Wójtowicz Kazimierz CR, Miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie. O miejscu osób starszych w kościele i życiu konsekrowanym w kontekście III Światowego Dnia Dziadków i Osób Starszych

Kazimierz Wójtowicz CR 

MIŁOSIERDZIE JEGO Z POKOLENIA NA POKOLENIE. O MIEJSCU OSÓB STARSZYCH W KOŚCIELE I ŻYCIU KONSEKROWANYM W KONTEKŚCIE III ŚWIATOWEGO DNIA DZIADKÓW I OSÓB STARSZYCH

Kraków, Centrum Resurrectionis, lipiec 2023 r.

Miłosierdzie to najwyższy i ostateczny akt, 

w którym Bóg wychodzi nam na spotkanie.

(Papież Franciszek)

W niedzielę 23 lipca 2023 obchodzimy po raz trzeci Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych. Jak pamiętamy, ustanowił go Papież Franciszek na czwartą niedzielę lipca (w bliskości wspomnienia świętych Anny i Joachima, dziadków Jezusa); podkreślił wówczas, że ta grupa ludzi „wyśpiewuje chwałę Bogu i strzeże korzeni narodów”. Ale gwoli ścisłości, trzeba też przypomnieć, że już w 1999 roku św. Jan Paweł II, „sam posunięty w latach” (miał 79 lat), dostrzegł doświadczenia starszych i skierował do nich obszerny i sympatyczny List do osób w podeszłym wieku, w którym pisał m.in.: „Ludzie starzy pomagają nam mądrzej patrzeć na ziemskie wydarzenia, ponieważ dzięki życiowym doświadczeniom zyskali wiedzę i dojrzałość. Są strażnikami pamięci zbiorowej, a więc mają szczególny tytuł, aby być wyrazicielami wspólnych ideałów i wartości, które są podstawą i regułą życia społecznego” (10). To był strzał w dziesiątkę: Kościół – choć z lekkim opóźnieniem – roztoczył nad seniorami parasol modlitewno-teologiczny, ustanawiając ku ich pamięci świąteczny przystanek, specjalny dzień. Wypomniałem opóźnienie, bo wiele państw (w tym również Polska, która od 1964/1978 roku świętuje 21/22 stycznia Dzień Babci i Dziadka) o wiele wcześniej uhonorowało babcie i dziadków takim właśnie okolicznościowym dniem. 

Jako temat tegorocznego Dnia Ojciec święty wybrał słowa z Magnficat: „Miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie” (Łk 1, 50). Ponieważ rodziny zakonne z natury rzeczy posiadają na stanie wiele pokoleń, więcej: każdy Instytut jest rodziną wszystkich pokoleń, w której każdy powinien czuć się „u siebie”, to siłą rzeczy znajduje się wśród nich także pokolenie osób starszych, które również jest „beneficjentem” tej niedzielnej honoracji. Dlatego proponuję teraz pochylić się nad powyższym hasłem w kontekście życia konsekrowanego. 

Zostawmy na boku (egzegetom) problem faktycznego autorstwa hymnu uwielbienia. W każdym razie od zawsze ten tekst Łukaszowy (Łk 1,46-55) kojarzony był z imieniem Maryi, a w Liturgii Godzin stanowi on część stałą i „ozdobnik” Nieszporów. Tymi słowami Najświętsza Maryja Panna dziękuje za „wielkie rzeczy”, jakie stały się jej udziałem. Akurat ten hasłowy wiersz pełni funkcję łącznika osobistego doświadczenia Maryi i „bojących się Boga” z dobrodziejstwami, jakich Bóg nie przestanie na wieki dawać wszystkim ludziom. 

Warto też pamiętać, że nasze senioralne hasło koresponduje z tematem Światowych Dni Młodzieży, które niebawem, bo w dniach od 1 do 6 sierpnia b.r. odbędą się w Lizbonie. Temat młodzieżowy brzmi: „Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem” (Łk 1, 39).

Jakie zatem prawdy skrywają powyższe cztery tytułowe słowa, które patronują tej czwartej lipcowej niedzieli? Co chcą nam przypomnieć? Na co zwrócić uwagę? Do czego zachęcić? W czym pomóc? Na te pytania będziemy myszkować za odpowiedziami.

1. Z pokolenia na pokolenie, 

czyli przemija postać tego świata

Zacznę od końca. To określenie „z pokolenia na pokolenie” oznacza po prostu wymianę pokoleń. Obrazowo mówiąc: jedno pokolenie odchodzi, drugie przychodzi. Z tym, że nie do końca i nie na raz odchodzi, ale raczej stopniowo; podobnie zresztą jest z tym pokoleniem, które przychodzi i musi się wdzierać na miejsce, które przecież zajmuje jeszcze pokolenie poprzednie. W ten sposób mamy pokolenie „schyłkowe” i pokolenie „wstępujące”. Przy czym nie da się wyznaczyć dokładnej granicy czasowej między jednym a drugim pokoleniem. 

Ten proces wymiany pokoleń łączy się ze stopniowym dostępem do wszystkich dziedzin życia społecznego, politycznego, gospodarczego, kulturalnego i religijnego. Ta wymiana pokoleniowa nie dzieje się więc tak gładko, jak na przykład wymiana roczników w szkole. Jeżeli pokolenie socjologiczno-literackie trwa umownie 20-25 lat, to w ciągu wieku przewijają się cztery pokolenia. To właśnie z pokolenia na pokolenie przechodzi odpowiedzialność za całokształt życia w danej społeczności i na całym świecie. I z pokolenia na pokolenie kieruje się też oko miłosiernej Opatrzności Bożej.

Druga część powyższego śródtytułu jest słynnym cytatem z 1 Kor 7,31, gdzie Paweł pisze do chrześcijan w Koryncie, że „czas jest krótki’, a skoro tak, to cała doczesność (instytucje, stan posiadania, natura) nie ma większego znaczenia, bowiem „przemija postać/charakter tego świata” i liczy się tylko to, co zostaje na zawsze. Soborowa Konstytucja duszpasterska o Kościele z 1965 r. dopowiada: „Nie znamy czasu, kiedy ma zakończyć się ziemia i ludzkość, ani nie wiemy, w jaki sposób wszechświat ma zostać zmieniony. Przemija wprawdzie postać tego świata, zniekształcona grzechem, ale (przez Boże Objawienie) pouczeni jesteśmy, że Bóg gotuje nowe mieszkanie i nową ziemię, gdzie mieszka sprawiedliwość, a szczęśliwość zaspokoi i przewyższy wszelkie pragnienia pokoju, jakie żywią serca ludzkie”. 

