Zgromadzenie Sióstr Kapucynek Najświętszego Serca Jezusa, Kapucynki Serca Jezusowego
Congregatio Sororum Capucinarum Sacratissimi Cordis Iesu
ul. Romanowskiego 6
20-707 Lublin
tel/fax (0-81) 525 9656
e-mail: s_kapucynki@post.pl
ul. Szkolna 2a
05-332 Siennica k/Mińska Maz.
Tel. (0-25) 757-22-17
e-mail: kapucynki-portal@wp.pl
ul. J. Długosza 10
21-050 Piaski
tel. (0-81) 582-20-59
e-mail: kapucynkipiaski@tlen.pl
strona internetowa: www.kapucynki.net.pl
Zgromadzenie Sióstr Kapucynek Najświętszego Serca Jezusa powstało pod koniec XIX wieku na Sycylii we Włoszech. Podczas gdy wyspę nawiedzały trzęsienia ziemi i epidemie, ks. Franciszek Maria di Francia – założyciel wraz z Matką Weroniką Briguglio – założycielką, starali się zapewnić opiekę opuszczonym i osieroconym dzieciom. Z Serca Pana Jezusa czerpali miłość potrzebną do udzielenia odważnej odpowiedzi na sytuację swojego czasu. Ks. Franciszek zbierał je z ulicy i przyprowadzał do sióstr ze słowami: "Nie mają nikogo, więc są nasze. Opiekujcie się nimi i kochajcie."
"Nazwa Siostry Kapucynki Najświętszego Serca Jezusa zawiera pierwotne natchnienie Założyciela i w sposób szczególny zobowiązuje nas do kontemplacji i naśladowania postaw pokory i cichości Serca Chrystusa oraz przekazywania Jego miłosiernej miłości najbardziej potrzebującym."
Charyzmatem naszego Zgromadzenia jest : Kontemplowanie miłości miłosiernej Najświętszego Serca Pana Jezusa. Wpatrzone w Tę Miłość jesteśmy wezwane do tego, by nieść ją ubogim, szczególnie dzieciom i młodzieży opuszczonej. Opierając się na Regule III Zakonu Św. Franciszka z Asyżu, w służbie potrzebującym realizujemy ideały ubóstwa, prostoty, pokory i miłości. Podobnie jak Święty, staramy się postrzegać człowieka jako wielki dar od Boga, ponieważ został stworzony na wzór i podobieństwo Boże. Wynika stąd szacunek i miłość do każdej istoty ludzkiej.
Cnoty te pragniemy realizować w pracy z dziećmi. Duch franciszkański wpływa na bezpośredniość, spontaniczność i szczerość w relacjach, co sprzyja tworzeniu rodzinnej atmosfery w prowadzonych placówkach. Zgromadzenie obecne jest we Włoszech na Słowacji i w Kolumbii. Od 1987 roku kontynuuje swą misję w Polsce: w Lublinie, Siennicy i Piaskach. Siostry Kapucynki, wierne charyzmatowi, zajmują się przede wszystkim opieką nad opuszczonymi, osieroconymi dziećmi. Pracują także w parafiach z dziećmi i młodzieżą oraz jako katechetki i organistki. Wsłuchane w bicie Serca Pana Jezusa pragniemy nieść Jego miłosierdzie najbardziej potrzebującym.
Franciszek Maria urodził się 19 lutego 1853 roku w Messynie, w szlacheckiej rodzinie Di Francia. Franciszek Maria był czwartym dzieckiem. Jest półsierotą, jeszcze zanim przyszedł na świat odszedł z tego świata jego ojciec. Bóg już od kołyski znaczy go swoim krzyżem, znakiem wie1kości i pieczęcią chwały. Możemy przypuszczać, że owocem chrześcijańskiego wychowania był fakt, iż mówiąc "ojcze" wznosił swe oczy ku niebu, by szukać Ojca naszego, który jest w niebie. Bóg go powoła, by stał się ojcem wielu dzieci osieroconych, będzie wtedy reagował na każdy płacz dziecka.
Franciszek uczy się sztuki recytacji i bierze udział w wielu przedstawieniach, kocha muzykę i uczy się grac na pianinie, jest wrażliwy na dobro oraz piękno, co wyraża w poezji. Ojcowie Cystersi, w Kolegium u których studiuje, często stawiają Franciszka jako przykład pilności, zdyscyplinowania, chrześcijańskiej doskonałości. On jednak jest pokorny i pozostanie taki do końca życia. Siostrom, które zawieszą na ścianie jego zdjęcie, każe je zdjąć i zawiesić tam obraz Matki Bożej.
