Podczas drogi na Górę Oliwną Jezus wypowiada trzy proroctwa. Pierwsze polega na odniesieniu do siebie słów starotestamentalnego proroka Zachariasza: „Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (zob. Za 13,7; Mt 26,31). Jezus wie, że nadchodzi godzina, kiedy w niego uderzą. Ale przyjmuje ten los, gdyż jest prawdziwym Pasterzem, który „daje życie swoje za owce” (J 10,11). Jezus wie, że wspólnota Jego uczniów się rozproszy, że będzie się wydawać, iż bezpowrotnie rozpadło się to, co jeszcze tak naprawdę się nie narodziło.
Jednak zapowiedzi o uderzeniu w Pasterza towarzyszy obietnica zbawienia: „Gdy powstanę, udam się przed wami do Galilei”. Benedykt XVI zauważa, że wyrażenie „iść przed” było typowe dla języka ówczesnych pasterzy. Pasterz idzie przed, prowadzi stado. A zatem mamy dwie cechy Dobrego Pasterza: oddawanie życia i uprzedzanie. Jezus Chrystus, oddając swe życie uprzedza nas w śmierci i w zmartwychwstaniu, otwierając przed nami nową, zbawienną perspektywę.
Trzecie proroctwo to kolejna dysputa z Piotrem, który nie chce słyszeć o Krzyżu. Ale – stwierdza Papież – skoro Piotr „nie chce słyszeć o Krzyżu, nie może też zauważyć słów o Zmartwychwstaniu. […] Chciałby sukcesu, lecz bez Krzyża”. Ale nie ma zmartwychwstania bez krzyża. Benedykt XVI zadaje w tym miejscu retoryczne pytanie: „Któż mógłby zaprzeczyć, że jego zachowanie odzwierciedla stałą pokusę chrześcijan, a nawet Kościoła: osiągnąć sukces bez Krzyża?”. W dzisiejszych czasach też trzeba nam być gotowym na krzyż, jeśli chcemy podążać za Zmartwychwstałym. Piotr jest zadufany we własne siły. Kiedy przyjdzie czas próby, nie sprosta wyzwaniu. Bo bycie gotowym na krzyż nie oznacza demonstrowania własnych „muskułów”, ale wiarę w moc Boga.
Po dotarciu na Górę Oliwną Jezus – jak mówi ewangelista Marek – „począł drżeć oraz odczuwać trwogę”. Uczniów zaś, Piotra, Jakuba i Jana, zachęca, by z nim czuwali. Benedykt XVI zauważa, że mimo iż to wezwanie dotyczy tej konkretnej nocy w Ogrójcu, „to jednak przez antycypację wskazuje na przyszłą historię chrześcijaństwa. Ospałość uczniów pozostaje przez całe wieki szansą dla mocy zła”. Dzisiejsze czasy sprawiają wrażenie, jakby ospałość chrześcijan była szczególnie głęboka. Jest ona swoistym „znieczuleniem duszy, której spokoju nie mąci moc zła panującego w świecie. […] Jest to otępienie człowieka, który – by móc nadal trwać w samozadowoleniu własnej sytej egzystencji – wolałby nie zauważać tego wszystkiego i uspokaja się myślą, że w gruncie rzeczy nie jest tak źle”.
Ewangeliści mówią nam o tym, że Jezus padł na ziemię modląc się do Ojca. W Jezusowej modlitwie w Getsemani obecny jest – zauważa Papież – cały dramat naszego odkupienia. Najważniejsze zdanie tej modlitwy brzmi: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty, niech się stanie” (Mk 14,36).
Benedykt XVI wskazuje w swej refleksji na „pierwotne doświadczenie trwogi, przerażenie na widok otchłani nicości”, pod wpływem którego Chrystus ocieka kroplami krwi. To, że Jezus jest Synem Bożym, nie zmniejsza tej trwogi, wręcz przeciwnie; dlatego właśnie, że jest Bogiem wcielonym, odczuwa brud i podłość, potęgę grzechu i śmierci z najwyższą ostrością. „Trwoga Jezusa – podkreśla Papież – jest czymś o wiele bardziej radykalnym niż trwoga przejmująca każdego człowieka w obliczu śmierci”.