Tak więc „dzwon przemijania„, który bije w tych słowach, przypomina nam, że jesteśmy śmiertelni, czyli znajdujemy się w jednokierunkowej drodze do śmierci, „że mamy tylko ograniczony czas, by zrealizować nasze życie”. W takiej opcji śmierć jest do/wy/pełnieniem życia, drugą częścią klamry spinającej czas życia (pierwsza to data narodzin!), a wszystko, co się wtedy dzieje (zjawiska i procesy, wydarzenia i fakty, nasze być i mieć) posiada znamiona tymczasowości, nietrwałości, doczesności, czyli istnieje tylko w czasie i do czasu. I zasadniczo czas jest tą wartością, która sygnalizuje przemijanie, bo sam czas przemija bezpowrotnie.

Dzwon przemijania bije oczywiście również w naszych klasztorach i domach zakonnych. W niektórych słychać go bardzo wyraźnie, i to godzina po godzinie. Jakie zatem echo w naszych sercach i umysłach wywołują te czyste brzmienia?

1.1. Przemijają nasze lata i siły

Każdy z nas posiadając metrykę określającą moment startu do bytowania na ziemi, czuje, że ziemskie bytowanie posuwa się jak nakręcony miernik czasu (od daty urodzenia) w kierunku zera. I ten licznik biegnie nieubłaganie, a na starość nawet mocno przyspiesza. Pozostaje tylko czekać na ten alarmujący dzwonek, który obwieszcza pozycję serową. Opiewają tęsknie to zjawisko stare melodie: „Upływa szybko życie/ Jak potok płynie czas/ Za rok za dzień za chwilę/ Razem nie będzie nas”. 

To noblistka Wisława Szymborska trafnie zauważyła: „Nic dwa razy się nie zdarza/ i nie zdarzy. Z tej przyczyny/ zrodziliśmy się bez wprawy/ i pomrzemy bez rutyny”. I tak całe nasze życie – dzieciństwo, młodość, dorosłość, starość – przemija w mgnieniu oka. Dopiero co byliśmy najmłodsi we wspólnocie, a już podeszliśmy w latach, co dosłownie może znaczyć, że czas podszedł nam już do gardła i należymy dziś do grupy seniorów. Przecież nawet największych mocarzy i gigantów ducha opadają siły i stają się oni coraz słabsi, zmierzają ku końcowi drogi  A jednak na ogół staramy się, aby po nas nie było tego widać, bo mamy wpojone, że wiek (ilość lat) to tylko niewiele mówiące dwie cyferki, a dzieckiem (z jego radością, ufnością, kreatywnością i optymizmem) można – a nawet trzeba – być zawsze.

Już dziecko uczy się, ze są trzy główne czasy: teraźniejszy, przeszły i przyszły. Skoro tak, to czas musi być ruchem: przechodzić (szybciej czy wolniej) z przeszłości w teraźniejszość, a z teraźniejszości w przyszłość; tak, jak dni: z wczoraj w dziś, z dziś w jutro. I tak się to kręci, dopóki nie osiągnie kresu, czyli wieczności, gdzie będzie – jak to się modlimy wstawienniczo – „wieczny odpoczynek”, czyli bezruch wszystkiego.

Właśnie to poczucie ruchu pociąga za sobą doświadczenie przemijalności, zmienności i kruchości, bo to, co wczoraj było ciałem stałym, dzisiaj się rozsypało, a jutro będzie może ulotne. I tu umysł ludzki jest bezradny: wszystkich czasów nie ogarnie, bo jest tylko stworzeniem, a nie Stwórcą, który istnieje w wieczności, a stworzył dla nas i dla wszystkiego stworzenia czas. I jak tu pojąć, czym jest przeszłość, jeśli jej juz nie ma, albo czym jest przyszłość, jeśli jej jeszcze nie ma? Z pomocą przychodzi tutaj św. Augustyn, który wyjaśnia: „przeszłość obecna jest w pamięci, teraźniejszość w dostrzeganiu, a przyszłość w oczekiwaniu”. 

Jeśli porównamy okresy życia do pór roku, to w każdym czasie przy spojrzeniu na życie, widzi się co innego, co innego jest ważne, co innego cieszy, czego innego się oczekuje. Jeżeli w dzieciństwie i w młodości ważne jest, aby zdobyć solidne wykształcenie, formację i „wyjść na ludzi”, to potem trzeba się starać, aby „być człowiekiem”, chrześcijaninem, zakonnikiem, zmartwychwstańcem, prezbiterem, który używa rozumu, buduje na wierze, generuje miłość, jest nośnikiem nadziei i ogólnie pomnaża dobro na świecie. 

Już zresztą Kohelet, starotestamentalny mędrzec, wyraził tę zmienność czasu bardzo plastycznie: Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem1: Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,  czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, (…)  czas milczenia i czas mówienia,  czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.  (Koh 3,1-8). Autor biblijny spisując tę wyliczankę czasów, pragnął zapewne pomóc czytelnikowi w rozpoznaniu własnego miejsca w czasie i w znalezieniu odpowiednich środków działania. Przy czym nie wszystkie zjawiska i rzeczywistości są całkowicie zależne od człowieka (np. urodziny i śmierć, wojna i pokój). 

Kościół od zawsze okazywał szacunek dla każdego wieku człowieka, ale szczególnie miał na oku osoby starsze. Wynika to z czwartego przykazania Bożego: „Czcij swego ojca i swoją matkę, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi”.  To jedyne przykazanie, do którego dołączona jest obietnica błogosławieństwa. Znaczy to, że Bóg pragnie należytego szacunku dla godności i wartości osób starszych. Ostatnie dokumenty/adhortacje o poszczególnych stanach w Kościele podkreślają również rolę osób starszych. Przykładowo Vita consecrata z 1996 roku stwierdza, że „świadectwo osób konsekrowanych w podeszłym wieku jest bardzo potrzebne Kościołowi i poszczególnym Instytutom oraz że ich misja pozostaje ważna i owocna nawet wtedy, gdy z powodu wieku lub złego stanu zdrowia muszą zrezygnować z konkretnej działalności. Z pewnością mogą jeszcze wiele dać z siebie, dzieląc się mądrością i doświadczeniem ze wspólnotą, jeśli tylko potrafi ona zachować z nimi bliską więź i umie ich słuchać”. I dalej podpowiada, w jakich przestrzeniach wspólnoty mogą się jeszcze „przydać” starsze osoby: „wytrwała modlitwa, cierpliwe znoszenie swoich dolegliwości, gotowość posługi w roli kierownika duchowego, spowiednika, przewodnika w modlitwie; czy też stać u boku tych, których Bóg powołuje”. A Christifideles laici z 1988 roku apeluje: „Wejście w tak zwany «trzeci wiek» należy uznać za przywilej nie tylko dlatego, że nie wszyscy mają szczęście przekroczyć ten próg, ale także i przede wszystkim dlatego, że jest to okres, w którym można lepiej przemyśleć i ocenić przeszłość, głębiej poznać i przeżyć tajemnicę paschalną, stać się w Kościele wzorem dla całego Ludu Bożego (…) Macie jeszcze misję do spełnienia, macie jeszcze wiele do ofiarowania. Wedle Bożego planu każda ludzka istota jest życiem, które stale wzrasta, począwszy od pierwszej iskierki istnienia, aż do ostatniego tchnienia”. 

