Mayrhofer Beatrix SSND, Życie zakonne to dawanie nadziei na placu budowy Europy

 
Beatrix Mayrhofer SSND

ŻYCIE ZAKONNE TO DAWANIE NADZIEI NA PLACU BUDOWY EUROPY

XII Zebranie Plenarne UCESM, Fatima,  6-12 lutego 2006 r.

 

Zapewne znacie Państwo tę historię. Trzej mężczyźni dźwigają kamienie. Przechodzący obok człowiek pyta pierwszego z nich: „Co ty tu robisz, człowieku?” Mężczyzna odpowiada: „Dźwigam kamienie”. Potem przechodzień pyta drugiego mężczyznę: „Co ty tu robisz, człowieku?”, a ten mu odpowiada: „Pracuję i w ten sposób zarabiam na utrzymanie mojej rodziny!”. Przechodzień zwraca się również do trzeciego mężczyzny z pytaniem: „Co ty tu robisz, człowieku?”, a on odpowiada: „Wznoszę katedrę”.

Zebraliśmy się tutaj dzisiaj, żeby móc zadać sobie właśnie to pytanie: „Co ty tu robisz, człowieku?” I jak odpowiemy na to pytanie? „Siedzę tu i czekam, aż czas minie!” albo „Reprezentuję mój kraj, nasze zgromadzenia”, a może odpowiemy: „Buduję Europę”? Dużo było już mowy o wspólnym domu Europy, o ojcach założycielach, o budowniczych Europy. Teraz jednak chciałabym postawić inne pytanie: „Co właściwie budujemy, kiedy budujemy Europę? I jaka jest rola nas, osób zakonnych, na placu budowy Europy? Co właściwie budujemy, budując Europę: hale targową, fortecę, wielką sieć komunikacyjną świątynie rozrywki, kościoły, drapacze chmur czy wsie, posterunki graniczne, centrale administracyjne, parlamenty, więzienia, szpitale, szkoły…. Czy wznosimy coś nowego, czy też tylko kontynuujemy budowę już rozpoczętą czy budujemy coś na nowo, czy rozbudowujemy nasz kraj, który przecież, geograficznie rzecz biorąc, jest jedynie wielkim półwyspem Eurazji? Czy zabudowujemy szczelnie nasz krajobraz? Czy też burzymy nasze stare, historyczne budowle i z uzyskanych w ten sposób kamieni wznosimy zupełnie nowe obiekty? Przecież nieraz zdarzało się już w naszej historii, że nowa religia wykorzystywała budowle starej jako źródło materiałów do wznoszenia swoich świątyń? Czasami, jak mi się zdaje, mamy teraz do czynienia z bardzo podobnym procesem. Wewnętrzne kamienie naszych kościołów, podstawy naszej religii chrześcijańskiej, wykorzystywane są przez nowych budowniczych do wznoszenia nowych budowli. Proces taki można było obserwować w Austrii podczas ostatniego Adwentu: teksty reklamowe nie oszczędziły chyba żadnej kolędy, żadnej melodii, żadnego symbolu religijnego, wykorzystując je i wypaczając ich właściwy sens dla swoich komercyjnych celów.

 

Co my właściwie budujemy, budując Europę – i jaką rolę my, osoby zakonne, pełnimy na tym placu budowy?

Proszę pozwolić mi teraz na przytoczenie osobistego przykładu. W Wiedniu, gdzie mieszkam, dwa razy w tygodniu spotykam się z 32 dziesięcioletnimi chłopcami i dziewczynkami z 1 klasy gimnazjum. Dzieci te mają na imię Taro i Peter, Manuela i Marilyn, Susan i Shivani, Aysun i Anja i wszystkie one uczą się w mojej I c, poziom 5, w gimnazjum w centrum Wiednia. Ich rodzice pochodzą z Japonii i Korei, z Chorwacji i Kerali, z Pendżabu i Turcji. Wszyscy oni już sporo przeżyli. Wojna albo bieda, polityka albo sztuka ściągnęły – a w wielu przypadkach przygnały – ich rodziców do Wiednia. I teraz wszystkie te dzieci to Wiedeńczycy siedzący w piętnastej dzielnicy naszego miasta obok siebie w ławach szkolnych. Siedzą razem z Oliverem i Markusem, Johanną i Cariną których pradziadowie przed 100 lub 60 laty przybyli do Wiednia. Razem się bawią kłócą śmieją się i uczą.

