Witalis Mieczysław CSsR, Zagrożenia współczesnego życia zakonnego

 

Mieczysław Witalis CSsR

ZAGROŻENIA WSPÓŁCZESNEGO ŻYCIA ZAKONNEGO

Zebranie plenarne KWPZM, Gostyń–Święta Góra, 10-11.05.1988 r.

 

Wstęp

Tytuł „Szanse i zagrożenia współczesnego życia zakonnego” nie był jeszcze tak precyzyjnie sformułowany, kiedy zwrócono się do mnie z prośbą o opracowanie niniejszej części drugiej, z tym, że idea była jednoznaczna: Kryzys życia zakonnego na etapie dwudziestolecia po Soborze Watykańskim II. /Szło o „zyski” i „straty” w tym okresie wielkich zmian!/

To, co będzie tutaj powiedziane, na pewno nie będzie doskonałym i pełnym zarysowaniem sytuacji. Nie wiem czy będzie to dość mądre; chciałbym jednak, aby przynajmniej nie było nudne … Pragnąłbym w miarę obrazowo i żywo te problemy przedstawić.

Zresztą zgodzono się, że to będą raczej „przemyślenia” niż „”opracowanie” czyli gruntowne studium tematu z całym zapleczem literatury. Książek co prawda nie unikałem, ale ostatnio nie miałem absolutnie warunków na podjęcie długiego studium /blisko dwumiesięczna nieobecność w kraju, a później odrabianie zaległości na miejscu!/. Może zatem nie będzie powiedziane wszystko; chciałbym jednak, aby to, co będzie powiedziane, było słuszne i zainteresowało Słuchających; by było skuteczną inspiracją do myślenia i dyskusji.

Całość prezentacji będzie miała cztery części:

– Skala zmian w życiu zakonnym po Soborze /jeszcze nie ocena, ale rozmiar różnic/.

– Różnice wyraźnie na gorsze; najpierw przyczynkowe wyliczenie negatywnych zjawisk /obrazy/.

– Próba systematyzacji tych zjawisk.

– Zadania przełożonych na linii przeciwdziałania procesom kryzysowym.

Skala zmian

Trzeba stwierdzić, że jawienie się dzisiaj zakonników i klasztorów w społeczeństwie /nawet w naszej tradycyjnej Polsce/ jest niewyobrażalnie inne. Zmiany następowały stopniowo, stąd ich skala nie jest w pełni zauważalna, ale wystarczy komuś z młodszych zakonników opowiedzieć o sposobie życia w klasztorze jeszcze na szereg lat po II Wojnie Światowej, młodzi wprost uwierzyć nie mogą … Oto przykłady:

… Wielorakie pokuty w refektarzu /przełożony nawet kładł się pod progiem, gdy inni do refektarza wchodzili, trzymanie rąk do góry podczas czytania Pisma świętego, spożywanie posiłków klęcząco, czy nawet siedząc na posadzce z talerzem na kolanach, całowanie butów pod stołem Współbraciom – itd. itd.

… Dzisiejsze pokoje zakonne, urządzone często w nienajlepszym guście mieszczańskim /ale drogo/ – i dawne najprostsze sprzęty w wybielonej celi, na dodatek w celi zawsze otwartej, aby przełożony mógł sprawdzić, czy nie ma tam czegoś zbędnego …

… Zamiast spotykanych niekiedy dziś tiulowych firan w oknach, czarne zasłony na korytarzach i schodach /jak te z okresu wojny – zaciemnianie okien na wypadek bombardowania!/; tutaj miały one tamować światło od zewnątrz, gdy się zakonnicy jeszcze do czasów Soboru biczowali na korytarzach … Bywało, że rano na ścianach można było zauważyć ślady krwi …

… Zestawić tzw. „wielkie milczenie”, którego złamanie wydawało się być niemal grzechem ciężkim /klimat ciszy i modlitwy; zakonnicy snujący się wzdłuż ścian kaplicy tam, gdzie wisiały stacje Drogi Krzyżowej/ … z atmosferą obecnych sal telewizyjnych!!!

… Sprawa ubioru zakonników: kiedy byłem jeszcze klerykiem w latach „pięćdziesiątych”, przełożony zadecydował, że nawet na Rysy w Tatrach trzeba iść w habicie – lub nie iść wcale … Wiem, że obecnie przemarsz przez plażę nudystów wydaje się być dla niektórych zakonników czymś zupełnie normalnym; inni po spowiadaniu w uzdrowiskowym kościele bez zażenowania wychodzą na miasto w slipach … Pomyśleć, że jeszcze po wojnie któryś z magistrów nowicjackich zalecał, aby rano świecić w pokoju światło dopiero po ubraniu habitu!!!

… Krępował się duchowny, gdy szedł do lekarza, że jest opalony tylko do koloratki, że dostrzegalne są ślady biczowań i pokutnych łańcuszków; dzisiaj zauważył ktoś nieco pikantnie: jak zakonnik ma iść do lekarza, gdy będzie opalony cały … dosłownie cały!

Jak wspomniałem, nie jest to jeszcze rwanie szat, biadolenie, tragiczna ocena – lecz tylko opis; próba ekspresyjnego odmalowania zmian, z tym, że nie wszystkie zmiany zawsze muszą być interpretowane jako zmiany na gorsze! W historii sztuki się mówi, że poszczególne style nie są „gorsze” lub „lepsze” – lecz „inne”; nie można np. twierdzić, że gotyk jest lepszy od renesansu albo barok gorszy od romanizmu. Inne formy, inny wyraz, inna wartość. Byłoby nieznośną martwotą, gdyby przez całe wieki panowały w sztuce te same formy; idzie tylko o to, aby formy nowe, choć inne, były również dobre. To i w życiu Kościoła zanotowaliśmy tyle zmian z dobrego na dobre; czyli np. na inne dobre /dawny post eucharystyczny, uczący szacunku … i obecna praktyka o wiele częstszej Komunii świętej dzięki złagodzeniu rygorów postnych/.

Czasami ocena obecnego życia zakonnego jest bardzo trudna, choć pozornie jasna. Znam klasztor Redemptorystek w stolicy biskupiej św. Alfonsa Liguori, gdzie wszystko jest „dobrze” – bo po dawnemu … Ostatnia profesja miała tam jednak miejsce 30 lat temu, a najmłodsza z sióstr liczy sobie 60 lat życia. Inny klasztor tychże sióstr wręcz szokuje. Całą gromadę Redemptorystów wpuszczono tam do klasztoru przecież klauzurowego, S. Przełożona rzuciła się vice-generałowi na szyję, w refektarzu był jazgot nieopisany, – ale skądinąd wiadomo, że ta „spontaniczna” przełożona jest tak radosna mimo choroby na raka, że życie wewnętrzne klasztoru i apostolski dialog z miasteczkiem jest niezwykle autentyczny; są też powołania, również z Polski!

Ocena jest trudna, niemniej jednak niektóre przynajmniej zjawiska „nowe” trudno będzie nazwać pozytywnymi … /chociaż i tutaj należy pamiętać, że nawet przy minusach, prawdziwą i pełną ocenę wyznaczy dopiero proporcja między zmianami na lepsze i na gorsze, – ale nie to jest tematem niniejszego referatu; mam wykazać minusy – uczulić na zjawiska jednoznacznie kryzysowe!/.

Zmiany na minus – przyczynkowe wyliczenie niepokojących zjawisk

Zmiany form być mogą, a nawet powinny; w wielu jednak wypadkach można mieć poważne wątpliwości czy idzie tylko o formy; czy jest to „zmiana” czy raczej „rezygnacja” z wartości. Oto trochę wyliczeń:

… Bywa nierzadko, że świeccy ludzie gromadzą się po swoich domach na czytanie Pisma świętego i długą zbiorową modlitwę /mimo, że mieszkają oddzielnie i pracują w różnych instytucjach/, podczas gdy zakonnicy, mieszkając razem, uważają często za „niemożliwe” zebrać się na jakiś program sakralny. Nowy Kodeks każę kapłanom diecezjalnym dążyć do pewnych form życia wspólnotowego, a zakonnicy ulegli takiej „atomizacji” życia zbiorowego, że dom staje się niekiedy przysłowiowym „hotelem”, i to w imię wyzwolenia ze „starego” monastycyzmu … Przerażające jest nieraz skąpstwo osób duchownych, gdy idzie o poświęcenie czasu Panu Bogu … /programy ściśle sakralne we wspólnocie!/.