Gdy zostanie mianowany Wikariuszem Generalnym Diecezji, powie, że V.G. stawiane przed nazwiskiem znaczy Vile Giumento (nędzne zwierzę pociągowe). Zamiast sprzączek srebrnych założył blaszane, a pelerynę, którą miał nosić jako wikariusz odda wiejskiemu proboszczowi, by chroniła go od zimna. Franciszek M., czysty jak anioł, prosty jak dziecko, pełen entuzjazmu jak poeta, wzrasta w latach, w mądrości, w miłości do Boga i ludzi, szczególnie do biednych i opuszczonych.
Razem z bratem Hannibalem M. odkrywa swoje powołanie do służby Bożej, w 1880 roku zostaje wyświęcony na kapłana. Ma 27 lat, wiele trudnych i pięknych chwil za sobą. Dzieciństwo bez ojca i obecność matki, kobiety silnej, głęboko wierzącej. Niepewność związaną z sytuacją polityczną, ruchami rewolucyjnymi, lata kryzysu i doświadczenie miłosierdzia Bożego. Pomoc wychowawców, którzy uczyli otwierać serce na łaskę Bożą. Jest kapłanem Chrystusa i jak Chrystus będzie szedł do ludzi dobrze czyniąc wszystkim.
Franciszek, bogaty Bożą mądrością, świadomy nędzy duchowej, moralnej i materialnej, w jakiej żyją ludzie, bracia w Chrystusie, idzie do biednych, opuszczonych, chorych i umierających. Przez pięć lat odwiedza chorych w miejskim szpitalu w Messynie, gdzie wnosi otuchę i radość. I nie przesadził ten, który powiedział, że przez tych pięć lat w szpitalu w Messynie nie było ani jednego człowieka, który umarłby z oznaką rozpaczy na twarzy.
Wieczorami natomiast idzie przez nędzne dzielnice Messyny do swoich chorych i umierających. Idzie by wspomóc, pocieszyć serce, jednać z Bogiem. Swoją matkę zaniepokojona o jego bezpieczeństwo, uspokoi przekonany, iż nic złego nie może mu się stać, gdyż zajmuje się Chrystusem w swoich biednych i chorych braciach.
Gdy w 1887 roku wybucha w Messynie epidemia cholery, ludzie w popłochu zaczęli uciekać z miasta zostawiając swoje domy, pracę, a także bliskich dotkniętych chorobą. Zostaje wówczas otwarty lazaret, gdzie przywożeni są chorzy z różnych stron. Franciszek widząc zaistniałą sytuację pragnie pójść do swoich braci chorych na cho1erę, by zatroszczyć się o ich duszę i gdy przyjdzie ostatnia godzina pomóc przejść tam, gdzie bó1 i śmierć nie wejdą już nigdy.
Zwraca się do arcybiskupa Guarino, prosi o pozwolenie i błogosławieństwo. Idź i Najświętsza Panna niech cię wspomaga – mówi biskup zdając sobie sprawę z ryzyka, przed którym staje jego kapłan. Otrzymawszy następnie pozwolenie od władz miasta idzie do matki, która, ponieważ żyje wiarą, w woli syna dostrzega głos Boga: Jeż1i uważasz, że tego Bóg chce od ciebie i jeż1i pobłogosławił cię arcybiskup, twoja matka też cię błogosławi. Pozostała ze łzami w oczach, ale i dumą w sercu widząc heroizm swojego syna.
Kierowany miłością staje się wszystkim dla wszystkich. Po kilku miesiącach zaraza, której ofiarą padło sześć tysięcy ludzi ustaje. O heroizmie Franciszka pisze prasa, także niekatolicka, władze miasta przygotowują odznaczenia i podziękowania tym, którzy bezinteresownie służyli chorym. Franciszek odmawia przyjęcia odznaczeń. Nie pracowałem, by zasłużyć na ziemską nagrodę – powie – oczekuję innej, gdyż w moich braciach dotkniętych chorobą cholery, służyłem Chrystusowi Panu.
Współpracuje ze swoim starszym bratem Hannibalem w najnędzniejszej dzielnicy Messyny. Hannibal zakłada wtedy nowe zgromadzenie, które przejmie opiekę nad dziewczętami. Tym co może najpełniej ukazuje zatroskanie Franciszka o człowieka, o jego wzrost fizyczny, moralny i duchowy jest prowadzona przez ponad 30 lat ewangelizacja. Kieruje nim miłość, którą według matki Anny Toscano znalazłoby się wypisaną w jego sercu, gdyby je otworzyć.