Również Benedykt XVI w swych pielgrzymkach honorował osoby starsze: miał zawsze dla nich czas i dobre krzepiące słowo. Kiedy nawiedził w 2010 roku Anglię, powiedział wówczas w Domu św. Piotra w Londynie: „Każde pokolenie może się uczyć z doświadczeń i mądrości pokolenia, które go poprzedziło. Długie lata są okazją, aby pamiętać w żarliwej modlitwie o tych wszystkich, których ceniliśmy tu na ziemi, i przedstawienia miłosiernemu i miłującemu Bogu tego wszystkiego, czym byliśmy i czego osobiście dokonaliśmy. Będzie to na pewno wielką pociechą duchową i pozwoli nam na nowo odkryć Jego miłość i dobroć, jakich doświadczamy przez wszystkie dni naszego życia”. W 2012 roku z okazji Roku Aktywności Osób Starszych i Solidarności Międzypokoleniowej  Papież ten odwiedził w Rzymie Dom Seniora, gdzie powiedział: „choć będąc świadomym trudności, jakie nasz wiek pociąga za sobą, chcę powiedzieć z głębokim przekonaniem: pięknie jest być starszym! W każdym wieku trzeba umieć odkryć obecność i błogosławieństwo Pana i skarby, jakie on zawiera. Życie jest piękne także w naszym wieku, pomimo pewnych dolegliwości i ograniczeń”. I z naciskiem zaznaczył: „Nie może być prawdziwego ludzkiego rozwoju i edukacji bez owocnego kontakt z osobami starszymi, ponieważ samo ich życie jest jak otwarta księga, w której młode pokolenia mogą znaleźć cenne wskazania na drogę życia”. 

Obecny następca św. Piotra, Franciszek, również często myśli o osobach starszych i spotyka się z nimi. To on wymyślił – jak już wspomniano – Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych, a w zeszłym roku zadał im pięć zadań do wykonania: Pielęgnuj relacje – z Bogiem i najbliższymi; Nie daj wmówić sobie, że jesteś bezużyteczny; Jesteś powołany do konkretnej misji (cichości i pokoju); Daj świadectwo (wspólnoty); Wykorzystaj najcenniejsze narzędzie (modlitwę).

Zapewne również prawo własne każdego Instytutu poświęca jakieś choćby jedno zdanie członkom w zaawansowanym wieku. Konstytucje mojego Zgromadzenia wrzucają starszych i chorych do jednego worka i załatwiają obie grupy jednym (trzyzdaniowym) paragrafem: „Chorzy i starsi wiekiem mają specjalne prawo do naszego osobistego i wspólnotowego zatroskania. Chorzy są dla nas wezwaniem do braterskiej posługi we wspólnocie. Starszym należy zawsze okazywać wdzięczność, szacunek oraz należną opiekę w miejscach ich zamieszkania”. Podobne zresztą standardowe sformułowania można znaleźć w wielu prawnych uregulowaniach życia zakonnego.

Osobnym problemem jest, co z tą kategorią (starszych, a w miarę jeszcze zdrowych) zrobić, gdzie ich ulokować i jak zapewnić „należytą opiekę”? Narzucają się dwa rozwiązania: albo zgromadzić w jednym miejscu (takim wyszydzanym „domu przedpogrzebowym”), gdzie opieka będzie profesjonalna i całodobowa, albo też owymi konsekrowanymi staruszkami (aż do wyczerpania zapasów) wzbogacać poszczególne wspólnoty domowe. W niektórych Zgromadzeniach od lat Kapituły szukają idealnych rozwiązań i obijają się o te dylematy. Oba bowiem warianty rozwiązań mają swoje plusy i minusy, jak choćby monotematyczna komunikacja, albo brak wewnątrzpokoleniowej komunikacji, bo staremu wszystkiego nie trzeba mówić, gdyż on i tak tego nie pojmie.

1.2. Zmieniają się przełożeni i funkcyjni


Fenomen
zmiany dotyka nie tylko poszczególne osoby , ale też siada na strukturach administracyjnych Instytutu, co owocuje wymianą przełożonych i funkcyjnych. Na straży tej wymiany stoi powszechne prawo kościelne, w którym zapisano: „Przełożeni winni być ustanawiani na określony i odpowiedni przeciąg czasu, zgodnie z naturą i potrzebami instytutu”. Prawo własne określa ten przeciąg czasu (zależnie od szczebla przełożeństwa) od trzech do sześciu lat, przy czym ustanawia szlabany, „aby przełożeni ustanawiani na określony czas, nie sprawowali urzędów przez dłuższy okres bez przerw”. Tak więc kadencyjność urzędów i funkcji, limitując je czasowo, gwarantuje/wymusza periodyczne podmienianie osób na stanowiskach służebnych w zakonie. 

Użyłem określenia „stanowiska służebne”, bo prawo kościelne akcentuje, że „przełożeni otrzymaną od Boga przez posługę Kościoła władzę powinni wykonywać w duchu służby„. Ten duch społecznej służby powinien się wyrażać – mówi dalej ten sam kanon – „szacunkiem ludzkiej godności, popieraniem inicjatyw oddolnych służących dobru Instytutu i Kościoła”. Ale najpiękniejsza zadania dla tych, którym wpadnie władza w ręce, formułuje następny kanon. Zapisano tu, że mają „wraz z powierzonymi sobie członkami starać się budować braterską w Chrystusie wspólnotę, w której szuka się i miłuje przede wszystkim Boga… oraz zaradzić odpowiednio ich potrzebom”. I dalej w tonie nakazowym: „Niech troszczą się o chorych i odwiedzają ich, niech poskramiają niespokojnych, pocieszają małodusznych i będą dla wszystkich cierpliwi”.