– Na jednych rekolekcjach zakonnych, które miały się zakończyć w piątek w południe, zaproponowano, by zakończyć je w czwartek wieczorem, bo „kto widział kończyć rekolekcje w południe”. Odrzekłem – dobrze; wasza sprawa! Ale za chwilę znów ktoś puka … Jak to będziemy kończyć wieczór, gdy niektórzy ojcowie chcą wracać samochodem tego samego dnia – w nocy pojadą!??? – Skończmy we czwartek w południe!!! Tak się też stało; doba „skradziona” Panu Bogu!

– Jeden ze współbraci powiedział: jak to jest, że na oazie potrafię chodzić w habicie i modlić się cały dzień, mimo, że to pełnia lata i rejon turystyczny, a klasztor mnie do modlitwy i do habitu nie mobilizuje …?

– Bywa, że katecheci zakonni potrafią się wymówić ze wspólnych rekolekcji, bo przecież nie mogą opuszczać lekcji. Na „Sacrosongu” będzie komplet; da się!!! – Czy to problem niemożności – czy braku zapotrzebowania!???

/Może problem właśnie nowych form, które byłyby nie rezygnacją, lecz bardziej angażującym sposobem wspólnej modlitwy w klasztorze!???/

… Wspomniałem w części pierwszej, jak ongiś wyglądała sprawa tzw. „wielkiego milczenia”. W naszym Nowicjacie był raz wypadek, że nowicjusz widział wieczorem, jak złodzieje kradną deski klasztorne. Nie powiedział nikomu, bo nie chciał milczenia naruszyć …! Oczywiście przesada.

Ale czy nie jest przesadą absolutna niekiedy niezdolność osób duchownych do dłuższej wewnętrznej koncentracji, nawet podczas rekolekcji …!?

– Wróciłem w swoim czasie dosłownie zdruzgotany z pewnych rekolekcji dla kapłanów diecezjalnych /… czy zawsze u nas jest inaczej? Więc przytaczam/.

Sprawę milczenia ustawiłem chyba dość tolerancyjnie. Powiedziałem: jeśli już ktoś czuje się „nienaturalnie” gdy jest razem z innymi i nic nie mówi; to niech przynajmniej wygospodaruje sobie pewne porcje czasu bycia osobno. Zachowanie było takie, że gospodarze domu /zakonnicy i ich klerycy/ pytali, czy to są rekolekcje. Jeszcze w kaplicy gadano, zanim się zaczęła konferencja … Po konferencji kapłani gromadami chodzili lub stali, gadali po pokojach, – gdy raz zastałem trzech w kaplicy, toteż rozmawiali … Czytanie po obiedzie trzeba było przerwać, bo kilku sterroryzowało resztę; gadali pełnym głosem.

Tu już nie idzie o przekazywanie „kwiatuszków”; zjawisko jest szersze i poważniejsze. Gdy w rzece zauważymy kilka płynących zatrutych ryb, mówimy o niebezpieczeństwie; gdy rzeka nie posiada już ryb w ogóle, wypada płakać! Gdy widzimy częściowo wyrąbany las, uczulamy na niebezpieczeństwo; kiedy jednak mamy do czynienia z zupełnie ogołoconym terenem i jednym uschniętym drzewem, jesteśmy przerażeni. Zawsze uczulaliśmy się na braki w skupieniu czy milczeniu; „upominano” nas za wykroczenia i braki w tym względzie. Obecnie należałoby się już generalnie „upomnieć” o zdolność osób duchownych do bycia człowiekiem wewnętrznym, człowiekiem myślenia, studium, refleksji, twórczej koncentracji.

Filozof Józef Pieper jako motto do swych rozważań na temat milczenia zamieścił cytat z Pascala: „Nieszczęście człowieka zaczyna się z chwilą, kiedy nie jest on już w stanie pozostać w pokoju sam ze sobą”.

Jakże często my ludzie „duchowni” – czyli z zawodu „wewnętrzni” musimy ciągle gdzieś iść, na coś patrzeć, ciągle musi się wokół nas coś dziać, o czymś musimy właśnie gadać, choćby to była sprawa liczby okien w klasztorze, bo i taka rozmowa doleciała do mnie, podczas wspomnianych rekolekcji. Dopiero w ostatnim dniu tychże rekolekcji udało się zmusić księży do skupienia przy użyciu aż monstrancji … /Wystawienie wieczorne – bez żadnego wspólnego programu, co zaowocowało w ten sposób, że jeszcze po zakończeniu adoracji wyśpiewali spontanicznie „od siebie” kilka religijnych pieśni/.

– O. Enzo Bianchi, członek jednej z nowych rodzin zakonnych, podczas podobnego, jak nasze sympozjum na terenie Włoch powoływał się na autorów niewierzących, którzy mówiąc o dekadentyzmie współczesnej kultury europejskiej ubolewali przy okazji nad zeświecczeniem zakonów /!/. Nie dziwi, że Kard. J. Ratzinger w znanym wywiadzie upatrywał w kryzysie duchowieństwa jedno z głównych źródeł kryzysu współczesnego Kościoła!

– Komisja Episkopatu Polski, do spraw Duszpasterstwa Ogólnego w programie duszpasterskim na rok 1987/88 zamieściła jako „aneks” referat Ks. Bpa Władysława Miziołka na temat: Zagrożeń dla duszpasterstwa we współczesnym Kościele – /Kuria Metropolitalna Warszawska, Wydział Duszpasterstwa, 1987, str. 27-34/.

W punkcie trzecim tego opracowania Ks. Bp W. Miziołek, mówi o kryzysie duchowieństwa /diecezjalnego i zakonnego/ – jako o jednym z ważnych zagrożeń Kościoła dziś.

Oto fragmenty tej wypowiedzi:

„Choć boleśnie jest o tym mówić, ale jedną z podstawowych trudności i niebezpieczeństw Kościoła jest kryzys duchowieństwa. /…/ Od duchowieństwa, tj. duszpasterzy i zakonników, zależy w wielkiej mierze praca Kościoła i jego rozwój, dlatego kryzys duchowieństwa jest zagrożeniem całego Kościoła. /…/

Przyczyna kryzysu tkwi z jednej strony w utracie swojej tożsamości przez zakony i księży, z drugiej – w warunkach dzisiejszego laickiego świata. Wywyższanie przez teologów powszechnego kapłaństwa wiernych a pomniejszanie kapłaństwa służebnego, hierarchicznego, gloryfikacja życia rodzinnego i małżeńskiego, zatrata znaczenia ascezy i pokuty, łącznie z duchem konsumpcjonizmu, przesadne poczucie wolności, indywidualizm, laickie, socjologiczne wartościowanie Kościoła i kapłaństwa – oto główne przyczyny załamania się zakonów i duchowieństwa diecezjalnego. /…/

Zmienione metody wychowania młodych pokoleń kapłańskich i zakonnych w seminariach duchownych i w domach formacji zakonnej wpłynęły na rozluźnienie ascezy i karności oraz na osłabienie ducha. Jak wyznał jeden z członków zakonu monastycznego, rozpad życia zakonnego zaczął się w ich zakonie od zniesienia nocnych modlitw i wprowadzenia ułatwień w zachowaniu ślubów zakonnych”. /str, 31-32/.

– Jeden z kolegów bolał, że na diecezjalnym spotkaniu księży nie słyszał żadnej poważniejszej rozmowy; nawoływali się tylko wzajemnie z jakimś wymuszonym humorem – lub dość szczerze natrząsali się z „kozłów ofiarnych”, których sobie wyszukali.

… Jeśli wrócić jeszcze do pewnych „pikanterii”, przesadą było niewątpliwie, gdy dawniej w pewnej bibliotece klasztornej wiele książek było poplamionych atramentem /zamalowywanie nagości w reprodukcjach ze sztuki!/, ale czy nie jest przeciwną skrajnością, gdy ktoś z duchownych zrobił sobie własne „siedlisko” na plaży nudystów i uważał to za „normalne”; natomiast inny wybrał się z aparatem fotograficznym na wybór „miss” tejże plaży – co skończyło się awanturą /wyrwano mu sprzęt/, a inni to widzieli, więc też byli … Nie idzie i tu o wyłapywanie „kwiatuszków”; sprośności zdarzały się zawsze – ale nie zawsze zakonnicy uważali, że wypada im iść wszędzie – i w każdych imprezach uczestniczyć /pewno … by „poznać życie”, dla celów duszpasterskich – bo zbożny pseudo motyw zawsze się wyszuka!/. Nie chodzi o to, aby się wspinać na Rysy w habitach, jednak trzeba się nam pytać, czy nie poszliśmy za daleko w przeciwnym kierunku, i czy nie należy wrócić ku jakiejś wyważonej „środkowej drodze” …! Można by znaleźć wiele takich zaleceń w bardzo nowoczesnej literaturze zakonnej.