Franciszek, szedł tam, gdzie Bóg go wzywał i chociaż osiołek (tak określał swoje ciało) męczy się dźwigając na plecach ciężar przez cały dzień, Pan Bóg nie skąpi swej łaski, daje siłę, trzeba więc pracować. Szedł do szpitala, do lazaretu, do chorych i opuszczonych. Przeszedł przez ulice swego miasta i najuboższą jego dzielnicę -Avignone. Dotarł do kilkudziesięciu miejscowości messyńskiej diecezji. Szedł, a wraz z nim szło miłosierdzie, przebaczenie, Boża miłość.
W 1897 roku ksiądz Franciszek przechodzi z Avignone do Roccalumery, odchodzi od brata z powodu różnych punktów widzenia na prowadzone wspólnie dzieło, ale przede wszystkim z powodu różnych charyzmatów, jakie Bóg im powierzył do zrealizowania.
Do Roccalumery przeszła też Matka Weronika, 1 siostra, jedna nowicjuszka i aspirantka ze zgromadzenia założonego przez Hannibala. Roccalumera miała być miejscem odpoczynku i bardziej intensywnej modlitwy, gdyż z powodu nadmiaru pracy w Avignone zdrowie sióstr było osłabione. Potrzebowały tez czasu na formację, szczególnie konieczną u progu życia zakonnego. Kierownictwo duchowe sióstr biskup powierzył księdzu Franciszkowi, znanemu tamtejszym mieszkańcom od około 11 lat, gdyż często głosił tam Słowo Boże.
Dla Matki Weroniki Roccalumera była rodzinną wioską, mieszkańcy przyjęli ich radośnie. Początkowo siostry mieszkały w wynajętym domu u Markizy Carozza, prowadziły katechezę dla tamtejszych dziewcząt. Już w 1897 roku Franciszek otrzymuje pozwolenie Stolicy Apostolskiej na otwarcie Oratorium, z możliwością odprawiania tam codziennie Mszy św. Powstaje sierociniec dla dziewcząt zwany Pio Ricovero del S. Cuore (Dobroczynny Przytułek Im. Najświętszego Serca Jezusa). Franciszek przemierzał wielokrotnie swoją diecezję i czuł niepokój serca widząc cierpienia i niebezpieczeństwa (szczególnie demoralizację), przed którymi chciał bronić dziewczęta osierocone i opuszczone.
W lipcu 1897 roku przyprowadził ze sobą do sióstr pierwszą dziewczynkę – pięcioletnią Franciszkę, dwa miesiące później następną – pięcioletnią Rosarię Teresę i powierzył je Matce Weronice. Mówił wtedy do sióstr: Nie ma nikogo, a więc jest nasza, opiekujcie się nią dobrze i kochajcie ją.
O. Franciszek znajdując dziewczynki samotnie błąkające się po ulicach, brał je i przynosił do sióstr, które z miłością otaczały je opieką. Powiada jedna z nich: Zostałam sierotą mając 22 miesiące, nie znałam matki, byłam niczyja, ciągle płakałam, ale Pan dal mi innego ojca, mogę powiedzieć, Anioła Miłości. Kapłan ten widząc mnie brudną i opuszczoną, wzruszył się, wziął mnie na ręce i zabrał ze sobą. Zawołał jedną siostrę, by mnie umyła.
Potem wziął mnie na ręce posadził na stole i dał ciastka do jedzenia. Byłam mała i nie potrafiłam nawet chodzić, byłam wycieńczona. Tak się do niego przywiązałam, że każdego dnia szłam do jego pokoju, siadałam na podłodze i bawiłam się. Brał mnie wtedy, sadzał na swoim stole i był szczęśliwa.
W pierwszych latach nieodłącznymi towarzyszami sierocińca była bieda i niedostatek. Nie było kapitału, stałych dochodów, czy regularnych zapomóg. Środkami utrzymania była jedynie praca sióstr i dziewcząt oraz jałmużna, tak od prywatnych osób, jak i instytucji publicznych. O. Franciszek, będąc Kanonikiem Katedralnym (1879), a potem Wikariuszem Generalnym Diecezji (1913) wytrwale chodzi po kweście. Często widziałem go – czytamy we wspomnieniach – przechodzącego ulicami w poszukiwaniu tego, co konieczne dla dziewcząt. jego zachowanie było proste, pokorne, pełne godności, sposób proszenia wzruszał ludzi.