Te dzieci uczą się. Czego powinny się uczyć i po co? Czego potrzebuje ta generacja – dzisiaj na jutro i pojutrze? Często zadajemy sobie to pytanie. Nasze centrum szkolne leży, jak już wcześniej wspomniałem, w piętnastej dzielnicy Wiednia, w okolicy dużego Dworca Zachodniego. Do szkoły przychodzi codziennie 1400 uczniów – a pochodzą oni z 40 różnych krajów, mówią 20 językami ojczystymi, wyznają 12 różnych religii. I różnorodność ta dla tej dzielnicy Wiednia nie jest niczym szczególnym. Statystyki mówią że w naszej dzielnicy żyją ludzie 120 narodowości. Oblicze naszego miasta zmienia się, Europa zmienia się i wszyscy pytają z obawą: w jakim to zmierza kierunku?

Jest to pytanie o przyszłość Europy stawiane przez polityków i menedżerów, ekspertów finansowych i działaczy ochrony środowiska, przedstawicieli kościoła i artystów, ale także policję oraz Caritas. W długim i trudnym procesie Konwent starał się wypracować wspólną konstytucję europejską której jednak jeszcze do tej pory nie ma. Kwestia granic Europy porusza wszystkich, którzy zadają sobie to pytanie, a biskupi europejscy poświęcili temu tematowi już dwa synody.

Zebraliśmy się tutaj, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie zadanie mogą, muszą postawić sobie w tej Europie osoby zakonne. Czy osoby zakonne mogą wnieść jakiś szczególny wkład w integrację narodów, w zespolenie naszego kontynentu, który ma tak bogatą historię, a przy tym doznał i w dalszym ciągu doznaje takich zniszczeń? Bez wątpienia zakony w ciągu ostatnich 1500 lat zdecydowanie przyczyniły się do kształtowania oblicza domu europejskiego. Bez Jana Kasjanai Benedykta, bez Franciszka, Dominika i Ignacego, bez Teresy i Jana Bosko Europa nie byłaby tym, czym jest obecnie: kontynentem o dużych tradycjach kulturalnych i humanitarnych, kontynentem o długiej historii. Jednak obecnie wydaje się, że po euforii roku 1989 przyszedł etap rezygnacji. Ludzie boją się przyszłości, wielu chciałoby zamknąć okna i drzwi swojego domu; jedni chcieliby wreszcie zaryglować te drzwi i opuścić dom, ojczyznę, które nie dają już żadnej nadziei, inni chcieliby wszystko zamknąć, żeby nikogo nie wpuścić do siebie, żeby obcy nie zagrażali ich własnemu, małemu, z trudem zbudowanemu domowi. Jednak lęk o przyszłość nie jest kategorią biblijną. Myślę, że najważniejszym zadaniem ludzi, którzy przez Ewangelię zostali wezwani do życia poświęconemu Bogu, jest krzewienie nadziei, otwieranie tych zamkniętych okien. W tej sytuacji, która – cytuję posynodalną adhortację apostolską Jana Pawła II z czerwca 2003 – naznaczona jest „poważną niepewnością na płaszczyźnie kulturalnej, antropologicznej, etycznej i duchowo-religijnej”[1], papież wraz z biskupami Europy wzywa nas „do głoszenia Europie orędzia nadziei, które ona, jak się wydaje, zagubiła”[2].

Oto nasze zadanie. Nasz udział, braci i sióstr zakonnych, w kształtowaniu Europy leży w naszym powołaniu. Możemy, powinniśmy i musimy dawać to, czym jesteśmy: Jesteśmy powołani i posłani, zostaliśmy powołani przez miłość i posłani do miłości.

Parafrazując słowa naszej siostry św. Teresy z Lisieux, możemy również powiedzieć: „W sercu Europy jest Kościół, w sercu Kościoła pozwól nam być miłością. Lub elementem symbolicznego domu: naszym zadaniem jest być we wspólnym domu Europy oknem, ludźmi, którzy wpuszczają światło Ewangelii, ludźmi, którzy wpuszczają powiew Ducha Świętego, ludźmi, którzy patrzą przed siebie i do góry, którzy patrzą na daleki horyzont tworzenia, na większą całość.

My, osoby zakonne, którzy z wolnej woli wybraliśmy czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, jesteśmy w konsekwencji naszej decyzji ludźmi nadziei. Codzienne modlimy się: „Głosimy    śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twojego przyjścia w chwale!”. On przychodzi i ktoś musi Go oczekiwać, ktoś musi Go wyglądać, aby okna i drzwi pozostawały otwarte.