W modlitwie Jezusa możemy dostrzec jakby przeciwstawienie dwu woli, Jezusa jako człowieka, który wzdraga się przed perspektywą strasznej śmierci, i Syna Bożego, który zdaje się całkowicie na wolę Ojca. Jak zrozumieć tę tajemnicę „dwu woli”? Jak pogodzić prośbę o odsunięcie kielicha z poddaniem się woli Ojca? Benedykt XVI tłumaczy: Jezus wyraził obydwie prośby, pierwsza z nich jednak – o wybawienie – stopiła się z drugą – z prośbą o wsławienie Boga przez spełnienie się Jego woli. W ten sposób konflikt istniejący wewnątrz ludzkiej egzystencji Jezusa zakończył się doprowadzeniem do jedności”. Ta dramatyczna scena pokazuje nam, jaka powinna być nasza modlitwa – otóż konkretne nasze prośby, aby coś się stało lub nie stało, powinny być stopione z fundamentalną postawą pełnienia woli Boga w każdej sytuacji.
Papież pyta jednak dalej – „Czym jest «moja» wola, stawiana naprzeciw «Twojej» woli? Kim są ci, którzy stoją naprzeciw siebie? Ojciec i Syn? A może Człowiek Jezus i Bóg – Bóg Trójjedyny?”. By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw przypomnieć – co czyni Benedykt XVI – dogmat wiary, że Jezus Chrystus jest jedną Osobą Boską mająca dwie natury: ludzką i Boską. W tej perspektywie możemy powiedzieć, że „dramat Góry Oliwnej polega na tym, że wolę natury człowieka Jezus od stanu przeciwstawienia się doprowadza na powrót do pełnej zgody, współbrzmienia, i w ten sposób przywraca człowiekowi jego wielkość, która polega na jedności z Bogiem.”
Modlitwa Jezusa w Ogrójcu jest – odpowiada Papież na postawione wcześniej pytanie – „modlitwą Syna do Ojca; ludzka wola natury jest w niej zintegrowana bez reszty z Ja Syna, którego cała istota wyraża się właśnie w owym «nie Ja, lecz Ty». […] Jednakże to Ja zawarło w sobie przeciwstawienie się człowieczeństwa oraz je przeobraziło”. W ten sposób Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, wskazuje nam drogę do przebycia – od naszego przeciwstawiania się Bogu Ojcu do pełnej jedności z Nim. Możemy tego dokonać mocą Jezusa zmartwychwstałego w Duchu Świętym.
Dariusz Kowalczyk SJ
Proces Jezusa odbył się w dwóch etapach: przed Sanhedrynem oraz przed Piłatem. Starano się oskarżyć Jezusa o różne winy, ale główny zarzut polegał na tym, że Mistrz z Nazaretu wyrażał roszczenia mesjańskie i przypisywał sobie jedność z samym Bogiem.
I rzeczywiście tak było. Widzimy to szczególnie wyraźnie u ewangelisty Jana. Na przykład w rozdziale 8, który jest jednym wielkim sporem Jezusa z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Apostoł Jan stwierdza jasno, że Żydzi (a konkretnie arystokracja świątynna) usiłowali zabić Jezusa, gdyż ten „Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu” (J 5,18). „Kimże ty jesteś?”, „Kim Ty siebie czynisz?” – powtarzają rozmówcy Jezusa, który w odpowiedzi wskazuje w różny sposób na swe Boskie pochodzenie. Na koniec stwierdza: „Zanim Abraham stał się, JA JESTEM” (J 8,58). To dla Żydów było nie do zniesienia, gdyż zrozumieli bez trudu, że Jezus przypisuje sobie odwieczne istnienie, co więcej odnosi do siebie imię Boga objawione Mojżeszowi: „JESTEM, KTÓRY JESTEM”. W tej sytuacji „porwali kamienie, aby je rzucić na Niego” (J 8,59).
Podobne napięcie widzimy w procesie Jezusa przed Sanhedrynem. Momentem decydującym – zauważa Benedykt XVI w swej książce „Jezus z Nazaretu” – jest pytanie najwyższego kapłana, Kajfasza, i odpowiedź Jezusa. W ewangelii Marka pytanie Jezusa brzmi następująco: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?” (Mk 14,61). Na co Chrystus odpowiada wprost: „Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmogącego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi” (Mk 14,62). U ewangelisty Mateusza pytanie Kajfasza brzmi trochę inaczej: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży” (Mt 26,63). Odpowiedź Jezusa jest równie zdecydowana, co w wersji markowej: „Tak, Ja nim jestem” (Mt 26,64).
Papież zauważa, że w Chrystusowym „Ja jestem” pobrzmiewają słowa Boga z księgi Wyjścia: „JESTEM, KTÓRY JESTEM”. W każdym razie odpowiedź Jezusa dla arcykapłana i członków Sanhedrynu była jasna. Dlatego Kajfasz „rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił»” (Mt 26,65). Rozerwanie szat – stwierdza Papież – to nie znak zdenerwowania, ale gest przewidziany przez żydowskie prawo w sytuacji, kiedy sędzia słyszy bluźnierstwo.