… Czcigodny Ojciec Przedmówca /O. Leon Knabit OSB – Szanse współczesnego życia zakonnego/ wspominał m.in. o tym, że możemy i powinniśmy być ludźmi kompetentnymi w dziedzinie życia duchowego, skoro kapłani diecezjalni tak często są zajęci budowami i innymi zajęciami zewnętrznymi.

Otóż, istnieje ostatnio ciekawe zjawisko: rośnie liczba osób świeckich poszukujących „kierownika duchowego” – a umniejsza się raptownie ilość kapłanów, prowadzących na serio „pracę nad sobą” … Gdy kończyła się jedna z pielgrzymek na Jasną Górę, młodzi jej uczestnicy pytali o adres księży w swoim mieście /wojewódzkim!/, którzy mogliby na miejscu towarzyszyć ich pragnieniom głębszego życia religijnego. Trudno było taki adres wskazać. Istotnie, jakże często spowiedź ludzi świeckich, z różnych grup laikatu, przypomina do złudzenia dawne spowiedzie kleryków, sióstr zakonnych itp. /nie tylko „ogarnięcie z grzechów” – ale duchowa problematyka/. Tymczasem w tym samym czasie my często zrezygnowaliśmy z „systematycznych” sposobów pogłębienia własnego, stąd i dla innych przestaliśmy być „kompetentni” w tej materii. Beata Obertyńska w wydanym ostatnio przez ZNAK zbiorku poezji napisała:

„Księża spieszą … I pewnie … Rozgrzeszenie to sedno,

Toteż, gdy już wytrzęsę win judaszowy mieszek,

jakże się w tym pośpiechu, czy spytać o niejedno,

czy poradzić. /…/” /Grudki kadzidła, Kraków, 1987, str. 52/.

Dostaliśmy się już do literatury z tym niedomiarem! – To już nie tylko problem „form” … może dowód, że nie dorobiliśmy się NOWYCH /!/ form takiej pracy nad sobą – do zastosowania także i przez świeckich – dziś!

… Inny problem, który ostatnio się pojawił, a który nas jako zakony demaskuje … Zagadnienie miejsca Braci Zakonnych w klasztorach kleryckich. Wiadomo, że zakon nie jest tylko dla księży lecz dla zakonników, a zakonnikami są w pełnym znaczeniu także i nasi Bracia. Tymczasem oni często zaczynają już pytać … co my mamy w klasztorach robić? Ojcowie mają przynajmniej pracę sakralną, stąd muszą mieszkać „przy kościele”; ale Bracia, którzy mają pracę „świecką” i niewiele więcej we wspólnocie … czemu mają tkwić w tych budynkach …?

W czasach kiedy od rana do wieczora dzwoniono na pacierze, medytacje, konferencje, oskarżenia i inne zakonne ćwiczenia, w ćwiczeniach tych uczestniczyli wszyscy, zatem nie było ważne, czy ktoś jest Bratem, czy Ojcem, czy profesorem, czy studentem … Dziś co zostało z programów sakralnych!??? Klasztor wtedy zamienia się niepostrzeżenie w … plebanię, a co ma Brat zakonny robić „na plebanii”. – Lecz byłoby to równocześnie znakiem, że nie ma już „zakonu”; jest tylko „księżostwo” w nieco odmiennej oprawie.

Wiem, że upraszczam tutaj pełne rozumienie „bycia zakonnikiem” oraz przesadzam ze śmiercią ćwiczeń zakonnych po klasztorach; ale jeśli jest to nawet „karykatura” – to przerysowuję tylko rysy prawdziwe … Przyznamy, że „jest coś na rzeczy”!

… Inne zjawisko, które nas „zdradza”, to problem „wolnego czasu” w klasztorach … Zdarza się coraz częściej, że ktoś nie ma na dany czas określonych zajęć – prosi o pozwolenie na wyjście /lub nie prosi …!/, bo „ma wolne”. – Jeśli pyta – to stawia problem w sposób dość znamienny: „Czy jestem potrzebny w klasztorze?” …

Przepraszam, ale gdyśmy wstępowali do zakonu, to nam klasztor był potrzebny /nie my w klasztorze – lecz KLASZTOR NAM!/ – a był nam potrzebny jako miejsce skupienia, modlitwy, studium, pracy nad sobą, nawet jako swoiste „miejsce ucieczki” – fuga mundi, bo istotnie klasztor stanowił również pewne zabezpieczenie przed niebezpieczeństwami świata – o czym później Tu znów odwołanie do Szanownego Przedmówcy: mówił Ojciec, że jedną ze współczesnych szans dla zakonników w Polsce, to przybliżyć wiernym współczesną myśl teologiczną … Czy wypełniamy tę szansę: klasztor POTRZEBNY NAM na studium właśnie!???

Ks. Fr. Grudniok w jednej ze swych książek dla kapłanów mówił o postawieniu rzeczy „na głowie” – zamiast fuga mundi – „fuga sacerdotum”!!! Oto cytat: „… wytwarza się w ostatnich czasach typ kapłana, znajdującego się jakby w nieustannej ucieczce przed kimś czy przed czymś. Kapłan nerwowy, niespokojny, poszukujący ciągle nowych wrażeń, nie mogący usiedzieć na miejscu. Szybko pędzi do konfesjonału, jeszcze prędzej z niego wychodzi. Przynagla penitenta, aby się szybko spowiadał, nie ma czasu na pouczenie, skrócona absolucja, nerwowe pukanie. Szybkie ruchy przy ołtarzu, fruwający ornat, pośpiesznie wymawiane czy śpiewane słowa. Jak najmniej uroczysta celebra, bo – ludziom się śpieszy, – kapłanowi jeszcze bardziej. Lekcji też nie należy przeciągać, bo dzieci zmęczone. Nabożeństwa dodatkowe niepotrzebne, nie na nasze czasy. – Probostwo nie jest miejscem nadającym się do pobytu w chwilach wolnych od zajęć duszpasterskich, zawsze te same meble, te same twarze, te same problemy. A więc jak najszybciej po zajęciach ulotnić się w siną dal, poszukać ciekawszego towarzystwa. Byle dalej od miejsca pracy, od monotonnego urzędowania. – A za tą ucieczką zewnętrzną idzie ucieczka wewnętrzna: od modlitwy, od codziennego regularnego dialogu z Bogiem, od spotkań z Chrystusem Eucharystycznym. Kościół tak blisko, a jednak tak daleko. Co tu robić przez cały kwadrans w tej przeraźliwej ciszy, kiedy nic się nie dzieje, gdy nie ma żadnej duszpasterskiej funkcji.

– Ucieczka od książki, od studium teologicznego /…/ Ucieczka od poważnej rozmowy, dyskusji problemowej, od dialogu w gronie konfratrów. W końcu przychodzi ucieczka od siebie samego, od autorefleksji, od zastanowienia się nad sensem własnego kapłaństwa, swojej misji”. /Ks. Franciszek Grudniok, „Żyć kapłaństwem”, Księgarnia Św. Jacka, Katowice 1982, str. 222-223/.

Chciałoby się dalej cytować te mądre spostrzeżenia, bo dokumentują one nie tylko niniejszy punkt obecnych rozważań; bronią mnie też nieco przed zarzutem przesady. To niech wystarczy – dodam tylko, że nie jest to chyba jedynie problem księży diecezjalnych …

… Ucieczka „skąd” … ale i ucieczka „gdzie”; ucieczka ku świeckości!!! Cytowany wyżej O. Bianchi zauważa, że powierzchownie rozumiana nauka Soboru o teologii rzeczywistości ziemskich zupełnie nam zasłoniła tak silnie zakorzeniony w Biblii problem „świata” – który jest całkowitym przeciwieństwem wartości duchowych, sakralnych /profanum jako źródłosłów „profanacji”, czyli sponiewierania „sacrum!!!/. Cała wiekowa nauka Kościoła o „niebezpieczeństwach świata” nie istnieje …; ani Janowe ostrzeżenie przed „trzema pożądliwościami”, ani Pawłowa nauka o ciele, które pożąda przeciw duchowi – ani nic z tych rzeczy … Autor ubolewa nad bezkrytycznym i pełnym „zanurzeniem się” zakonników w konsumpcji tego świata, podczas gdy klasztor zawsze powinien być owiany duchem Jana Chrzciciela i duchem Eliasza, duchem wiary i ofiary.

