Synod a codzienność
Trzeci dzień synodu, a drugi obrad synodalnych. Można powiedzieć, że wydarzenie nadzwyczajne, jakim jest Synod przeplata się z wydarzeniami prostymi, codziennymi. Dla mnie bardzo ważną informacją dzisiaj była wiadomość, , że wreszcie do Rzymu dotarła moja walizka – około 70 godzin po mnie. Teoretycznie nie jest to dużo, ale bardzo mocno doświadczyłam jak trudno przeżywać treści synodalne ze świadomością, że jedynym ubraniem jest to, które mam aktualnie na sobie. Skoro jednak moim fundamentalnym powołaniem jest przeżywać Ewangelię w życiu codziennym, to trudności związane z opóźnieniem w dostarczeniu walizki i podstawowych rzeczy: ubrań; leków i in. stało się dość adekwatnym doświadczeniem na początek refleksji nad nową ewangelizacją w przekazie wiary, co jest tematem XIII. Zgromadzenia Zwyczajnego Synodu Biskupów.
Trzy synodalne tygodnie będę przeżywała we wspólnocie zamieszkania z około 30 innymi uczestnikami synodu: arcybiskupami i biskupami z Afryki, Indii i kilku innych „misyjnych krajów” oraz audytorami z Indii, Syrii, Francji, Węgier, Rosji, Nigerii i Meksyku. Mamy już za sobą wieczór zapoznawczy, wspólne ustalenia odnośnie do Mszy św. i wspólną drogę do i z auli synodalnej do Centrum Animacji Misyjnej na Gianicolo. Modlitwa wspólna, dzielenie się tym, jak „u nas” wygląda ewangelizacja, sytuacja Kościoła przeplata się z informacjami np. na temat internetu czy możliwości prania i – jak na razie – poznawaniem siebie nawzajem. Strój przy wspólnym stole zdecydowanie różni się od tego, w jakim wyruszamy do auli synodalnej.
Na prace synodalne składają się: zebranie plenarne w auli synodalnej, spotkania w grupach (jest w sumie 12 grup) oraz wydarzenia liturgiczne. Na razie za nami niedzielna Eucharystia na rozpoczęcie Synodu, podczas której Papież Benedykt XVI ogłosił św. Jana z Avili i św. Hildegardę z Bingen doktorami Kościoła. Poza słowami Papieża zwróciłam uwagę na to, co powiedział kard. Angelo Amato przedstawiając obydwu świętych. Mówił m.in., że obydwoje byli świadkami nie tylko harmonii pomiędzy tym, co głosili a ich życiem, ale również są świadkami poszukiwania harmonii między kulturą czasu w którym żyli a tajemnicą Chrystusa.
Wczoraj, w pierwszym dniu obrad synodalnych towarzyszył nam obraz z katakumb św. Pryscylii – dobrego Pasterza, który szuka i troszczy się o zagubioną owcę. Dla mnie ważne we wczorajszych wypowiedziach Ojca Świętego i głównego relatora – kard. Donalda Wuerla, jak i w wypowiedziach ojców synodalnych są te treści, które mówią o trosce o człowieka, który się zagubił, oraz to, że „jeśli chcemy ewangelizować innych to najpierw sami musimy dać się ewangelizować”.
Zwróciłam też uwagę na wypowiedzi biskupów z USA, Irlandii i innych krajów, które musiały zmierzyć się z kryzysem, czy skandalami wewnątrz Kościoła. Bardzo mocno brzmiały ich proste słowa o pokorze, nawróceniu, sakramencie pojednania, powrocie do milczenia, adoracji i Eucharystii. Mówiły o szacunku wobec każdego człowieka.
Kościół otwarty
Określenie „Kościół otwarty” było dzisiaj kilkakrotnie przywoływane podczas pierwszego spotkania w grupie języka niemieckiego, w której uczestniczyłam. Mam jednak wrażenie, że ma ono inną konotację niż w Polsce, szczególnie w toczącej się ostatnio medialnej dyskusji.
Tymczasem biskupi języka niemieckiego, podkreślając konieczność tego, aby Kościół był „otwarty” mieli na myśli kilka aspektów. Po pierwsze, ważne dla nich jest to, aby człowiek, którzy przychodzi do kościoła lub domu parafialnego, albo tylko tam dzwoni, faktycznie miał możliwość spotkania kapłana, czy też osoby wierzącej. Biskup z Bazylei powiedział wprost, że wszystkie pizza –service (pizzerie na telefon ) działają przez 24 godziny i można się do nich dodzwonić przez całą dobę. Natomiast jeśli dzwoni się do któregoś z domów parafialnych czy zakonnych, nierzadko włącza się automatyczna sekretarka. Zadał pytanie: dlaczego my w Kościele nie możemy być również dostępni wtedy, gdy potrzebuje nas człowiek?
Drugi aspekt „otwartego Kościoła” to nasza wewnętrzna gotowość do spotykania drugiego człowieka na jego drogach, aby cierpliwie towarzyszyć mu by wkroczył również na drogi Boga. Dotyczy to szczególnie tych, którzy z różnych powodów są poza Kościołem, zagubili się, lub też z różnych powodów odeszli, czy też zostali przez nas – ludzi Kościoła zranieni.
