśli natomiast pytasz o to, jak wychować człowieka do takiej miłości, o której mówi Chrystus, to myślę, że właściwa odpowiedź jest chyba tylko jedna: trzeba poprowadzić młodego człowieka do tego, żeby w ogóle odkrył osobę Pana Jezusa i żeby doświadczył tego, że jest przez Niego kochany. Wtedy ta miłość jest nie tyle nakazana, nie jest przy-kazaniem, co jest odpowiedzią po stronie człowieka. My niestety nie robimy tego za często. Młodym ludziom głównie przekazujemy wiedzę, a nie doświadczenie wiary i doświadczenie spotkania z Jezusem. Ostatnio słyszałem taką wypowiedź jednego z kardynałów, zdaje się z północnej Ameryki, który był pytany o to, jak ściągnąć więcej młodzieży do kościoła. Jego odpowiedź zszokowała pytającego, ponieważ odpowiedział, że jego to kompletnie nie interesuje. I dodał: mnie interesuje, jak pozwolić większej liczbie młodych spotkać Jezusa Chrystusa. Jak to się stanie, to przyjdą do kościoła. Natomiast nie bardzo wiadomo, po co przychodzić do kościoła jako takiego. Jeśli jednak ktoś w kościele doświadcza tego, że spotyka Jezusa Chrystusa jako żywą osobę, jako kogoś, kto go kocha, no to wszystko zaczyna być na swoim miejscu. Ta miłość, o którą nam chodzi, jest na to spotkanie odpowiedzią.
Pan Jezus Przykazanie Miłości daje na Ostatniej Wieczerzy, nie od razu, a więc to jest jakiś punkt dojścia na drodze, po której On prowadzi uczniów i jeśli przyjąć wersję Janową, to przez trzy lata najpierw im mówi: słuchajcie, słuchajcie, słuchajcie, a po tych trzech latach mówi: To teraz <<miłujcie się tak, jak ja was umiłowałem, przykazanie nowe wam daję>>. To jest pewien punkt dojścia, a nie stan wyjściowy. Uczniowie przez trzy lata mieli możliwość doświadczyć tego, jak On ich kocha, bo poszli za Nim i słuchali Go, widzieli Jego i wiele rzeczy, które robił, odkrywali, że coraz bardziej nie ma przed nimi żadnych tajemnic. On sam o tym mówi: <<nazywam was przyjaciółmi, bo powiedziałem wam wszystko>>. I jakby na koniec tego procesu dopiero jest wezwanie do miłości. Ale kluczem jest to, że generalnie łatwiej się człowieka prowadzi do miłości kochając go, niż opowiadając mu o tym, co to jest miłość.
Każdy potrzebuje miłości. Bez wyjątku. Właściwie chyba najbardziej jej potrzebują ci, którzy się tego wypierają. Ci, którzy może nigdy nie doświadczyli miłości.
Bp: Pewnie tak, wiele postaw, które ludzie prezentują, są takim wielkim krzykiem, żeby ich zauważyć. Nie raz akurat są to takie postawy, które w pierwszej chwili odnoszą przeciwny skutek, to znaczy zniechęcają do tych ludzi, a nie zapraszają. To dość trudny problem, bo nie każdemu człowiekowi tak samo i nie każdemu tak samo łatwo można pomóc. Miłość to nie są tylko dobre uczucia. Papież Benedykt napisał w „Deus caritas est”, że niektórym się wydaje, że miłość to jest taki właśnie magazyn dobrych uczuć, a to nie o to idzie w miłości i wtedy trzeba sobie postawić pytanie: czego ten człowiek potrzebuje i czy na pewno ja jestem tym, który może mu to dać? Inaczej to byśmy mówili raczej o pójściu prosto za swoimi emocjami, czym nieraz można człowieka jeszcze bardziej skrzywdzić, a ten problem, który w nim jest, pogłębić zamiast rozwiązać.
Ostatnio wiele mówimy o kerygmacie (prawie na każdym spotkaniu ewangelizacyjnym). Ksiądz biskup w czasie jednej z ewangelizacji na barce powiedział, że kerygmat jest zawsze doświadczeniem miłosierdzia Bożego – jest spotkaniem z Ojcem, który mnie kocha. Kocha mnie z racji na to, że jestem – wbrew moim grzechom i niegodziwościom… Jak młodym ludziom, bardzo często pogubionym, poranionym – pokazać że miłość, ta prawdziwa, nie przereklamowana i przegadana, to coś pięknego, coś czym mogą się podzielić z innymi?
Bp: Nie pokażesz im inaczej, jak ich kochając i koniec. Nie ma innej odpowiedzi. Miłość jest też zaproszeniem do wyjścia ze swoistej izolacji, w której młodzi ludzie dzisiaj czasami chcą siedzieć. Czasem jak jestem na wizytacjach w szkołach, zwłaszcza średnich, pytam nauczycieli o to, jak można młodego człowieka pociągnąć, czy wyciągnąć, zwłaszcza wyciągnąć z tego świata, w którym kocha siedzieć, to znaczy w świecie wirtualnym, jak go pociągnąć do realnej wspólnoty? Bardzo często jest tak, że młodemu człowiekowi od początku trzeba coś zaproponować , coś co możemy zrobić razem i to w takim kluczu, który jest bezinteresowny. Pokazać gdzieś jakiś sens, jakiś ważny cel, który możemy podjąć razem. Robienie czegoś razem pogłębia relację. Pokazuje też młodemu, że ma on w sobie dary, talenty, których może użyć dla innych, dla wspólnoty. Potrzebny jest ten pierwszy krok, w którym człowiek, mówiąc językiem papieża z ostatniej encykliki, przestaje być tylko konsumentem i uwierzy, że szczęście jest nie w tym, że wszystko zgarnia pod siebie, tylko że potrafi coś od siebie dać. No ale on musi to w kimś zobaczyć, musi zobaczyć człowieka, który w ten sposób żyje i jest z tym szczęśliwy jeszcze w dodatku! Bycie dla innych jest czymś, co naprawdę daje szczęście, a nie daje komuś na przykład tytuł do pretensjonalności. Bardzo ważne jest, żeby środowisko młodych ludzi, którzy już są przekonani, nie chciało się zamykać w sobie, tylko było otwarte, trafiało także do innych, zwłaszcza swoich rówieśników.
Hasło IX Pallotyńskiego Spotkania Młodych, które odbywa się w ostatni weekend wakacji w Ołtarzewie to: Miłość! Ale jak? – no właśnie: jak?
Bp: Bardzo zapraszam na to Spotkanie! Mam nadzieję na doświadczenie miłości, a nie tylko na gadanie o niej. Miłości nie można doświadczyć, jeśli się nie jest razem. Miłość przy wielu swoich twarzach, ostatecznie ma tę samą naturę: jest byciem dla innych. Dla chrześcijan ma jeszcze jeden ważne sens: odważyć się kochać, to znaczy odważyć się poszukać wyraźnych śladów działania Bożego w sobie, bo Bóg jest Miłością. Niekiedy Boga szukamy po omacku, każde zaś doświadczenie Boga, a więc każde doświadczenie Miłości prawdziwej, jest doświadczaniem Boga w sobie, jest jakby złapaniem Pana Boga za rękę, na gorącym uczynku. Widzimy Go naraz nie w teorii, nie w książce, nie w katechizmie, tylko w działaniu, w obecności, w mocy, w dynamice. Do tego zapraszam, do tego, żeby przyjechać i trochę pomedytować.
Zobacz też: www.psm.pallotyni.pl