Franciszkanie dopisują w swoich Konstytucjach jeszcze dwie postawy: pokorę i zachowanie tajemnicy: „Niech pokornie i w duchu służby sprawują otrzymana władzę… niech zawsze pamiętają, ze obowiązuje ich zachowanie tajemnicy naturalnej lub powierzonej”. A jeszcze wyraźniej na innym miejscu jest powiedziane: „Wszyscy członkowie Zakonu, jakkolwiek piastują w Zakonie różne urzędy oraz wypełniają rozmaite obowiązki i posługi, z nazwy i rzeczywiście są braćmi, i to mniejszymi”. Pychę i plotkarstwo wytyka i tępi na każdym kroku Papież Franciszek. W jednej z katechez (10 IV 2019) nauczał: „Istnieją grzechy, które widać i grzechy, których nie widać, grzechy ukryte. Są grzechy spektakularne, które powodują hałas, ale są też grzechy przebiegłe, które czają się w sercu, a my nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Najgorszym z nich jest pycha, która może również zarażać ludzi prowadzących intensywne życie religijne. Był kiedyś, w XVII-XVIII wieku, w okresie jansenizmu klasztor sióstr, które były niezwykle doskonałe i mówiono o nich, że były czyste jak anioły, ale zarozumiałe jak diabły. To coś okropnego. To grzech wymierzony w braterstwo, pozwalający nam przypuszczać, że jesteśmy lepsi od innych, sprawiający, iż sądzimy, że jesteśmy podobni do Boga. Lecz wobec Boga wszyscy jesteśmy grzesznikami i mamy powód, by uderzyć się w piersi”. Plotkowanie Ojciec święty nazwał kiedyś „śmiertelną trucizną”, a obmowę uważa za „gorszą zarazę niż covid 19”. I przypomniał: „Wielkim plotkarzem jest diabeł, który zawsze mówi złe rzeczy o innych, ponieważ jest oszustem i dąży do rozbicia Kościoła, do rozdzielenia braci i zburzenia wspólnoty”. 

Warto pamiętać że każdy urząd (czy funkcja) w strukturach instytutu nie jest przydzielany danej osobie w nagrodę „za jej osobiste zasługi”, ale dla dobra współbraci, jest na usługach wspólnoty: dla jej efektywnego funkcjonowania. W instytutach nie ma też jakichś honorowych tytułów czy godności. Od soborowego dekretu o przystosowanej odnowie życia zakonnego (1965) Kościół nieustannie przypomina, że przełożeństwo/władza jest ewangeliczną służbą: „Przełożeni, jako mający zdać sprawę z dusz sobie powierzonych, sami ulegli woli Bożej w pełnieniu swego zadania, niech władzę swoją sprawują w duchu służenia braciom, tak żeby przez to wyrazić ową miłość, jaką Bóg ich miłuje”. W tym samym numerze dekretu soborowego, trochę dalej, podano jakby normy wykonawcze do tego zalecenia służby, nie ujmując przy tym nic z istoty władzy: „Niech więc przełożeni chętnie słuchają zdania członków i pobudzają ich do wspólnego wysiłku dla dobra instytutu i Kościoła, jednak bez ujmy dla swojej władzy decydowania i nakazywania tego, co należy czynić”.

W życiu konsekrowanym władza (przełożeni różnych szczebli, a rozróżniamy – ze względu na zakres kompetencji – przełożonych wyższych i niższych) miała wielkie znaczenie nie tylko dla funkcjonowania wspólnoty, ale też dla życia duchowego i rozwoju jej członków oraz dla spełniania misji. Wspólnota ta nigdy bowiem w historii nie była anonimową grupą przypadkowych osób, zebranych dla celów komercyjno-propagandowych. Od początków dano jej liderów, którzy czuli się za nią odpowiedzialni i którym – jak napomina Apostoł – należy się poważanie, szacunek i miłość (por. Rz 13,7; 1 Tes 5,13). Te „uprzejme” postawy są konsekwencją ślubu posłuszeństwa i wyrazem wdzięczności za służbę braterstwu oraz za realizację celów duchowych i apostolskich wspólnoty. Aczkolwiek – ze względu na różne typy wspólnot i różnorodne ich posłannictwa – istnieją odmienne koncepcje, modele i sposoby sprawowania władzy, to jednak można znaleźć pewne jej najważniejsze wyznaczniki wspólne:

Powtórzmy jeszcze raz: władza w znaczeniu ewangelicznym jest zawsze służbą; jako „służebnica sług Bożych” służy cierpliwie – przez określony czas – współbraciom (szczególnie dbając o ich rozwój duchowy i ogólny dobrostan), kształtowaniu braterskiego oblicza wspólnoty i wypełnieniu określonej misji. Nie czeka przy tym ani na pochwałę, ani na nagrodę. Służbę podejmuje bezinteresownie/wolontaryjnie, dla dobra wspólnoty. Jest to władza o charakterze duchowym, a więc promująca wartości duchowe zarówno w życiu osobistym i apostolskim, jak również w budowaniu życia braterskiego we wspólnocie, w której szuka się i miłuje przede wszystkim Boga. 

Władza zakonna jest źródłem jedności i wspólnoty: jak zwornik – w ramach cura animarum – łączy wszystkich w jedną rodzinę tak, aby dom zakonny był nie tylko miejscem pobytu meldunkowego, skupiskiem różnych podmiotów, z których każdy prowadzi własne życie, ale wzajemnie się wspomagającą rodziną braterską, w której panuje równowaga pomiędzy modlitwą i pracą, apostolstwem i formacją, obowiązkami i odpoczynkiem, między potrzebami osobistymi i wspólnoty.

Do władzy należy ostatnie słowo i doprowadzenie do wykonania podjętych (po wspólnym rozeznaniu) decyzji, mających na celu dobro życia braterskiego i posłannictwa. To wszystko jest działaniem niełatwym i nieautomatycznym; wymaga kompetencji, mądrości duchowej i osobistego taktu i dystansu. 

Ta nakazana regularna podmiana zmienników na urzędach i  funkcjach w zakonach wygenerowała zapewne znane przysłowie podtrzymujące nadzieję: Dłużej klasztora niż przeora. Mówi ono o tym, że osoby kierujące instytutem na jakichś szczeblach (zwierzchnicy) mogą się zmieniać, ale sama zorganizowana instytucja będzie trwać i działać nadal: może nawet w nowych kształtach, ze świeżym dynamizmem, z nową energią. Co też dopowiada frazeologizm, który kojarzy się zawsze z nową władza personalną: Nowa miotła dobrze zamiata. Oznacza to, że władza i relacje międzyludzkie po jakimś czasie ulegają zużyciu, że zawsze, gdy na czele jakiejś społeczności jest „nowa” osoba, wskazuje na dobre rokowania i niesie nadzieję na lepsze jutro. Tę samą mądrość konstatuje inne popularne powiedzenie: Kiedy przychodzą nowi święci, starzy nie czynią cudów. 