Nawet, gdy otrzymywał mało, okazywał ogromną wdzięczność. Jako kanonik jeździł codziennie do Messyny, by brać udział we wspólnej modlitwie brewiarzowej w katedrze. Przed wyjściem z domu, pytał często dziewczynki co ma im przywieźć. Wiele razy sprzedawcy widzieli jak wchodził do ich sklepów, by prosić o lalkę, o piłkę, czy jakąś zabawkę dla swoich wróbelków (tak nazywał swe podopieczne). Gdy zabrakło pieniędzy na chleb sprzedał srebrne sprzączki, które miał nosić jako kanonik, a po modlitwie w katedrze także swoją komżę.
Wyrazem prostoty i głębokiej wiary jest kult świętych. Franciszek zawiesił w swoim pokoju obraz św. Józefa, obok obrazu zaś umieścił sakiewkę na pieniądze, by ten który troszczył się o rodzinę w Nazarecie, zatroszczył się o sprawy mu powierzone. Przed swoją śmiercią zaś poprosił jedną z dobrodziejek, by postarała się o figurkę św. Antoniego, po przywiezieniu jej do Roccalumery powiedział: Teraz będę umierał zadowolony, ponieważ zostawiam moim małym dobrego opiekuna.
O domu w Roccalumerze powiedziano, ze był centralą miłości, rzeczywiście dobro i miłość promieniowała z niego.
Ojcostwo Franciszka zataczało coraz większe kręgi. Pochylał się nad nędzą fizyczna i moralną: zajmował się osieroconym dzieckiem i próbował dotrzeć do jego rodziny; zapraszał biednych na obiad i dbał by nie pozostawali bez duchowego pokarmu, który daje życie wieczne; interesował się więźniem spotkanym przypadkowo i nie ograniczał swej troski do tej ziemi – modlitwą pomagał duszom czyścowym.
O. Franciszek umiera w 1913 roku w wieku 60 lat. Przed śmiercią prosi dobrych Braci Kapucynów o zaopiekowali się siostrami i dziewczynkami. Przypomina siostrom, by były najuboższym i najpokorniejszym narzędziem w rękach Boga, by czyniły dobro nie oczekując za to żadnej nagrody. Obiecuje, że będzie zawsze nad nimi czuwał, gdyż są jego córkami zrodzonymi w bólu.
Matka Weronika Briguglio (1870-1950) urodziła się w Roccalumerze w 1870 roku w rybackiej rodzinie. Była piątym z sześciorga dzieci, jej imię ze chrztu brzmiało Natala. Dziewczynka od najmłodszych lat lubiła oddawać się modlitwie. Rodzinny dom był miejscem przekazu wartości dobra, prawdy, uczciwej pracy i zawierzenia Bogu. Natalia pomagała mamie w prowadzeniu domu i opiece nad rodzeństwem. W wieku 8 lat Natalia przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Jak później zaświadczy, przyjęcie Chrystusa do serca zrodziło w niej gorące pragnienie bycia świętą.
W wieku 10 lat, po uzyskaniu odpowiedniej dyspensy z powodu młodego wieku, Natala wstąpiła do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Również w wieku 10 lat podjęła pracę w przędzalni należącej do państwa Papandrea. Od najmłodszych lat, pragnęła poświęcić się Jezusowi w życiu konsekrowanym, angażowała się aktywnie we wszelkie dzieła miłosierdzia, pragnąc wspomagać ludzi potrzebujących pomocy tak materialnej, jak i duchowej.
W 1886 roku spotkała ks. Franciszka Marię di Francia, przedstawiła mu swoje trudności w poznaniu, co jest wolą Bożą. Widział on, że Natala miała pragnienie modlitwy oraz służby ubogim. Jako spowiednik doradził jej w końcu wstąpienie do rodzącego się zgromadzenia w ubogiej dzielnicy Messyny: Avignone. Natala Briguglio opuszcza rodzinny Dom i jedzie do Messyny gdzie bracia Franciszek i Hannibal di Francia nieśli pomoc opuszczonym dzieciom. Podczas obłóczyn zostało nadane jej imię Weronika od Dzieciątka Jezus. Oznaczało ono dla niej zadanie niesienia pomocy wszelkiemu stworzeniu, bo każde z nich było obrazem Boga.