Przeciw wszelkim mrokom, przeciw destrukcyjnym zamysłom, przeciw igraniu ze złem i przeciw rzeczywistej mocy zniszczenia pokładamy naszą nadzieję w Bogu żywym. Nasza reguła zakonna mówi: „Posłani przez Boga w Trójcy Jedynego żyjemy tak, aby Jego władza była bardziej widoczna w naszym zbawionym, ale jeszcze grzesznym świecie. Głosimy proroczo pierwszeństwo Królestwa Bożego, o które jest już wśród nas i ciągle jeszcze nadchodzi”[3].

Europa stoi przed ogromnymi wyzwaniami gospodarczymi, politycznymi, społecznymi i kulturowymi. Ludzie, którzy kierowani miłością Chrystusa żyją w wielkiej chrześcijańskiej tradycji Europy w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie mogą dzięki swojemu wspólnotowemu życiu zakonnemu przyczynić się w szczególny sposób do budowania wspólnoty europejskiej, która jest czymś więcej niż tylko coraz bardziej interesującym rynkiem ze swoimi specyficznymi zwycięzcami i „przegranymi modernizacji”[4].

Europa stoi przed ogromnymi wyzwaniami gospodarczymi. Wielu patrzy na Europę jak na duży i wielce obiecujący rynek. Europa, wielki rynek finansowy, Europa, wielki rynek zbytu. Wielu szuka jednak trzeciej drogi. Po tym, jak miliony ludzi cierpiało pod władzą komunizmu i jego gospodarki planowej, mamy do czynienia po rozpadzie Związku Radzieckiego z kapitalistyczną maksymalizacją sukcesu gospodarczego, globalizacją rynku i tendencja ta staje się coraz bardziej niebezpieczna. Podczas gdy komunizm wymagał lekceważenia własności, teraz kapitalizm żąda jej uwielbienia.

Przyszłość Europy i nie tylko Europy będzie w znacznym stopniu zależeć od tego, czy my wszyscy nauczymy się myśleć w inny sposób i znajdziemy takie formy gospodarcze, które nie mierzą postępu wzrostem kursów akcji i „całkowitą wartością wytworzonych towarów i usług pozostających do dyspozycji tylko tych, którzy mają pieniądze, żeby za nie zapłacić”[5]. Zmiana toku myślenia jest możliwa, mówią krytycy globalizmu.

Ludzie, którzy dobrowolnie rezygnują z posiadania, ponieważ całkowicie poświęcili się życiu w Panu, mogą w tej naszej rzeczywistości nieustannej walki być znakiem, by otworzyć okno: spełnienie w życiu płynie do nas z innych źródeł światła!

Istnieje wolność od samolubnej woli posiadania oraz zdolność do poświęcenia się w imię krzewienia sprawiedliwości, sprawiedliwego podziału pracy i dochodu, opieki nad zubożałymi, odważnego zaangażowania się w zmianę tych struktur, które są źródłem biedy.

W szkole katolickiej jest to naszym nieustannym wyzwaniem: mamy nie tylko uczyć młodych ludzi, jak osiągnąć sukces w naszym społeczeństwie, ale powinniśmy im również wpajać krytyczne spojrzenie na te struktury, które prowadzą do zubożenia łudzi i rozpowszechnienia się pogardy wobec nich. Zaczynamy już mówić również o ubóstwie osób pracujących, którzy mają tak niskie zarobki, że nie są w stanie pokryć nimi kosztów utrzymania.

Europa potrzebuje proroczego słowa i świadectwa o skarbie na polu, żeby – pozostając przy tym obrazie – owo pole nie stało się samo w sobie skarbem, który się wykorzystuje, aż trawa uschnie, wiatr rozwieje pył, a my nasz glob uczynimy niemożliwym do zamieszkania.

 

Europa stoi przed dużymi wyzwaniami politycznymi.

Czy uda nam się stworzyć struktury demokratyczne, które pomogą nam znaleźć nie tylko najmniejszy wspólny mianownik, ale i większy wspólny dobrobyt?

Europa leczy cały czas swoje rany – częściowo jeszcze otwarte – z czasów dyktatury Hitlera i Stalina, i wielu innych, którzy wykorzystując swoją władzę, męczyli ludzi, budowali więzienia, obozy koncentracyjne i wznosili mury. Słowo „posłuszeństwo” stało się słowem nadużywanym i sponiewieranym. I dlatego też ważne jest dla życia znalezienie nowych form posłuszeństwa: nowych dróg dialogu, słuchania drugiego człowieka, rozmawiania ze sobą, wzajemnego poszukiwania tego, co dobre dla wszystkich.