x

1.3. Odchodzą dzieła i schematy

Dzwon przemijania bije też dziełom i schematom Instytutu. Papież Franciszek jest tego w pełni świadomy i przy każdej okazji spotkania z przełożonymi sygnalizuje problem. Na audiencji (13 kwietnia 2023) dla Unii Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich we Włoszech stwierdził, że „Jezus Chrystus może przełamywać monotonne schematy, w których usiłujemy Go zamknąć, i zaskakiwać nas swoją nieustanną Boską kreatywnością, ponieważ Chrystus jest wieczną Ewangelią, a Jego bogactwo i piękno są niewyczerpane”. I radził po ojcowsku: „Jeśli mamy odwagę wrócić do źródła i odzyskać pierwotną świeżość Ewangelii, wyłonią się nowe drogi, twórcze metody, inne formy wyrazu, bardziej wymowne znaki, słowa pełne nowego znaczenia dla dzisiejszego świata… Zawsze iść z odwagą, szukać Pana, tego co mówi nam dzisiaj, nie tego co powiedział wczoraj. Wczoraj zostawcie wczorajszym siostrom, my szukajmy tego, co mówi dzisiaj”. A kiedy indziej (5 maja 2022) przemawiając do Międzynarodowej Unii Przełożonych Generalnych zgromadzeń żeńskich, zauważył, że współczesne życie zakonne dostrzega swoją kruchość, nawet jeśli czasem przyjmuje ją z trudem, ponieważ zakony są przyzwyczajone do posiadania znaczenia, do tego, że dzięki swoim dziełom liczą się społecznie. „Kryzys, który przeżywamy, pozwala nam odczuć naszą słabość i zachęca nas do jej przyswojenia. To prowadzi nas do odzyskania postawy, jaką Syn Boży przyjął wobec Ojca i wobec ludzkości, czyli postawy sługi. Służba nie oznacza służalczości. Uniżyć się nie znaczy zamknąć się we własnych ranach i sprzecznościach, ale otworzyć na relację, na wymianę, która uszlachetnia i uzdrawia, od której zaczyna się nowa droga z Jezusem”.

Już w Liście apostolskim do zakonnic i zakonników na rozpoczęcie Roku Życia Konsekrowanego (2014 r.) Franciszek pytał: „Czy nasze posługi, nasze dzieła, nasza obecność odpowiadają temu, czego domagał się Duch Święty od naszych założycieli, czy są adekwatne, by osiągnąć ich cele we współczesnym społeczeństwie i Kościele? Czy coś powinniśmy zmienić? Czy tak samo żarliwie miłujemy nasz lud, czy jesteśmy blisko niego, dzieląc jego radości i smutki, tak aby prawdziwie zrozumieć potrzeby i móc wnieść nasz wkład, pozwalający na nie odpowiedzieć?”. A w uroczystość Ofiarowania Pańskiego 2021 mówił siostrom zakonnym i zakonnikom, że nie mogą być „więźniami narzekania”. Zaznaczył, że „nie możemy tkwić w nostalgii za przeszłością ani ograniczać się do powtarzania tych samych rzeczy, co zawsze. Potrzebujemy odważnej cierpliwości, aby iść, aby odkrywać nowe drogi”.

A jeszcze wyraźniej powiedział do członków XXXIII Kapituły Generalnej Zmartwychwstańców w 2017 r.: „Nostalgia za przeszłością, która mogła być bogata w powołania i w wielkie dzieła nie może przeszkadzać w widzeniu życia, któremu Pan w obecnych czasach daje wzrost wokół was. Nie poddawajcie się nostalgii, ale bądźcie ludźmi, którzy poruszeni wiarą w Boga historii i życia, głoszą nadejście poranka nawet w ciemnościach nocy. Bądźcie ludźmi kontemplacyjnymi, którzy mając wzrok utkwiony w Panu, potrafią zobaczyć to, czego nie widzą inni, zaaferowani troskami tego świata; ludźmi, którzy potrafią głosić z odwagą pochodzącą od Ducha, że Chrystus żyje i jest Panem”.

Chodzi więc o rozeznanie i odwagę w podejmowaniu decyzji, co do przyszłości niektórych dzieł prowadzonych przez zakony. Sytuacja dzisiaj, gdy kurczy się stan osobowy i baza gospodarcza instytutów, gdy organizacje społeczne przejęły część zadań osób konsekrowanych i w ogóle historyczne zasługi Kościoła w rozwoju kultury i cywilizacji są negowane, taka sytuacja wymusza na zwierzchnich organach władzy konieczność zaradzenia tym problemom i kryzysom. Czasami trzeba więc odejść od tych dzieł, opuścić te miejsca, wyjść z tych schematów, wycofać się z tych układów, w których żyliśmy od stuleci, i iść tam, dokąd Duch Święty poprowadzi. Ale osoby konsekrowane z pokorną mądrością uznając kruchość swojej egzystencji, bynajmniej nie tracą ducha. Wiedzą, kto ich powołał i komu zaufały; są pewne, że wszystko mogą w Tym, który umacnia, i dlatego podtrzymuje je nieugięta nadzieja, że ich trud i zaangażowanie nie są daremne przed Panem. 

Konsekrowanym dodają skrzydeł piękne i znane słowa św. Teresy z Awili: Już się nie lękaj/ Porzuć zmartwienia/Wszystko przemija/ Bóg się nie zmienia/ Cierpliwość wszystko przetrzyma/ Kto ma Boga, to/ Ten ma wszystko/ Bóg sam wystarczy (Solo Dios basta!).


2. Jego miłosierdzie, 

czyli miłość miłosierna Wszechmocnego

 

Zobrazowany wyżej ciąg pokoleń jest nie tylko zwiastunem przemijania świata stworzonego, ale też sygnalizuje nieustanne działanie dobrego Boga, które w tym kontekście nazwane jest „Jego (tzn. Wszechmocnego) miłosierdziem”. Etymologicznie w tym łacińskim słowie (misericordia) zadomowiły się nieszczęście (miser) i serce (cor); znaczy to, że sercem (z gotowością pomocy) jest się przy tym, którego dotknęło jakieś nieszczęście. Słownikowo miłosierdzie to „przejaw miłości, która wyraża się w gotowości wspomagania potrzebującego i przeżywania niedoli drugiej osoby jako swojej własnej”. Ks. Wojciech Węgrzyniak, krakowski biblista, powiada: „Miłosierdzie to najlepsza reakcja na szeroko rozumianą nędzę człowieka. To najlepsze lekarstwo, jakie wymyślił Pan Bóg. Nie jest ono bowiem ani ucieczką od biednego ani jego zniszczeniem, ale daje drugiemu to, czego mu najbardziej było brak, a co było przyczyną ubóstwa, zła i grzechu”.

Przy biblijno-fenomenologicznej analizie zjawiska miłosierdzia można dostrzec, że miłosierdzie to ruch dwukierunkowy, albo – jak to się śpiewa w pieśniach biesiadnych: w górę i w dół – a właściwie w odwrotnej kolejności: w dół i w górę. Czyli zejście w doły ludzkiego bólu, nieszczęścia i zła, by biedaka podnieć do góry i przywrócić do życia. Tak się dzieje, gdy Dobry Pasterz znajduje zagubioną owcę i przynosi ją do stada; taki sam schemat ma miejsce, gdy miłosierny Samarytanin pochyla sią nad poranionym, zaopatruje go medycznie i zawozi do gospody. 