… Od świata odgradza nas „próg” klasztoru, by nie mówić już o tradycyjnych „murach”. Tutaj zamiast teoretyzowania – pewien obraz: Przy okazji jakiegoś tam „kolędowego” poświęcenia klasztoru u Sióstr zakonnych stanął mi żywo w oczach problem „granicy”. Jeżeli ściana, próg, to jakiś „przedział”, jakieś odróżnienie przestrzeni wewnętrznej od przestrzeni na zewnątrz. Inaczej ściana i próg nie miałby sensu!!! – To tak, jak żeby „śluzę” zbudować, gdzie poziom wody za i przed jest ten sam. Jeśli tak, to zostanie tylko odcinek blachy wsadzonej w wodę, który niczego nie zmienia.

Jeśli klasztor, to problem „inności” i problem przekraczania granicy – gdy się przez próg przechodzi … Jeśli już niemodne jest pytanie, od czego ściana broni /niebezpieczeństwa od zewnątrz!/, to co „osłania”, jakich wartości strzeże przed „rozrzedzeniem”. Współczesna teologia zakonna, która mówi o zdrowym „otwarciu się na świat” cytuje nadal słowa Pisma o pewnym „oddzieleniu” powołanych … Jezus nie bierze swoich uczniów od świata, ale ich pragnie ustrzec od złego – są bowiem na świecie, ale nie ze świata. – Nie trzeba nam oranżerii bez sklepów, ale nie trzeba także sklepów bez oranżerii, bo … „co sprzedawać”? Być dla ludzi, aby im nieść to, co się w klasztorze „zrodzi”, nie zaś wycieczki-ucieczki z klasztorów, aby zaczerpnąć na świecie coś z jego „produktów”, z jego świeckich atrakcji i uciech.

Nowe statuty Redemptorystów mówią o właściwym wyważeniu proporcji, między przestrzenią w klasztorze dostępną dla świeckich, a miejscem ciszy, modlitwy, studium i odpoczynku Wspólnoty; mówią też, że mimo wszelkich sensownych otwartości na wielorakie wspólnoty, pierwszą wspólnotą zakonnika musi być jego wspólnota zakonna; inaczej proporcje się naruszą – i klasztor się wewnętrznie rozpadnie /bywa i u zakonników „duchowa emigracja” …/.

Zatem sprawa muru, furty, progu; problem ich przekraczania w obydwu kierunkach, często już poza naszą jakąkolwiek problematyką.

… Inny jeszcze znak-symbol; telewizja ostatnio pokazała nam, jak to M. Teresa z Kalkuty i jej siostry wyrzucały przez okno dywany itp., gdy im urządzono klasztor w duchu burżuazyjnego mieszczaństwa … Broniły właśnie „inności” przestrzeni klasztornej. Wiadomo także, że te wspólnoty – i wiele innych instytutów powstałych w naszych już czasach – skrzętnie zachowują wiele z naszych dawnych przepisów i form życia zakonnego /rygory!/, gdy my, członkowie starszych rodzin zakonnych wyrzucamy te zwyczaje nagminnie, właśnie z obłędnego lęku, by nie być „niewspółczesnymi”. Wystarczy pobieżny nawet kontakt z tymi nowymi zakonami, aby się o tym paradoksalnym rozminięciu przekonać!!! – Nowe przyjmują; my wyrzucamy, aby nie być w kolizji z nowoczesnością … To nie jest już chyba problem starości i nowości form, lecz zestarzenia i nowości ducha … – może zdałoby się niekiedy ducha odnowić, także poprzez powrót do niejednej ze starych form …!???/.

… Sprawa osobna, to krążące wśród nas dość często uproszczone i demobilizujące slogany:

Slogan PRACY

Jeden z rzymskich prelegentów, bawiący w Polsce /skądinąd człowiek bardzo wewnętrzny i głęboki/, mając najlepsze intencje, ustawił chyba problem relacji pracy do ascezy dość niebezpiecznie: musimy zwrócić większą uwagę na to, aby nie stawać się zbyt monastycznymi, lecz żeby być ludźmi apostolskimi. Odwołał się przy tym do pewnych dawnych postaci w historii naszego Zgromadzenia. Osobiście powiedziałem mu, że jest to niestety historyczne „wywoływanie duchów” ze szkodą na czasy obecne. Bo czy dziś można realnie powiedzieć, że przeszkodą w działaniu jest zbytni ascetyzm …!??? Czy to modlitwa jest konkurencją dla apostolstwa …!??? – Czy konfesjonały dlatego są puste, iż kaplice zakonne są pełne!??? – Czy też może najczęściej nie jest tak, że nie ma nas ani w konfesjonale, ani w kaplicy, bo jesteśmy „na mieście” lub przynajmniej przed odbiornikiem telewizyjnym itp. Czy to asceci zakonni są dziś najbardziej niesumienni w pracy …? – Konkurencją dla apostolstwa jest niewątpliwie wygoda nie asceza; zeświecczenie, nie monastycyzm … Asceza jest już chyba jedyną siłą, która zdolna będzie wyzwolić nas z egoistycznego naturalizmu i lenistwa, czyli przywrócić nas apostolstwu. Uderzać obecnie w ascetyzm w imię historycznych rozważań jest samobójstwem, sprzecznym z poczuciem realizmu na dziś.

A nie jest to jeszcze najgorsze wydanie sloganu o pracy … Najczęstsze i najbardziej pospolite brzmi: co się tam będziemy bawić w ascezę; pracujmy i bądźmy radośni – w pracy spalamy się dla Pana!

Można powiedzieć: czy duchowni, którzy rzucili sutanny i habity dlatego właśnie odeszli, że nie było już nie do zrobienia dla Pana !??? – Czy też chcieli się jeszcze bardziej po-radować światem, często z jakimże zgorszeniem dla wiernych, dla których niby to „zabijali się” w pracy duszpasterskiej. – To był „klin – klinem!”, pospolite na pospolite. Bo jeśli potrzebujemy bardziej subtelnych rozważań, posłuchajmy co Jan Paweł II mówi w „Redemptionis donum” do zakonników na temat ich skutecznego apostołowania w Kościele; /zauważmy, że będzie to fragment paragrafu mówiącego o apostolstwie właśnie/:

„ – chociaż niezwykle doniosłe są wielorakie dzieła apostolskie, jakie spełniacie – to przecież najbardziej podstawowym dziełem pozostaje zawsze to, czym /a zarazem kim/ w Kościele jesteście. Można ze szczególną słusznością o każdym i każdej z was powtórzyć te słowa Apostoła: – Umarliście, bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem, w Bogu – I równocześnie owo – ukrycie z Chrystusem w Bogu – pozwala odnieść do was słowa samego Mistrza: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”. /…/ Poprzez wszystko, co czynicie, a nade wszystko przez to, czym jesteście, niech będzie głoszona i potwierdzana ta prawda, że „Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie” – prawda, która leży u podstaw całej ekonomii Odkupienia”. /Redemptionis Donum – nr 15/.

Slogan MIŁOŚCI

Znana śpiewka, że to dawniej wysiadywali w kaplicach a pisali na siebie donosy do przełożonych itd.. itd.; obecnie zaś stawiamy na miłość braterską. Przepraszam, że to powiem – też podczas rekolekcji kapłańskich słyszałem: proboszcz z wikarym przez pół roku odprawiali codziennie Mszę świętą – czyli rozumianą dziś lepiej „ucztę Miłości” – a rozmawiali ze sobą dosłownie przez … psa! Proboszcz patrzył, czy wikary jest blisko i wtedy mówił: Burek, powiedz wikaremu, że jutro ma pogrzeb o dziewiątej … Wikary pisał kartkę, dawał psu w zęby i odsyłał do proboszcza. Też „kwiatuszek”, ale czy nie czujemy, jak wygląda sprawa chrześcijańskiej miłości w środowiskach duchownych, zwłaszcza gdy zachodzą różnice interesów i to właśnie w czasie, kiedy przestaliśmy „bawić się w ascezę”, by postawić na wzajemne „zżycie się”. – Czy nie jest to często wzajemne nieprzejednane niszczenie się, wypowiadanie jakże krzywdzących niekiedy osądów, może zwłaszcza na linii podwładni – przełożeni /jak są oceniane Wasze decyzje i Wasze Czcigodne Osoby – gdy podejmiecie decyzje dla kogoś niewygodne; a to tylko fragment szerszej rzeczywistości …/. Kto w momentach trudnych, konfliktowych idzie do kaplicy, by z całą odpowiedzialnością problem przemyśleć przed Panem – i rozwiązać w duchu Ewangelii!??? Ojciec święty tłumaczył nawet politykom w „Dives in misericordia”, że nie osiągnie się harmonii bez zdolności do miłosiernego przebaczenia, a tu spory duchownych rozstrzygane są nagminnie w duchu czysto laickim, bez prób nadprzyrodzonego podejścia do sprawy. Na ile Ewangelia łagodzi nasze wzajemne obyczaje w życiu zakonnym?

