Synod biskupów jest – jak wskazuje sama nazwa – zgromadzeniem złożonym głównie z biskupów z całego świata. Zgromadzeniem, w którym uczestniczą konkretni ludzie. Trzy tygodnie spędzone razem na modlitwie, refleksji nad Kościołem w temacie nowej ewangelizacji dla przekazu wiary jest doświadczeniem wspólnoty Kościoła, w którym są różne powołania, historie, oczekiwania, konkretne propozycje pastoralne czy ewangelizacyjne a czasem również odmienne postrzeganie Kościoła. Daje to też doświadczenie wspólnoty, w której jedność jest dziełem Ducha Świętego, a nie ujednoliceniem w myśleniu i w wyobraźni. Ujednolicony Kościół nie byłby Kościołem, lecz organizacją prawie totalitarną. Dobrze, że są różnice, nawet jeśli nie są one łatwe.
Nierzadko jest też tak, że łatwiej mi się spotkać w podobnym rozumieniu z biskupem czy kardynałem niż z innym świeckim. Czasem prościej jest komunikować z kimś, kto mówi innym językiem, niż z rodakiem, czy rodaczką. Nie przypuszczam, że „czułabym się” lepiej w gronie samych kobiet, czy samych świeckich.
Czasami mam wrażenie, że atrakcyjniejsze jest podkreślanie różnic niż tego, co łączy. Przed Synodem rozbawił mnie tytuł w prasie katolickiej: „Czterech biskupów i kobieta”. Artykuł był jeszcze niepełną informacją o delegacji z Polski na Synod. Ponieważ byłam ową kobietą, do której odnosił się tytuł, zastanawiałam się, czy różnica między „kobietą” a „biskupem” to jakaś różnica na poziomie bytu? Nie zapytałam jednak o to redakcji. Pomieszany został wymiar ontyczny człowieka z funkcjonalnym. Tytuł ten niósł w swoim przesłaniu podział.
Moje powołanie osoby świeckiej konsekrowanej, jest inne niż powołanie biskupa. Jako kobieta jestem inna niż mężczyzna. Niesie to za sobą inne doświadczenia, inną odpowiedzialność w Kościele, ale ta inność jest komplementarna. Tak ją przeżywam. Nie chcę przez to twierdzić, że osiągnęliśmy doskonałość tu na Synodzie, czy generalnie w Kościele. Jesteśmy jednak tu na ziemi w drodze, więc wszystko przed nami. Wymaga przemyślenia jak być bardziej razem w Kościele – biskupi, kapłani, świeccy, osoby konsekrowane, kobiety i mężczyźni. Jak wspólnie – każdy na swoim miejscu – możemy być świadkami i sługami Ewangelii we współczesnym świecie, który coraz rzadziej jest przyjazny wartościom chrześcijańskim komunikowanym w dotychczasowy sposób. Myślę, że dokona się to poprzez refleksję nad tym, co ja w miejscu swojego powołania mogę robić lepiej, inaczej a może więcej. Co mam zmienić, co wymaga nawrócenia – ale mojego, a nie „kogoś drugiego”.
To, co w relacjach audytorów przemawiało i poruszało – to głównie te wypowiedzi, które były świadectwem życia, a nie te, które były przekazem wiedzy, czy katechezą. Także dzisiaj usłyszeliśmy kolejne głosy. Dla mnie ważne było świadectwo Gisèle z Syrii i Patrycji z Nigerii. Mam nadzieję, że polskie media katolickie przetłumaczą ich wystąpienia. Gisèle mówiła najpierw o swoim doświadczeniu, gdy przez kilka lat jako młoda mężatka w środowisku arabskim nie mogła mieć dziecka. W tym środowisku wielką wartość posiada płodność kobiety. Mówiła o zaufaniu do Boga, o naturalnych metodach. Aktualnie ma dwójkę dzieci – 5 i 7 lat. Kolejno mówiła o doświadczeniu wojny domowej w Syrii. Mieszkamy razem, więc mam informacje na bieżąco. Trzy miesiące temu wraz z mężem i dziećmi uciekła z Syrii do Libanu. O tym, co się dzieje w Syrii informuje ją brat, który pozostał w Aleppo. Patrycja natomiast mówiła o miejscu i roli kobiety w Nigerii. Siostry zakonne mówiły o swoim doświadczeniu. Każde świadectwo było inne i świadczyło o żywotności i bogactwie życia Kościoła, jak to podsumował abp N. Eterović.
Powrócę do myśli z przedostatniego akapitu: można lepiej i inaczej być Kościołem. Pytanie – jak? – pozostanie. Wiem tyle, że najpierw muszę zacząć od siebie.