Nas interesuje przede wszystkim miłosierdzie Boże, bo ono jest największym i najpiękniejszym przymiotem Boga. I można za św. Janem  powiedzieć, że jak Bóg jest Miłością, tak samo jest Miłosierdziem, to znaczy: jest Miłością miłosierną, wyjątkową, radykalną, ekstremalną, najpiękniejszą. Miłością adresowaną do słabych, dotkniętych złem, grzechem, chorobą, samotnością, beznadzieją, rozpaczą, śmiercią. Jezus polecił siostrze Faustynie: „Powiedz, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła rąk moich są ukoronowaniem miłosierdzia”. 

Kontemplując miłość miłosierną na przykładzie Syna Bożego, widać  również w Jego osobie i misji ów podwójny ruch miłosierdzia Bożego: w dół – wcielenie, pochylanie się nad cierpiącymi i grzesznymi, a w szczególności krzyż, który stanowi najgłębsze pochylenie się Boga nad najboleśniejszymi ranami człowieka; w górę – powstanie z martwych, gdzie Jezus po to wchodzi w najgłębsze doły śmierci, aby wyciągnąć człowieka ku życiu. Miłosierna miłość Boga jest więc potężniejsza niż nienawiść, grzech i śmierć. 

Aby zdobyć choćby pobieżną orientację w miłosiernych klimatach, mamy do pomocy nauczanie ostatnich Papieży. Najważniejsze to encyklika o Bożym miłosierdziu Dives in misericordia Jana Pawła II (1980) i bulla Misericordia vultus, którą Franciszek ogłosił Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia (2015/2016). Jan Paweł II, Apostoł Miłosierdzia Bożego, zrobił niezmiernie dużo dla rozsławienia Bożego Miłosierdzia (m.in. ustanowił Święto Miłosierdzia Bożego, kanonizował Siostrę Faustynę i 17 sierpnia 2002 r. w krakowskich Łagiewnikach zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu). Nie miejsce tu na przedstawienie jakiegoś kompendium teologii miłosierdzia, ale parę cytatów odświeży nasze spojrzenie na tę tajemnicę: „Miłość niejako warunkuje sprawiedliwość, a sprawiedliwość ostatecznie służy miłości. Ów prymat, pierwszeństwo miłości w stosunku do sprawiedliwości ujawnia się właśnie przez miłosierdzie”. „Miłosierdzie w swoim właściwym i pełnym kształcie objawia się jako dowartościowanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku”. „W żadnym miejscu orędzia ewangelicznego ani przebaczenie, ani też miłosierdzie jako jego źródło, nie oznacza pobłażliwości wobec zła, wobec zgorszenia, wobec krzywdy czy zniewagi wyrządzonej. W każdym wypadku naprawienie tego zła, naprawienie zgorszenia, wyrównanie krzywdy, zadośćuczynienie za zniewagę, jest warunkiem przebaczenia”.

A teraz parytetowo cytaty z bulli Franciszka: „Miłosierdzie to droga, która łączy Boga z człowiekiem, ponieważ otwiera serce na nadzieję, że będziemy kochani na zawsze, pomimo ograniczenia, jakim jest nasz grzech”.”Wszystko w działaniu duszpasterskim Kościoła powinno być przepojone czułością, z którą kieruje się do wiernych; w tym, co głosi i o czym daje świadectwo światu, nie może nigdy brakować miłosierdzia. Wiarygodność Kościoła potwierdza się na drodze miłości miłosiernej i współczującej. Kościół «żyje niewyczerpanym pragnieniem ofiarowania miłosierdzia”.”Misją Kościoła jest głoszenie miłosierdzia Boga, bijącego serca Ewangelii, aby w ten sposób dotrzeć do serca i umysłu każdego człowieka. Oblubienica Chrystusa przyswaja sobie postawę Syna Bożego, który wszystkim wychodzi naprzeciw, nie pomijając nikogo”.

Nie sposób nie wspomnieć tutaj nauczania Benedykta XVI, który w pierwszej swojej (programowej) encyklice Deus caritas est (2005) zauważył, że nadzieją dla współczesnego świata jest miłość płynąca z miłosierdzia Bożego. Kluczem do zrozumienia prawdy o Bogu i o nas samych jest miłość. Boża miłość znajduje ciągle nowe drogi i ostatnie słowo zawsze będzie należeć do Boga, który jest miłością. A oto garść cytatów z powyższej encykliki: „Wiara, która jest świadoma miłości Boga objawionej w przebitym sercu Jezusa na krzyżu, ze swej strony prowokuje miłość. Jest ona światłem – w gruncie rzeczy jedynym – które zawsze na nowo rozprasza mroki ciemnego świata i daje nam odwagę do życia i działania. Miłość jest możliwa i możemy ją realizować, bo jesteśmy stworzeni na obraz Boga”.”W śmierci Jezusa na krzyżu dokonuje się owo zwrócenie się Boga przeciwko samemu sobie, poprzez które On ofiarowuje siebie, aby podnieść człowieka i go zbawić — jest to miłość w swej najbardziej radykalnej formie”.”Miłość jest służbą, którą Kościół pełni, aby nieustannie wychodzić naprzeciw cierpieniom i potrzebom, również materialnym, ludzi”. „Chrześcijanin wie, kiedy jest czas sposobny do mówienia o Bogu, a kiedy jest słuszne zamilknąć i pozwolić mówić jedynie miłości. On wie, że Bóg jest miłością”. 

Reasumując wszystkie rozważania, można powiedzieć, że miłosierdzie okazywane ze strony Boga to specyficzny rodzaj miłości, który wyraża się w konkretnej pomocy, w uwolnieniu człowieka od ciążącego na nim nieszczęścia lub zła, a w sposób szczególny w wybawieniu od grzechu. Bóg widząc nędzę i upadek człowieka, słysząc także jego wołanie o pomoc, nie pozostaje obojętny, lecz przychodzi i ratuje go w nędzy i cierpieniu, przebacza grzechy i uzdrawia. On bowiem pamięta o swych obietnicach i zobowiązaniach. Dlatego poeta i kapelan szpitalny, ks. Mariusz Bernyś prosi: „jeśli chcesz, możesz tu przyjść od razu/ przyjdź jak smak życia w powszednim chlebie/ i usłysz, piękny Chryste z obrazu/ jak z głębokości wołam do Ciebie”.

Skoro miłość miłosierna – zarówno ta horyzontalna w ramach miłości bliźniego czy wertykalna, z góry na dół w ramach miłości Boga do człowieka) – jest jednym z rodzajów miłości (obok „miłości ojczyzny, umiłowania zawodu, miłości między przyjaciółmi, zamiłowania do pracy, miłości pomiędzy rodzicami i dziećmi, pomiędzy rodzeństwem i krewnymi, miłości bliźniego i miłości Boga”), to trzeba się teraz zastanowić, do kogo Bóg tę łaskę miłosierdzia adresuje, dla kogo rezerwuje, kto – i pod jakimi warunkami – jest jej beneficjentem.