Na tej linii leży notoryczne rozkrytykowanie księży, zakonnic i zakonników. Jakiż brak poszanowania swojej opinii nawzajem – i ile komunikowania destruktywnej apatii /znane „uzdrawianie” Prowincji czy Zgromadzenia, po którym już się nikomu niczego nie chce/. Kiedyś rzuciłem w tym względzie pewne hasło, analogiczne do innego hasła, które lansujemy w naszym społeczeństwie. Plagą polskiego społeczeństwa jest alkoholizm, więc apel: wesele bez wódki; pokażmy, że można się dobrze zabawić i bez alkoholu … Analogia dla nas: plagą naszych środowisk duchownych jest krytykanctwo i ogólne narzekanie … Więc hasło: rozmowa zakonników bez biadolenia i krytyki; pokażmy, że można sobie twórczo i radośnie porozmawiać, bez przekazywania sobie goryczy …

Może, gdybyśmy więcej „potrzebowali klasztoru” do studium, refleksji, modlitwy – o czym wyżej – również i ten problem byłby rozwiązany. Posłuchajmy rozmów ludzi, którzy dużo czytają …; no i przysłowiowe plotki małomiasteczkowe!!!

Slogan WSPÓLNOTY

Mówi się dzisiaj dużo o wspólnocie, aby uzasadnić rezygnację z odniesień „pionowych” – na rzecz relacji horyzontalnych, międzyludzkich. Powołujemy się przy tym na Sobór. Tymczasem soborowe i posoborowe dokumenty na temat życia, zakonnego rozumieją wspólnotę tak, że będziemy zbiorowo odnosić się również „ku górze” – i w duchu tych wertykalnych odniesień będziemy kształtować swoje apostolskie relacje z ludźmi. Nasze nowe konstytucje mówią o ośmiu wymiarach życia wspólnotowego: o naturze wspólnoty, o wspólnocie opartej na Chrystusie, o wspólnocie modlitwy, pracy, o wspólnocie odnawiającej się itd. – a jeszcze osobno, w specjalnym rozdziale, o wspólnocie poświęconej Chrystusowi przez śluby zakonne … – Tymczasem, jakże często chcielibyśmy ograniczyć się do wspólnoty osób i wspólnoty „zorganizowanej” /stworzyć pewne warunki „kumplowskie”, rozdzielić funkcje, ustalić podstawowy program dnia/ – i już sprawa wspólnoty będzie rozwiązana …

Jeżeli ktoś uważa, że załatwiwszy to, już zrobiliśmy wszystko w dziedzinie budowania wspólnoty, to znaczy, że do zrobienia zostało jeszcze właściwie wszystko /!!!/ – począwszy od zrozumienia, na czym ma polegać wspólnota zakonna według Vaticanum II.

 

Próba systematyzacji głównych zagrożeń

Żyje w naszym klasztorze na Woli w Warszawie Ojciec – staruszek, który w roku ubiegłym obchodził 70-lecie święceń kapłańskich; wyświęcony był w Petersburgu w r. 1917, na kilka miesięcy przed rewolucją. Do naszego Zgromadzenia wstąpił po drugiej wojnie światowej. Nie może już chodzić, ale umysł ma przytomny. Gdy mu powiedziałem, na jaki temat mam tutaj mówić /ściślej, gdy go poprosiłem o modlitwę w intencji niniejszego referatu/, Ojciec odrzekł: najgorszą rzeczą jest obniżenie się zmysłu nadprzyrodzonego! Bardzo mi się podobała ta odpowiedź; przecież staruszkowi wychowanemu na tak dawnych tradycjach mogłoby się nie podobać mnóstwo zachowań konkretnych! – On sięgnął do istoty rzeczy; do przyczyn, nie objawów! Po omówieniu objawów, sięgnijmy po przyczyny:

… Na pierwszym miejscu niewątpliwie wypadnie wyliczyć ów kryzys zmysłu nadprzyrodzonego; prościej – kryzys wiary! My tyle mówimy o SOBOROWEJ odnowie życia zakonnego, a najwięcej mówią o tym zazwyczaj ci, którzy najmniej sięgają po teksty Soboru czy posoborowe dokumenty Kościoła.

Jeden z autorów włoskich wyśmienicie zauważył, że o kształcie obecnego życia zakonnego /nie nowych KONSTYTUCJI, lecz nowego sposobu życia!/ decyduje nie teologia Soboru, lecz fakt Soboru; lepiej mówiąc świecki kontekst Soboru, współczesna dechrystianizacja kultury, której właśnie Sobór chciał twórczo zaradzić.

Istotnie, zapytajmy; co ma do powiedzenia SOBÓR w tym wszystkim, co u nas na ogół zaistniało … Jaki jest realny wpływ tekstów Soboru i opartych na Soborze tekstów Konstytucji na konkretny kształt naszego zbiorowego i indywidualnego życia. Kto te konstytucje zna, czyta, studiuje, kto je w pełni rozumie. Czy czynnikiem decydującym nie jest po świecku rozumiana „dzisiejszość”, – bo najczęstsze realne zmiany to odrzucenie wielorakich rygorów i wymagań jako „nie-dzisiejszych”!!! Otwarcie klasztorów na przewiew współczesnej dechrystianizacji kultury, czy nawet „sub-kultury” ze wszystkimi jej spłyceniami. Sobór zmieniał, nawet burzył, ale nie „laicyzował” – nie obniżał, duchowych ideałów; nieraz je wprost zaostrzał – i kazał szukać dla nich nowych wcieleń, nowych form. My często nauczyliśmy się z Soboru tylko burzenia – a nie budowania, i w tym nieszczęście!

– Wspomniany co dopiero autor dopowiada, że nawet soborowy tekst o życiu zakonnym nie należy do najbardziej „charyzmatycznych” dokumentów tegoż Soboru. I dodaje dość gorzką uwagę, że teologowie zakonni na Soborze mieli o wiele więcej do powiedzenia w licznych kwestiach, niż w temacie prowadzonego przez siebie życia zakonnego. W rezultacie, jeśli życie zakonne coś na Soborze zyskało realnie, to może pośrednio z dokumentów o Bożym Objawieniu, Liturgii, o Kościele itd. – a mniej z „własnego” tekstu.

Co więcej ascetyka nie należy dziś do najmocniejszych gałęzi uprawianej po Soborze teologii … Zatem – nawet na Soborze teologia życia zakonnego i teologia życia wewnętrznego nie wzniosły się na zbyt wielkie wyżyny, a w dodatku nawet takimi będąc – nie znalazły pełnego kontaktu z życiem.

– Wspominany już dwukrotnie O. E. Bianchi dopowiada jedną jeszcze myśl. Zakony w okresie posoborowym „straciły bardzo dużo czasu”, aby w poszukiwaniu swej tożsamości określić przede wszystkim własną specyfikę; za bardzo zastanawiały się nad tym, czym się mają od innych zakonów różnić, a nie nad tym, co wspólne jest wszystkim rodzinom zakonnym. Idzie zatem o jasną wizję teologiczną życia zakonnego jako takiego … Zwołano synod biskupów, by określić kim w Kościele jest laik, – jak z duchownymi??? Ktoś humorystycznie powiedział, że np. ksiądz to jest chrześcijanin, któremu brakuje charyzmatu „laika”. Żarty na bok – czy mamy jasną wizję, kim winien być dziś zakonnik. – A my bardziej się interesujemy sprawą gatunku drzewa, niż tym, czym samo drzewo żyje!??? To tak, jak żeby ktoś zabiegał starannie o dobre pędy do szczepienia, a nie zainteresował się, czy pień na którym szczepi, jest zdrowy i żywy. Pytamy czy liście mają kształt dębu, klonu, jarzębiny czy osiki – a za mało dbamy o glebę, wodę i powietrze, bez którego żadne drzewo nie wyżyje.

Przy okazji, na tym właśnie forum inny apel: Tyle się wydaje u nas religijnych czasopism o różnym profilu i dla różnych grup – czemu Polska tak bogata w powołania zakonne nie ma czasopisma typu „La Vita Consacrata”!???