W marcu 1897 roku Matka Weronika, 1 siostra, nowicjuszka i aspirantka wyjeżdżają z Avignone do Roccalumery. Roccalumera miała być miejscem odpoczynku i bardziej intensywnej modlitwy, gdyż z powodu nadmiaru pracy zdrowie sióstr było osłabione. Potrzebowały tez czasu na formację, szczególnie konieczną u progu życia zakonnego. Kierownictwo duchowe sióstr kardynał D’Arrigo powierzył księdzu Franciszkowi, który przeniósł się również do Roccalumery i zamieszkał w domu wuja Papandrea.
Początkowo siostry mieszkały w wynajętym domu u Markizy Carozza, założyły szkółkę dla miejscowych dziewcząt, gdzie katechizowały oraz uczyły prac domowych, śpiewu i recytacji. Zaraz też zaczęły przyjmować dzieci, pozbawione opieki rodziców. Do wspólnoty zaczęły stopniowo napływać powołania zakonne, były to początki nowego Zgromadzenia Ubogich Córek Najświętszego Serca Jezusa, którego nazwa była kilkakrotnie zmieniana, a dziś brzmi Siostry Kapucynki Najświętszego Serca Jezusa.
W styczniu 1898 roku Franciszek kupuje dwa magazyny przeznaczone na zbiór cytryn, przekształcono je na kap1icę i na dom mieszkalny. W 1899 roku sierociniec i wspólnota sióstr zostaje przeniesione do nowego domu. Wkrótce okazał się on jednak za mały, do końca 1900 roku było już 17 dziewcząt. Franciszek zwraca się z prośbą do władz gminnych prosząc o wsparcie na rozbudowę sierocińca. Aby koszty budowy zmniejszyć do minimum, także siostry i starsze dziewczęta dźwigały kamienie, zaprawę wapienną, zastępowały pomocników murarskich.
Po śmierci Założyciela Zgromadzenia, ks. Franciszka Marii di Francia, odpowiedzialność za sierociniec przejęła Matka Weronika Briguglio. W 1915 roku Zgromadzenie zostało agregowane do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Do 1913 roku do sierocińca przyjęto 94 dziewcząt, najmłodsza miała rok, najstarsza 18 lat, w większości jednak były to dziewczynki małe. Środkiem utrzymania była praca rąk własnych, kwesta i ofiary dobrodziejów. Od 1919 roku zaczęto wydawać Chleb świętego Antoniego, był to Biuletyn Sierocińców prowadzonych przez Siostry Tercjarki Kapucynki Najświętszego Serca Jezusa. Biuletyn kierowany był do wszystkich czcicieli świętego Antoniego, zawierał imienne podziękowania wszystkim, którzy swoimi ofiarami wspierali dzieci osierocone. Zamieszczane w nim były także informacje na temat Zgromadzenia Sióstr, nowo powstających domów i opisywał historie dzieci, które umieszczane były w sierocińcach.
Swoją troską siostry otaczały wszystkich potrzebujących. W niektóre dni, szczególnie w piątki – opowiadają tamtejsi mieszkańcy – przygotowywały ciepły posiłek dla biednych. Matka Weronika do 1937 roku była Przełożoną Generalną Zgromadzenia, wybierana jednomyślnie przez wszystkie siostry. Kiedy odsunięto ją na bok, przyjęła z pokorą Bożą Wolę i z tym samym spokojem zaakceptowała pogardę i upokorzenia, odejście z Rokkalumery, bez narzekania, bez podkreślania swoich tytułów z racji bycia założycielką, ale wykonując najbardziej pokorne posługi.
Ostatnie lata swego życia spędziła głównie na modlitwie. Wszystkie wolne chwile spędzała przed Najświętszym Sakramentem; kto jej szukał, znajdował zawsze tam, na intymnej rozmowie z Jezusem, adorującą i kochającą. Szukało ją wiele osób: siostry, dzieci, osoby świeckie. Dla wszystkich miała dobre słowo, pocieszała uspokajał.
Miłość apostolska Matki Weroniki miała charakter uniwersalny, począwszy od modlitwy. Wstawiała się za kapłanami, modliła się dużo o nawrócenie grzeszników i pokutowała za ich grzechy. Modliła się za dusze zmarłych, za tych, którzy przysparzali jej cierpień, modliła się i poświęcała za swoje siostry. Za przykładem Ojca Założyciela szczególną miłością darzyła chorych: odwiedzała ich, wspierała, podnosiła na duchu. Dla sierot była jak prawdziwa mama. Interesowała się sytuacją rodzin i pomagała im. Zmarła w Rokkalumerze w 1950 roku.