2.1. Miłosierdzie dla tych, co się Go boją

Pierwszą odpowiedź znajdziemy już w doczytanym do końca biblijnym wersecie (Łk 1,50), z którego wzięte jest hasło Dnia Starszych. Maryja uwielbiając Boga za Jego świętość i miłosierdzie, które jest Jego nieustannym, zbawczym i łaskawym działaniem, dodaje jeden warunek otrzymania tego daru Bożego: życie w bojaźni Bożej. Tę samą zresztą prawdę obwieszcza psalmista: Miłosierdzie Pana przez wszystkie wieki wobec tych, którzy się Go boją (Ps 102,1). Do grona „bojących się Boga” Biblia zalicza ludzi pobożnych, ubogich, miłujących Boga, ufających Mu i wypełniających jego przykazania. Ci wszyscy wiedzą, że „bojaźń Pańska” jest „początkiem mądrości” i „źródłem szczęścia”. Dlatego Bóg okazuje im szczególną miłość, opiekę i miłosierdzie, które jest siłą sprawczą historii, zarówno osobistej, jak i powszechnej.

 
Proszę zauważyć, że przez tekst Magnificat przewijają się dwie grupy ludzi: ci pyszni, możni, władcy, bogaci, którzy są daleko od Boga i Jego nakazów oraz ci anawim, odrzuceni, poniżeni, mali, słabi, cierpiący, cisi, co z pokorą przyjmują wszelkie życiowe trudy i doświadczenia, którzy jednak zachowują nakazy Boga i okazują Mu cześć i uwielbienie. Bóg odwraca się od pierwszych i odbiera im to, co do tej pory stanowiło fundament ich miejsca w społeczeństwie, ich pychy, władzy i bogactwa, a miłuje i wywyższa tych, którzy są Mu wierni, którzy tęsknią za Jego obecnością i od Niego wyczekują ratunku.

Przypomnijmy, że bojaźń Boża to jeden z siedmiu darów Ducha Świętego. Papież Franciszek naucza, że jest to „dar czyniący z nas chrześcijan przekonanych, entuzjastycznych, którzy nie są podporządkowani Panu ze strachu, ale dlatego, że są poruszeni i zdobyci Jego miłością”. Dar tej bojaźni ożywia się w świadomości człowieka wtedy, kiedy skonfrontujemy Boże przymioty, które są w stopniu najwyższym (wszechmocny, wielki, miłościwy, dobry, święty) z naszą ludzką kondycją (kruchość, małość, skończoność, grzeszność, słabość). Czujemy wówczas przepaść egzystencjalną między Stwórcą a stworzeniem i możemy się słusznie obawiać, aby nie zerwać niezbędnej (do życia) łączności z Bogiem.

Tak więc ten siódmy dar Ducha Świętego udoskonala naszą wrażliwość i uświadamia nam, że jesteśmy najukochańszymi dziećmi, że wszystko jest łaską,  tylko trzeba się na te łaski otworzyć, aby w nasze serce weszły dobroć, czułość, przebaczenie i miłosierdzie Boże. Nawołuje do tego też św. Paweł: skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem (Flp 2,12).

Literatura i mowa potoczna znają taki wykrzyknik, krótkie wezwanie do opamiętania się, do pokory i szacunku: „Bój się Boga!”. Jest to też krzyczące przypomnienie o autorytecie i mocy Boga wszechmocnego i zarazem informacja o naszym, ludzkim, pokornym miejscu we wszechświecie: „Panie! czymże ja jestem przed Twoim obliczem? Prochem i niczem” (A. Mickiewicz). Katechizm wyjaśnia: Bóg, owszem, jest sprawiedliwy, który za dobro wynagradza a za zło (grzech) karze, ale jest też Bogiem-Miłością, Bogiem miłosiernym i każdy grzech oddala nas od Boga. Stąd bać się trzeba, aby nie utracić Boga, Jego łaski, Jego przyjaźni; bać się, aby nie zadać rany Jego miłości miłosiernej. W tym duchu konstatuje też św. Jan: W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości (1 J 4,18). A może też czasami po prostu boimy się „fizycznego porażenia” Bożą Miłością. 

Tak czy owak, skoro „życie konsekrowane, głęboko zakorzenione w przykładzie życia i w nauczaniu Chrystusa Pana, jest darem Boga Ojca udzielonym jego Kościołowi za sprawą Ducha Świętego”, to osoby tego stanu – jako dokładniejsi naśladowcy Chrystusa – są świadome swego dziecięctwa Bożego i wpisują się w poczet adresatów łaski miłosierdzia Bożego z pokolenia na pokolenie.  

2.2. Miłosierdzie dla tych, którzy o to proszą

Dalszych podpowiedzi, dla kogo Bóg chętnie udziela swej łaski miłosierdzia, będziemy szukać w objawieniach św. Faustyny Kowalskiej, które zapisała w swoim dzienniczku pod datą 13 i 14 września 1935 roku w Wilnie. Wówczas ujrzała Anioła, wykonawcę gniewu Bożego. Mistyczka była tak przejęta, że zaczęła się modlić słowami podyktowanymi przez Jezusa: Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa za grzechy nasze i świata całego; dla Jego bolesnej Męki miej Miłosierdzie dla nas. I zaznacza: Z taką mocą wewnętrzną jeszcze się nigdy nie modliłam. Tą drogą Kościół otrzymał tekst wyjątkowej modlitwy: Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Istotą tego rodzaju modlitwy jest powtarzalność jakiejś frazy modlitewnej (jak jakiegoś wzoru w koronkowej tkaninie). Owa powtarzalność jest podkreśleniem znaczenia tej prośby i zwiększeniem siły wyrazu; jest też znakiem wytrwałości i wewnętrznego uporu w dążeniu do celu. Dlatego w koronce, którą odmawiają wierni na całym świecie, powtarzamy: „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. 

Proszę zauważyć trzy ważne przesłanki teologiczne w tej koronkowej modlitwie. 1) Modlitwa jest adresowana do Ojca Przedwiecznego przez zasługi Jego Syna; podobnie jak wzorcowa Modlitwa Pańska, którą Jezus przekazał swoim uczniom (Łk 11,1-6), a która mówi, że Bóg jest naszym Ojcem, który nam towarzyszy, przebacza, daje chleb i wysłuchuje naszych próśb. 2) W przypowieści o sędzi i wdowie (Łk 18,1-8), którą Jezus chciał unaocznić, że zawsze powinni się modlić i nie zniechęcać się, pada retoryczne pytanie: czy Bóg nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy wołają do Niego dniem i nocą? Czyż będzie zwlekał w ich sprawie? Ta przypowiestna wdowa może być patronką i wzorem tych wszystkich, którzy w swojej beznadziejnych sytuacjach szukają pomocy u Boga; szukają wytrwale i z ufnością, uparcie i  z wiarą. 3) Miarą miłości bliźniego jest miłość samego siebie, którą łatwo pomylić z egoizmem. Miłość własna to chęć zmniejszenia bólu i pomnożenia szczęścia, to głębokie pragnienie dobra dla siebie, to prawda o sobie, to uczciwość i miłosierdzie wobec siebie. Bo jeśli jesteśmy energiczni, twórczy i wytrwali w zabieganiu o własne szczęście, będziemy tez tacy wobec bliźnich (w szerokim tego słowa znaczeniu). Skoro tak, to słuszna jest prośba o miłosierdzie na pierwszym miejscu „dla nas”, znaczy: dla tych, którzy zmawiają koronkę, którzy sami o to miłosierdzie proszą.