… To teoretyczne wizje; ale zostaje jeszcze problem ich wcielania w życie. Mamy soborowe dokumenty /wielorakie!!!/, mamy posoborowe konstytucje, mamy – dodać należy – mnóstwo różnych sympozjów, spotkań, kapituł itd., ale nadal pozostaje niepokojące pytanie – jakie mamy konkretne życie zakonne. I tutaj dotykamy kolejnego problemu-klucza.

Nie tylko my, ale dzisiejszy Kościół i dzisiejszy świat /do którego przecież przynależymy!/ chory jest na zbytni teoretyzm.

Ileż np. Polska miała dyskusji i planów gospodarczych … Czy i my nie podobnie dyskutujemy o posoborowej odnowie zakonów!??? Wydaje się nam, że skorośmy sobie już coś obgadali a nawet uchwalili, – tośmy to już zrealizowali. Tymczasem … gdy np. byłem w sklepie i widziałem meble, to jeszcze nie oznacza, że są moje … – Dawniej nie przeredagowywano bez końca tekstów, tylko się usilnie zastanawiano nad ich realizacją; temu służyły wszystkie zjazdy, wizytacje, konferencje itd. Dziś błyskamy pomysłami – czy podobnie świecimy swoim życiem!???

O. Alojzy Kraxner, nasz wieloletni prowincjał wiedeński i współpracownik wiedeńskich środków masowego przekazu, analizując zagadnienie poślubionego Bogu celibatu porównywał dawną i obecną motywację w tym względzie oraz dawny i obecny stan rzeczy. Otóż zauważa on, że obecnie mamy o wiele lepszą teorię „celibatu dla Królestwa” – a praktycznie, mniej kandydatów tę drogę życia podejmuje, wielu z tych, co podjęli, po Soborze odeszło, a Pan Bóg sam już wie, ile z pozostałych trwa w wierności – ilu zaś trwa w męce lub w gorszym jeszcze znieczuleniu sumienia. Lepsza teoria, gorszy stan rzeczy … Dlaczego? O. Kraxner odpowiada: bo dawna asceza obok motywacji miała jeszcze cały bogaty system konkretnych zachowań i praktycznych postaw, jak klauzura działająca w obydwu kierunkach ubiór duchowny, chodzenie z towarzyszem, kontrola listów itp. nie mówiąc o wewnętrznej postawie czujności /ucieczka – fuga mundi!/ i o roli rozmodlenia czy umartwienia.

Spojrzenie to można rozszerzyć; dziś Kościół w ogóle bardzo „wyinteligentniał”, jest o wiele bardziej „wykształcony” … ale czy równocześnie stał się świętszym …!?

F. Ratzinger będzie mówił uszczypliwie o współczesnym „magisterium teologów”, które chce zastąpić magisterium Kościoła; z tym, że Kościół ma nie tylko teologię, ale i moce łaski – troskę o konkret życia!

Na pewnej pielgrzymce, gdy przyszła ulewa z piorunami, zauważono, że w takich sytuacjach lepsza jest zwykła szopa, niż wielotomowa dokumentacja na luksusowy orbisowski hotel. – Mamy dokumentację na odnowione w duchu Soboru życie zakonne, ale jakże często „leje się nam za kołnierz” …!

Nie idzie o wskrzeszanie kompletu dawnych form, ale czy do nowej teologii umiemy dopracować nowy, współczesny system praktycznych zachowań zakonnika. Sobór i konstytucje często nam to nakazują robić, właśnie na terenie Prowincji i Wspólnot domowych, skoro przy obecnej decentralizacji nie czyni się tego na terenie ogólno-zgromadzeniowym czy zakonnym.

… Z powyższą „akonkretnością” wiąże się ogólny kryzys obowiązywania nawet w tych dziedzinach, gdzie coś jest ściśle określone i wymagane. Problem nazbyt znany; tu tylko przypominam go dla pełności obrazu. Nawet przyczyny są znane: kryzys prawa w świecie, kompromitacja prawa i władzy w niektórych systemach, w wypadku zakonów wieloletnie „zawieszenie prawa” w miejsce dawnego „kultu reguły”!!! Aby to brzmiało żywiej, chciałbym mówić o przedziwnym u nas poczuciu dowolności …

To, co w świecie miały zapewnić kontrole i sankcje, w Kościele powinno zastąpić i zastępowało sumienie. W wielu dziedzinach nikt duchownych nie kontroluje i nie żąda „pokwitowań na piśmie” czy rachunku. Ot – przykład intencji mszalnych, ale nie tylko!

Tymczasem: – Gdy np. kasjerka w okienku biletowym na dworcu oddali się na trzy minuty poza urzędową przerwą, zdenerwowani podróżni wołają o książkę zażaleń, nie dbając o to, że owa pani przed pracą musiała odnieść dziecko do żłobka, a po pracy musi odstać swoje w kolejce, później ugotować obiad, przypilnować lekcje dziecka, poprać, coś uszyć …

My natomiast w każdej chwili możemy odłożyć w konfesjonale stułę, choć ludzie w kolejce patrzą na nas przerażeni – kto nas sprawdzi, kto spyta o pełny dzień pracy; a gdyby zechciał spytać … Zaraz otrzymałby od nas wykład o osobistej dojrzałości, o soborowych czasach itd. W sumie wszystko od nas zależy; we wszystkim mamy poczucie, jakbyśmy czynili Panu Bogu i ludziom … łaskę! /oczywiście nie wszyscy, nie zawsze, ale tutaj o niebezpieczeństwach mówimy, a takie niebezpieczeństwo jest realne!/. Gdyby z podobną precyzją obsługiwać skomplikowane maszyny, lub prowadzić pojazd z analogiczną sumiennością, jakie byłyby skutki? Dawniej jeszcze przynajmniej na rekolekcjach konferencjonista nam przypominał, że bodaj na końcu Ktoś nas rozliczy; ale dziś? –Któż by się odważył wystąpić ze staroświecką eschatologią – w dobie teologii pozytywnej i w okresie stawiania na miłość …

… Również już tylko „do kompletu” wypadnie odnotować niebezpieczeństwo postaw konsumpcyjnych. Była kiedyś taka zasada duchowa: gdy mam wątpliwości co lepsze, winienem się zapytać, co mnie więcej kosztuje /bo wiadomo, to egoizm ciągle doradza „łatwiejsze”!/.

Czy dzisiejsze życie zakonne nas więcej kosztuje!??? – Jeśli tak, to dobrze, bo i tak bywa! zwłaszcza, gdyby chcieć rzeczywiście wcielić w życie idee Soboru i nowych konstytucji, bo tam nie ma koncesji dla łatwego naturalizmu. Ale pytajmy, czy powszechnie obserwowane życie zakonne, to rodem nie z nauki Soboru lecz ze świeckich tendencji w dobie Soboru …; czy ono rzeczywiście więcej nas kosztuje!???

– Wiadomo, że zawsze byli w klasztorach ludzie gorliwi i mniej gorliwi; tak jest i dziś. Ale niewątpliwie nasilają się tendencje do komfortu!!! Mowa była wyżej, że zakonnik, kiedy „nie jest potrzebny” w klasztorze, ma ochotę gdzieś wyjść. A jeżeli już wyjść, to trzeba gdzieś wstąpić. A jak się chce wyjść i gdzieś wstąpić – wypada jakoś wyglądać i coś mieć przy sobie … A poza tym – wygodniej jest czymś wyjechać niż wyjść. Skoro zaś się jedzie, trzeba, żeby „to” jakoś jechało; dobrze też jest, żeby coś grało przy kierownicy. – A w domu … Skoro dłużej przy telewizorze, to trudno tak siedzieć na drewnie; przydałby się fotel przyzwoity … No i gdy się tak siedzi, przydałoby się coś na stoliku. A jak telewizor, to i przystawka. A jak przystawka, to i zestaw kaset. A jak zestaw kaset – to na to trzeba czasu … itd. itd. Nie ma granic apetytom ludzkim, nie będzie granic konsumpcji w klasztorach, jeśli ich nie przeważy głębokie zafascynowanie sakralne i apostolskie!

– Ma tu swój udział problem darów i wyjazdów zagranicznych; jak ktoś coś nie płacił, jak sobie ktoś coś przywiózł z zagranicy, to co przełożonemu do tego!

Podobno już na spotkaniach młodych kapłanów i zakonników uczestnicy usiłują sobie imponować marką swego wyposażenia technicznego: Ja mam Philipsa … – a ja Grundinga! Kiedyś trzeci podobno zapytał: Słuchajcie, czy to, co macie w trzy lata po święceniach można było zdobyć w sposób legalny??? Zaległo milczenie!