Czytając ostatnie dyskusje na temat wizji Kościoła w Polsce, mam wrażenie, że częściej przyjmujemy postawę starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym niż miłosiernego Ojca, czy marnotrawnego syna. W naszych realiach marnotrawny syn musiałby się sporo natrudzić, aby mieć w ogóle szansę na powrót.
Synodalne rekolekcje
Popołudniową, piątą sesję obrad synodalnych zakończyło przemówienie – świadectwo głowy Kościoła anglikańskiego, Rowana Williamsa, arcybiskupa Canterbury. Była to półgodzinna medytacja, refleksja i świadectwo. Mam nadzieję, że cały tekst będzie szeroko dostępny. Anglikański arcybiskup dzielił się swoją wiarą, podkreślał znaczenie kontemplacji w życiu chrześcijanina i w życiu Kościoła. Mówił m.in., iż obraz Kościoła, obraz świata rodzi się z kontemplacji. Wskazywał na powołanie do jedności – najpierw tej wewnętrznej w człowieku, a następnie do jedności w Kościele czy pomiędzy chrześcijanami, czy w końcu ludźmi dobrej woli. Bardzo chętnie wrócę do tego tekstu jako lektury duchowej którą „trawi się” nie tylko głową, ale i sercem.
Wśród wielu podziękowań, które abp Rowan Williams otrzymał po swoim wystąpieniu wzruszające było krótkie świadectwo abp. Diarmuida Martina z Dublina, który powiedział, że Kościół w Irlandii ma za sobą głęboki kryzys związany ze skandalem nadużyć seksualnych. Aktualny czas dla Kościoła w Irlandii, jak również dla niego jako biskupa jest bardzo trudny. Odniósł się do zakończonego nie tak dawno Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, który stał się źródłem odnowy przez modlitwę, adorację, ciszę i wspólnie sprawowaną Eucharystię.
Można powiedzieć, że dzisiejszy wieczór to wigilia rozpoczęcia Roku Wiary. Jutro przed południem będziemy uczestniczyć w liturgii eucharystycznej na jego rozpoczęcie.
Zgromadzenie synodalne, przez wypowiedzi Ojca Świętego, zaproszonych delegatów czy ojców synodalnych jak do tej pory podkreśla właśnie powrót do źródła – osobowego spotkania z Chrystusem, do modlitwy, kontemplacji. Tu rodzi się ewangelizacja, zarówno ta pierwsza, jak i ta, którą określamy jako „nową”.
Don Camillo i Peppone
W dniu dzisiejszym – 11 października – w trakcie wolnych wypowiedzi (ostatnia godzina obrad w każdym dniu) biskup z Etiopii podzielił się krótką refleksją. Rozpoczął od tego, że gdy słuchał kard. Erdő, który pierwszego dnia przedstawiał sytuację w Europie, to zasmucił się i stwierdził, że Europa naprawdę potrzebuje ewangelizacji. Następnie odniósł się do znanej wszystkim książki Don Camillo i Peppone, którzy stale konfrontowali swoje poglądy, sposoby myślenia i wartościowania. Podsumował tym, że wydaje mu się, że w wielu europejskich miastach nie ma już don Camillo, a został tylko sam Peppone. Nie ma więc możliwości zdrowej konfrontacji.
W podobny sposób wypowiedział się dzisiaj kard. Joachim Meisner z Kolonii. Wychodząc od opowieści z Dz 8, 25nn, w której Filip pyta dworzanina królowej Kandaki, czytającego księgę Izajasza – „czy rozumiesz, co czytasz?”, na co on odpowiedział: „Jakżeż mogę [rozumieć], jeśli mi nikt nie wyjaśni?”. Naszym zadaniem – według kard. Meisnera – jest więc wychodzenie tam, gdzie można spotkać człowieka zadającego pytania, poszukującego…
Biskup Bruno Forte mówił m.in., że bez sympatii i przyjaźni do drugiego człowieka nie możemy głosić Ewangelii.
Przełożony generalny Ojców kamilianów Renato Salvatore mówił o trosce o chorych jako o miejscu ewangelizacji.
Prymas Kanady, arcybiskup Cyprian Gerald Lacroix, z którzym przez cztery lata współpracowałam w Radzie Wykonawczej CMIS dał świadectwo o swoich rodzicach, którzy najpierw spotkali się ze sobą nawzajem, a potem razem spotkali Chrystusa i to wydarzenie stało się i wciąż na nowo staje się przekazem Dobrej Nowiny. Podkreślił mocno, że pierwszymi ewangelizowanymi musimy być my sami, którzy Ewangelię głosimy.
Wypowiedzi, które przytaczam to tylko niektóre usłyszane dzisiaj. Uderza mnie w nich powrót do źródła, którym jest spotkanie z Jezusem. Dopiero z tego spotkania rodzi się gotowość świadczenia o tym spotkaniu. Nie tyle ważne są metody, sposoby, wielkie akcje. Zgadzam się, że one są pomocą – jedni, zgodnie ze swoim charyzmatem, docierają do ludzi w ten sposób, tą metodą, inni w inny sposób. Nikt z nas nie ma monopolu na „nową ewangelizację”. Ona po prostu przynależy do istoty bycia chrześcijaninem, bo jest po prostu świadectwem. A do mnie osobiście przemawia najbardziej to, co nie jest głośne, spektakularne.
Serdecznie zapraszany na stronę: www.kusz.blog.deon.pl