Zauważmy, że Jezus zdawał sobie sprawę, że przed Sanhedrynem rozstrzyga się to, czy będzie żył, czy też zostanie skazany na śmierć. Mógł udzielać odpowiedzi wymijających, by się uratować, ale tego nie zrobił, bo chodziło o prawdę na temat tego, kim On jest. Chrystus umarł, bo wskazywał na siebie jako Mesjasza i Syna Bożego, i czynił się równym Bogu. Jeśli więc bierzemy na serio ewangeliczne świadectwo o Jezusie, to trudno oddzielić Jego człowieczeństwo od boskości i powiedzieć, że Jezus był wspaniałym człowiekiem, ale nie był Synem Bożym. W takiej sytuacji sugerowalibyśmy w gruncie rzeczy, że ewangeliczny Jezus kłamał lub był nieświadom tego, co mówi. Tymczasem Jezus domagał się i nadal domaga wiary w Niego.
Zdaniem Sanhedrynu Jezus zasługiwał na śmierć, ale kara śmierci była zastrzeżona Rzymianom, dlatego dalszy ciąg procesu musiał się odbyć przed Piłatem. „A więc jesteś królem” – pyta Jezusa Piłat, chcąc zbadać, czy roszczenia Jezusa nie są wymierzone w Imperium rzymskie. Chrystus odpowiada: „Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37). Jezus rości sobie prawo do królowania, ale wskazuje, że jest to królowanie w zupełnie innym porządku niż np. panowanie cesarza. Benedykt XVI podkreśla: „Jezus za istotę swego królowania uważa dawanie świadectwa prawdzie”. Po czym pyta: „Czy prawda jest kategorią polityczną?”. Pragmatyk Piłat zdawał się uważać, że nie, gdy wypowiadał słynne słowa: „Cóż to jest prawda?”. Nie jest to szczere pytanie o prawdę, ale raczej lekceważące wzruszenie ramionami.
Papież zauważa, że z politycznego punktu widzenia niejednokrotnie trudno znaleźć konsensus co do prawdy. „Z drugiej strony jednak, co dzieje się wtedy, gdy prawda się nie liczy? Czyż wielkie dyktatury nie utrzymywały się przy życiu dzięki potędze kłamstwa?”. I tylko prawda mogła owe dyktatury obalić.
Czym więc jest prawda? Czy możemy ją poznać? – pyta Benedykt XVI. Po czym stwierdza, że „w świecie prawda i błąd, prawda i kłamstwo są ciągle niemal nierozłącznie ze sobą mieszane”. Prawdą absolutną, najwyższą i pierwszą jest jedynie sam Bóg. I właśnie tak rozumianą prawdę miał Jezus na myśli, kiedy odpowiadał Piłatowi. „«Dawanie świadectwa prawdzie» równa się przyczynianiu się do panowania Boga i Jego woli, na przekór interesom świata i jego władcom”. A odkupienie polega w gruncie rzeczy na tym, że „prawda staje się poznawalna. A poznawalna staje się wtedy, gdy poznawalny staje się Bóg. On zaś staje się poznawalny w Jezusie Chrystusie”.
Benedykt XVI zauważa, że dziś wielu, tak jak Piłat, odkłada pytanie o prawdę na bok jako nieprzydatne w osiąganiu doczesnych celów. Z coraz większym poznaniem prawd techniki, prawd funkcjonalnych „zdaje się iść ręka w rękę coraz większa ślepota na samą «prawdę» – na pytanie o to, czym rzeczywiście jesteśmy i co rzeczywiście powinniśmy czynić”. Tymczasem opis procesu Jezusa to wielkie pytanie o prawdę, prawdę naszych ludzkich relacji, ale przede wszystkim o prawdę relacji z Bogiem. Jezus oddał życie za prawdę, którą jest zbawcza miłość Boga Trójjedynego do człowieka.
Na tym kończę ten wielkopostny cykl refleksji opartych o książkę Benedykta XVI „Jezus z Nazaretu”. Choć zostało jeszcze kilka rozdziałów: o Ostatniej Wieczerzy, o Męce i złożeniu Jezusa do grobu, o zmartwychwstaniu. Dlatego zachęcam do ich przeczytania, a przede wszystkim zachęcam do liturgicznego przeżycia tych wydarzeń w rozpoczynający się jutro czas Triduum paschalnego.
Dariusz Kowalczyk SJ