Ale nie jest to próba, generalnego zakwestionowania młodych; wytyczania granic. Zawsze istniał jeden fundamentalny podział, nie według wieku, ale według stopnia zaangażowania: są ludzie, którzy czegoś „chcą” i ludzie znudzeni, których już na żaden idealizm „nie nabierze”. Wszyscy musimy się pytać słowami jednego z wierszy Ks. J. Twardowskiego: „Ile w nas jeszcze z kamienia wyrzuconego z procy, który nie doleciał jeszcze do ziemi …”? Straszni są ci „realiści” w zakonach i w kapłaństwie, którzy już dolecieli do ziemi …

 

Zadania przełożonych na linii przeciwdziałania zjawiskom negatywnym

Proszę Czcigodnych Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce! Przedstawiłem tutaj obraz, który może przygnębić. – Dlatego przypominam raz jeszcze, że nie wszystkie zmiany, jakie w życiu zakonnym odnotowujemy, muszą oznaczać zmianę na minus. – A jeśli coś już jest jednoznacznym minusem, to o sytuacji ogólnej decyduje dopiero proporcja minusów i plusów – które przecież istnieją również /referat o nich też może trwałby godzinę!/. Niemniej jednak, to co jest zagrożeniem, musi być dostrzeżone – i musi pociągnąć za sobą odpowiednie działania; wszystkich, ale Przełożonych w szczególności – zwłaszcza Przełożonych tej rangi!!!

– Jak przeciwdziałać; chciałbym powiedzieć: nie PRZECIW-działać, lecz DZIAŁAĆ. Myśl tę spróbuję przyodziać w następujące porównanie: Kiedyś na spotkaniu naszych przełożonych w Toruniu powiedziałem, że przełożeni bardzo często przypominają kucharza, który zamiast dobrze napalić pod garnkiem, co chwilę podnosi pokrywkę i dziobie widelcem kurczaka w zimnej wodzie, złoszcząc się, że jest jeszcze twardy … – Zamiast ciągle Współbraci niepokoić i sprawdzać, należałoby samemu odszukać drogę po drewno lub węgiel, czyli zrobić coś, aby ogólna sakralna temperatura we Wspólnocie nieco się podniosła. W dokumentach posoborowych nazywa się to animacją !!! Przełożony nie administrator tylko, ale ANIMATOR właśnie. My w Polsce powiemy – przełożony „proboszczem” wspólnoty zakonnej. A jak wiemy, proboszczowie po Soborze już dawno wyszli poza kancelarię, poza odprawianie Mszy i nieszporów oraz uprawianie hektarów; ileż duszpasterz podejmuje dziś pełnych inwencji inicjatyw duszpasterskich, i to zarówno na terenie parafii jak i diecezji /referaty duszpasterskie po kuriach; ileż różnych działów i akcji!/. Trzeba i nam tej dynamicznej inwencji …

– Inna uwaga: Przeciwdziałanie nie może dziś polegać tylko na wkładaniu belki w koła historii … W swoim czasie odbywał się międzyzakonny zjazd misyjny na temat „Rodzina – kościołem domowym”. W wyśmienitych referatach tłumaczono, jak to „łatwiej” było utrzymać własny /polski i kościelny/ klimat w rodzinach, gdy były to rodziny wiejskie i rzemieślnicze … Pokazano skalę zmian w funkcjonowaniu rodziny … Też zmiany wręcz niewyobrażalne dla naszych praojców … Ale historii nie cofniemy. Trudno marzyć, że ludzie z bloków wrócą do chat lub dworków, że warsztaty z czeladnikami zastąpią na szeroką skalę wielki przemysł. Trzeba pomóc ludziom na osiedlach /!/ uczynić z rodziny „kościół domowy”, zakładając te wszystkie ZMIANY, które się dokonały …

Musimy i my szukać podobnych sposobów /te sposoby były w referatach wskazane/. Temat ogromny, ale i czasu zająłem już dużo, więc tylko jeszcze jedna – druga myśl:

– Rozważania wyżej rozwinięte prowadzą nas też raczej ku animacji niż ku kontroli. Można zaryzykować zdanie, że nasz kryzys życia zakonnego nie jest skutkiem zmian zbyt wielkich, ale że zmieniliśmy ZA MAŁO!!! – Tzn. zmieniliśmy za mało po właściwej linii !!! Przypomnijmy myśl zakonnika z Italii: Kierunek zmian wyznaczyła nie teologia Soboru, lecz FAKT Soboru – czy raczej świecki, zdechrystianizowany kontekst epoki Soboru. Zamiast zatem bieg historii odwracać, trzeba dalej zmieniać, więcej zmieniać, ale nie po linii samoczynnego zeświecczenia, lecz poprzez wprowadzanie zmian rzeczywiście „soborowych” – teologicznych!

Więc jeśli „reformowanie”, to naprawdę kontakt z tekstami Soboru /wszystkimi/. Naprawdę przybliżanie Współbraciom posoborowej myśli teologicznej i posoborowych dokumentów Kościoła o życiu zakonnym; ponad wszystko zaś przybliżanie i wprowadzanie w życie przepracowanych Konstytucji!!! Trzeba sprawić, by były znane, aby ONE były czynnikiem decydującym o kształcie odnowionej zakonności, nie zaś te spłycone i świeckie tendencje, które głównie decydują dotychczas …

Jeden z naszych profesorów z Rzymu powiedział polskim przełożonym: waszym głównym zadaniem na dziś jest przybliżenie Konstytucji życiu!

– Animacja bardziej niż „kontrola”, bo: Wyegzekwowanie zewnętrznych ram życia zakonnego miało swą skuteczność wtedy, kiedy ramy te obejmowały całość życia!

Może znów porównanie: Pilnowanie dachówek ma wtedy swój sens, gdy nakrywają one cały dom. Stanie na straży desek w parkanie jest wtedy sensowne, gdy parkan opasuje szczelnie całą posesję. Gdy na dachu zostanie kilka dachówek i kilka sztachet w płocie, choćbyśmy je zdołali zachować, one same nie zabezpieczą nas przed deszczem ani nie uchronią przed intruzami. Potrzeba więcej oddziaływania na świadomość, wytwarzania sakralnych klimatów, aby te, jak rozłożony parasol sięgnęły szerzej niż rączka trzymana w dłoni. – Bo też nie zawsze mamy Współbraci wokół siebie; nie zawsze my z nimi jesteśmy, dlatego dopilnowanie drobnych fragmentów życia niczego nie załatwi. Trzeba natomiast zapewnić Wspólnotom pewne tzw. „mocne punkty” – intensywne impulsy, działające właśnie na świadomość, aby „fortitudine cibi illius” Współbraciom łatwiej było trwać w zakonnych wyborach i sakralnych zaangażowaniach. Nie system ram, lecz system motorów; bardziej magnesy niż parkany.

W tej animacji podkreśla się rolę Biblii oraz Liturgii we Wspólnotach zakonnych. Powiedziano, że praktyki bywają niekiedy dyskwalifikowane jako „dewocja”; sama praca prowadzi znów do „operacjonizmu”. Sięgnąć trzeba zatem do samego źródła życia, do Biblii. Jednym z najbardziej charyzmatycznych dokumentów Soboru Watykańskiego II jest Konstytucja Dogmatyczna o Objawieniu Bożym. Zakony, które się oparły na Piśmie Świętym – ożyły.

– Mówi się, że innym punktem orientacyjnym dla zakonów dziś winien być Kościół lokalny. Ongiś zakony stanowiły coś w rodzaju armii Kościoła Powszechnego. Wiązało się to z ideą Kościoła – Imperium …

Dziś już takiego „imperialnego” Kościoła nie ma; ludzie /w krajach zachodnich zwłaszcza/ już się z jego „władzą” nie liczą … Trzeba pokornie świadczyć na miejscu, wobec najbliższych; poza klasztorem i wewnątrz klasztoru. Więc znów animacja … wpływ, przez świadectwo, co głównie Przełożonych musi dotyczyć. Współbracia doskonale wyczuwają, na czym Przełożonemu zależy, do czego przywiązuje on największą wagę. – Wyczuwają doskonale, i to jest nasza animacja – lub anty-animacja …!

– W końcu, dwie jeszcze dziedziny, na których musi nam zależeć, i które są w pewnym znaczeniu sprawdzianem, czy zakon lub klasztor ma jeszcze prawo istnienia w Kościele i w społeczeństwie. Są to dwa z trzech kryteriów żywotności zakonów, wskazane w swoim czasie przez O. Arrupe. Trzeba nam pytać, czy mamy we Wspólnotach bodaj kilku ludzi prawdziwie świętych – i czy jesteśmy jakoś potrzebni otoczeniu /czy ludzie upomnieli by się o nas, gdyby klasztor lub zakon usiłowano skasować/.