W tym samym duchu ostrzega św. Paweł: Niech ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł (1Kor 10,12). Święci również – uwięzieni w swoich namiętnościach – obawiali się upadków, oddalenia od Boga, sprzeniewierzenia się Jego przykazaniom i zboczenia z drogi powołania. Jest taki moment w życiu Ignacego Loyoli, kiedy on przechodził rekonwalescencję z powodu zranionej w bitwie o Pampelunę nogi, mając dużo wolnego czasu, poprosił o książkę. Dano mu wówczas „Życie Chrystusa” z 1505 roku. W zagrożeniu śmiercią przeżywał lęk o swoją wieczną przyszłość. Zrozumiał wtedy, że chwała Boga polega na zbawieniu ludzkiego życia. Pomaganie innym w osiągnięciu zbawienia jest oddawaniem chwały Bogu. Bogdan Jański, założyciel zmartwychwstańców, zapisał w swoim Dzienniku: „Tyle się troszczę, to o nawrócenie drugich, to o różne cudze interesy i różne sposobiczki przyczyniania się do dobrego, do chwały Bożej. A sam jak żyję?”. A Tomasz a Kempis pytał: „Cóż ci przyjdzie ze wzniosłej dysputy o Trójcy Świętej, jeśli nie masz współczucia dla ludzi, a więc nie możesz podobać się Bogu w Trójcy Świętej? Choćbyś znał całą Biblię na wyrywki i wszystkie mądre zdania filozofów, cóż ci z tego przyjdzie, jeśli nie masz miłości i łaski Boga?”.

To koronkowe pięćdziesięciokrotne ponaglające wołanie: „miej miłosierdzie dla nas” jest typową modlitwą prośby, zanoszoną w imię obietnicy Jezusa: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą (Mt 7,7n). Taka modlitwa to nie tylko żarliwe słowa, pilne intencje, ale przede wszystkim to stan bycia dzieckiem wobec Ojca. A taki stan to gwarancja bezpieczeństwa, pokoju, miłości, hojności, zaufania, pokory, dobroci i pomocy. Jest to zarazem doświadczenie i próba wiary, bo  Pan Bóg nie spełnia naszych próśb dokładnie tak, jak sobie to życzymy i wyobrażamy. I juz Mojżeszowi objawił się jako Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność (Wj 34,6). A św. Paweł dodaje: bogaty w miłosierdzie (Ef 2, 4).

2.3. Miłosierdzie dla całego świata

Ta powtarzana koronkowa prośba o miłosierdzie łączy spójnikiem „i” (grupę) aktualnie modlących się z „całym światem”: Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata. W ten sposób ta wspólnota orantów jawi się jako reprezentacja całego świata, wszystkich ludzi, całego rodzaju ludzkiego. Ów cały świat przypomina, że za jedynym pośrednictwem Chrystusa i Jego bolesnej męki Bóg Ojciec pragnie powszechnego zbawienia, chce, by wszyscy ludzie doszli do poznania prawdy i osiągnęli wieczne szczęście. Bo przecież Jezus wydał siebie samego na okup za wszystkich (1 Tm 2,6). W Katechizmie Kościoła Katolickiego zapisano to tak: „Bóg, objawiając swój zamysł życzliwości, który odwiecznie przygotował w Chrystusie dla dobra wszystkich ludzi. Objawia w pełni swój zamysł, posyłając swego umiłowanego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa, i Ducha Świętego”. 

Ta powszechność zbawienia znajduje swoje echo w powszechności Kościoła, bo jest on „powszechny”, tzn.: „głosi całość wiary, nosi w sobie pełnię środków zbawienia i rozdziela je; jest posłany do wszystkich narodów; zwraca się do wszystkich ludzi; obejmuje wszystkie czasy”. Owo znamię powszechności jest darem Boga, dlatego Kościół stara się zintegrować, zespolić, złączyć, zjednoczyć całą ludzkość w jedną wspólnotę „wraz ze wszystkimi jej dobrami z Chrystusem-Głową w jedności Jego Ducha”. Dlatego mamy prawo i obowiązek prosić Boga o obdarowanie każdego człowieka łaską, miłością i miłosierdziem.

Trzeba jednak generalnie pamiętać, że logika Bożego działania domaga się, aby – zanim nastąpi to obdarowanie – najpierw Duch Święty uaktywnił nasz wewnętrzny osąd sumienia i ujawnił nasze grzechy w celu nawrócenia naszego serca i udzielenia nam łaski nowego światła, które oświeci słowem Bożym nasze drogi i sytuacje.

* * *

Jest taka przypowieść o nielitościwym dłużniku (Mt 18,23-35), która ukazuje związek bycia miłosiernym wobec siebie nawzajem z mega-miłosierdziem Bożym. Ów zaślepiony dłużnik nie chce odpuścić mikrodługu, mimo że sam właśnie przestał być dłużnikiem na o wiele większą kwotę. Przekaz tej przypowieści jest prosty: wielkie miłosierdzie Boże zobowiązuje do takiej samej postawy wszystkich ludzi wobec siebie. Zresztą Jezus w tym samym duchu w modlitwie Pańskiej, którą nam zostawił, polecił prosić Ojca: I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. W tym wypadku nasza miłosierna postawa jest niejako gwarantem/poręczeniem dla miłosierdzia Bożego. Zacznijmy zatem od siebie, prosząc Boga słowami świętej wizjonerki, sekretarki Jezusa miłosiernego: 


„Dopomóż mi do tego, o Panie, aby
oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewał i nie sądził według zewnętrznych pozorów, ale upatrywał to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodził im z pomocą. Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniał się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówił ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miał słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiał czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace. Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszył z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim. Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuł ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego”.


  Kazimierz Wójtowicz CR

        Kraków-Centrum Resurrectionis

Wpisy powiązane

Cucci Giovanni SJ, Nadużycia władzy w Kościele. Problemy i wyzwania życia konsekrowanego kobiet

Synowczyk Kazimierz OFMCap, Natura i funkcja władzy we wspólnocie franciszkańskiej

Dortel-Claudot Michel SJ, Struktury zarządzania w życiu konsekrowanym