Demokracja nie może sama z siebie tworzyć wartości, których potrzebuje dla swojego funkcjonowania. Nie chodzi przecież o władzę większości. Chodzi o wspólne dobro, o poszanowanie mniejszości, o respektowanie jednostki. Jeśli szanować będziemy jedynie to, czego chce większość, to jednostki słabsze, pozbawione głosu mogą zostać zepchnięte na margines, zapomniane i zniszczone. Wszyscy wiemy, że media mogą wywierać wpływ na większość, mogą nawet decydować. Dyktat opinii publicznej może przerodzić się w subtelną formę dyktatury. Kto ma władzę – kto ma pieniądze – ten ma najważniejszą gazetę lub najsilniejszego nadawcę. Kto ma gazetę, decyduje o tym, co się mówi i jak się myśli, kogo się wybiera. Wartościowe dobro wolności potrzebuje fundamentu ewangelizacji, aby despotyzm egoistów nie miał żadnej szansy rozwoju. Milczący potrzebują kogoś, kto przemówi za nimi. Ludzie, którzy w duchu Ewangelii ślubują posłuszeństwo, mogą otworzyć okno i dać świadectwo, że wspólnota może czynić wolnym, że wierność może być owocna, że jest nam potrzebna stabilitas loci, że naszemu sercu potrzebne jest znalezienie ojczyzny w świecie, który jest w nieustannym ruchu, który przeżywa o wiele większe wędrówki ludów niż historia widziała.

Posłuszeństwo chrześcijańskie to życiowa forma nadziei: prawda, która czyni nas wolnymi, została nam podarowana. W czasie, kiedy nihilizm i relatywizm stały się nową religią, mówimy w postawie posłuszeństwa: My, ludzie, nie jesteśmy skazani na dowolność, obojętność, umiemy rozpoznać prawdę, która ku nam przychodzi, która nas wyzwoli (J. 8,32)[6].

Możemy jej szukać i znaleźć ją oraz według niej kształtować nasze życie: jako jednostki i jako wspólnota, również jako wspólnota narodów.

 

Europa stoi przed dużymi wyzwaniami społecznymi.

Umowa pokoleń poddawana jest dyskusji, proces integracji budzi nadzieje i zupełnie nowe – ale też stare – obawy. Siłom centralizacyjnym, Brukseli, przeciwstawiają się coraz silniej siły decentralizacyjne. Nowo powstała świadomość narodowa przynosi wraz ze sobą również niebezpieczeństwo kształtowania się nowych postaw radykalnych, nacjonalistycznych, egoizmu grupowego i tworzenia nowych wzorców wrogości. Już teraz pytają decydenci w kasach chorych i zakładach ubezpieczeń emerytalnych wielu państw zachodnich, jak dużo chorób i niepełnosprawności może wytrzymać system, i zechce wytrzymać. Ludzie, którzy żyją po jednej i po drugiej stronie granic nowych państw Unii Europejskiej, boją się o swoje miejsca pracy. Przede wszystkim młodzi ludzie boją się o środowisko naturalne. Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Wiedniu w czerwcu 1998 mówił o istotnym zadaniu, które „stoi przed budowniczymi Europy: z zachodnioeuropejskiej wyspy dobrobytu uczynić obejmującą całą Europę strefę wolności, sprawiedliwości i pokoju”[7].

Również i papież przekonany jest o tym, że nieuniknione są materialne ofiary ze strony bogatych państw podczas procesu niwelowania nieludzkich różnic poziomu dobrobytu wewnątrz Europy.

Osoby zakonne, które żyją w bezwarunkowej miłości Chrystusa, odczuwają i świadczą swym życiem, że miłość ta wyzwala człowieka do bezinteresownej służby. Patrząc na Jezusa, możemy ćwiczyć się w Jego postawie głębokiego szacunku do człowieka i troski o człowieka. Na wskroś indywidualna, a zarazem uniwersalna miłość Chrystusa otwiera w ludziach, którzy dla Królestwa niebieskiego wybrali życie w czystości, nowe okno miłości. Tak jak Jezus zwracał się zawsze do pojedynczego człowieka i jemu indywidualnie głosił i darował zbawienie, tak i my możemy w naszej służbie stawiać człowieka w centrum naszego zainteresowania: (dziecko, nienarodzone i narodzone), zdrowego człowieka i chorego człowieka, sprawnego człowieka i człowieka niepełnosprawnego, człowieka starego i umierającego. Kto chce uczestniczyć w budowaniu domu europejskiego, musi patrzeć i na to, co jest blisko, i na to, co jest daleko. Chodzi tutaj o dostrzeganie bliźniego przed moimi drzwiami (lub w tej samej klasie, na tej samej klatce schodowej, na tym samym osiedlu), chodzi tutaj o szerszy horyzont, o cierpliwość i pokorę. Budowniczowie fundamentów Katedry w Chartres nie poznali ani tych, którzy katedrę kryli dachem, ani nie przeżyli w katedrze żadnej uroczystości, ponieważ budowa katedry trwała dłużej niż cztery pokolenia. Cierpliwość i pokora do okiennice nadziei.