Święci …: Jeśli w sadzie jest bodaj kilka dobrych drzew, ma on prawo istnienia, szkoda byłoby go likwidować.

Przydatność dla otoczenia …: Było, że kiedyś likwidowano pewien klasztor w Kościanie /w wyniku pewnych lokalnych trudności zakonnicy wyprowadzili się sami/. W czasie tej przeprowadzki, gdy wynoszono sprzęty i bagaże na zewnątrz ludzie z powrotem wnosili je do środka … To był znak.

Spróbujmy to wyrazić inaczej: Istnieje taki wiersz o Golgocie – nie pamiętam już autora …

– Gdyby tam było puste miejsce – nie byłoby ratunku.
– Gdyby tam było puste miejsce,
gdyby tam nikt nie krzyczał – nie byłoby ratunku.
– Gdyby tam było puste miejsce,
gdyby tam nikt nie krzyczał,
gdyby tam nikt nie krzyczał głosem wielkim – nie byłoby ratunku.

Próbowałem przyłożyć ten wiersz do Jasnej Góry – na 600-lecie obecności Obrazu. Nie wątpimy, że tam się sprawdza! – Gdyby tam było puste miejsce, gdyby tam była prywatna posesja z kłódką w bramce, gdyby tam zamiast wieży wznosił się wysoki komin fabryczny … ileż dla nas Polaków ubyłoby ratunku!!!

… Spróbujmy ten wiersz przyłożyć jak termometr do naszych zakonów i naszych klasztorów: gdyby TAM było puste miejsce – czy dla kogoś rzeczywiście „ubyłoby ratunku” … – Jeśli TAK, mamy prawo istnieć, mimo zasygnalizowanych w referacie zagrożeń.

Na zakończenie dyskusji zaznaczyłem, że referat operował obrazami, faktami, ale dotyczył problemów; obrazy były sprawą stylu; miały ewokować i symbolizować zjawiska i zagadnienia szersze. Zmyliło to niektórych dyskutujących, którzy nawiązywali raczej do tych oderwanych fakcików … Zmylić mogła także jednostronność tematu /NEGATYWY!/, co łącznie ze zmęczeniem i pośpiechem mogło spowodować wrażenie, że mówiący w bardzo czarnych kolorach widzi współczesne życie zakonne. Tak nie jest. Istniejące zagrożenia nie muszą być zagrożeniami powszechnymi; poza tym nie miałem możliwości mówienia na temat dostrzegalnych także walorów i szans.

A oto niektóre szczegółowe sprostowania i wyjaśnienia, w nawiązaniu do dyskusji po referatach:

– Istotnie nie idzie o to, aby z noszenia habitu uczynić główny sprawdzian gorliwości zakonnika. Chociaż słusznie zauważyli dyskutanci, że jest to jeden z czynników, który stwarza odpowiedni klimat w klasztorze; nie jesteśmy bowiem tylko duchami; znaki zewnętrzne mają również sens. Ale ja osobiście na temat habitu mówiłem w punkcie pierwszym, gdzie obrazowałem skalę dokonanych zmian, jeszcze bez wdawania się w oceny!!! A jeśli już … to szło mi nie o nawrót do dawnych „przerysowań” w tym względzie /tak jak to zostało nazwane!/, lecz o odwrót od obecnych przeciwnych skrajności; o odnalezienie pośredniej, słusznej drogi …

– Mówiono, że noszenie habitu przez Polaków /zwłaszcza podczas spotkań międzynarodowych/ upokarza innych i wprowadza moment dysharmonii … Można te opinie psychologicznie zrozumieć, ale też istnieje problem pokrewny: Czemu „równanie” musi iść zawsze w kierunku rezygnacji a nie mobilizacji? Znam wypadki, że zakonnicy noszący habity są bardzo tolerancyjni wobec współbraci chodzących w cywilu, natomiast „cywilowcy” tej tolerancji dla „habitowych” nie mają … Toteż jest dość znamienne. Poza tym – nie miejmy zbytnich kompleksów jako Polacy, że to „jakieś tam … Gorzkie żale, nabożeństwa i archeologia zakonna!!!”

Kiedyś usiłowałem tłumaczyć na międzynarodowym sympozjum, że może jest to ów zmysł „środkowej drogi”, który sprawił, że Polska XVI wieku była azylem dla innowierców Europy, a sama zachowała łączność z Rzymem; że w XVIII wieku zamiast rewolucji francuskiej myśmy mieli Konstytucję 3-go Maja; że w latach 80-tych naszego wieku myśmy mieli nie Węgry, ale „Solidarność”, by już nie dotykać tak atakowanego przez niektórych „konserwatyzmu” Prymasa Tysiąclecia, dzięki któremu zachowaliśmy religijność masową /docenianą teraz dopiero na Zachodzie!!!/ – a równocześnie nie zamknęliśmy się na duszpasterstwo grup.

– W sprawie stawiania na miłość! – Jeden z Przełożonych, obejmując urząd, wygłosił mowę: Moim programem jest, aby wam było dobrze ze mną – a mnie z wami … – Ktoś zapytał, czy by się tu jeszcze nie należało o Pana Boga upomnieć!???

– Pytano w dyskusji, jak patrzeć na inicjatywy młodych /niektórych/, aby utworzyć grupy żyjące oddzielnie – wymagające więcej od siebie, niż to jest wymagane w zwyczajnych klasztorach.

Otóż Kościół dziś np. w dziedzinie ubóstwa wręcz doradza, aby ci, których na takie wyrzeczenie stać, próbowali praktykować bardziej radykalne sposoby ubóstwa /dzielenie doli „wyrzutków społeczeństwa”/. Z drugiej jednak strony Włosi, którzy mają już pewne doświadczenia w dziedzinie takich grup, żyjących osobno, uczulają, że często są to grupy skazane „na umarcie”, bo nie mają przecież własnych instytutów formacyjnych – a poza tym, zwykle są to wspólnoty „zawieszone” na jednym ulubionym „przywódcy” – gdy jego zabraknie, grupa się rozpada. Sugerowano zatem, aby owszem takie grupy tworzyć, ale nie „przeciw” wspólnotom zwyczajnym, lecz z ich poparciem duchowym, materialnym i personalnym! Zabezpieczy to też przed powstawaniem niebezpiecznych podziałów i animozji …

– W dyskusji uznano za niepoważne wręcz ustalenia w niektórych zakonach, że nie pozwala się nowicjuszom i klerykom na palenie papierosów, a po święceniach jest to już dozwolone … Przecież ci starsi powinni być doskonalsi od młodych!

Rozumowanie też jakoś logiczne, ale istnieje jeszcze przecież coś takiego, jak pewna „próba” na etapie formacji. Wystarczy wskazać na analogię służby wojskowej … Przecież dorośli mężczyźni nie urządzają biegów w lipcu – w hełmie i z pełnym bagażem na plecach, chociaż są silniejsi … a młodych żołnierzy tak się „hartuje” /nie tylko tak …/. Nie jest to oczywiście z mojej strony obrona palaczy – lecz obrona nie tak może znów głupich przełożonych i wychowawców. Znając jako tako realia życia, łatwo się też domyśleć, że „korekta” wspomnianych ustaleń nie poszła by po linii zakazu palenia w ogóle /po ślubach i święceniach/; palono by jeszcze w nowicjacie i w seminarium … – A wtedy po seminarium paliłoby niewątpliwie o wiele więcej!!!

– Postulowana większa cisza w klasztorach, gdy tyle hałasu spotykamy wokół. Istotnie, byłem świadkiem, jak w pociągu ekspresowym z Warszawy do Krakowa jedna pani, nie pytając nikogo, wyłączyła głośnik z muzyką. Gdy ktoś się upomniał, powiedziała, co myśli o nadmiarze wrzasku dziś.

Kiedy indziej byłem świadkiem, jak turyści pełni nabożeństwa zwiedzali klasztor z obrazami, rzeźbami a nawet szatami liturgicznymi i srebrami w gablotach … Z za drzwi jednej z cel „lała się” w te świętości muzyka w stylu dyskoteki. Nagłośnienie było bardzo dobre!!! – Wrażenie mniej …

 

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

Bozzolo Andrea SDB, O synodalności w Kościele i roli osób konsekrowanych

Wawrzeniecki Robert OMI, Proces synodalny w zakonach w Polsce, w ramach konferencji zakonnych i Kościoła lokalnego

Dyrek Krzysztof SJ, „Twórczo odważni” wobec współczesnych „krwotoków” życia konsekrowanego