Mamy nadzieję zobaczyć Europę wolną, w której panuje sprawiedliwość społeczna i poszanowanie godności ludzkiej. Mamy nadzieję zobaczyć Europę jako miejsce, gdzie chronione i pielęgnowane jest środowisko. Aby nadzieje te znalazły swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, musimy mieć wiele odwagi, ale też cierpliwości, pokory i wyobraźni.

Pozwólcie mi na koniec podzielić się wspomnieniem mojej małej uczennicy Petry, która w tym roku szkolnym udzieliła mi dobrej lekcji.

W październiku uczyliśmy się modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. W związku z tym, że chętnie wykorzystuję wszelkie okazje, aby dzieciom uzmysłowić różnorodność języków i kultur, poprosiłam chłopców i dziewczynki, żeby odmówili tę modlitwę w swoich ojczystych językach. Dzielne dzieci w wielu językach świata sławiły Matkę Bożą: po słoweńsku, chorwacku, malajsku, angielsku i japońsku. Na następnej lekcji stanęła przede mną Petra, rodowita Wiedenka, która oprócz niemieckiego zna jedynie dialekt wiedeński, i powiedziała: „Ja mogę odmówić tę modlitwę również w innym języku!” Zdziwiłam się i zapytałam, w jakim. Promieniując mała Petra odpowiedziała: „Znam tę modlitwę po łacinie!” Nie uwierzyłam jej i dostałam zaraz nauczkę za to moje niedowiarstwo! Petra faktycznie znała tę modlitwę po łacinie. Znalazła sobie słowa w internecie. Petra chciała mi za wszelką cenę pokazać, że ona również może powiedzieć tę modlitwę w innym języku: Ave Maria, gratia plena, dominus tecum! Dominus tecum. Pan z tobą! Nie chcę tutaj wygłaszać mowy pochwalnej na część wspólnego języka kościoła rzymskokatolickiego. Ja sama nie mam już tak pojemnej i wydajnej pamięci jak moja dziesięcioletnia uczennica Petra, ale życzyłabym sobie takiego zaangażowania i pomysłowości przy uczeniu się języka, który rozumieją ludzie, a którego my tak potrzebujemy: języka nadziei, zapewnienia Anioła: Dominus tecum, Pan z tobą! (Łk 1,28). To zapewnienie obowiązuje zawsze, obojętnie na którym etapie budowy, przebudowy, burzenia, kontynuacji budowy Europy znajdujemy się obecnie. Pan jest z nami.

Przed prawie 2000 lat – tak mówią Dzieje Apostolskie (16,9) – ukazał się Pawłowi w śnie Macedończyk i poprosił go: „Przepraw się do Macedonii i pomóż nam”. Paweł wyruszył natychmiast, by głosić Ewangelię w Europie. A tak jak do Efezjan, tak i do nas skierowane są następujące słowa: „Przeto i ja, usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. [Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły” (Ef 1, 16-19)

 

Przypisy:

[1] Jan Paweł II, Posynodalna adhortacja apostolska Ecclesia in Europa, Watykan 2003, wyd. niemieckie, s. 7.

[2] Tamże

[3] Jesteście posłani, Reguła życia Sióstr NMP, Rzym/Monachium 1986, nr 12.

[4] Wprowadził to pojęcie wiedeński teolog pastoralny P. M. Zulehner.

[5] J. Mander, J. Cavanought, Inny świat jest możliwy. Alternatywy globalizacji, wyd. niemieckie, Riemann, Monachium 2003, s. 17.

[6] Por. J. Ratzinger, Wiara, prawda, tolerancja, Herder/ Freiburg 2003, zwłaszcza s. 187 i n.

[7] Cyt. za: Konferencja Episkopatu Austrii, Kościół na placu budowy Europy, zeszyt 2, Wiedeń 2002, s.

 

Tłum. O. Kazimierz Lorek

 

Archiwum KWPZM

 

Wpisy powiązane

Bozzolo Andrea SDB, O synodalności w Kościele i roli osób konsekrowanych

Wawrzeniecki Robert OMI, Proces synodalny w zakonach w Polsce, w ramach konferencji zakonnych i Kościoła lokalnego

Dyrek Krzysztof SJ, „Twórczo odważni” wobec współczesnych „krwotoków” życia konsekrowanego